Piotr Prusinowski
Fantastyka naukowa na deskach
Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze
9 grudnia 2023 roku Scena Kameralna Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze rozjarzyła się nieziemskim blaskiem w tonacji głębokiego, ciemnego błękitu, z miejsca przywołującym skojarzenia z bezmiarem kosmicznej przestrzeni. To wrażenie pogłębiały obłoki sztucznego dymu, które pod wpływem tego oświetlenia zamieniły się w obłoki międzygwiezdnego pyłu, do tego dochodziły projekcje autorstwa Sebastiana Siepietowskiego, wyświetlane na dwóch okręgach przypominających odległe planety. Plamy fluorescencyjnej farby mieniły się na zawieszonych pod sufitem sznurach niczym wielobarwne mgławice, a choinkowe lampki układały się w coś na kształt gwiazdozbioru. Oprócz scenografii zaprojektowanej przez Dominikę Chochołowską-Bocian, odzwierciedleniu nieskończoności Wszechświata służyła także muzyka Pauliny Derskiej, utrzymana w stylistyce ambient, oparta na kojących brzmieniach elektronicznych, wzbogaconych o elementy etniczne.
Ta nastrojowa, efektownie zrealizowana audiowizualna impresja wprowadzała najmłodszych widzów oraz ich rodziców lub opiekunów w świat spektaklu, który miał wówczas swoją prapremierę na deskach zielonogórskiej sceny. Jeszcze zanim wybrzmiały jakiekolwiek słowa, nie ulegało wątpliwości, że Pop! w reżyserii Magdaleny Młynarczyk jest przedstawieniem wpisującym się w ramy fantastyki naukowej – gatunku stosunkowo rzadko obecnego w teatrze, nie tylko zielonogórskim i nie tylko polskim, a chyba jeszcze rzadziej w spektaklach dla dziecięcej widowni. Zdaniem Andrzeja Niewiadowskiego i Antoniego Smuszkiewicza, formą prezentacji bardziej odpowiednią dla tej formy twórczości pozostaje – obok filmu – słuchowisko radiowe, ponieważ „nie wymaga bezpośredniej prezentacji, odwołuje się do wyobraźni słuchacza i dlatego częściej i z większym powodzeniem może wykorzystywać konwencję fantastyki naukowej”; teatr natomiast „z całą bezwzględnością ujawnia imitacyjny charakter świata przedstawionego i niszczy atmosferę fantastyczności”[1]. Założenie to można uznać za cokolwiek dyskusyjne w świetle faktu, że niezależnie od obranej konwencji – realistycznej lub fantastycznej – sceną teatralną zawsze w mniejszym lub większym stopniu rządzi pewna umowność, determinowana samym charakterem tej formy wypowiedzi artystycznej.
O potencjale fantastyki naukowej w tym aspekcie świadczył już międzynarodowy sukces, jaki odniosła sztuka Karela Čapka R.U.R. (1920), gdzie po raz pierwszy użyto słowa „robot”. Mimo to – jak konstatuje Marek Dybizbański – „estetyka science fiction nigdy właściwie nie wykształciła własnej odmiany dramatu i nie zadomowiła się w teatrze – z kilkoma wyjątkami traktowanymi przeważnie jako potwierdzenie reguły”[2]. Nie oznacza to jednak, że wśród tych „wyjątków” nie pojawiały się – również na gruncie polskim – dzieła znaczące i artystycznie wartościowe. W okresie międzywojennym wyróżniał się dramat Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Kochanek Sybilli Thompson (1926), którego autorka – choć zastosowana przez nią futurologiczna rekwizytornia w dużej mierze nie oparła się próbie czasu – z zaskakującą celnością przewidziała wiele cywilizacyjnych, ekonomicznych, politycznych i obyczajowych tendencji XXI wieku (z tego zapewne względu sztuka po wielu latach nieobecności powróciła na scenę w roku 2015, w „odświeżonej” inscenizacji pt. Kto się boi Sybilli Thompson?, przygotowanej przez Ulę Kijak z warszawskiej Grupy Artystycznej Teraz Poliż). Z początku sporadycznie (Eden w reżyserii Andrzeja Rozhina, prem. 10 września 1970 w Teatrze Lalki i Aktora w Lublinie), a później nieco częściej sięgano do twórczości najwybitniejszego polskiego pisarza science fiction ery nowożytnej, Stanisława Lema. Spośród nowszych scenicznych adaptacji jego prozy Niezwykły lot pilota Pirxa w reżyserii Jerzego Machowskiego (prem. 25 lutego 2017 w Teatrze Miejskim w Gliwicach) spotkał się z żywiołowym przyjęciem dziecięcej publiczności. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat niejednokrotnie przenoszono na scenę jego najsłynniejszą powieść Solaris (wcześniej adaptowaną jedynie w formie słuchowisk radiowych), po raz pierwszy na deskach warszawskiego Teatru Rozmaitości (Solaris. Raport w reżyserii Natalii Korczakowskiej, prem. 2 października 2009), ostatnio zaś w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (reż. Marcin Wierzchowski, prem. 19 czerwca 2020). Znacznie rzadziej na polskich scenach goszczą natomiast utwory zagranicznych klasyków gatunku: Jan Klata podjął się realizacji Trzech stygmatów Palmera Eldritcha według Philipa K. Dicka w Starym Teatrze w Krakowie (prem. 14 stycznia 2006), a Jakub Roszkowski wyreżyserował w gdańskim Teatrze Wybrzeże spektakl Stalker według powieści Arkadija i Borysa Strugackich Piknik na skraju drogi (prem. 18 maja 2012).
W ciągu ponad siedemdziesięciu lat działalności zielonogórskiego teatru w obrębie ziem polskich żadna spośród znanych powieści fantastycznonaukowych nie doczekała się scenicznej adaptacji, co nie znaczy, że science fiction była na tutejszej scenie zjawiskiem nieobecnym. Pierwszym utworem w tej konwencji, jaki został zaprezentowany na deskach Państwowego Teatru Ziemi Lubuskiej (jak go wówczas nazywano), był Powrót Adama Leszka Proroka, nieco już dziś zapomnianego pisarza, eseisty i dramaturga, swego czasu silnie związanego z życiem kulturalnym regionu (m.in. jako recenzent teatralny magazynu „Nadodrze” i członek Komitetu Porozumiewawczego Pisarzy Ziem Zachodnich). Wychodząc z założenia, że „komedia – wszelkiej maści – jest dziś najbardziej ponętną teatralną szansą”, autor stawiał pytanie: „Czemuż więc komedia nie miałaby towarzyszyć wielkiej dobie przekroczenia przez człowieka jego dotychczasowych granic kosmicznych?”[3]. Warto w tym kontekście podkreślić, że zielonogórska prapremiera sztuki w reżyserii Marii Straszewskiej miała miejsce 24 czerwca 1961 roku; zaledwie dwa miesiące wcześniej Jurij Gagarin – jako pierwszy człowiek na orbicie okołoziemskiej – stał się bohaterem zbiorowej wyobraźni. Trudno dziś ocenić artystyczną jakość powstałego przedstawienia, ale z komercyjnego punktu widzenia stworzenie spektaklu „na czasie” zapewne się opłaciło: „Kurier Poznański” informował, że „Powrót Adama zarówno w Zielonej Górze, jak też w innych miejscowościach Ziemi Lubuskiej został przyjęty żywo i życzliwie przez publiczność”[4].
Tytułowym bohaterem swojego utworu Prorok uczynił właśnie kosmonautę, który powraca do domu z międzygwiezdnego wojażu. Okazuje się, że w efekcie tzw. paradoksu relatywistycznego Einsteina, trzymiesięczna podróż trwała równowartość sześciu ziemskich dekad. Podczas gdy jego dzieci są już staruszkami, Adam Hust (Henryk Machalica) pozostaje młodym mężczyzną, jakim był w momencie startu swojej rakiety, a jego własna prawnuczka (Halina Winiarska) jest teraz niemal jego rówieśniczką…
Wszystko to prowadzi do wielu komicznych perypetii, które zajmują autora dalece bardziej niż naukowa ekstrapolacja, co zresztą sam podkreślał: „Powrót Adama nie rości sobie prawa do popularyzacji wiedzy kosmonautycznej, nie sili się także wyrokować o charakterze i upodobaniach ludzi XXI wieku. Nasi dalecy potomkowie na pewno będą inni niż rodzina Hustów i jej przyjaciele”[5]. Twórcy nie zlekceważyli jednak możliwości, jakie daje gatunkowy sztafaż science fiction. W didaskaliach autor sugeruje, że sceneria przyszłościowego wnętrza da się stworzyć w granicach teatralnej umowności:
Przestronne wnętrze. Abstrakcja w architekturze, w stroju i umeblowaniu. Lampy o niecodziennych kształtach, lub skryte dyskretnie źródła światła rozproszonego. Sprzęty oryginalnej formy i niewiadomego przeznaczenia. Głośnik, tafla telewizora i telefon, ukryte w ścianie. Na stoliczku podręczny, domowy magnetofon. Raz po raz rozlegają się przejmujące, ale raczej przyjemne tony muzyki elektronowej[6].
Projekt scenografii autorstwa Kazimierza Wiśniaka nie pozostawia wątpliwości, z jakim gatunkiem mamy do czynienia, choćby ze względu na obecność ciał niebieskich, kosmodromu oraz fotonowej rakiety Adama, mknącej ku gwiazdom. Ten sam artysta zaprojektował również futurystyczne kostiumy, przywołujące skojarzenia ze strojami komiksowych bohaterów albo postaci z ówczesnego kina SF (z dzisiejszej perspektywy rozbrajająco naiwnego).
Mimo swojej lekkiej, humorystycznej formuły, w warstwie treściowej Powrót Adama niesie ze sobą pewne refleksje, dotyczące przetrwania elementarnych ludzkich wartości w stechnicyzowanym i emocjonalnie wyjałowionym społeczeństwie przyszłości, zahaczając tym samym o problematykę, którą już od dawna poruszali w dojrzalszej formie przedstawiciele „poważnej” literatury SF. Leszek Prorok chciał „jedynie zwrócić uwagę na dwie sprawy: na kłopoty i trud, jakie czekają nas jeśli przemiany w psychice i nawykach myślenia mają nadążyć za rozwojem techniki, a także na to, iż w najwspanialszej nawet cywilizacji technicznej nie należy rezygnować z pełnej kultury uczuć, które już dzisiaj ludzie powierzchowni skłonni są skazywać na pozorną lub faktyczną banicję”[7].
W innej stylistyce – pełnej sarkastycznego humoru, pod którym skrywało się autentyczne przerażenie – przedstawiał „szok przyszłości” Władimir Majakowski, autor do dziś wzbudzający kontrowersje, uwikłany w mechanizmy funkcjonowania totalitarnego ustroju. Choć ten radziecki futurysta dość rzadko bywa wymieniany w szeregu autorów SF, to jednak jego najsłynniejsze sztuki teatralne można z powodzeniem zaliczyć do groteskowo-katastroficznej odmiany tego nurtu. Pierwsza na zielonogórskiej scenie była Łaźnia w inscenizacji znanego scenografa Antoniego Tośty (prem. 9 listopada 1961), ale prawdziwym wydarzeniem stała się późniejsza Pluskwa w reżyserii ówczesnej dyrektorki Lubuskiego Teatru, Krystyny Meissner (prem. 30 stycznia 1982). Autor zawarł w swojej sztuce satyryczny obraz ery NEP-u, którą w dużej mierze uosabia główny bohater, Prisypkin (Krzysztof Krupiński). Zginąwszy w cokolwiek osobliwych okolicznościach, zostaje po latach odnaleziony w wielkiej bryle lodu. Rozmrożony i sztucznie przywrócony do życia, budzi się w „nowym wspaniałym świecie” roku 1979 (utwór powstał w 1929), jeszcze gorszym niż ten, którego on sam był przedstawicielem – świecie, który już bardziej przeraża, niż śmieszy. Ta wizja przyszłości daje się interpretować jako spełnienie wizji stalinowskich „inżynierów dusz ludzkich”: to rzeczywistość odhumanizowana, zautomatyzowana, odarta z uczuć i emocji, poddana absolutnej kontroli.
W momencie zielonogórskiej premiery, która przypadła na czas stanu wojennego i postępującej degeneracji PRL-owskiego systemu, sztuka Majakowskiego nieoczekiwanie nabrała niepokojącej aktualności, o czym pisał Czesław Sobkowiak na łamach „Nadodrza”:
Pokolenie z roku 1979 usiłuje dowiedzieć się czegoś o własnej przeszłości, próbuje zobaczyć własny ideowy pierwowzór. Dlatego postanawia się wskrzesić zamarzniętą istotę. Wstrząsający jest ów proces reanimacyjny. Jakże silne skojarzenia budzi nieznany Majakowskiemu obraz szpitala, w którym obróbce poddany zostaje Prisypkin. Jego tragedia dopiero teraz nabiera realnych kształtów. Jakże dziwnie znajome wydają się być sceny telewizyjne, ich sztuczność i manipulacja. W rezultacie Prisypkin doświadczony torturą szpitalnych ankiet i wywiadów stwierdza: „Nie dlatego zostałem odmrożony, by mnie teraz zasuszyli”. Zupełnie zignorowane są jego autentyczne pragnienia i marzenia. Raczej pluskwie ofiarowano wolność i życie, nobilitowano ją do rangi przedmiotu godnego szacunku. Jego samego zamknięto w klatce. Taka oto jest kondycja intelektualna przyszłości. I tu widownia współczuje Prisypkinowi. Doznaje bowiem poczucia pewnej tożsamości. Jeśli scenografię (Jorge Reina) pierwszej części znamionuje bogactwo, to tutaj podkreśleniu ulega sterylność, jałowość ludzkiego bytowania. Diagnoza społeczna jest aż nazbyt trafna. […][8]
Ostrzegając przed zagrożeniami, jakie może nieść ze sobą przyszłość, fantastyka naukowa częstokroć – w sposób jawny lub metaforyczny – poszukiwała źródeł tych problemów w bolączkach współczesnego świata. Tak było w przypadku Pluskwy, a nawet tak bezpretensjonalnego, rozrywkowego spektaklu jak Powrót Adama. Nie inaczej dzieje się we wspomnianym na wstępie przedstawieniu dla dzieci, zatytułowanym Pop! Bohaterkami tej sztuki, napisanej przez Miłosza Broniszewskiego w oparciu o pomysł reżyserki Magdaleny Młynarczyk, są dwie sympatyczne kosmitki (Romana Filipowska i Małgorzata Polak), mieszkanki planety zwanej Popkorlandią, zbudowanej z ziaren kukurydzy, które w wyniku postępującego gwałtownie ocieplenia klimatu zaczynają pęcznieć i eksplodować, coraz bardziej uprzykrzając życie mieszkańcom planety. W związku z tą sytuacją obie posłanniczki obcej cywilizacji, pod każdym względem różniące się od ludzi[9], przybywają na Ziemię z nadzieją na to, że właśnie tutaj uda im się znaleźć nowy dom dla siebie i swoich ziomków. W tym celu muszą znaleźć wspólny język z Ziemianami, zgodnie z interaktywną formułą spektaklu reprezentowanymi przez dziecięcą publiczność. Sądząc po spontanicznych reakcjach widowni, bohaterki radzą sobie pod tym względem całkiem dobrze.
Posługując się formą bajki ubranej w kostium SF, twórcy przedstawienia w nienachalny sposób uświadamiają najmłodszym widzom wagę problemów związanych z gwałtownymi zmianami klimatycznymi. Uczą ich również tego, jak istotna jest potrzeba wzajemnego kontaktu, zrozumienia dla odmienności i różnorodności. W dobie najzupełniej ziemskich konfliktów i postępującej migracji ludności kwestia ta nie dotyczy bynajmniej tylko relacji z istotami pozaziemskimi.
Nie jest to pierwszy zielonogórski spektakl dla dzieci, wykorzystujący konwencję fantastycznonaukową w celach o charakterze wychowawczym i edukacyjnym. Dużo wcześniej Andrzej Rettinger wyreżyserował lalkową Planetę Ma Sa Ru na podstawie tekstu Bogusławy Konstanty i Barbary Łukasiewicz (prem. 22 stycznia 1971), gdzie w dość pomysłowy sposób powiązano fantastyczną fabułę z przesłaniem dotyczącym konieczności przestrzegania reguł bezpieczeństwa na drodze. Jak tłumaczy jeden z bohaterów:
[…] nieoczekiwany rozwój cywilizacji i techniki spowodował, że na naszej planecie pojawiły się pojazdy mechaniczne, a wraz z nimi mechaniczna śmierć. Nasi uczeni znaleźli jednak sposób. Powstały fabryki, nie wytwórnie, ba całe kombinaty. Cały nasz przemysł nastawił się na produkcję duplikatów. […] Prawie wszyscy mieszkańcy naszej planety wyginęli, a ich miejsce zajęły automaty i stały się najważniejsze. Aż tu nagle pojawił się na naszej planecie przybysz z Ziemi i wprowadził zasady przestrzegania przepisów drogowych. A co za tym idzie nie było już wypadków. Zbuntowane automaty uwięziły go, gdyż to zagroziło ich interesom. Nie byłyby potrzebne[10].
Warto zwrócić uwagę, że sztuka wykorzystywała motywy znane już wcześniej w fantastyce naukowej, ale wśród najszerszych rzesz odbiorców spopularyzowane znacznie później, dzięki takim amerykańskim filmom jak Terminator (1984) Jamesa Camerona czy Matrix (1999) rodzeństwa Wachowskich.
Choć w Lubuskim Teatrze nie zrealizowano jak dotąd zbyt wielu spektakli wpisujących się w ramy gatunkowe SF, to jednak każdy z nich wniósł coś do historii zielonogórskiej sceny, wzbogacając jej repertuar o tematykę futurologiczną, która – wbrew obiegowej opinii – może znaleźć interesujące artystyczne odzwierciedlenie w przełożeniu na język teatralnych środków wyrazu.
[1] A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz, Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej, Poznań 1990, s. 262.
[2] M. Dybizbański, O teatrze science fiction kilka uwag, „Przestrzenie Teorii” 2007, nr 7, s. 217.
[3] L. Prorok, Wyznanie przed podniesieniem kurtyny, [w:] Powrót Adama [program], red. Z. Giżejewski, Zielona Góra 1961, s. 6.
[4] Sztuka poznańskiego autora na lubuskiej scenie, „Głos Wielkopolski” 1961, nr 160, s. 7.
[5] L. Prorok, dz. cyt.
[6] Tenże, Powrót Adama. Komedia w 3 aktach z prologiem i epilogiem [scenariusz], Zielona Góra, s. 6.
[7] Tenże, Wyznanie…, dz. cyt., s. 6.
[8] C. Sobkowiak, Pluskwa – spektakl czytelny, „Nadodrze” 1982, nr 1, s. 6.
[9] Na scenie obie aktorki noszą czapki, dzięki którym mają upodobnić się do pozaziemskich istot o żółtych i zielonych głowach z wielkimi, wyłupiastymi oczami. Z tego względu – na co zwraca uwagę Agata Kostrzewska – „przypominają odrobinę kultowego kosmitę E.T.” z filmu Stevena Spielberga (1982), archetypiczną wręcz postać poczciwego i dobrodusznego przybysza z innej planety (zob. A. Kostrzewska, Kosmiczne poszukiwania, „Dziennik Teatralny Zielona Góra”, 12 grudnia 2023, http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/kosmiczne-poszukiwania.html [dostęp: 24 sierpnia 2024]).
[10] B. Konstanty, B. Łukasiewicz, Planeta Ma Sa Ru [scenariusz], Zielona Góra 1971, s. 25.