Natalia Haczek
Cytryna
Na rogu ulicy Plonnej mieścił się ostatni warzywniak w mieście. Tę nazwę z pewnością wymyślił ktoś bagatelizujący rolę owoców w kraju i na świecie. Nomenklatura od zawsze lubiła się z dyskryminacją. Warto więc zauważyć, że w rzekomym warzywniaku o nazwie „Soczysty” można było nabyć również owoce. Dzień opływał w słońce, ja natomiast w pot. Z jakiegoś powodu dopadła mnie chętka na herbatę z cytryną. Słyszałam, że zalewanie trzewi wrzątkiem w upał służy zdrowiu. Bardzo chciałam przetestować tę recepturę na sobie samej. Wybrałam się więc do legendarnego sklepu, by nabyć złoty owoc o właściwościach magicznych. Postanowiłam potraktować cytrynę niczym złotą rybkę. Pomyślałam, że jak wypiję herbatę z kwaskowym sokiem, moje życzenie się spełni. Byłam o tym definitywnie przekonana. Stanęłam u bram sklepiku obklejonego wizerunkami krwiożerczych warzyw i owoców z czasów poprzedzających moje narodziny. Nieco wyblakły, ale nadal dziarsko trzymały się szyb. Kiedyś to produkowali mocny klej. Już miałam wchodzić, gdy nagle owładnęło mną wspomnienie z pierwszego balu przebierańców w przedszkolu. Mimo braku plastycznego uzdolnienia moja mama postanowiła samodzielnie stworzyć dla mnie kostium. Byłam ubrana cała na żółto oraz obklejona żółtymi kokardami od stóp do głów. Panie przedszkolanki myślały, że jestem księżniczką lub kaczką. Myliły się srogo. Niestety nie rozpoznawały we mnie cytrynki, którą podobno byłam. Od tego zajścia już zawsze korzystałam z wypożyczalni kostiumów.
Nadszedł czas, by przekroczyć bramę do cytrynowego raju. Weszłam do sklepu. Na wyblakłych skrzyniach piętrzyły się owoce i warzywa rodzajów wszelakich. Za ladą brakowało osoby sprzedającej, więc postanowiłam poczekać, kalkulując w głowie zasadność moich zakupów. Nagle usłyszałam bzyczenie, które po chwili weryfikacji okazało się nie pochodzić od prawdziwego owada. Była to jedynie nieudolna imitacja. Rodzaj ludzki nie jest w stanie dorównać światowi fauny i flory, czego sama jestem przykładem. Spod lady stopniowo zaczęły się wysuwać gigantyczne czułki z pluszu, następnie naznaczona upływem czasu oraz promieniami słońca twarz zwieńczona bujną czarną brwią. Sklepikarz był odziany w żółty, mieniący się kubrak, do którego przykleiło się stado czarnych muszek.
– A czym niewiasta chce się naszprycować? – przemówił szczebiotliwym i jednocześnie ochrypłym głosem.
– Ja tu tylko po cytrynę – odparłam niemrawo, acz pewnie, tłamsząc emocje.
– Wolisz na zakwasie czy kwasku? Po kwasku fajnie się bzyczy, bzzzz – oświadczył śpiewnie sprzedawca, a następnie wyszedł zza lady, rozpostarł pszczele skrzydełka wykonane z rajstop i zaczął zataczać kręgi wokół skrzyń z dobrodziejstwami natury.
Postanowiłam odszukać towar samodzielnie. Leżały tu kilogramy kabaczków, papryk i jabłek, ale nigdzie nie mogłam dostrzec żółtych jak lep owoców. Nagle sprzedawca zamarł w bezruchu na kilka sekund, a potem oświadczył:
– Cytryny to wyjątkowo ożywczy wynalazek. W związku z tym trzymam je w kieszeniach płaszcza. Prawa, zakwas, lewa, kwasek. Kto jak kto, ale ty powinnaś mieć rozeznanie w cytrynach. W końcu kiedyś byłaś jedną z nich. Bzzzzz!
Słysząc te słowa, zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem ten obcy człowiek wie o moim cytrynowym upokorzeniu w wieku lat trzech. Postanowiłam nie marnować czasu i emocji na zbędne domysły, więc zapytałam wprost:
– Przepraszam, czy my się znamy? Pracował pan może w Przedszkolu imienia Tańczącego Trolla?
– Pracuję to ja tutaj. Pamiętasz, dziecko, kolegę Cypriana Miodownego? Jestem jego dziadkiem. Anegdoty o dziewczynce przebranej za cytrynkę nie da się zapomnieć – odparł bez zbędnego bzyczenia.
– No dobrze, ale jak mnie pan rozpoznał? – drążyłam temat dalej niczym owoc pestkowy.
– To tajemnica pszczelarza – odrzekł, pozostawiając mnie z niedosytem wiedzy i niezaspokojonym głodem cytrynowym. Nie brak mi było odwagi do wielu poczynań, jednak do skosztowania tajemniczych cytryn prosto z kieszeni Pana Pszczoły brakowało mi siły.
Od czasu tamtego zdarzenia nie pijam już herbaty z cytryną, ale czuję się nieco bardziej samoświadoma. Już wiem, dlaczego nie znoszę na sobie żółtych ubrań.