Chat noir

Beata Mączka

Chat noir

Ulizał włosy, ubrał czarną koszulę w szare cętki i udał się pod adres, który podała mu przed kolacją, ale już po namyśle. We foyer budynku pod numerem nieskończoność minął bez słowa podstarzałego minotaura ubranego w koszulkę ze spraną podobizną zespołu Duran Duran. Choć nic nie wskazywało na to, że wchodzi do sejfu, wstukał kod wyryty w pamięci kohabitantów. 1939 – jak początek drugiej wojny o zasięgu globalnym. Pierwsza wojna w ich świecie nie miała jeszcze daty. Odpowiednio przyciśnięta blokada szybko przestała się opierać. Dwie windy. Ta prawa jest windą do nieba, a lewa do piekła – pomyślał dla zabawy. Przejęty nie zwrócił uwagi, do której wsiadł. Wspominała, że lubi piątki, ale mieszkać postanowiła na czwartym piętrze. Wtedy jeszcze nie wiedział, że często nosiła pod bluzką niekonsekwencję, tak jak on pod koszulę zwykł zakładać prążkowane podkoszulki. Tamtego dnia miała na sobie sukienkę – czarną, prostą, z koronkowymi wstawkami na ramionach. Chodź w me ramiona, koronko – nie odważył się powiedzieć na powitanie. Potem w wietnamskiej knajpie połykali na przemian soczyste i suche kęsy i słowa, od czasu do czasu gryząc się w język. Zgodnie nie zamówili deseru, za to z blaszanego pudełka wymówili gościnę kilku losowo wybranym papierosom. Na przystanku jacyś ludzie mówili o tym, jakie to niesłychane, że znana wszystkim – zazwyczaj skrupulatna do bólu w kościach Pani Brux – nie spakowała jeszcze do pawlacza letnich ubrań, choć był już środek jesieni. Oni opowiadali sobie o sobie, depcząc trawniki i tęcze, aż w końcu postanowili zgasić wieczór na krawężniku przed jej domem. Gdy zniknęła za szklanymi drzwiami, on pomyślał, że ten budynek naprawdę może kryć jakiś skarb. Poczuł wtedy, że jego brązowy trencz podszyty był tęsknotą. Odwrócił się na obydwu piętach – robił tak zawsze, gdy chciał przemienić się w kota. Podkręcił ogon, wyprostował wąsy i sprężystym krokiem pobiegł przed siebie po niewystygłych jeszcze kocich łbach chodnika. Napotkana mysz uświadomiła mu, że chyba jest już stary – przecież kiedyś od razu chwyciłby ją za ogon, żeby wydusić z niej adres najlepszej w mieście frytkarni. Kilka minut później na twardej hotelowej dachówce przyśniło mu się, że dziewczyna drapała go po brodzie i karmiła resztkami masła z rozmiękłego papierka. Bonne nuit mon chat noir – wyszeptała ona do otwartego okna, przekrzykując hałas pędzących we wszystkich kierunkach myśli i samochodów.

kot(2),2007,olej,płótno,70x100