Po Chłopach refleksji kilka (Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchman)

Po Chłopach refleksji kilka

Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchmana, Polska 2023

Od momentu pojawienia się pierwszych zapowiedzi zwiastujących nową ekranizację Chłopów nie mogłam się doczekać filmu. Koncept przedstawiony i obiecany przez twórców brzmiał intrygująco – malowany film, obrazy Chełmońskiego, na podstawie takiej opowieści! Budził nadzieje na stworzenie filmowej wersji monumentalnego dzieła – jednego z najlepszych w historii polskiej literatury – jednocześnie łącząc je ze sztuką wizualną, przybliżając je masowemu odbiorcy. Brzmi to jak świetny pomysł na popularyzowanie klasyki literatury, wychodzenie naprzeciw czytelnikowi, który niekoniecznie patrzy na literaturę z wyżyn katedry akademickiej i/lub miłośnika klasycznych dzieł polskich twórców. Wydawać by się mogło, że mając tak doskonały scenariusz, nic nie może pójść źle… jednak źle poszło prawie wszystko.

Do zalet filmu można zaliczyć jedynie jego stronę artystyczną. Faktycznie, widowisko mogło naprawdę ucieszyć oczy, choć początkowo trudno było przyzwyczaić wzrok do czegoś innego niż jakość, którą ogląda się na co dzień. Na uznanie zasługuje też muzyka, która dopełniała wątki przedstawione w filmie (i mam na myśli samą muzykę, nie Julię Wieniawę śpiewającą, gdy inni pracowali – bo wtedy do głowy przychodziło tylko jedno pytanie: ale… po co?). Niestety, wymienianie plusów kończy się właśnie w tym momencie, ponieważ nic więcej za plus nie mogę uznać.

Przede wszystkim, filmowa wersja Chłopów w ogóle nie powinna nosić tego tytułu. Z oryginalnym Reymontowskim tekstem łączą ją jedynie imiona bohaterów, a i te, im dłużej trwała historia, wydawały się być wykorzystane przypadkowo, ponieważ filmowe postacie nie mają nic wspólnego z postaciami stworzonymi przez polskiego noblistę. Trwające około dwóch godzin widowisko potraktowało powieść w bardzo wybiórczy sposób, opierając się na poszczególnych wątkach… a właściwie, na jednym wątku, ponieważ oprócz Jagny na ekranie nie pojawił się praktycznie nikt ani nic więcej. Wygląda to tak, jakby twórcy usłyszeli od kogoś skrzywioną i uproszczoną opowieść o Chłopach, i bazując na tej opowieści, postanowili stworzyć film, bo nawet przedstawiona Jagna nie jest tą Jagną z książki. Produkcja przedstawiła ją bardzo jednowymiarowo, jakby jedynym celem było stworzenie opowieści o „kobiecie wyzwolonej”, bo przecież współcześnie to jest właśnie to, co sprzedaje się najlepiej. Oryginalna Jagna była człowiekiem z krwi i kości, wiedziała, czego chce, uwikłana w niemożliwe do przezwyciężenia tradycje społeczne, cierpiała, starając się szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki. Nie była sztuczna, przekoloryzowana, nie budziła w odbiorcy litości, tylko podziw. Jej tęsknota za miłością wzruszała czytelnika. Nowa Jagna potrafiła tylko wycinać wzory w kolorowych kartkach i czesać włosy. A to właśnie ona zwraca na siebie całą uwagę, nie może być inaczej, skoro tylko jej historia została opowiedziana. I zawodzi na całej linii.

Tym, co uczyniło Chłopów tak cenionym dziełem, była ich wielowątkowość i wielowymiarowość. Nie była to powieść tylko o Jagnie. Dziewczyna, owszem, była jednym z jej najważniejszych elementów, ale bez całego ogromu innych historii opowiedzianych w międzyczasie, bolączek Jagny nie dałoby się zrozumieć. Twórcy filmu postanowili zakpić z oryginału, spłaszczając Jagustynkę, nie wspominając o Kubie, zabierając odbiorcom Agatę, a Witkowi – jego bociana. Nie przedstawiono nawet pana Jacka ani jego pomocy kierowanej ku chłopom, ponownie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mas, ukazano szlachciców widzianych z jednej perspektywy, tylko jako tych złych, tylko jako tych, którzy odbierają las. Nawet sami chłopi, Boryna, jego dzieci, wójt i wójtowa, odstają, wychylają się poza ramy, nie są już tymi postaciami, które znali czytelnicy z oryginalnego tekstu. Jak wspomniałam wcześniej, poza imionami i powierzchownym podobieństwem, nic ich nie łączy z pierwowzorami.

Sam sposób przedstawienia wsi i jej mieszkańców wydaje się niezwykle przewrotny, ponieważ bohaterowie filmowych Chłopów z prawdziwymi chłopami wydają się mieć niewiele wspólnego. Są obrazem tego, jak przeciętny odbiorca wyobraża sobie (jeśli w ogóle do głowy mu przyjdzie zastanawiać się nad tym) życie na polskiej wsi w ubiegłych wiekach. Są też tym, jak chciano widzieć chłopów w okresie romantycznej chłopomanii. Przedstawione postacie żyją w zgodzie z naturą, tańczą, bawią się, piją i śpiewają, okazjonalnie przerywając swoje sielankowe życie bijatykami z sąsiadami. W filmie nie ma mowy o prawdziwej pracy, bólu, wypadkach, głodzie i chłodzie; jeśli już bohaterowie pracują, wydają się to robić przez przypadek, ich pracę przedstawiono wręcz karykaturalnie jako czynność mającą zapobiegać nudzie i będącą kolejnym sposobem na podtrzymanie kontaktów towarzyskich. Nawet Hanka i stary Bylica, którzy w książce udowadniali, że nie każdy jest bogatym, pierwszym gospodarzem we wsi, a życie wcale nie jest tak kolorowe, jak wydaje się Borynom, tutaj przedstawieni zostali zaledwie w dwóch scenach, na dodatek nadal skupionych na Borynach. Jest to tym bardziej absurdalne, że we współczesnej literaturze i kulturze polskiej można zauważyć coraz większe zainteresowanie skierowane w stronę historycznej wsi polskiej – wystarczy spojrzeć, jakie rekordy popularności pobijają Chłopki Joanny Kuciel Frydryszak. Trudno jest nie zadać sobie podstawowego pytania, czy twórcy zapomnieli zająć się choć podstawowym researchem? Na ich nieszczęście, oprócz uproszczonych Chłopek, polski odbiorca ma dostęp do książek tak dobrze opisujących tamte czasy jak te autorstwa Alicji Urbaniak-Kopeć lub cała seria „Ludowa Historia Polski” wydawana obecnie przez Wydawnictwo RM. Nie wszyscy, którzy postanowili wybrać się do kina, zadowolą się ładnym obrazkiem z przyjemną muzyką w tle, bo obrazek ten ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. W dyskusji o nowych Chłopach nie można też pominąć niezwykle istotnego elementu całej tej farsy – a mianowicie tego, że sama książka jest lekturą szkolną. Stąd szkoły tłumnie oblegają kina, poloniści wykorzystują okazję do zabrania uczniów na film w ramach zajęć (w końcu to nowa ekranizacja lektury!), co jednak z tego pozostanie? Młodzież nie będzie w stanie ocenić wartości  tekstu, którego nie zna, bo przede wszystkim należy pamiętać, że od uczniów wymaga się znajomości tylko pierwszej części książki, opisującej Jesień – czyli również części, która dopiero przedstawia bohaterów, nie mówiąc jeszcze o nich samych, ani o całości historii, zbyt wiele. Po drugie, już teraz odzywają się głosy mówiące o tym, jak „wyzwalające” jest zobaczenie „oczyszczonej” Jagny na wielkim ekranie, mimo że ten film, w założeniu mający przedstawić feministyczną historię, bardziej obraża prawdziwe założenia tego nurtu, niż kogokolwiek do niego przekonuje.

Plakat

Po trzecie wreszcie, znając taką adaptację, uczniowie na siłę będą szukali w wybranych cytatach potwierdzenia tego, co zobaczyli wcześniej, całkowicie zatracając pierwotny, już przed filmem trudny do odnalezienia, sens oryginału. Będą widzieli Jagnę właśnie taką, nadal uwikłaną w konwenanse, ale nie takie, jakie opisywał Reymont. A potem okaże się, że zupełnie nieświadomie, tylko to w nich zostanie. Będą widzieli dziewczynę, k óra za swoje przewinienia  ostała wywieziona ze wsi, nic złego jej się jednak nie stało, bo przecież w końcowym, niezwykle dramatycznym i wizualnie pięknym ujęciu, Jagna obmywa się z błota i gnoju, ruszając w dalszą drogę wśród burzy (ta scena tak bardzo nie pasowała do konceptu powieści, że czekałam, aż zmieni się w czarownicę, niczym Anya Taylor-Joy w The Witch – wtedy może przynajmniej miałoby to jakikolwiek sens).

W którym miejscu pojawia się granica oddzielająca adaptację od zupełnie nowego filmu? Twórcy Chłopów zmienili założenia powieści, przekręcając je właściwie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak bardzo można zmieniać bohaterów, dopasowując ich pod gotową tezę, jednocześnie twierdząc, że ekranizuje się tak monumentalne dzieło?  wreszcie odbiorcy nieznający Reymonta ani historii wsi polskiej mają wiedzieć, jak bardzo zakłamany obraz został im przedstawiony? Nie takich pytań spodziewałam się  obejrzeniu filmu, na który czekałam tak długi czas. Myślę też, że film mógłby wcale nie być taki zły, gdyby został inaczej zatytułowany – gdyby nazwano go Jagna, uwag miałabym zdecydowanie mniej.

Weronika Nawrocka