Andrzej Troc – Klejnot, drzewo, ptak

Dariusz Bareya

 

Andrzej Troc – Klejnot, drzewo, ptak

Andrzej Troc zadaje sobie pytanie: „Czym jest człowiek?” Fundamentalne pytanie: „Kim jestem?” odradza się w tym malarstwie jak w żadnym innym.

Trzema przewijającymi się tematami w jego twórczości są: klejnoty (ludzie), drzewa, ptaki/anioły. Czasami ta trójca splata się w jedno, jakby w nieskończonej wędrówce początku i końca, bez wyraźnego ujawnienia, co jest końcem, a co początkiem lub zalążkiem.

Klejnot, jakim jest człowiek, czasami przypomina zakopane w błocie złoto, które należy oczyścić, aby zobaczyć jego blask. Andrzej swoim pędzlem zdziera te warstwy, próbuje na wszelkie sposoby dostrzec światło, budulec wszystkiego. Drzewa rosną na glebie, od niej zależy, jakie wyrosną, ich korzenie umiejscowione zawsze pod powierzchnią są istotniejsze niż to, co wyrasta ponad nią. Z reguły jesteśmy skłonni sądzić, że jest na odwrót. Z trudem przyznajemy przewagę piękna duchowego nad fizycznym.

Ptak to nasza przyszłość, nasza twórcza moc uczynienia nas aniołami, którymi w rzeczywistości jesteśmy, jeśli by się temu bliżej przyjrzeć. Małe skrzydełka i wielkie ciała istot, które maluje Andrzej Troc, to doskonała metafora naszej obecnej ludzkiej kondycji.

Jeśli celem sztuki jest wyrażanie czegoś, czym jeszcze nie jesteś, ale możesz się stać, to być może słowa Ayn Rand: sztuka jest „odtwarzaniem rzeczywistości na podstawie metafizycznego wartościowania artysty” odzwierciedlają wrażliwość i jądro, czym w ogóle sztuka mogłaby być, i tego również, z jakiego źródła sączy się duchowe zabarwienie tego fenomenalnego malarstwa Andrzeja Troca.

Kto zna autora, wie, że nie maluje on farbami, ale własną biografią, trzewiami. Odsłania przed nami z rozbrajającą szczerością to, kim był, jest i chciałby się stać. Klejnotem, pięknym drzewem, na którym z chęcią przysiadają anioły.

Jaką by ta naiwna wizja nie była, podświadomie czujemy, że taką właśnie musi się stać. To zadanie twórcy i twórczości lub jeśli przyszłaby nam ochota powiedzieć: Stwórcy, którym każdy z nas w swej istocie jest.

Etykietka surrealisty nie bardzo już mi pasuje do tej twórczości, lecz z niej się wywodzi. Surrealiści chcieli zmieniać świat za pomocą twórczości, nie tylko epatować pięknymi i pustymi obrazkami.

Na pewno stamtąd płynie woda na młyn twórczości Andrzeja Troca. Nie jest jednak jej korytem, a samą rzeką, i na tym podobieństwa się kończą.

Każdy z nas tworzy rzeczywistość z obrazów, które nosi w sobie. Nie ma innej rzeczywistości oprócz tej w nas, która materializuje się z tego, co wewnątrz, na zewnątrz, co doprawdy jest jednym i tak prostym, że niemal niewidocznym, zasłoniętym.

Przewijający się przez jego obrazy temat więźniów, Żydów to metaforyczna aluzja do człowieka uwięzionego w stalagu swojego mózgu ze wszystkimi towarzyszącymi mu iluzjami i roszczeniami, do kształtowania człowieka na obraz i swoje podobieństwo.

Nosząc w sobie potwory, czynimy innych potworami, a błąkające się w nas anioły zawsze będą chciały transponować w rzeczywistość.

Co wewnątrz, to na zewnątrz; jako na górze, tako na dole. Ta stara prawda, tak opacznie rozumiana, udowodniła historią wieku XX i jej dwoma największymi wojnami, że kto walczy z sobą, wewnątrz, zawsze będzie walczył z innymi, na zewnątrz. Kto siebie samego ma za wroga, za wroga będzie uznawał innych.

Paranoja naszych czasów bierze się z prostego faktu niezrozumienia, kim w istocie jesteśmy i utożsamiania się z tym, czym nie jesteśmy. Nie rozumiejąc, że my sami tworzymy rzeczywistość, jej mizerny owoc, skutek naszych myśli, jesteśmy skłonni przypisywać komuś innemu.

Nie sposób nie zgodzić się ze słowami Wilhelma von Humboldta, że o istocie człowieczeństwa świadczy ludzka umiejętność do przekształcania świata, „siłą napędową jest zdolność twórcza”, lub Ayn Rand: „Każdy człowiek może się wznieść tak wysoko, jak chce i jak jest zdolny, ale tylko zakres jego myślenia określa wysokość, na jaką się wzniesie”.

To prawda, że więcej w twórczości Andrzeja Troca myśli niż koloru, stwarzania niż odtwarzania, na nowo definiowanej radości ukrytej pod opacznie rozumianym grymasem.

Dziękuję za to głębokie spotkanie z Człowiekiem, którym każdy może się stać.