Być świadkiem podróży (Grażyna Rozwadowska-Bar, Obudziłam wiersze)

Być świadkiem podróży

Grażyna Rozwadowska-Bar, Obudziłam wiersze,
Wydawnictwo Pro Libris, Zielona Góra 2023, 52 s.

Tomik Obudziłam wiersze Grażyny Rozwadowskiej-Bar przerywa dwadzieścia trzy lata milczenia artystycznego poetki. Składa się z trzech części: stare fotografie, w drodze oraz lubię powroty, które zostaną poddane analizie, jednak zanim do tego przejdziemy, warto skupić się na samym tytule cyklu. Zastosowany czasownik wskazuje na pewien przełomowy moment, świadczy o zakończeniu wcześniejszego stanu rzeczy. Może być także symbolicznym wybudzeniem się, wizja ta zyskuje szczególnie, kiedyweźmiemy pod uwagę długotrwały bezgłos autorki. Jednocześnie tytuł można odnieść do przeżyć bohaterki, która na przestrzeni kolejnych utworów przybliża swoją historię, emocje, myśli związane z otaczającym ją światem. Jej podróż duchowa także stanowi pewne uświadomienie sobie przemijalności czasu, zaakceptowanie ciągłości życia oraz jego różnorodności, co pozwoliło jej odnaleźć ostateczną radość w codzienności, tak dobrze jej znanej.

Pierwsza część, stare fotografie, poświęcona jest głównie wspomnieniom o rodzicach bohaterki utworów. Wiersz twój świat jest emocjonalnym obrazem świadomości dziecka, które patrzy na śmierć rodzica i dociera do niego, jak niewiele o nim wie, jak wielki fragment życia pozostanie swojego rodzaju tajemnicą. W utworze bohaterka przytacza opowieść o życiu swojej matki, która pamięta wojnę, ale nie pamiętała jej imienia z powodu choroby. Ostatni okres jej życia okupiony był obustronnym cierpieniem oraz lękiem, wyraz tego dają dwie ostatnie strofy: „ty pytałaś – co teraz będzie/ nie wiem/ mamo”. Swego rodzaju surowość pierwszego utworu kontrastuje z wielce emocjonalnymi tekstami, które wiążą się ze wspomnieniami o ojcu bohaterki. portret z pamięci obnaża wewnętrzne dziecko, które nie może poradzić sobie z utratą ukochanego taty. Przepełnione bólem są wersy, w których bohaterka próbuje przypomnieć sobie blask jego oczu, ciepło dłoni; odczucie to potęgowane jest przez kolejne przytoczone obrazy, które pokazują jak choroba, krok po kroku, odbierała ojca. Punkt ciężkości stanowią ostatnie wersy: „cały świat/ zamykał się w tobie/ tato/ nawet ja/ zostałam po drugiej stronie/ z twoim portretem w pamięci”. Kolejne wiersze także dotyczą uczuć bohaterki związanych z ojcem; pisze o pewnego rodzaju uldze, kiedy wie, że ostatni oddech zdejmuje z niego ból i cierpienie. Wspomina, jak wspólnie oglądali czarno-białe fotografie, przypomina sobie jego spory „z profesorami świata i z Bogiem”, podróże do miasta, które pomimo śmierci taty, wciąż zachowało w sobie jego ślady. Podsumowaniem żałoby związanej z odejściem ukochanego rodziciela jest zakończenie utworu *** („gdy nie było…”), ponieważ symbolizuje pogodzenie się z brakiem obecności ojca. Stwierdzenie „szukałam twoich śladów” daje wyraz braku akceptacji wobec nieodwracalności śmierci, niemożność pogodzenia się z faktem, że nigdy więcej nie będzie mogła mieć go obok siebie, jest zaprzeczeniem bohaterki wobec rzeczywistości; jednocześnie kolejne wersy: „znalazłam/ w mieście w którym już/ nie będziesz/ tato” wyrażają świadomość, że nie ma ojca fizycznie obok, ale pozostanie na zawsze w świadomości bohaterki. Tę część wieńczy utwór rzeka, który tylko pozornie odbiega swoją tematyką od pozostałych, z których składają się stare fotografie. Podmiot liryczny mówi o stałym ruchu wody, która „nie potrzebuje map ani latarni/ o drogę nie pyta/ płynie”, wykazuje, że jest wieczna, nie przeminie – utwór w doskonały sposób podsumowuje przemyślenia związane z ulotnością istnienia. Pokazuje, że woda, czyli życie nieustannie trwa, jest cyklem, który zapewnia harmonijne bytowanie. A pogodzenie się z faktem, że człowiek jest niewielką częścią czegoś większego, pozwoli na dostrzegania piękna w ulotnych chwilach, z których składa się życie każdego człowieka. O tych ważnych momentach wspomina bohaterka w każdym z utworów.

Druga część nosi nazwę w drodze, co niemalże od razu sugeruje, że jesteśmy świadkami podróży głównej bohaterki cyklu. Wędrówka ta ma wymiar nie tylko dosłowny, ale także metaforyczny. Pierwszy utwór wspomnienie z Bośni stanowi próbę ukazania bólu kobiety, która straciła wszystko. Staruszka sprzedająca owoc granatu symbolizuje cierpienie, jakie wywołuje śmierć najbliższych; wspomniany granat ma tutaj dwojakie znaczenie; po pierwsze jest tylko owocem, a jego sprzedaż pozwoli kobiecie na przeżycie, po drugie symbolizuje broń, która doprowadziła na skraj rozpaczy żonę i matkę. „[…] ruin/ latami rozgrzebywanych/ od rana do wieczora”, te wersy świadczą o horyzoncie nadziei, która pozwoliła jej trwać. Jednocześnie kolejne strofy wiersza pokazują okropieństwo świata, który nie poświęcił odrobiny uwagi wobec tragedii tej kobiety. Tak jak w pierwszej części autorka postawiła na kontrastowość, tak tutaj także posługuje się tym zabiegiem stylistycznym. Kolejny utwór *** („latami szłam…”) odnosi się do uczuć, jakie w bohaterce wzbudził obraz Dziewczyna z perłą oraz kościół, w którym znajduje się grób jego autora. Bohaterka mówi o onieśmieleniu, pewnym zmieszaniu, dopiero późnym popołudniem jest w stanie zebrać myśli i „w filiżance mieszam słowa/ których nie umiałam powiedzieć/ dziewczynie z perłą”, utwór ten jest wyrazem tego, jak sztuka działa na odbiorcę; nawet jeżeli nie wypowiada słów skierowanych do postaci namalowanej przez Vermeera wprost, to jesteśmy w stanie domyślić się wpływu obrazu na bohaterkę. W kolejnych wierszach przenosi nas w następne miejsca. Wspomina o włoskiej wyspie Capri, gdzie „leniwe dni sączą się/ jak sny w czasie których/ zaciskamy oczy by nie odeszły”, tworzy to obraz idylli, do której ciągnie każdego człowieka, a opis miejsc przywołuje obrazy niebiańskich ogrodów. Kolejnym miejscem, do którego podąża bohaterka, jest szlak prowadzący na górę Križevac. Kobieta opisuje liliowy świt, który towarzyszy jej wspinaczce, wykorzystuje rozbudowaną metaforę, by opisać poczucie połączenia ze wszystkimi ludźmi, którzy tą drogą zmierzali przed nią; mówi o odczuwanym bólu, nadziei i miłości. Dostrzega wszelkie przeżycia, które zmieniają się razem z każdym kolejnym krokiem. W ostatniej strofie, ponownie ukazując kontrast, przytacza moment budzenia się miasta, pełen spokoju, który jest daleki od tego, co przeżywa bohaterka, będąc na górskim szlaku. Następny utwór tej części odwołuje się do przeżycia, które sparaliżowało cały świat. W utworze *** („kefalońskie koty…”) podmiot liryczny snuje opowieść, w której głównym wątkiem są wspomnienia, mówi o wędrówce myśli: „ponad taflą Morza Jońskiego/ gubią się w paryskich muzeach/ […]/ chowają się w migających/ igłach światła”, i wykorzystuje określenie oswojonej covidowej pandemii, która zatrzymała wszystko i wszystkich, która pokazała, jak wiele człowiek mógł zrobić, jak wiele świat miał do zaoferowania. Po długotrwałym zawieszeniu, zastoju możliwość powrotu do przedpandemicznej rzeczywistości, sprawiła, że oczy bohaterki cyklu „znowu błyszczą światłem”, daje to wyraz cudownego uczucia powrotu do wolności duszy. Samo zakończenie zdaje się być sugestią w stronę czytelników, aby zastanowili się nad tym, jak ten czas odbił się na nich samych. Mimo że autorka zdecydowała się na zastosowanie wiersza białego, daje się wyczuć tutaj pewne niedomówienie, które jest zaproszeniem do rozważań. Odwołanie do aktualnych wydarzeń zostaje wykorzystane także w kolejnym wierszu. Bohaterka jest w kawiarni, obserwuje otaczającą ją rzeczywistość i dostrzega siedzącą obok kobietę, plac wypełniony po brzegi, gołębie, stukot końskich kopyt – normalny bieg życia określa żywym spektaklem. Mówi, że lubi na niego patrzeć, niezależnie czy jest w Krakowie, czy Amsterdamie, lub innym zaczarowanym miejscu. Pewien zaczarowany obraz życia zostaje obalony w następnej strofie; przytacza obraz wojny, gdzie „człowiek zabija człowieka”, ból, rozpacz, bezradność dotyczy zarówno tych, którzy są w centrum wydarzeń, jak i innych obywateli ukraińskich na całym globie. Utwór ten nie ma jednego punktu ciężkości, mogłoby się zdawać, że wersy „umierają ukraińskie marzenia/ umierają ludzkie dzieci” są ostatecznym wyrazem tej tragedii ludzkiej, jednak podmiot liryczny idzie jeden krok dalej i pyta, czy „wolno nam/ siedzieć w kawiarni/ pić wino/ kolorować życie”? Wyraża swoje przemyślenia nad postawą ludzkości wobec nieszczęścia jednego narodu, zauważa, że pomimo wojny, życie w „innych zaczarowanych miejscach” wciąż płynie normalnie. Po raz kolejny mamy tutaj do czynienia z pewnym niedomówieniem ze strony bohaterki. Przedostatni tekst tej części nosi tytuł w drodze. Opisuje reakcje pasażerów na nagłe zatrzymanie się pociągu. Przerwanie monotonnej jazdy skutkuje ciszą, która ożywiła podróżujących, „skulone ciała” wyrwane z letargu dostrzegają otaczającą ich pozapociągową rzeczywistość, poświęcają jej uwagę, której ta nie mogła się spodziewać. Bohaterka mówi o zapachu wilgoci drzew, o konturach domów majaczących w porannej mgle. Przytacza późnojesienny krajobraz, który odbija się w oczach pasażerów. Niespodziewane zatrzymanie pociągu osiąga tutaj wymiar czegoś niezwykłego, fantastycznego, podkreślają to kolejne słowa bohaterki „i nagły gwizd lokomotywy/ zapowiedział pościg/ za znikającym księżycem”, jednocześnie ruszenie w dalszą drogę oznacza ulgę, powrót „do ciszy bez pytań”. W ostatnim wierszu bohaterka decyduje się na niemalże całkowite obnażenie swojej duszy. Już pierwsza strofa informuje nas, że za czymś goni, „idę do ciebie” jest czytelnym komunikatem. Mówi o przedzieraniu się przez „zachwyt poranka, wąskie ulice Wenecji i śpiew gondolierów”, można to odczytać jako pozytywną podróż, jednak „firanki głębokiego krzyku” pokazują, że podroż do kogoś lub czegoś może wiązać się także z cierpieniem, jakimś przełomem. Opowiada, że w trakcie podróży poznaje historie o cierpieniu i łzach, wolności, samotności. Kolejna strofa rozjaśnia, kim jest ten ktoś z tajemniczego określenia „ciebie” z pierwszego wersu, bohaterka zmierza do miasta – miasta, które jest jej domem. Podróż z wymiary faktycznego zmienia się na wędrówkę metafizyczną przez „kartki książek ciągle ciepłe/ oddechem poetów umarłych/ i tych jeszcze żywych” i mówi o naturze zarówno poetów, jak i samej poezji. Zauważa, że na zadanie przez nią pytania odpowiedziami są kolejne znaki zapytania, jednak wers „jak ja zagubieni błądzą” wydaje się być tutaj swego rodzaju ukojeniem, zapewnieniem samej siebie, że brak klarownej odpowiedzi jest czymś zupełnie codziennym; ujawnia także, że sama zajmuje się poezją. W pierwszym wersie ostatniej strofy autorka cyklu, a może właśnie sama bohaterka, postawiła na parafrazę słynnego cytatu Williama Szekspira „To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało”, która otwiera drogę i jest zaproszeniem do rozważań na temat obecności drugiego człowieka w życiu oraz odnajdywaniu sensu egzystencji.

Trzecia i zarazem ostatnia część cyklu nosi nazwę lubię powroty, która pozwala domyślić się, że bohaterka mówić będzie głównie o sobie i miejscach dobrze znanych. Otwierający wiersz nosi tytuł powrót i jest swego rodzaju wyrazem uznania wobec miasta, które bohaterka określa swoim. Mówi, że po dalekiej podróży: „moje miasto/ znalazłam na swoim miejscu”. Opisuje uliczki obok ratusza, rynek, buk, który „pamięta letnią burzę / kiedy złamałam parasol”, wszystkie te elementy odnoszą się do jej wspomnień, pięknych chwil, które są nieodłączną częścią miasta. Wylicza dalej, że pamięta zasłyszaną muzykę, światła rozświetlające uliczki, wznoszone toasty, sny, z którymi wiąże się owe miejsce. Pokazuje nam także świat widziany oczami dziecka: „tu znowu wierzę w bajki/ na parapecie okiennym/ marzenia rysuję”, które nie uległo zniekształceniu wraz z dorastaniem bohaterki, miasto jawi się jako przestrzeń, w której osiągnie to, o czym marzyła. Z ostatniej strofy można wnioskować, że tak się stało: „ciepła pamięć wypełnia pokój/ pod sufit pod dach pod gwiazdy/ już nie ma miejsca na wiersz” – bohaterka daje w ten sposób wyraz pięknu życia.

Kolejny utwór jest zbiorem przemyśleń związanych z powrotami z podróży. Bohaterka stwierdza wprost w podróży lubię powroty, mówi o wciąż słyszalnych rozmowach, obecnych zapachach, oczyma wyobraźni widzi obrazy, które „przypominają czym jest życie”. Wysnuwa sugestię, że podczas podróży człowiek szuka prawdy, doświadcza czegoś nieznanego, tajemniczego; nowe horyzonty pozwalają zobaczyć „coś nieśmiertelnego/ boską prawdę”. Mówi, że pamięć o tym, czego doświadcza, zawarta jest w słowach, dźwiękach i smaku, a zbieranie wszystkich tych doznań pozwala jej odkryć siebie na nowo. Utwór *** („krajobraz który noszę w sobie…”) jest obrazem zmiany perspektywy patrzenia na świat, bohaterka nie mówi z uwzględnieniem chronologii, jednak to potęguje tylko osiągnięty efekt. Rozpoczyna od tego, że była ciekawa świata, że chciała wyjść poza ramy „mojej ulicy”, stwierdza, że „to z ciekawości/ biegam po ulicach świata”. Następnie wraca do czasów dzieciństwa, kiedy to świat składał się z podwórek kradzionych przez „nowe bloki”, a wieczory spędzała, czytając książki po kryjomu – to one były oknem na świat. Na koniec wspomina o „największym cudzie”, jak nazywa swoje dwie córki, to one stają się perspektywą postrzegania świata. Mówi, że wciąż czuje dotyk małych rączek i czuły szept, pomimo że jej córki są w miastach, „których nie widzę z okna”. Swoje myśli podsumowuje, stwierdzając, że na „krajobraz który noszę w sobie/ na całe lata zachował/ przypadkowe obrazy/ ważne i nieważne historie/ i czas zostawiony za sobą”. Wiersz to tylko sen zdaje się być dialogiem z wierszem napisanym zielonym atramentem, który wprowadził bohaterkę w niespokojne widzenie senne. Wybudziła się, czując ból, „z siłą przerażonego ptaka”, z odczuciem, że napisany przez nią utwór jest testamentem, który ją „z życia rozlicza”. Przeanalizowane utwory są przeplatane innymi, w których bohaterka opisuje kolejne zakątki miasta lub powraca do czasów, które przeminęły. Ta część cyklu zakończona jest utworem, który stanowi swego rodzaju podsumowanie wszystkiego, o czym wspominała. Wiersz *** („obudziłam wiersze…”) rozpoczyna się od stwierdzenia, że obudziła „wiersze uśpione snem wielozimowym” i przytacza proces ich tworzenia, kiedy to pokój stanowił dla niej cały świat, w którym szukała artystycznych doznań. Opisuje spotkanie z kobietą, która „pachniała kwiatem pomarańczy”, uświadomiła sobie, że proza jest prawdą, a bohaterka chciała tworzyć poezję, być poetką, poczuć coś więcej, doznać czegoś więcej. Bez odnalezionych wierszy jej życie było niepełne, nie odczuwała – pozwoliła sobie na bycie: „nie umiałam nazwać/ radości ani smutku/ nie rozumiałam łzy/ ani kwiatów w wazonie”. Stwierdza wprost, że przez lata, w których nie tworzyła, „nic nie było na swoim miejscu”. Kończące dwa wersy są wyrazem ulgi oraz euforii, jaką odczuwa kobieta, ponieważ „obudziła wiersze”.

Tomik poezji poza fascynującą treścią, która zmusza do przemyśleń związanych z przeróżnym tematami, odwołuje się także do innych dzieł kultury. Przywołanie takich artystów jak Johannes Vermeer, Amedeo Modigliani i Auguste Renoir wzbogaca treść i przekaz utworów, czytelnik może odnieść odczucia bohaterki, wobec przywoływanych dzieł, do swoich własnych. Autorka wspomina w utworach także wielkich filozofów, Platona i Kartezjusza, co szczególnie w kontekście pierwszej części tomiku może być zachętą do zapoznania się z ich postrzeganiem egzystencji człowieka. Grażyna Rozwadowska-Bar zabiera czytelnika w podróż, ponieważ bohaterka cyklu wspomina o Akropolu, Ścianie Płaczu, Włoszech, Serbii, Morzu Jońskim, Amsterdamie oraz wielu innych miejscach, które stają się dynamicznym tłem, śledzonym przez odbiorców, dla duchowej podróży wykreowanej postaci. Zatem zbiór Obudziłam wiersze jest nie tylko bogatym przeżyciem literackim, ale także zaproszeniem do innych sfer, które wychodzą poza poetycki obraz świata.

Zuzanna Bubień