Brahms i Haydn w mistrzowskim wykonaniu. I Koncert fortepianowy d-moll op. 15 Johannesa Brahmsa; Symfonia nr 92 G-dur „Oksfordzka” Josepha Haydna, Filharmonia Gorzowska, 1 marca 2025 r.

Brahms i Haydn w mistrzowskim wykonaniu

I Koncert fortepianowy d-moll op. 15 Johannesa Brahmsa; Symfonia nr 92 G-dur „Oksfordzka” Josepha Haydna, Filharmonia Gorzowska, 1 marca 2025 r.

Urzekająca sceneria – za krzesełkami muzyków nowiutkie kotły – naturalna skóra, piękne, matowe, głębokie brzmienie. Z przodu swoją fortepianową czernią pyszni się koncertowy Steinway… Witani oklaskami wchodzą muzycy, stroją instrumenty. Tuż po nich wkracza solista Szymon Nehring i dyrygent Przemysław Fiugajski. Milkną brawa, zapada cisza! I Koncert fortepianowy Johannesa Brahmsa, jak na czasy powstania, jest prawdziwie nowatorski.

Właściwie to symfonia z towarzyszeniem fortepianu. Bezprogramowa. Muzyka dla Muzyki. Po raz pierwszy dzieło zostało wykonane na prywatnej prezentacji w Hamburgu 30 marca 1858 roku. Prawykonanie z publicznością odbyło się w Lipsku 22 stycznia 1859 roku. Ówczesna prasa donosiła, że koncert nie miał wielkiego powodzenia u publiczności, jednak prominentni muzycy z respektem odnieśli się do utalentowanego artysty. Recenzenci podkreślali u Brahmsa „…wielki talent muzyczny, dostrzegając także jego niezwykłą sztukę gry fortepianowej, ale sam utwór uznawano za niezrozumiały, nawet oschły i chwilami w wysokim stopniu męczący”*. Wracając zaś do wykonania filharmoników gorzowskich – tremolem, w forte, rozpoczęły kotły (Aleksander Lasek), po kilku sekundach – smyczki i tak do ponad półtorej minuty trwał ten specyficzny dialog introdukcji. Po czterech minutach wkroczył pianista, Szymon Nehring, wielokrotny zwycięzca w konkursach pianistycznych, w tym laureat Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, także finalista 17. Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Czas trwania Koncertu to około 50 minut. Jak długo grano Brahmsa w Filharmonii Gorzowskiej? Nie wiem! Minął jak chwila! Zaznałem stanu, kiedy muzyka tak wciąga, że traci się poczucie czasu, a z zasłuchania w nią budzą te sekundy ciszy po niej. Było to wydarzenie, o którym nie powinno się mieć śmiałości pisać. Zatem w największym skrócie – doskonały pianista i za nim postępująca orkiestra. Wszystkie atrybuty wykonawcze plasowały się na najwyższym poziomie: legato, narracja, dynamika, pięknie realizowane diminuenda i crescenda, harmonia, kolorystyka brzmieniowa, umiejętność wzajemnego słuchania, uważność na każdy ruch dyrygenta… Mógłbym wymieniać jeszcze dalej. Wrażenia z koncertu trafnie wyrażono na fejsbukowym profilu (M.S.): „…Brahms wielki i wspaniały. Wirtuozowski i symfoniczny zarazem. Gwałtowny, pełen żaru, intensywny, ale i welwetowy, pełen miękkości, tajemnicy, niedopowiedzenia, chwilami zapierający dech nie siłą, a kruchością właśnie. […] …to muzyka przynosząca oczyszczenie, dotykająca emocji w sposób trudny do opisania”.

Drugą część piątkowego koncertu wypełniła Symfonia „Oksfordzka” Josepha Haydna. Skomponował ich w sumie 108, stąd pisze się o nim jako o ojcu symfonii. 92. jest nieco inna od wcześniejszych. Mniej elegancka, nie w stylu galant, nieco poważniejsza, ale przecież ani smutna, ani mniej radosna. Jest w niej nieco dramatyzmu, poważniejszych tonów, liryzmu, a wszystko to opakowane znakomitą instrumentacją, harmonią. Część ostatnia utworu uosabia Haydna, jakiego znamy – wesołego, roześmianego, czupurnego. Całość została entuzjastycznie przyjęta przez publiczność, honorując zespół filharmoników frenetycznymi brawami. Po koncercie rozmawiałem z jednym z melomanów-ekspertów, który powiedział z przekąsem, że to nie był Haydn, a… Fiugajski. To prawda – od dawna uważam, że nasz dyrygent interpretuje dzieła muzyczne, dodając swoje rozumienie, poczucie. To nie jest tylko odgrywanie nut. To perfekcyjne rozumienie intencji autora, wykorzystanie możliwości orkiestry, nade wszystko zaś nadanie autorskiego kształtu wykonaniu. Zawsze, moim zdaniem, wysublimowanego, dobrego. To taka wartość dodana.

Zygmunt Marek Piechocki

 

 


*  L. Erhardt, Brahms, Kraków 1984, s. 100-101.