Marcin Radwański
Fatima
Tego roku szybko przyszła jesień. Liście drzew mieniły się kolorami złota, a na niebie często gościły chmury. To ją przytłaczało.
Od rana stała nad kuchenką, we wspólnej kuchni, mieszczącej się na parterze ośrodka. Na śniadanie przygotowała płatki owsiane, a teraz gotowała makaron. Tu wszyscy jedli go wraz z sosem z torebki. Nie miała wyjścia, musiała czymś nakarmić swoje dzieci.
W ośrodku w Polsce przebywała od ponad trzech miesięcy. Uciekła wraz z dziećmi z Syrii, gdy zabito jej męża, a jej grożono śmiercią. Spakowała się jak na dwutygodniowe wczasy i ruszyła, pozostawiając dom, swoich braci i wspomnienia.
Teraz, mieszkając w Polsce, starała się o status uchodźcy, ale nie było to takie łatwe. Marzyło jej się uciec do Niemiec bądź Francji, gdzie – jak słyszała – taki ludziom jak oni żyje się znacznie łatwiej.
Mieszała makaron i rozpuściła w wodzie sos. Wiedziała, że dzieci będą narzekać, że jedzą wciąż to samo. Makaron, ryż albo kasza. Cokolwiek, aby tanio zapełnić żołądek.
Pomimo wszystko lubiła krzątać się w kuchni i przygotowywać te proste posiłki. Czuła się wtedy odrobinę jak w domu, który opuściła i do którego nie było już powrotu. Przypominało jej to prace domowe i odgłos bawiących się w domu dzieci, ich zapach, a także oczekiwanie na przyjście męża. To już minęło, nie myśl o tym, bo to nic nie zmieni – powtarzała sobie czasami rozczulona, ze łzami w oczach.
Kierownik administracyjny w ośrodku o imieniu Bogdan czasami zabierał ją na targ i do hurtowi spożywczej. Raz w tygodniu jechali oboje kilka kilometrów, aby zakupić ziemniaki, warzywa i inne podstawowe produkty. Podobało jej się to. Czuła się wyróżniona i starała się doradzać, jak mogła najlepiej. Czasami nieuważnie dotykała dłoni tego mężczyzny, ale ani on, ani ona nic sobie z tego nie robili. Rozmyślając wieczorami, przyznawała się przed sobą, że Bogdan jej się podoba, choć były to tylko jej sny na jawie.
– Fatima, twoje obiady pachną wyśmienicie – zagadywał ją czasami, przechadzając się po korytarzu, pachnący ostrą wodą kolońską.
Spuszczała wtedy głowę i uśmiechała się do siebie.
– Gotuję to, co wszyscy – powtarzała głośno łamanym językiem polskim, którego wciąż się z trudem uczyła.
Zapisała się na wszystkie kursy, które jej zaproponowano. Nie wiedziała, co może jej się przydać w nowym kraju. Miała więc zapełniony czas i nie nudziła się, jak większość przebywających w ośrodku uchodźców. Starała się, aby wytrwać i wydostać do normalnego życia.
Gdy nadszedł kolejny czwartek, Bogdan po śniadaniu znów zaproponował jej wyjazd. Zgodziła się z ochotą. Odstawiła dzieci na kurs polskiego, ubrała się ciepło i o umówionej godzinie stawiła w biurze.
Bogdan spoglądał na nią ukradkiem, siedząc przy biurku i przeglądając jakieś dokumenty. Długo nie zwracał na nią uwagi.
– Już jesteś. Zaraz ruszamy – powiedział w końcu, zamykając jeden ze skoroszytów.
Opuścili budynek, wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę. Podczas jazdy prawie w ogóle nie odzywali się do siebie. Gdy byli już na miejscu, Roman uśmiechnął się do niej, po czym złapał za rękę.
– Dziękuję – powiedział cicho.
Fatima speszyła się. Spuściła wzrok, po czym ruszyła w stronę straganów. Roman pozwolił kupić więcej warzyw, o których braku mówili wszyscy w ośrodku. Zapakowali kartony z żywnością i wsiedli do auta.
– Jesteś cudowną kobietą, Fatima – oznajmił jej, gdy ruszyli.
Czuła, że to komplement, choć nie do końca rozumiała. Sprawdzi później w słowniku, zawsze schowanym pod poduszką. Tego dnia na kolację przyrządziła kalafior, który posmarowała niewielką ilością masła. Nie tylko jej dzieci były z tego powodu szczęśliwe.
Wieczorem, gdy kładła się już spać, sprawdziła w słowniku słowo „cudowny”. Po tym odkryciu zrobiło jej się gorąco. Zasnęła, myśląc o obcym mężczyźnie w obcym kraju.
Kolejne dni nie różniły się od siebie. Wciąż zajmowała się dziećmi, gotowała, chodziła na kursy. Bogdana spotykała najczęściej na korytarzu. Mijali się, witając się oficjalnie. Sądziła, że nie powinna, ale czekała na kolejny czwartek z niecierpliwością.
W środę wieczorem położyła się wcześniej. Dzieci były zmęczone i spokojne, więc miała trochę czasu dla siebie. Zamknęła oczy, ale nie spała. Przypominała sobie obrazy ze swojego kraju i domu, który opuściła. Wspominała chwile, w których była szczęśliwa, a przecież miała ich sporo, zanim rozpoczęła się ta okropna wojna.
Nie zauważyła, gdy ktoś stanął nad jej łóżkiem. Poczuła zapach ostrej wody kolońskiej. Powoli otworzyła oczy.
– Bogdan? Co ty tu robisz? – odezwała się zdziwiona, podnosząc z łóżka.
Mężczyzna usiadł na krześle, po czym zwrócił się do niej szeptem.
– Wiem, że niedługo otrzymacie status uchodźców i będziecie mogli opuścić ośrodek. Mam dla ciebie propozycję.
Fatima szybko nałożyła chustę na głowę, po czym usiadła na brzegu łóżka. Nie mogła uwierzyć w to, co mówił do niej ten mężczyzna.
– Jaką masz propozycję? – zapytała.
Bogdan przebiegł palcami po bujnej brodzie, bijąc się z wątpliwościami.
– Chcę, żebyście zamieszkali u mnie. Mam duży dom, mieszkam sam i jest mnóstwo miejsca. Nie będziecie musieli za nic płacić. Będzie wam dobrze – mówił spokojnie.
Syryjka chyba po raz pierwszy spojrzała mu prosto w oczy. Widziała w nich zakłopotanie i prawdziwą troskę.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Co powiedzą na to ludzie? Muzułmanka z dziećmi pod jednym dachem z obcym mężczyzną?
Mężczyzna pochylił głowę, odwracając od niej wzrok. Po chwili sięgnął i złapał ją za rękę.
– To nie jest Syria. To nic zakazanego. Po prostu chcę wam pomóc. Wiem, że jesteś dobrą kobietą. Jak znajdziesz pracę, to będziesz mogła zamieszkać, gdzie tylko zechcesz – powiedział.
Fatima nie odpowiedziała, tylko ściskała jego dłoń. Bogdan odszedł, a ona nie mogła zasnąć.
Kolejny wyjazd odbyli wspólnie, ale rozmawiali tylko na tematy związane z zakupami. Bogdan w ogóle jej nie dotykał, nie dopytywał też o nic.
Dwa tygodnie później została wezwana do biura, gdzie okazało się, że jej i dzieciom został przyznany status uchodźcy. Była rozpromieniona i szczęśliwa. Mogła teraz opuścić ośrodek, mieszkać gdziekolwiek i w końcu pracować. Tego dnia zadzwoniła do jednego z braci i podzieliła się tą nowiną.
Wieczorem w jej pokoju znów pojawił się Bogdan. Usiadł na krześle, uśmiechając się promiennie.
– A nie mówiłem? – zapytał radośnie.
Fatima miała ochotę go przytulić, ale przecież nie mogła tego zrobić.
– Miałeś rację, dziękuję – odparła.
Mężczyzna położył rękę na jej ramieniu. W pierwszym momencie chciała ją zrzucić, ale po chwili poczuła, że jest to miłe.
– Zamieszkacie u mnie? – zapytał z nadzieją w głosie.
Syryjka była szczęśliwa, ale nie umiała tego wyrazić. W końcu objęła rękoma głowę i rozpłakała się.
– Tak, tak, dziękuję ci za wszystko – powtarzała przez łzy.
Bogdan zabrał ją do siebie wraz z dziećmi kolejnego dnia. Mieli dla siebie cały parter domu, w tym dużą kuchnię, której tak brakowało Fatimie. Rozpoczął się kolejny etap jej życia w tym nowym, dziwnym kraju.