W sidłach namiętności. Wirtualni ulicznicy (fragment powieści)

Maria Jolanta Fraszewska

W sidłach namiętności.
Wirtualni ulicznicy

(fragment powieści)

 

Przez pół dnia oddawałam się rozkoszy nieistnienia. Jak to się robi, gdy nic się nie robi? Nie wiem. Leży się.

I nagle telefon przerwał tok przestrzennej pustki.

– Co robisz? – usłyszałam męsko brzmiący głos w słuchawce.

– Czekam na zmiłowanie boskie – odparłam, jakby to był atak. – Czekam na wybaczenie – ciągnęłam nędznie. Jak już raz wejdzie się w niespełniony nastrój, tak od razu z niego się nie wyskakuje.

– Nie zwracaj na mnie uwagi – pogrążałam się dalej.

– Telefonuję do ciebie nie po to, aby prowadzić monolog – głos uderzał mnie po membranie ucha. Jakby błędne ognie mnie opętały. Czas najwyższy, aby mu się odegrać.

– Brum, brum, brum – zawyłam chyboczącym głosem.

– Jezu! Zdurniałaś.

– Prawie.

Nie, nic więcej nie mów. Nie mów, bo szkoda słów. Słowa będą opadały, niżej i niżej, a ty wraz z nimi jak płonące po raz ostatni liście. I wylądujesz gdzieś w nieznanym miejscu. Zanim zorientujesz się gdzie, będzie już po wszystkim. Ponownie znajdziesz się w pustce. Samotność jest wtedy, gdy nikt do ciebie nie telefonuje. Nabywasz aparat telefoniczny, instalujesz go, wydajesz pieniądze i czekasz. Siadasz przed aparatem i lustrujesz go wzrokiem. Ładny, estetyczny, w twoim typie. I co jeszcze przychodzi ci do głowy? Że w twoim typie, estetyczny i ładny. Sama go wybierałaś, a on milczy jak mężczyzna. Przestań już milczeć! Przecież mówię do ciebie!

– Nie wierzę ci.

– Nie wierzysz?

– Nie. Znowu będzie tak jak poprzednio.

– Jak?

– Tak jak poprzednio…

Odłożyłam słuchawkę. Bezwzględne telefony. Odbierają spokój w każdym momencie, w każdej chwili. Wiem, że przegram, bo przyzwyczaiłam się do przegranej. Rozkosz jest chwilą, może tylko wyobrażeniem. Zaskoczenie rozchyla swą nagłość. Rozpina skrzydła namiotu chwili. Chwila brnie w chwilę. I za chwilę przeminie. Za chwilę oddajesz siebie. Potem szukasz powrotu. Nie możesz znaleźć, gdyż nie ma tej samej drogi odwrotu. Powrót nie istnieje. Powrót jest takim samym odkrywaniem jak przyszłość. Wciąż idziesz do siebie przed siebie. Czym różnią się powroty od odwrotów? Powrócić do ciebie mogę, ale odwrócić ciebie już nie mogę. Nie mogę odwrócić się od ciebie. Moje pożądanie odwraca się od ciebie i powraca do ciebie. Mknę i gnam do ciebie. Ilekroć się zatrzymuję – tracę oddech. Ilekroć tracę oddech, odwracam się od ciebie. A powrotu już nie ma…

2.

– Czemu milczysz? Czemu znowu milczysz!?

– Milczę… Słucham twego oddechu. Nie chcę przerywać jego rytmu, gdyż jestem w twym rytmie oddechu. Poszukuję tam siebie. Nasłuchuję, jak gubisz mnie za skałami, jak usilnie odcinasz się od mojego echa…

– Jesteś moim echem, cieniem i światłem.

– Jestem światłością, gdy leżę przy tobie. Płonę i błyszczę, gdy odchodzisz, tlę się zaledwie.

– Przecież jestem.

– Jesteś w słuchawce telefonicznej. Tam zamieszkałeś.

– Nie! Jestem przy tobie i zawsze będę!

– Będziesz tylko to mówił. Mówił do słuchawki telefonicznej. To ona czuje twój oddech. To na niej skrapla się tlen i wodór. To ona chłonie wodę, ślinę z twych ust. To ona pije twoje usta. To wszystko ma ona. Nie ja. To ona teraz zagląda ci w oczy. To ją teraz trzymasz w objęciach, parzysz ją swoimi dłońmi. Ja jestem daleko… daleko.

Gdzie jestem? Czy jestem w odwrocie? Stałam się odwrotna. Stoję do góry nogami. Podglądam go. Jaki on zabawny. Ściska słuchawkę w ręku i milczy. Zagryza wargi. Wyciąga brodę, naciąga skórę szyi. Wyglądałby całkiem dostojnie, gdyby nie te zęby.

Nie chcę twoich telefonów. Nie chcę! Dlatego odłożyłam słuchawkę, dlatego odłączyłam aparat od sieci. Nie będę na linii. Nie będę jak linoskoczek chybotała w powietrzu. Ja potrzebuję przestrzeni.

3.

– Uwiązałeś mnie.

– Przecież wiesz, w jakiej jestem sytuacji.

– Jesteś zaplątany w sytuację.

– Nie ukrywałem tego. Wiesz od samego początku. Wiesz wszystko.

– Wiem, że musisz być uwiązany, zaplątany, zasupłany, pogrążony. Musisz się wyplątywać, wyszarpywać, wciąż mobilizować energię.

– Nie przesadzaj.

– Myślisz, że przesadzam?

– Tak. Telefonuję do ciebie w każdej wolnej chwili, kiedy tylko mogę.

– Właśnie. Telefonujesz do mnie w chwili wyżebranej z… chwili wyrwanej.

Chwila z odzysku, z odwrotu. Ułatwia ją wyjście z psem lub z dzieckiem na spacer. Chwila w chwili. Chwila złożona z przypadku. W przypadkowej chwili powinnam być w domu, aby móc usłyszeć jego głos.

– To ja będę telefonował. To ja mam interes w tym, aby cię zastać.

– Masz interes w tym, aby mnie zastać… Ja takiego interesu nie mam?

Ty rządzisz i panujesz, ty się liczysz… ze sobą. I rozliczasz. Ja przyjmuję i odbieram telefony.

Telefony są bezgłośne. Krzyczą tak, że ich nie słychać. Potrafią milczeć. Ich życie wyznacza jeden terkot na chwilę. Jeden krzyk rozpaczy. Jeden donośny krzyk.

– Tak? Jestem. Jestem i czekam.

– Mówiłem ci, nie czekaj. Żyj tak, jak żyłaś. Żyj tak dalej.

Dalej? Czy istnieje jeszcze jakieś dalej? Czy jest coś bardziej odległego niż głos w słuchawce telefonicznej?! Tocz się dalej jak twoje życie. Tocz się dalej z górki i pod górkę jak odwroty i powroty. Może się zdarzyć, że nie zdążysz uskoczyć, gdy natrafisz na kamień. Dzień jest bardzo krótki, bo złożony z chwil. Dopiero odwrotnie, w mrokach nocy zaczniesz spadać w sen. Pobiegniesz odwrotnie i na zapas zawiśniesz z nogą uwiązaną w linie bungee.

4.

Nie pamiętam, która chwila składa się ze snu, a który sen z chwili?

Nie pamiętam chwil składających się na moje życie. Wiele nie pamiętam. I nie chcę odzyskać pamięci.

Czy jest ktoś, kto zapyta, czego chcę? Czy będę miała szansę jeszcze raz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcę odzyskać pamięć?

Chcę odzyskać pamięć, chcę pamiętać. Chcę żyć i zapadać w sen. Śnić z poczuciem rozkoszy jego trwania. Chcę, aby dzień istniał, ale niekoniecznie muszę pamiętać, że kiedyś należałoby się obudzić.

Czy do obudzenia się potrzebna jest mi pamięć?

Nie jest mi potrzebna pamięć do tego, abyś pamiętał o mnie. A więc nie jest mi pamięć potrzebna. Powinnam obyć się bez pamięci. Powinnam wiele rzeczy zrobić w życiu. Powinnam też spać. Powinnam zasnąć. Moją powinnością jest sen. Głęboki i stabilny. Sen.

Będę śnić. Dlatego nie zasnę. Będę przyglądać się z uwagą, z jaką prędkością mkną chwile. Jak wydłużają się i zapadają w siebie. Gdy nastąpi już tylko taki moment, że chwila pozostanie już tylko jedną chwilą, zasnę, nie wiedząc nawet o tym.

5.

Mogę znowu wyjść na ulicę. Biegiem na ulice! Dzień wstał, niezależny i piękny.

Nie, nie, zacznę od skradania się. Będę szła powolutku i wszyscy ludzie będą patrzeć na mnie. Wszyscy ludzie. Nawet tam, w tłoku, wśród obcych i nieznanych mi ludzi nie ukryję swej samotności. Uczucie to zostanie tam wzmożone. Poczucie samotności paraliżuje mnie do tego stopnia, że czuję się drętwa. Sztywna. Nie bój się, nikt cię nie zobaczy, jesteś nikim, taką samą przezroczystą szatą przyodziana jak inni. Po nikim wzrok przebiega nieustanie, ale też niezauważalnie.

Ulica. Ruch. Oczy. Szkliste bezdenne monitory. Nawet ich powieki są przezroczyste, nieistniejące, nie przykrywają światła. Wyzywają je na szermierkę. Słowo na słowo. Pierwsze zdanie i odwrót.

Świat staje się bardzo ruchomy i chwieje się w nieprzewidywalnych momentach.

Wydaje się, że nikt cię nie zna, aż nagle słyszysz:

– Cześć, jak tam? Dawno cię nie widziałam.

– Co za spotkanie…

– No to lecę, śpieszę się, wiesz, jak to jest.

Wiem, jak to jest. Wychodzę i wracam w to samo miejsce. Jestem wśród ludzi, jestem otoczona ludźmi. Wszędzie ich pełno, cała masa, zalewające potoki ludzi…

Ludzie chodzący wokół siebie, dookoła, wte i we wte, mieszają się ze sobą. Cześć. Uśmiech. Zażenowanie. Powodzenia. Dzień dobry, co słychać. I już mnie nie ma. Witaj i znikaj. Co dalej?

Pełno ludzi, nie ma wolnego miejsca, swobodnego, brakuje słów do wypełnienia wolnej przestrzeni. Słowa i wyrazy. Uwyraźnij się. Pokaż, co potrafisz. Pokaż siebie, tylko siebie, swoje życie. Przecież jesteś, przecież żyjesz.

Włączam komputer. Jest droższy od telefonu. Cenniejszy. Wchodzę na ulicę wirtualną. Nikt mnie nie widzi. Widzą tylko to, co chcę, aby widzieli. Widzą mój nick, moje pseudo-imię. I ja ich widzę. Czy na pewno? Kogo tam widzę? Co to jest tam?

Tam to jest mrok, który tętni iluzją.

6.

Światło przedziera się zaułkami ulicznymi krętych schodów nocy. Przeciska się niepostrzeżenie dla ciebie. Uderza w ekran. Otwiera się krawędź przestrzeni. Wystarczy ją schwycić, kliknąć, pociągnąć. Jest. Niewielka klamka współczesnego świata. Naciskasz, delikatnie muskając palcami obłość wirtualnej myszy. Doskonale dopasowana do dłoni, tak byś ją czuł w objęciach chłodu materii.

Nie istnieje nic, a jednak istnieje wszystko. Przeglądasz się w monitorze jak w lustrze. Przeglądasz się w przestrzeni, która nie istnieje w rzeczywistości twego realnego życia. Wybierasz się po omacku na spacer. Zaglądasz z zaciekawieniem.

Tak! Jesteś odkrywcą!

Dzień tańczy przed tobą, ponętnie wierzgając biodrami.

Wchodzisz w tłum. Szary, bezbarwny, nieistniejący. Nieistniejący?

– Cze, masz chwilę?

– Mam.

– To fajnie.

– Fajnie.

– Poklikamy?

– Poklikamy.

– Skąd jesteś?

– Stąd.

– Skąd?!

– Z drugiej strony.

– Co z drugiej strony? A gdzie masz pierwszą?

– Po pierwsze, mam chwilę i ją trzymam.

– Jesteś nawalona?

Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, gdy wskoczyło kolejne okienko. Okienko apletu.

– Może seks?

– Gdzie?

– Może być u ciebie.

Jezu, o co tu chodzi? Jestem chyba kompletnie durna. Ale powoli, powolutku…

– Jesteś tam?

– Zastanawiam się.

– To gdzie mieszkasz?

– A to moja sprawa.

Oczywiście moje zastanawianie się nad całą tą nietypową dla mnie sytuacją rozmówca przyjął jako zastanawianie się nad owym nieskomplikowanym przecież wyborem miejsca dokonania owej możliwości.

– Hej, jesteś zainteresowana seksem wirtualnym?

– Hej, to znaczy jakim?

– Przez telefon, chcesz? Daj numer.

– Chyba nie tym razem. – Spojrzałam na swój nick. Zakręcona. I co się tu dziwić poszukiwaczom przygód.

– Sorry, pa, malutka.

– Pa.

Maleńka karuzela, następnym razem obejdzie się bez mdłości. Nie wsiada się do pojazdu, nie zapinając pasów bezpieczeństwa, tym bardziej, gdy nie da się przewidzieć prędkości poruszania.

7.

Tu nieskończoność ogranicza się do jednej szklanej tafli monitora komputerowego. Bo tu przecież panuje królestwo innej świadomości. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie wielkości ziemi ani tego, że horyzont się załamuje. Skąd wiesz, że nasz ludzki świat już nie jest wirtualny. Może świat jest wirtualny, nie jest rzeczywisty…

W monitorze jest świat wirtualny, a przed monitorem jest świat rzeczywisty, tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Mój mózg jednak tego nie czuje, a moje ciało nie czuje, że to, co widzę, jest nieprawdą. Widzę obrazy i szukać ich mogę w nieskończoność, szukać obrazów, których nie jestem w stanie sobie teraz, ani nie byłam w stanie przedtem, wyobrazić. Ciało jest opakowaniem duszy, mojej energii.

My, ludzie, dopuszczamy do świadomości sferę duchową. Nasz organizm nosi energię, jesteśmy ubrankiem dla energii. Nie mam wątpliwości, że żyjemy tak szybko jak przemijające chwile. Czas płynie wartkim nurtem i jak rwąca rzeka porywa nas w życie. Tylko gdzie jest to życie? Czy to ja tworzę życie? Z komputerowych procesorów wypływają potoki, wysyłają dwie wartości. On i ona. Ona i on. Jest prąd i nie ma prądu. Są razem i już nie są. Tu jesteśmy my, ludzie. A tam to jest matematyka kantowska. Pełny elementarz granic rzeczywistości.

Bo przecież nie mogę usłyszeć płynącego oddechu. Nie usłyszę też, jak odbija się w tle pogłosu realnych ścian pokoju echo mego głosu wypowiadające twoje imię. Bez telefonu nie usłyszę brzmienia swego głosu wpadającego do twego ucha. Bez obrazu nie zobaczysz moich ust wypiętych brzmieniem tonu wypowiadania twego imienia.

Na zegarze moich ust wypisana jest tęsknota. Wargi wypowiadają oczekiwanie. Nie interesuje cię, kiedy pragnienia wypłyną w słowach. Tylko ja wiem, że gdy je napiszę, w słowie zawrę świadomość. Ty tego wiedzieć nie będziesz. Nie zobaczysz moich ust wydętych dźwiękami złożonych z liter brzmiących imieniem, symbolem tak sprzęgniętym z tobą.

8.

– Cze. Pogadasz? – W okienku pojawił się Darek, nie w całości, zaledwie imię.

– Cze. Skąd jesteś? – Zerknęłam w moje okienko. Zalogowałam się w dwóch pokojach. Zawsze zmieniam nicki. I w pokojach, i w ciągu dnia, i w trakcie zwykłego zalogowania. Nie chcę być rozpoznawana. Nigdy nic nie wiadomo, mój nick tymczasowy: Daria.

– Skąd jesteś?

– Hahaha.

– Co w tym pytaniu jest zabawnego? – Może to jakiś świr albo zalany. Bez różnicy i tak na jedno wychodzi.

– Napisaliśmy je razem. Ty mi, a ja tobie.

– Wspólna ciekawość.

– (Emotikon: uśmiech) nio. Więc skąd jesteś?

– (Emotikon: uśmiech) zg.

– Ha.

– Aha – poprawił się.

– Czy to twoje prawdziwe imię? – Skoro ja się ukrywam…

– Tak, dlaczego…

– Różnie to bywa…

– A twoje?

– Nie.

– A twoje jakie jest?

– Uwierzysz, jeśli podam?

– Tak.

– Nie podam.

9.

Kim jestem dziś? ONA-zg. I wszystko jasne, choć nie do końca. Na szklany monitor wskoczyło okienko. Pojawiła się nazwa nic mi nie mówiąca: Tongs.

– Cze. Ile masz lat?

– 35 – Na dzisiaj to fakt, co się będę szczypać. Na zbędne pisanie nie mam czasu. – A ty, ile masz lat?

– Jak powiem, że mam mniej, nie będziesz chciała pewnie klikać.

– Nie wiem. To zależy.

– Od czego?

– Oczywiście od… wieku. Więc ile masz lat?

– 23. No i?

– Niezły wiek.

– Do czego?

– Do wielu rzeczy.

– O czym poklikamy?

– Powiedz coś o sobie.

– Wygląd czy charakter?

– Jedno i drugie.

– Wysoki, szczupły, włosy blond. 180, może troszkę więcej. Ponoć zdolny, inteligentny, ale leniwy.

– Studiujesz?

– Matmę. Dalej?

– Tak.

– Bywam czasami wredny, raczej niewiele mówię.

– Niewiele teraz słyszę.

– Bo niewiele mówię.

– Zgrabne.

– Teraz ty.

– Co?

– Wygląd, charakter, czy jesteś mężatką…

– Nie za wiele naraz?

– Napiszesz coś o sobie?

– Dziś nie mam ochoty.

– A na co masz?

– Na delikatność.

– Czy coś się stało? Bo zabrzmiało tak, jakbyś miała nieciekawy dzień. Szkoda, że przez monitor nie można przytulić.

– Trafiłeś.

– I szkoda, że nie jestem z Zielonej Góry. Ale w tygodniu będę w Zielonej i jeśli ci się humor nie poprawi…

– Chyba jesteś sympatyczny.

– Może jednak będziesz miała ochotę na spotkanie?

– Jesteś bardzo młody.

– No i co?

– Co: no i co?

– Że jestem młody?

– To, że jestem starsza.

– Tak bardzo ci to przeszkadza???????

– Troszkę, a tobie?

– Chciałbym cię poznać.

– Czemu?

– Zaintrygowałaś mnie.

– Nie było czym.

– A jednak.

– Przekonaj mnie.

– W tym chyba nie jestem najlepszy.

– Trudno. Pa.

– Zaczekaj.

– ?

– Jak masz na imię?

– ?

– Po prostu, kobieta na tyle szalona, żeby rozważać chociaż możliwość umówienia się z chłopakiem o ładnych kilka lat młodszym musi być niezwykle interesująca.

– Aga.

– Marek. Miło mi (emotikon: uśmiech).

– Prawie mnie przekonałeś.

– No i?

– Co cię interesuje w kobietach?

– Kobieta musi mieć w sobie jakiś ogień. Nie chodzi o to, że to musi być jakaś laska, musi mieć w sobie urok, zaciekawić tak, żeby patrzeć w jej oczy i móc się zatracić.

– Marku, czego poszukujesz na czacie?

– Szczerze?

– Tak.

– Siedzę tu, bo się nudzę.

– Nudzisz się, gdyż jesteś normalnym człowiekiem. Zazdroszczę ci.

– A przy okazji poznaję ludzi. Pewnie już cię nieźle zanudziłem.

– Lubisz poznawać ludzi?

– Tak.

– Masz przyjaciela?

– Zrozumiałaś chociaż część z tego, co napisałem…?

– Co miałabym zrozumieć albo i nie?

– A o co pytałaś?

– Teraz o przyjaciela. Czyli o to, czy jesteś dla kogoś wartościowy, bez skojarzeń partnerskich, tylko ogólnoludzkich.

– Mam i 3mamy się od podstawówki. Każdy za pozostałego dałby się pociąć.

– Po co?

– To taka przenośnia.

– Wiem, ironizuję.

– (Emotikon: uśmiech) Będę w środę w zg. Masz ochotę się spotkać? Odpowiesz?

– Nie umawiam się z tak młodymi facetami.

– Przyzwyczajenia można zmienić.

– A ty, czy umawiałeś się ze starszymi kobietami?

– Jeszcze nie.

– A o czym chcesz ze mną rozmawiać podczas spotkania?

– Wyjdzie z czasem.

Słusznie. Wszystko wychodzi z czasem. Nie ma innego wyjścia. Chciałam skrócić czas jak wstążkę wplątaną w wieczność obaw? Bo przecież głupszego pytania raczej zadać nie mogłam. Tak prosto w oczy powiedzieć: o czym taki młody facet może rozmawiać ze starszą kobietą? Skoro wiek jest bez znaczenia…