Weronika Nawrocka Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/weronika-nawrocka/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Mon, 27 Jan 2025 09:02:42 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Weronika Nawrocka Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/weronika-nawrocka/ 32 32 Pochwała zmiany czy krytyka nowoczesności? O Pomiędzy Danuty Szulczyńskiej-Miłosz, Danuta Szulczyńska-Miłosz, Pomiędzy https://prolibris.net.pl/pochwala-zmiany-czy-krytyka-nowoczesnosci-o-pomiedzy-danuty-szulczynskiej-milosz-danuta-szulczynska-milosz-pomiedzy/ Mon, 27 Jan 2025 08:56:14 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=15515 Weronika Nawrocka

The post Pochwała zmiany czy krytyka nowoczesności? O Pomiędzy Danuty Szulczyńskiej-Miłosz, Danuta Szulczyńska-Miłosz, Pomiędzy appeared first on Pro Libris.

]]>

Pochwała zmiany czy krytyka nowoczesności?
O Pomiędzy Danuty Szulczyńskiej-Miłosz

Danuta Szulczyńska-Miłosz, Pomiędzy, Związek Literatów Polskich. Oddział w Gorzowie Wielkopolskim,  Gorzów Wielkopolski 2023, 159 s.

Opublikowany w 2023 roku zbiór opowiadań Danuty Szulczyńskiej-Miłosz zatytułowany Pomiędzy jest niewielkiej objętości tomem. Składa się na niego czternaście opowiadań, które poruszają bardzo charakterystyczne literackie wątki (takie jak śmierć bliskiej osoby, wojenny strach, literatura sama w sobie, tradycyjne rodzinne wartości). Szulczyńska-Miłosz przeplata doświadczenia obecnie trwającej wojny w Ukrainie z polskimi, wojennymi wspomnieniami, skupia się na ich odczuwaniu poprzez przytaczane cytaty z Baczyńskiego i Herberta. Mówi o miłości i o zawiedzionych nadziejach, ale też o kolejnych wymiarach cierpienia. Częstym motywem wykorzystywanym przez autorkę jest swego rodzaju metafizyka – część bohaterów wydaje się przemawiać do innych zza grobu, inna część tworzy sobie projekcje zmarłych osób, nie dopuszczając do siebie myśli o ich śmierci, a jeszcze kolejna grupa umiera w czasie trwania historii. Rodzinne relacje bywają tu bardzo skomplikowane: córki okazują się nie być córkami, tylko odbiorczyniami przeszczepów serca prawdziwych córek, niemieccy żołnierze pojawiają się zupełnie niespodziewanie podczas porodu swoich nieślubnych dzieci, rzekomi przedstawiciele organów ścigania przyjmują twarze dawno zaginionych bliskich, a w pociągach można 

spotkać samych siebie sprzed kilkudziesięciu lat. Ponadczasowość poruszanych wątków i skomplikowanie historii nie są tutaj jednak zaletą. Czytając zawarte w zbiorze opowiadania, miałam wrażenie, jakby to wszystko już gdzieś było. Stworzonym tutaj historiom całkowicie brakuje oryginalności i świeżości, przypominają raczej odbicie idei zamiast być jej prawdziwą manifestacją.

Zacznę od stylu. Stosowane przez autorkę metafory nie są ani poetyckie, ani odkrywcze, a sprawiają wrażenie, jakby właśnie takie miały być. W opowiadaniach, między innymi, „grudzień skuł mrozem nie tylko chodniki i ulice, ale i ludzkie serca” (s. 63), a „wiatr przewiał obłoki na niebie jak kliszę w aparacie” (s. 41). Frazesów tego typu niestety tutaj nie brakuje i, co gorsza, nie na nich kończą się problemy. Kolejnym może być to, że narratorzy zbyt często mają tendencję do zadawania sobie i nam wzniosłych, retorycznych pytań, takich jak: „zastanawiam się, ile dbałości było o tych ludzi, gdy jeszcze żyli? Czy ktoś siedział przy ich stole i rozmawiał, czy równie często dostawali kwiaty? Czy ktoś tęsknił, kiedy znikali z domu, wychodząc do pracy, wyjeżdżając na urlop? Czuli żal czy ulgę, że mogą pobyć trochę sami?” (s. 24), które pojawiły się, gdy opisywani bohaterowie byli nie gdzie indziej, jak na… cmentarzu.

Przyglądając się fabule oraz prezentowanym typom postaci, napotkałam kolejną zagwozdkę. Mimo pozornej spójności tematycznej, opowiadaniom (jako całości zamieszczonej w zbiorze) brak swoistej jednomyślności – bardzo trudno jest stwierdzić, jaka wiadomość płynie z przedstawionych tutaj tekstów, dlaczego znalazły się w jednym tomie, co je ze sobą łączy. Częstym motywem jest „nowatorskość myślenia” postaci, które za jej pomocą lubują się w podkreślaniu swojej odrębności od otaczającej ich rzeczywistości. Traktują ją jednak jak pretekst do wywyższania się i umniejszania innym. Widoczne jest to bardzo dokładnie w tekście Wiadomość, którego akcja dzieje się podczas rodzinnego spotkania. Para młodych ludzi zamierza przekazać rodzinie dziewczyny tytułową wiadomość dotyczącą jej ciąży. Sama dziewczyna jest nowiną zachwycona, gorzej ma się jednak sprawa z jej chłopakiem – pierwszoosobowym narratorem – ponieważ ten w ewidentny sposób nie traktuje zakochanej w sobie Ani poważnie i nie odpowiada mu wspólna wizja przyszłości. Mówi: „teraz jednak miałem wątpliwości, których jej brakowało. Przewidywałem raczej wrogość i potępienie na wieść o ciąży przed ślubem, w dodatku z facetem, który nie zamierzał przejść na gospodarskie życie i był ateistą. Nie lubili mnie. A ja nie lubiłem ich” (s. 43), w prześmiewczy sposób poprawia błędy językowe otaczających go „wieśniaków”, a sam po cichu planuje ogłoszenie swojej ucieczki i zostawienie Ani samej. Komentuje z wyższością rzeczywistość otaczającą mieszkańców wsi: „dom Anki położony jest na skraju wsi, ocieniony rozłożystą lipą, sąsiadujący z hektarami pól, na których wszyscy zgodnie pracowali. Cały rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Świątek, piątek. To nieludzkie. Nienormalne!” (s. 44), dość karykaturalnie zwraca również uwagę na to, że podczas uroczystości zorganizowanej z okazji urodzin mamy Ani sama jubilatka  „wciąż biega, donosząc kolejne rzeczy na stół. To jej święto, ale nikt tego nie zauważa”. Narrator stwierdza wprost, że „to też [go] denerwuje”, dodaje jednak: „tylko czy… czy ja nie byłbym przypadkiem taki sam?” (s. 44), burząc w ten sposób zalążki sympatii, jakie miał szansę spowodować. To z kolei sprawia, że jego postać, która przez większość czasu patrzy na innych z politowaniem, tutaj sama budzi litość i niesmak. W końcu natomiast, ogłosiwszy swoją nowinę, w chłopaku nagle zachodzi iście magiczna zmiana, nadal jednak okraczona nutką cynizmu. Niespodziewanie dostrzega „w ich gestach, surowych i szorstkich, miłość. Wyższe uczucie, do którego – w moich podejrzeniach – nie byli zdolni” (s. 45), a finalnie opowiadanie kończy się wypowiedzianym przez niego na głos pytaniem: „to co? Na zapowiedzi chyba trza dać… skoro już tu jezdem…” (s. 47).

Trudno jest mi dokładnie stwierdzić, jaki cel miała osiągnąć opisywana historia. Mogę jedynie podejrzewać, że owa magiczna zmiana, dokonawszy się w sceptycznym chłopaku, miała pokazać, że jego poprzednie, protekcjonalne traktowanie rodziny Ani było wielką pomyłką, a on dostrzegł wartość miłości i docenił silne relacje rodzinne kształtowane przez ponadczasowe ideały. Niestety, nie dostaję tutaj wystarczająco dużo dowodów, które mogłyby dawać mi uprawnienia do przeforsowania tej tezy. Raczej zwróciłabym uwagę na sposób stworzenia tego pytania, to znaczy, sposób dokładnie taki, z jakiego chłopak moment wcześniej się wyśmiewał. To każe mi podejrzewać, że cała zmiana była tylko chwilowa i pozorna. Że zadaje on swoje pytanie po to, by przez chwilę cieszyć się spokojnym popołudniem, by ostatecznie wyśmiać swoich rozmówców w sposób, którego oni nie będą świadomi, a nocą uciec po cichu, pozostając przez nikogo niezauważonym. To jednak znaczyłoby, że wszystkie postacie stworzone w Wiadomości są zerojedynkowe i prezentują szufladkowe myślenie: można być albo dobrym i rodzinnym chłopem, który żyje według chrześcijańskich pryncypiów, albo miastowym zawadiaką, którego jedynym zadaniem jest bałamucenie niewinnych dziewczyn, wyśmiewanie gwarowego słownictwa i uciekanie w obliczu odpowiedzialności. Idąc tropem tak przedstawionej sytuacji, okazałoby się, że światu brakuje jakiejkolwiek szarości, a każdy wybór może być albo „tradycyjny” i „dobry”, albo „zły”, „miastowy”, „nowoczesny” – nie ma nic pomiędzy.

Tę nieoczywistość prezentowanych idei widać dobrze, jeśli zestawić ją z innym tekstem, który również porusza problem sporu „starego” z „nowym”. W opowiadaniu zatytułowanym Terapia kolejny pierwszoosobowy narrator jest reporterem. Mężczyzna przyjeżdża do zamku joannitów, by napisać reportaż o tragediach, które miały miejsce w tej okolicy lata temu, a za które odpowiedzialni byli zakonnicy – mówi między innymi o procesach o czarną magię i wysokich podatkach nakładanych na ubogich chłopów. Stwierdza, że zakonnicy, oprócz sądzenia rzekomych czarowników „skupieni byli na miłości do boga i żarliwej modlitwie”, więc nie chce ich oceniać, ponieważ „to były zupełnie inne czasy, nie można się dostatecznie mocno wczuć w mentalność tamtych ludzi, nie wiadomo więc, na ile było to spowodowane strachem, na ile silną wiarą, a na ile głębokim przekonaniem o swojej racji” (s. 135-136). Oprócz kolejnych metafor i opisów przyrody otaczającej zamek, w opowiadaniu pojawia się też inny bohater: zamkowy dozorca. Kluczową sceną okazuje się jego rozmowa z reporterem, który wplata w nią swoje przemyślenia, dotyczące tego, że ciemnota średniowiecznych joannitów może stanowić analogię do nietolerancji wyrażanej przez współczesnych mu ludzi. Dozorca nie do końca rozumie wypowiedzi przybysza, a ten zastanawia się: „czy jest sens tłumaczyć temu prostemu człowiekowi, jak rozumują ludzie? Nie dość, że nie zrozumie, to jeszcze się rozzłości” (s. 138), ale finalnie pokonuje swoje wątpliwości i odzywa się słowami: „widzi pan jakąś różnicę między rzucaniem kamieniami w uczestników marszu równości a zabijaniem za rzekome czary? Czy pan sam jest w stanie zaprosić do swojego domu geja, zaakceptować transseksualne dziecko, podać rękę Żydowi, zastanowić się nad wiarą inną niż własna?” (s. 139). Mężczyzna odpowiada dokładnie tak, jak spodziewał się redaktor: „gdzie czary, a gdzie fanaberie? Gdzie czarna magia, a gdzie jakiś pedał, co będzie mi tyłek oglądał? Tfu! Tępić takich od kołyski!” oraz podkreśla swoją pobożność, gorliwie tłumacząc, że co niedzielę bywa w kościele (s. 139). Redaktor słucha argumentów rozmówcy, odpowiada na nie, nazywając go „chamem”, „antysemitą” i „homofobem”, po czym w drastyczny sposób kończy konwersację… zrzucając dozorcę z wieży zamkowej.

Przedstawiciel „nowoczesnego” myślenia okazuje się więc mordercą i osobą tak samo radykalną, jak ci, których zamierzał krytykować w planowanym przez siebie tekście – tylko co to tak naprawdę znaczy? Czy jest takim samym piewcą zmian, jak chłopak z Wiadomości, który, jeśli nie wybierze statecznego małżeńskiego życia, może okazać się tylko i wyłącznie zdrajcą i uciekinierem? Czy na pewno takie przedstawienie „nowego” było zamierzonym zabiegiem? Ponownie pojawia się pytanie: jaką wymowę ma ten zbiór jako całość – czy raczej opowiada się za istotnością kultywowania chrześcijańskiej moralności, czy jest wręcz przeciwnie, brutalnie ją wyśmiewa i krytykuje? W przypadku opowiadania Terapia ponownie ukazują się dwie możliwości interpretacyjne, jednak sam tekst nie dostarcza szczegółów umożliwiających potwierdzenie którejkolwiek z nich. Jednocześnie mogę założyć, że zbudowanie bohaterów oraz opisanie ich zachowań w ten sposób miało na celu podkreślenie zła „chamstwa”, „antysemityzmu” oraz „homofobii” szerzących się od zarania dziejów, że moralność ludzka jest tak samo wybrakowana, jak była w czasach procesów o czary. Z drugiej strony jednak, morderstwo dozorcy sprawia, że czytelnik może podejrzewać, że jest dokładnie odwrotnie; to tradycyjne wartości są zagrożone impulsywnymi działaniami aktywistów równościowych i w ich obliczu nikt nie jest bezpieczny. Wracając jednak do wspominanej powyżej Wiadomości, dezorientacja rośnie jeszcze bardziej; opowiadania kończą się dobitnym punktem kulminacyjnym, w żadnym z nich jednak nie ma już miejsca na puentę, która wydawałaby się być w tych sytuacjach niezbędna.

Nie pokuszę się o opisywanie wszystkich opowiadań po kolei, ale z większości z nich mogłabym wyciągnąć podobną prawidłowość – to znaczy jej brak. Teksty są niekonkretne i powierzchowne, w żadnym z nich czytelnik nie odnajdzie nic więcej niż stereotypowe przedstawienie problemów zbyt dużych, by stworzone postacie oraz narracja mogły je udźwignąć. Owe postacie bowiem są czarno-białe i, mimo bycia przedstawicielami dwóch stron, prezentują tylko szufladkowe myślenie obu, tym samym podkreślając każdą binarną opozycję. Podejrzewam, że nie taki był cel, moje podejrzenia jednak nie odnajdują uzasadnienia w tekście. Irracjonalność oraz brak ciągów przyczynowo-skutkowych powodują, że nie da się odczytać głębszego, spójnego przesłania.

Weronika Nawrocka

 

The post Pochwała zmiany czy krytyka nowoczesności? O Pomiędzy Danuty Szulczyńskiej-Miłosz, Danuta Szulczyńska-Miłosz, Pomiędzy appeared first on Pro Libris.

]]>
Znów wystawmy twarz… ku poezji (Znów wystawimy twarz do słońca. Antologia poezji lubuskiej 2007-2022, pod red. Małgorzaty Mikołajczak, Mirosławy Szott) https://prolibris.net.pl/znow-wystawmy-twarz-ku-poezji/ Wed, 03 Apr 2024 10:25:48 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=12730 Weronika Nawrocka

The post Znów wystawmy twarz… ku poezji (Znów wystawimy twarz do słońca. Antologia poezji lubuskiej 2007-2022, pod red. Małgorzaty Mikołajczak, Mirosławy Szott) appeared first on Pro Libris.

]]>

Znów wystawmy twarz… ku poezji

Znów wystawimy twarz do słońca. Antologia poezji lubuskiej 2007-2022, pod red. Małgorzaty Mikołajczak, Mirosławy Szott, Wydawnictwo Pro Libris, Zielona Góra 2023, 276 s.

Pod koniec 2023 roku nakładem Pro Libris – Wydawnictwa Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze została wydana Antologia poezji lubuskiej 2007-2022 zatytułowana Znów wystawimy twarz do słońca. Tytuł zaczerpnięto z wiersza lekcja historii Agnieszki Leśniewskiej, umieszczonego w zbiorze w towarzystwie czterech innych utworów poetki. Wybór tego wersu na tytuł antologii w moim odczuciu świetnie oddaje specyficzny stosunek twórcy do swojego dzieła, a także niełatwą relację samego tworzonego tekstu z odbiorcą. Tom zredagowany został przez Małgorzatę Mikołajczak oraz Mirosławę Szott, a swoją premierę – wzbogaconą spotkaniem z redaktorkami – miał 30 listopada.

Spotkanie promujące publikację okazało się być niezwykle inspirujące. To właśnie wtedy można było nabyć egzemplarz książki oraz posłuchać rozmowy z redaktorkami, która prowadzona była przez Ewę Mielczarek. Prowadząca pytała panie o trudności związane ze stworzeniem tak przekrojowej książki, wybór wierszy, kontakt z autorami oraz proces tworzenia ostatecznej wersji pod względem graficznym. Wspomniano też o poprzednich wydaniach antologii; na przestrzeni lat ukazały się w Wydawnictwie Pro Libris dwie: Mieszkam w wierszu. Antologia poezji lubuskiej oraz Od słowa do słowa. Antologia poezji lubuskiej 2001-2006, za których redakcję (w 2001 roku – wraz z Beatą Mirkiewicz) również odpowiadała Małgorzata Mikołajczak – ceniona znawczyni poezji regionalnej. Mirosława Szott natomiast – oprócz bycia równie rozpoznawalną specjalistką – jest czynną poetką oraz twórczynią dramatów, co sprawia, że jej spojrzenie na twórczość lubuską jest nie tylko teoretycznoliterackie, ale również praktyczne, a także, co chyba najbardziej istotne – osobiste, co przecież nie zdarza się tak często, żeby krytyk i teoretyk miał bezpośrednie relacje z twórcami, a także sam zaliczał się do ich grona. Ta sytuacja spowodowała również, że brak w tym zbiorze tekstów Szott. Redaktorka zastrzega, że rezygnuje z publikacji, aczkolwiek czyni to zbiorczą antologię w mojej ocenie wybrakowaną, ponieważ niezależenie od czynników zewnętrznych Szott również jest poetką tworzącą w tamtych latach.

Na spotkaniu panie rozmawiały między innymi o relacji pomiędzy najnowszą edycją zbioru a jej poprzedniczkami, ponieważ zmieniona została całkowicie jej szata graficzna (rozmieszczenie tekstów oraz projekt okładki, za który odpowiadała Anna Kubiak), co wzbudziło wiele emocji, zarówno wśród poetów i poetek, jak i odbiorców. Rozmowa z redaktorkami zakończyła się inspirującymi pytaniami ze strony widowni, na które obie panie wyczerpująco odpowiadały. Kolejną częścią spotkania był spacer śladami Anny Tokarskiej, podczas którego odczytane zostały wybrane wiersze pisarki. Całość uwieńczona została projekcją filmu dotyczącego twórczości Tokarskiej, która odbyła się w Lubuskim Teatrze.

Na uważną lekturę Antologii przyszedł więc czas dopiero po zakończeniu wydarzenia. Całość otwiera wstęp napisany przez redaktorki. Rzuca on zupełnie nowe światło na odczytywanie poezji lubuskiej, bowiem Małgorzata Mikołajczak oraz Mirosława Szott zwracają w nim uwagę na zmiany, które mają istotny wpływ na rozumienie regionalizmu. Są to między innymi: rozwój technologii, umiejętność autopromocji na szerszej scenie literackiej, funkcjonowanie w mediach społecznościowych oraz publikowanie w ogólnopolskich wydawnictwach (s. 6). Lektura wstępu stanowi doskonałe uzupełnienie rozmowy przeprowadzonej w trakcie spotkania oraz daje odpowiedzi na pytania, które w dynamice wydarzenia na żywo nie zdołały wybrzmieć. Zdecydowanie wybija się stanowisko autorek twierdzących, iż ów zbiór to „raczej mozaika niżeli tkanina” (s. 12), subiektywny wybór, mający na celu pokazanie części zmian zachodzących w poezji lubuskiej, a nie – zaprezentowanie jedynej prawdy.

W tomie zebrane zostały utwory aż osiemdziesięciu jeden lubuskich twórców. Książka podzielona została na części według roczników autorów i autorek. W moim odczuciu wydaje się to być niezwykle udanym zabiegiem, bowiem świadomość zestawienia ze sobą tekstów ludzi piszących je w tak różnych stadiach

życia diametralnie wpływa na odbiór samej poezji, a także – całości antologii. Na ten fakt zwracają również uwagę autorki wstępu, podkreślając pojawienie się w poezji lubuskiej wcześniej nieistniejących figur „starego poety” oraz „starej poetki” (s. 7). Umieszczone w rozdziale „Roczniki najstarsze” nazwiska są na pewno doskonale znane każdemu odbiorcy poezji regionalnej: pojawiają się tutaj między innymi wiersze Anny Tokarskiej oraz Janusza Koniusza. W następnym rozdziale zatytułowanym „Roczniki 40. i 50.”, najszerzej reprezentowanym, nie zabrakło Jarosława Barańczaka, Elżbiety Dybalskiej, Eugeniusza Kurzawy oraz Czesława Sobkowiaka. W „Rocznikach 60. i 70.” moją uwagę najbardziej przykuły wiersze Renaty Diaków i Agnieszki Ginko, szczególnie Pożegnanie Diaków oraz Pierścionki Ginko. Te dwa utwory, zestawione razem, tworzą swego rodzaju całość historii, a czytane razem, w kolejności takiej, w jakiej pojawiły się w Antologii, prezentują zupełnie nowy obraz. Diaków bowiem pisze: „Odchodzę biała i czysta/ jak na początku” (s. 133), Ginko natomiast kończy swój wiersz słowami „teraz jesteś cała w pierścionkach/ na moich rękach” (s. 142). Jednak najbardziej intrygującym okazał się dla mnie ostatni rozdział, „Roczniki 80. i 90.”, które autorki zaprezentowały bardzo ostrożnie, mówiąc, że doborowi twórców oraz twórczyń „towarzyszyła największa arbitralność i… największe ryzyko: przeszacowania lub niedocenienia” (s. 9). Szczególnie emocjonalne wydały mi się wiersze: Droga krajowa Michała Banaszaka, W kawiarni Natalii Haczek, Tak będzie Pauliny Korzeniewskiej oraz Apel Andreya Kotina. To również twórcy umieszczeni w ostatnim rozdziale działają najprężniej chociażby w przestrzeni internetowej, co znacząco wpływa na ich rozpoznawalność pośród czytelników, często też wydają swoje książki w wydawnictwach działających poza województwem lubuskim. Zwieńczeniem tomu są umieszczone na końcu biogramy wszystkich twórców oraz twórczyń, przybliżające sylwetki poetów odbiorcom i czyniące je nie aż tak abstrakcyjnymi.

Trudno oceniać zbiory przekrojowe, szczególnie tak obszernie podchodzące do wybranego zagadnienia. Tego typu wydania stanowią raczej podsumowanie twórczości najnowszej, ewolucji, zachodzących w nich zmian – co też podkreślały same redaktorki we Wstępie. Mogą też sprawić, iż zainteresowany czytelnik sięgnie po tomik któregoś z autorów, czując niedosyt po przeczytaniu zaledwie paru utworów. Będą też na pewno nieocenionym źródłem dla przyszłych badaczy zajmujących się zarówno literaturą regionalną, jak i historią literatury w ogóle.

Weronika Nawrocka

The post Znów wystawmy twarz… ku poezji (Znów wystawimy twarz do słońca. Antologia poezji lubuskiej 2007-2022, pod red. Małgorzaty Mikołajczak, Mirosławy Szott) appeared first on Pro Libris.

]]>
Po Chłopach refleksji kilka (Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchman) https://prolibris.net.pl/chlopi/ Wed, 17 Jan 2024 17:59:54 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=11730 Weronika Nawrocka

The post Po Chłopach refleksji kilka (Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchman) appeared first on Pro Libris.

]]>

Po Chłopach refleksji kilka

Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchmana, Polska 2023

Od momentu pojawienia się pierwszych zapowiedzi zwiastujących nową ekranizację Chłopów nie mogłam się doczekać filmu. Koncept przedstawiony i obiecany przez twórców brzmiał intrygująco – malowany film, obrazy Chełmońskiego, na podstawie takiej opowieści! Budził nadzieje na stworzenie filmowej wersji monumentalnego dzieła – jednego z najlepszych w historii polskiej literatury – jednocześnie łącząc je ze sztuką wizualną, przybliżając je masowemu odbiorcy. Brzmi to jak świetny pomysł na popularyzowanie klasyki literatury, wychodzenie naprzeciw czytelnikowi, który niekoniecznie patrzy na literaturę z wyżyn katedry akademickiej i/lub miłośnika klasycznych dzieł polskich twórców. Wydawać by się mogło, że mając tak doskonały scenariusz, nic nie może pójść źle… jednak źle poszło prawie wszystko.

Do zalet filmu można zaliczyć jedynie jego stronę artystyczną. Faktycznie, widowisko mogło naprawdę ucieszyć oczy, choć początkowo trudno było przyzwyczaić wzrok do czegoś innego niż jakość, którą ogląda się na co dzień. Na uznanie zasługuje też muzyka, która dopełniała wątki przedstawione w filmie (i mam na myśli samą muzykę, nie Julię Wieniawę śpiewającą, gdy inni pracowali – bo wtedy do głowy przychodziło tylko jedno pytanie: ale… po co?). Niestety, wymienianie plusów kończy się właśnie w tym momencie, ponieważ nic więcej za plus nie mogę uznać.

Przede wszystkim, filmowa wersja Chłopów w ogóle nie powinna nosić tego tytułu. Z oryginalnym Reymontowskim tekstem łączą ją jedynie imiona bohaterów, a i te, im dłużej trwała historia, wydawały się być wykorzystane przypadkowo, ponieważ filmowe postacie nie mają nic wspólnego z postaciami stworzonymi przez polskiego noblistę. Trwające około dwóch godzin widowisko potraktowało powieść w bardzo wybiórczy sposób, opierając się na poszczególnych wątkach… a właściwie, na jednym wątku, ponieważ oprócz Jagny na ekranie nie pojawił się praktycznie nikt ani nic więcej. Wygląda to tak, jakby twórcy usłyszeli od kogoś skrzywioną i uproszczoną opowieść o Chłopach, i bazując na tej opowieści, postanowili stworzyć film, bo nawet przedstawiona Jagna nie jest tą Jagną z książki. Produkcja przedstawiła ją bardzo jednowymiarowo, jakby jedynym celem było stworzenie opowieści o „kobiecie wyzwolonej”, bo przecież współcześnie to jest właśnie to, co sprzedaje się najlepiej. Oryginalna Jagna była człowiekiem z krwi i kości, wiedziała, czego chce, uwikłana w niemożliwe do przezwyciężenia tradycje społeczne, cierpiała, starając się szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki. Nie była sztuczna, przekoloryzowana, nie budziła w odbiorcy litości, tylko podziw. Jej tęsknota za miłością wzruszała czytelnika. Nowa Jagna potrafiła tylko wycinać wzory w kolorowych kartkach i czesać włosy. A to właśnie ona zwraca na siebie całą uwagę, nie może być inaczej, skoro tylko jej historia została opowiedziana. I zawodzi na całej linii.

Tym, co uczyniło Chłopów tak cenionym dziełem, była ich wielowątkowość i wielowymiarowość. Nie była to powieść tylko o Jagnie. Dziewczyna, owszem, była jednym z jej najważniejszych elementów, ale bez całego ogromu innych historii opowiedzianych w międzyczasie, bolączek Jagny nie dałoby się zrozumieć. Twórcy filmu postanowili zakpić z oryginału, spłaszczając Jagustynkę, nie wspominając o Kubie, zabierając odbiorcom Agatę, a Witkowi – jego bociana. Nie przedstawiono nawet pana Jacka ani jego pomocy kierowanej ku chłopom, ponownie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mas, ukazano szlachciców widzianych z jednej perspektywy, tylko jako tych złych, tylko jako tych, którzy odbierają las. Nawet sami chłopi, Boryna, jego dzieci, wójt i wójtowa, odstają, wychylają się poza ramy, nie są już tymi postaciami, które znali czytelnicy z oryginalnego tekstu. Jak wspomniałam wcześniej, poza imionami i powierzchownym podobieństwem, nic ich nie łączy z pierwowzorami.

Sam sposób przedstawienia wsi i jej mieszkańców wydaje się niezwykle przewrotny, ponieważ bohaterowie filmowych Chłopów z prawdziwymi chłopami wydają się mieć niewiele wspólnego. Są obrazem tego, jak przeciętny odbiorca wyobraża sobie (jeśli w ogóle do głowy mu przyjdzie zastanawiać się nad tym) życie na polskiej wsi w ubiegłych wiekach. Są też tym, jak chciano widzieć chłopów w okresie romantycznej chłopomanii. Przedstawione postacie żyją w zgodzie z naturą, tańczą, bawią się, piją i śpiewają, okazjonalnie przerywając swoje sielankowe życie bijatykami z sąsiadami. W filmie nie ma mowy o prawdziwej pracy, bólu, wypadkach, głodzie i chłodzie; jeśli już bohaterowie pracują, wydają się to robić przez przypadek, ich pracę przedstawiono wręcz karykaturalnie jako czynność mającą zapobiegać nudzie i będącą kolejnym sposobem na podtrzymanie kontaktów towarzyskich. Nawet Hanka i stary Bylica, którzy w książce udowadniali, że nie każdy jest bogatym, pierwszym gospodarzem we wsi, a życie wcale nie jest tak kolorowe, jak wydaje się Borynom, tutaj przedstawieni zostali zaledwie w dwóch scenach, na dodatek nadal skupionych na Borynach. Jest to tym bardziej absurdalne, że we współczesnej literaturze i kulturze polskiej można zauważyć coraz większe zainteresowanie skierowane w stronę historycznej wsi polskiej – wystarczy spojrzeć, jakie rekordy popularności pobijają Chłopki Joanny Kuciel Frydryszak. Trudno jest nie zadać sobie podstawowego pytania, czy twórcy zapomnieli zająć się choć podstawowym researchem? Na ich nieszczęście, oprócz uproszczonych Chłopek, polski odbiorca ma dostęp do książek tak dobrze opisujących tamte czasy jak te autorstwa Alicji Urbaniak-Kopeć lub cała seria „Ludowa Historia Polski” wydawana obecnie przez Wydawnictwo RM. Nie wszyscy, którzy postanowili wybrać się do kina, zadowolą się ładnym obrazkiem z przyjemną muzyką w tle, bo obrazek ten ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. W dyskusji o nowych Chłopach nie można też pominąć niezwykle istotnego elementu całej tej farsy – a mianowicie tego, że sama książka jest lekturą szkolną. Stąd szkoły tłumnie oblegają kina, poloniści wykorzystują okazję do zabrania uczniów na film w ramach zajęć (w końcu to nowa ekranizacja lektury!), co jednak z tego pozostanie? Młodzież nie będzie w stanie ocenić wartości  tekstu, którego nie zna, bo przede wszystkim należy pamiętać, że od uczniów wymaga się znajomości tylko pierwszej części książki, opisującej Jesień – czyli również części, która dopiero przedstawia bohaterów, nie mówiąc jeszcze o nich samych, ani o całości historii, zbyt wiele. Po drugie, już teraz odzywają się głosy mówiące o tym, jak „wyzwalające” jest zobaczenie „oczyszczonej” Jagny na wielkim ekranie, mimo że ten film, w założeniu mający przedstawić feministyczną historię, bardziej obraża prawdziwe założenia tego nurtu, niż kogokolwiek do niego przekonuje.

Plakat

Po trzecie wreszcie, znając taką adaptację, uczniowie na siłę będą szukali w wybranych cytatach potwierdzenia tego, co zobaczyli wcześniej, całkowicie zatracając pierwotny, już przed filmem trudny do odnalezienia, sens oryginału. Będą widzieli Jagnę właśnie taką, nadal uwikłaną w konwenanse, ale nie takie, jakie opisywał Reymont. A potem okaże się, że zupełnie nieświadomie, tylko to w nich zostanie. Będą widzieli dziewczynę, k óra za swoje przewinienia  ostała wywieziona ze wsi, nic złego jej się jednak nie stało, bo przecież w końcowym, niezwykle dramatycznym i wizualnie pięknym ujęciu, Jagna obmywa się z błota i gnoju, ruszając w dalszą drogę wśród burzy (ta scena tak bardzo nie pasowała do konceptu powieści, że czekałam, aż zmieni się w czarownicę, niczym Anya Taylor-Joy w The Witch – wtedy może przynajmniej miałoby to jakikolwiek sens).

W którym miejscu pojawia się granica oddzielająca adaptację od zupełnie nowego filmu? Twórcy Chłopów zmienili założenia powieści, przekręcając je właściwie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak bardzo można zmieniać bohaterów, dopasowując ich pod gotową tezę, jednocześnie twierdząc, że ekranizuje się tak monumentalne dzieło?  wreszcie odbiorcy nieznający Reymonta ani historii wsi polskiej mają wiedzieć, jak bardzo zakłamany obraz został im przedstawiony? Nie takich pytań spodziewałam się  obejrzeniu filmu, na który czekałam tak długi czas. Myślę też, że film mógłby wcale nie być taki zły, gdyby został inaczej zatytułowany – gdyby nazwano go Jagna, uwag miałabym zdecydowanie mniej.

Weronika Nawrocka

The post Po Chłopach refleksji kilka (Chłopi, reż. DK Welchman i Hugh Welchman) appeared first on Pro Libris.

]]>
Operowanie obrzydzeniem, czyli o oddziaływaniu synestezji i dwóch przykładach z polskiej literatury współczesnej https://prolibris.net.pl/operowanie-obrzydzeniem/ Mon, 13 Nov 2023 20:03:09 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=10611 Weronika Nawrocka

The post Operowanie obrzydzeniem, czyli o oddziaływaniu synestezji i dwóch przykładach z polskiej literatury współczesnej appeared first on Pro Libris.

]]>

Weronika Nawrocka

Operowanie obrzydzeniem,
czyli o oddziaływaniu synestezji
i dwóch przykładach
z polskiej literatury współczesnej

Słowo pisane wielu zachwyca, wprawia w ekstazę, oczarowuje – ale czy może z podobną siłą też obrzydzać, odrzucać, a nawet śmierdzieć? Synestezyjne metafory językowe opisują przecież także pejoratywne doznania, ale są tylko środkiem używanym przez twórcę do stworzenia opisu; są tym, co ma wzmocnić zamierzony efekt. To nie one, same w sobie, obrzydzają. Jednak zastanawia mnie coś innego – co dzieje się w sytuacji, gdy w tekście język jest na tyle wulgarny i odrzucający, że niemal fizycznie zniechęca czytelnika do zagłębienia się w treść utworu? Nieuniknione wydaje się postrzeganie tego zjawiska literackiego poprzez pryzmat synestezji.

Samo „odczuwanie” literatury musi być fizyczne, stanowić pomieszanie zmysłów, czyli dokładnie to, za co odpowiada synestezja, bo słowa oddziałują na odbiorcę, mają zapach, fakturę czy też, w szczególnych przypadkach, powodują pewną szorstkość na języku. Niosą więc ze sobą kompilacje uczuć, pozornie niemożliwych do odczuwania tylko dzięki samym literom. Albert Einstein mówił, że gdy tylko może, „myśli muzyką”. Synestetycy często opisują dźwięki przypisane do konkretnych kolorów, jeszcze inni łączą litery z dotykiem lub liczby ze smakiem. Same metafory powszechnie używane w polszczyźnie często są przecież metaforami synestezyjnymi (np. „ostry zapach”, „słodkie życie”). Bywają spotykane w tylu sytuacjach, że ich oryginalność i niecodzienność nie powoduje zastanowienia u twórcy lub odbiorcy.

Mnogość bodźców, ich powszechność może powodować zanik możliwości oddzielenia, a nawet dostrzeżenia różnych nośników pobudzających zmysły. Książek możemy słuchać, zamiast je czytać – a same audiobooki powoli stają się najbardziej miarodajną formą oceny nowości literackich. Przykładem na to może być popularna praktyka wydawnicza, polegająca na sprawdzaniu sukcesów wyłącznie wersji audio. Wydawcę coraz mniej interesuje liczba sprzedanych kopii papierowych (bo kto kupuje debiut nieznanego autora za równowartość dwóch godzin przepracowanych według minimalnej stawki godzinowej?), zamiast tego miarodajne stają się wyniki wyświetleń na platformach audiobookowych (oferujących subskrypcję, która często zamyka się w wartości równej np. jednej stawki godzinowej, za którą odbiorca ma możliwość przesłuchania dowolnej liczby tytułów w miesiącu, porzucania tych, które mu się nie spodobają i dalszych poszukiwań), liczy się ilość zebranych tam „gwiazdek” (będących systemem oceny w skali 1-5) oraz pozytywnych komentarzy.

 Jednak sam odbiór książki słuchanej, nie czytanej, może diametralnie różnić się od odbioru książki doświadczanej w papierze, tylko i wyłącznie za pomocą wyobraźni czytelnika; wpływ na to ma wiele czynników, takich jak poziom skupienia, głos lektora, to, co sam lektor będzie akcentował, a do czego czytelnik samodzielny mógłby nie przywiązać aż tak wielkiej wagi.

Film a tekst

Czy ekranizacja powieści, lub w ogóle film sam w sobie, nie jest swoistą wisienką na torcie dyskusji o synestezji? Film gwarantuje odbiorcy całkowite i totalne połączenie wrażeń zmysłowych, bombarduje go obrazami, dźwiękami, a w najnowszych technologiach – nawet ruchem i zapachem. Stanowi również novum formalne, bowiem narracja filmowa w niczym nie przypomina narracji książkowej, co często prowadzi do konfliktów odbiorców przy każdorazowym pojawieniu się adaptacji danego dzieła i przy próbach interpretacji tegoż obrazu (inaczej będzie odebrany film przez osobę, która wcześniej czytała książkę, a inaczej przez taką, która ma do czynienia tylko z interpretacją reżysera). Co więcej, ścieżki dźwiękowe najpopularniejszych obrazów kinowych (jak na przykład Harry’ego Pottera lub Władcy Pierścieni) już po paru dźwiękach przywodzą na myśl konkretne sceny lub bohaterów. A przecież jeszcze wcześniej zarówno Harry Potter, jak i Władca Pierścieni były po prostu tekstem, literami wydrukowanymi, a wcześniej napisanymi, na papierze. W podobny sposób wydaje się funkcjonować operowanie obrzydzeniem, gdyż film jest bardziej dosłowny, pokazuje obrazy, zamiast tylko je opisywać. Jednocześnie może zmniejszać obrzydzenie przez swoją dosłowność (straszniejsze jest to, co niewidoczne) lub zwiększać je w innym kierunku, niż planował autor dzieła adaptowanego. Czy w takim razie współczesny odbiorca, który ma do wyboru tyle alternatyw wspomagających odczuwanie kultury i sztuki, w ogóle zastanowiłby się nad wyborem zwykłej, starej, nudnej książki? Jeśli nawet tak, jak wyglądałoby jej zmysłowe odczuwanie?

Książki nadal przecież są pisane, nie tylko w celu ich późniejszej ekranizacji. Pomijając już zupełnie problem, na który zwracają uwagę złośliwi, jakoby więcej osób chciało pisać swoje książki niż czytać teksty innych, autorami bardzo często stają się reprezentanci najmłodszego pokolenia. Oczywiście, ich proza i poezja jest zupełnie inna i tworzona w innym celu; autorzy podejmują inne tematy i kierują swoje słowa do innych odbiorców. To, co jednak bardzo często wybija się na pierwszy plan w narracji prowadzonej przez młodych literatów, to epatowanie obrzydzeniem różniącym się od obrzydzenia używanego w literaturze wcześniejszej. Chciałabym tutaj zastanowić się nad szczególnymi przypadkami książek, których odczuwanie synestezyjne wywiera ogromne wrażenie – niekoniecznie w sensie pozytywnym, ponieważ fizyczne obrzydzenie funkcjonuje tam na zupełnie innej płaszczyźnie. Ograniczając przykłady, skupię się na dwóch polskich pozycjach zdobywających obecnie nagrody.

Dwa przykłady –

Radek Rak i Dorota Kotas

Pierwszy przykład – Baśń o wężowym sercu, czyli nagrodzona Nagrodą Nike powieść Radka Raka z 2019 roku. Tutaj historia sama w sobie nie jest ani oburzająca, ani obrzydzająca (przynajmniej patrząc tylko na jej powierzchnię; bo sugerowanie przez Raka braku możności wszczęcia buntu chłopskiego przez chłopa jest już jak najbardziej oburzające), nie została sfilmowana, nie ma swojej własnej muzyki ani swojej własnej ścieżki dźwiękowej (za to audiobook, owszem, został nagrany). Tym, co wpływa na oryginalne odczuwanie synestezyjne w tej powieści, jest jej język – wulgarny i sprośny, odrzucający wszelkie sacrum i operujący tylko najgorszym i najprostszym profanum. Taki język sprawia, że trudno jest się skupić na samej fabule. Pokraczna poetyckość tekstu jest fizycznie bolesna i przekreśla możliwość docenienia (marnej) historii i daje poczucie, jakoby autor, starając się celowo oburzyć odbiorcę, poszedł w tym o krok za daleko, sprawiając, że czytelnik ma już dość tego oburzenia. Dodatkowo, nieeleganckie żarty występujące w Baśni, mające prawdopodobnie przywodzić na myśl prostotę chłopskiego języka tamtych czasów, ujmują książce tego, co jako jedyne mogłoby być w niej dobre – czyli operowanie faktami i naginanie ich tak, aby dopasowały się do historii.

Podobnie wulgarnością posługuje się Dorota Kotas. W jej powieściach próżno szukać kunsztu literackiego. Autorka, pozornie opisując codzienność swoich bohaterów, wybiera język obdarty z jakiejkolwiek poetyckości, wulgarny i prostacki. Zaburza tym odbiór historii, odrzucając czytelnika właśnie na fizycznej płaszczyźnie odczuwania tekstu. Kotas, w założeniu próbując opisać codzienność osób z zespołem Aspergera, starających się funkcjonować w społeczeństwie, przedstawia je jako osoby wulgarne, wiecznie rozkrzyczane i niezadowolone. Tworzy z tego książkę, o której mówi, że jest prozą autobiograficzną (często nazywaną „autofikcją”), oburza i zasmuca odbiorców, dając dowód na to, że polskie pokolenie młodych pisarzy głównie tylko wrzeszczy – a sama autorka potrafi wrzeszczeć i obrażać czytelników nawet w komentarzach pod postami opisującymi wrażenia zdobyte podczas czytania jej książek. Kotas walczy obrzydzeniem, nie do końca jednak wiadomo, kto jest jej przeciwnikiem: inni ludzie, system, społeczeństwo, cały świat czy może ona sama. Koniec końców, to jej czytelnicy są tymi, którzy odbierają atak i na których wylewa się cała gorycz zgromadzona w tekście.

Wydaje się, co mogą potwierdzić przytoczone przeze mnie przykłady, że autorzy polscy celowo wybierali wulgarność w opisach pozornie codziennych i/lub historycznych wydarzeń, mając na celu zszokowanie czytelnika. Czytelnik jednak w pokrętny sposób musi doceniać te zabiegi, gdyż zarówno Kotas, jak i Rak, tak jak już wcześniej wspomniałam, są laureatami wielu polskich nagród literackich. Może jest to ich sposób na stworzenie książek na tyle interesujących, by wygrały toczącą się walkę pomiędzy słowem pisanym a innymi nośnikami (pop)kultury i rozrywki? W swojej prozie operują wyostrzeniem obrzydliwości, dającej pozorne doznania, po których jednak na dłużej nie pozostanie w czytelniku żaden ślad. Możliwe też, że używanie przez nich tak dosadnie wyśmianej poetyckości jest tym, czego czytelnicy oczekują od współczesnych tekstów, bo teksty spokojne ich nudzą – ja jednak podchodziłabym do tego bardzo ostrożnie, nadal, mimo wszystko, szukając w książkach artyzmu językowego, świadomego i wyważonego łamania form i schematów. Może posługiwanie się tak dosłownym obrzydzeniem jest formą zwrócenia uwagi na tekst, dlaczego jednak dany tekst chwalony jest za język? Czy tylko dlatego, że jest pozornie poprawny? Czy wulgarność i prostackość w ogóle może być poprawna? Czy może jednak powoduje powstanie literackiego nurtu fizycznego obrzydzania rzeczywistości (jak u Kotas) lub przeklinania w narracji (czy Ziemiański stał się nagle inspiracją młodego pokolenia?). A może wynika ze swoistego upadku narracji literackiej, którą zastępuje w tekstach, ale nie tylko, narracja filmowa – szybka, łatwo przyswajalna, urywkowa?

Serializacja fabuły dotyka coraz to większej liczby nowych dzieł. Współczesne teksty zdają się powierzchowne, pozbawiają odbiorcę odczuwania głębszego, synestezyjnego, w zamian za to dając tylko wybuch emocji i ekscytacji, które znikną w momencie zamknięcia książki – były więc zupełnie niepotrzebne, efemeryczne, uleciały i nie pozostawiły po sobie żadnego śladu. Przewidział to już Bradbury w 451 stopniach Fahrenheita, które również sfilmowano, z rozmachem niszcząc literackie ostrzeżenie. Takie zabiegi mogłyby być odwrotnością naturalistycznych teorii dotyczących obrzydzenia powodowanego fizjologią, bo nawet wtedy, mimo że książka zdawała się prawie śmierdzieć, napisana była wspaniale.

The post Operowanie obrzydzeniem, czyli o oddziaływaniu synestezji i dwóch przykładach z polskiej literatury współczesnej appeared first on Pro Libris.

]]>
Przypomnij zapomniane (Judith Schalansky, Spis paru strat) https://prolibris.net.pl/spis-paru-strat/ Thu, 29 Jun 2023 17:31:28 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9817 Weronika Nawrocka

The post Przypomnij zapomniane (Judith Schalansky, Spis paru strat) appeared first on Pro Libris.

]]>

Przypomnij zapomniane

Judith Schalansky, Spis paru strat, przeł. K. Idzikowski, Ha!art., Kraków 2022, 253 s.

Nad istotą życia filozofowie zastanawiają się od wieków, bezskutecznie próbując odpowiedzieć na pytanie o jego sens, początek lub koniec. Życie trwa, dzieje się i mieni milionami barw – ale też kończy się niespodziewanie, urywa się i znika. Nie dotyczy to tylko życia człowieka, nieuchronnie kończy się istnienie każdej istoty, która kiedykolwiek miała swój początek. Fale codzienności mijają ją, opływając i może nawet pozostawiając po sobie ślad; ale istota, która zniknęła, nigdy nie będzie już sobą, będzie tym, co uczynił z niej wpływ czegoś innego.

Atrofia jest czymś, czego nie jest się w stanie pominąć, zignorować ani zapomnieć, czymś, na co nie ma żadnego wpływu. A jednak rzeczy znikając, często po prostu zmieniają rodzaj swojego istnienia, pokazując się z nowej perspektywy. Zmienione przez to, jak były postrzegane wcześniej, mimo że zapomniane, to nadal cenione i opisywane. I mimo że brzmi to jak oksymoron – to właśnie to zjawisko jest tematem książki Spis paru strat Judith Schalansky, niemieckiej pisarki, projektantki książek i redaktorki. Spis paru strat po raz pierwszy opublikowany został w Niemczech w 2018 roku, a w Polsce ukazał się na końcu 2022 nakładem wydawnictwa Korporacja Ha!art w tłumaczeniu Kamila Idzikowskiego.

Jest to książka niezwykła. Schalansky za jej temat obiera obiekty, ludzi bądź zwierzęta, które zniknęły, zostały zapomniane lub wymarły. Poetyckim językiem stara się zrekonstruować ich dzieje, próbuje wcielić się w ich pozycje i przypomnieć czytelnikowi o ich już niebyciu. Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy został opatrzony odpowiednią ilustracją i traktuje o zniknięciu konkretnej jednostki. Całość jest niezwykle spójna estetycznie, ilustracje są ciemne i wydrukowane na czarnych stronach, a treść została zamknięta w czarnej obwolucie zdobionej srebrnymi plamami.

Schalansky pisząc o rzeczach utraconych, nadaje im nowe życie, ale życie to stworzone jest z jej perspektywy. Gdy mówi o zaginionej taśmie filmowej, opowiada fragment z życia aktorki, której czas sławy przeminął; gdy pisze o wyginięciu tygrysa kaspijskiego, stara się zrekonstruować moment walki zwierząt w czasach starożytności; gdy przypomina zaginiony szkielet prawdopodobnie nigdy nieistniejącego zwierzęcia, przybliża czytelnikom historie swojej nieudanej próby klasyfikowania potworów. Pozornie historie nie mają nic wspólnego z ich faktycznym tematem – ale Schalansky ubiera je w tak doskonałe słowa, dobiera metafory tak misternie, że dzięki swoim zabiegom nadaje zaginionym przedmiotom nowe życie i przywraca im istnienie w innym wymiarze.

Książka została również opatrzona wstępem autorki, w którym mówi ona o genezie powstawania publikowanych tekstów. I już samo to wprowadzenie sprawia, że niemożliwym wydaje się zamknięcie tomu. Schalansky zastanawia się w nim, jak funkcjonuje istnienie i znikanie, co sprawia, że niektóre rzeczy, budowle lub ludzie trwają dłużej niż inne; mówi o książkach jako o najdoskonalszym nośniku informacji stworzonym przez ludzi. Zwraca uwagę na odwieczny niedosyt ludzki, który determinuje życie jako całość, mówi o pragnieniach, które mimo że nie mają prawa się ziścić, i tak prędzej czy później stają się prawdą, wypierając to, co wcześniej uznawane było za niepodważalny aksjomat.

Przypomina o tym, że życie nie ma racji bytu bez strat, bo to właśnie straty je kształtują i pokazują jego pełen obraz. Podsumowując, Schalansky kończy wstęp tymi słowami: „Ta książka, podobnie jak wszystkie inne, powstała z pragnienia, żeby umożliwić przetrwanie, przywołać przeszłość do teraźniejszości, przypomnieć rzeczy zapomniane, dopuścić do głosu to, co zamilkło, i opłakać straty. Pisanie nie przywraca niczego do życia, jednak pozwala wszystkiego doświadczyć. Niniejszy tom traktuje więc w równej mierze o poszukiwaniu, co o znajdywaniu, opowiada tyleż o traceniu, co o zdobywaniu, dając niejasne poczucie, że różnica między obecnością a nieobecnością może mieć marginalne znaczenie, dopóki istnieje pamięć”.

Niełatwo jest trafić na książkę, która potrafi sprowokować tyle myśli i ze sprzeczności stworzyć wspaniałą i spójną całość. Ponadto, jest napisana wyrafinowanym, poetyckim językiem, a jej treść osiąga dokładnie to, co było jej przeznaczeniem, a nawet jeszcze więcej – daje życie zapomnianemu, ale życie to jest nowe, rozwinięte, wzbogacone. Spis paru strat jest przykładem książki, która mimo że traktująca o trudnych tematach, w pewien sposób podnosi na duchu i mówi czytelnikowi, że nawet jeśli coś zniknie, może pojawić się na nowo, w innej odsłonie, dzięki czemuś innemu. Wspaniała symbioza życia i śmierci, utraconego z odzyskanym i zapomnianego z przypomnianym wylewa się ze stron Schalansky i gruntuje nowe perspektywy i postrzeganie rzeczywistości.

Weronika Nawrocka

The post Przypomnij zapomniane (Judith Schalansky, Spis paru strat) appeared first on Pro Libris.

]]>
Klasyczna literatura rosyjska a współcześni czytelnicy https://prolibris.net.pl/weronika-nawrocka/ Thu, 29 Jun 2023 15:22:33 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9677 Weronika Nawrocka

The post Klasyczna literatura rosyjska a współcześni czytelnicy appeared first on Pro Libris.

]]>

Weronika Nawrocka

Klasyczna
literatura rosyjska
a współcześni czytelnicy

Faktem jest, że internet całkowicie zmienił świat. Wpłynęło to również na środowisko literatów i krytyków, czy też szeroko rozumianych „osób zajmujących się literaturą”, gdyż od jakiegoś czasu coraz popularniejsze staje się prowadzenie kont dotyczących tego tematu na różnorakich portalach społecznościowych. O ile jest to zrozumiałe w kwestii autorów i wydawnictw – którzy wykorzystują nowe medium jako źródło promocji – to w zgodzie z pierwotną myślą mediów społecznościowych, czyli „zbliżania do siebie ludzi”, powstają również profile, które choć nierzadko mają pewne cechy wspólne z krytyką, to bardzo często z upływem czasu zaczynają przypominać konta „gruppies”. Dlatego też, nie wchodząc w polemikę i waloryzację tych profili, najlepiej określić je jako opierające się na publikowaniu wszelakich treści dotyczących szeroko rozumianej literatury.

Konta takie można znaleźć niemal w każdym medium, jakie oferuje internet: na Facebooku, platformach blogowych, ale jednym z najpopularniejszych miejsc stał się Instagram*. Czytelnicze profile na tej platformie dostały nawet swoją nazwę – ochrzczono je bookstagramami. Sama prowadzę takie konto, co, oprócz miejsca do publikowania swoich przemyśleń dotyczących książek nieograniczonych jakąkolwiek formę gatunkową, zapewnia też dodatkowe wrażenia w postaci bieżącej obserwacji trendów związanych z literaturą w ogóle, a także stanem polskiego czytelnictwa i podejściem do książki polskich czytelników w każdym wieku.

Specyficzną cechą Instagramu jest to, że użytkownik ma możliwość odpowiedzieć na wszystko – jednym kliknięciem można wysłać twórcy wiadomość dotyczącą relacji, którą opublikował; polubić, skomentować, udostępnić lub zapisać jego post. Jest to też doskonałe miejsce do generowania problemów (a więc i wyświetleń, na zasadach spotykanych w kolorowych czasopismach i portalach plotkarskich) i mówienia o tych, które już istnieją. Grono odbiorców mojego profilu na ten moment to około 3400 osób pochodzących z całej Polski, czytających przeróżne rzeczy lub też nieczytających wcale – a jednak, w obu tych przypadkach, mających wiele do powiedzenia.

Niedawno, za pomocą instagramowych relacji, wspomniałam moim odbiorcom o czytanej przeze mnie w tamtym momencie antyutopii My Jewgienija Zamiatina, co wywołało dosłownie burzę wszelkiego rodzaju odpowiedzi. Ale po kolei: Jewgienij Zamiatin żył i tworzył na przełomie XIX i XX wieku. Jego twórczość wywarła ogromny wpływ na kształt późniejszej literatury, zwłaszcza na nurt dystopijny i utopijny, ponieważ opublikowana po raz pierwszy w 1920 lub 1921 roku powieść My uznawana jest za pierwowzór dzieł uważanych obecnie za klasyczne w tym nurcie, takich jak Rok 1984 George’a Orwella lub Nowy, wspaniały świat Aldousa Huxleya. I nadal nie byłoby w tym nic wzbudzającego emocje, dystopie są przecież bardzo powszechnym tematem, gdyby nie to, że autor My urodził się, żył i tworzył w Związku Radzieckim.

Dotarła do mnie duża ilość wiadomości, w których zarzucano mi, że „to nie jest odpowiedni czas na promowanie literatury rosyjskiej”. Odpowiadałam na każdą z nich, tłumacząc swoje zdanie. Sytuacja ta miała również miejsce w momencie, gdy mówiłam o innych tytułach, między innymi o Braciach Karamazow Dostojewskiego, Lolicie Nabokova czy też o Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa. Wydarzenia te spowodowały we mnie wiele przemyśleń, dla których czat internetowy był po prostu nie do końca odpowiedni – ludzie zwykle, po napisaniu mi swojej opinii i wylaniu żali, nie są zainteresowani moją odpowiedzią. Bo po pierwsze, nijak nie promuję literatury rosyjskiej, natomiast bardzo chciałabym móc powiedzieć o sobie, że promuję po prostu „literaturę”, a już najchętniej „Literaturę” przez wielkie „L” – ale jest to długi temat, na zupełnie inny tekst. Po drugie, naprawdę nie rozumiem, jak ktokolwiek może łączyć czytanie klasyków z popieraniem działań wojennych szaleńca? Jeśli tak miałby wyglądać świat, czy czytając Fabrykę oficerów Kirsta, popieram działania nazistowskich Niemiec? Czy przy Lolicie staję się oprawcą małych dziewczynek? Albo czy w takim razie powinnam moich niemieckich rówieśników obwiniać o to, co robił ich kraj parę pokoleń temu, a Szwedów – o potop szwedzki? Idąc dalej tym tropem – czy każda osoba mająca paszport rosyjski jest winna temu, co dzieje się za naszą wschodnią granicą? Bo jeśli tak, jeśli przyjmiemy takie założenie, automatycznie też możemy stwierdzić, że my wszyscy mający paszport polski popieramy każde jedno działanie partii rządzącej. A od tego to już tylko mały krok do śmierci demokracji, a dalej – dokładnie do takiego społeczeństwa, jakie było tematem książki-burzycielki, prowodyrki całej tej dyskusji, do społeczeństwa pozbawionego indywidualności i marzeń, do miejsca, w którym ludzie nie są już ludźmi tylko numerami dopasowanymi do nich ze względu na wykonywany zawód i na umiejętności, które im dano (swoją drogą, tutaj znów znalazłoby się parę historycznych kontekstów).

Nie zgadzam się na takie klasyfikowanie i deprecjonowanie literatury. Książki istniały zawsze i, mam ogromną nadzieję, będą istnieć nadal, mimo wszystko, jako znak czasów, w których zostały napisane, jako zapis zdarzeń, jako ich interpretacja. Ale interpretacja zawsze jest subiektywna, dlatego też autor jakiejkolwiek powieści nie ma żadnego wpływu na jej odbiór czy odczytanie. Nie może brać odpowiedzialności za to, co czytelnicy dalej zrobią z jego słowami; a tym bardziej nie może być klasyfikowany tylko przez to, gdzie się urodził. Oczywistym jest, że książki są też drogą do poznawania innej kultury i innego kraju – ale nadal nie jest to poznanie całościowe i obiektywne, bo i autor, i czytelnik są ludźmi. A każdy czytelnik odczytuje książkę przez pryzmat swoich własnych doświadczeń, tak więc może dostrzec za linijkami coś, co autorowi nawet nie przyszłoby to głowy. I czy to właśnie nie jest w czytaniu najpiękniejsze – ta uniwersalność i miliony możliwości interpretacji? Czy nie właśnie po to czytamy książki, by móc zmierzyć się z czymś innym, czymś, czego nie znaliśmy wcześniej i skonfrontować to ze swoją codziennością?

Szkalowanie więc klasyki rosyjskiej literatury nie ma żadnego sensu. Czy Zamiatin, który zmarł w połowie XX wieku, ma jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się teraz? A nawet jeśli słowa jego powieści stałyby się hymnem mordujących żołnierzy – czy można obwiniać o to autora? Bo, nawiasem mówiąc, wielu twórców dystopii można by „oskarżyć” o bycie „inspiracją” dla szaleńców próbujących wprowadzić ich fikcje literackie w życie. Dystopia, sama w sobie, jako gatunek, miała być ostrzeżeniem, a nie… drogowskazem.

Literatura klasyczna jest tym, co zbudowało społeczeństwo. Nie mogłoby funkcjonować ani wyglądać tak, jak funkcjonuje i wygląda obecnie. To w niej należy szukać źródeł kultury. Jest tworem całkowicie neutralnym i apolitycznym, dającym nieskończone możliwości rozumienia. A to, z jakiego kraju pochodzą jej autorzy, nie powinno mieć żadnego znaczenia, bo jeśli miałoby, to nawet my, jako Polacy, nie powinniśmy czytać nawzajem swoich tekstów; skąd możemy wiedzieć, czy ich autor nie miał zupełnie przeciwnych do moich poglądów politycznych, czy był moralnym człowiekiem lub czy dobrze wykonywał swoją pracę? Po wydaniu słowa stają się wolne, owszem, zostały wcześniej przez kogoś ułożone w konkretnej kolejności, ale na tym kończy się rola autora. Od momentu publikacji powieść, dramat, wiersz lub esej dostaje swoje własne życie i to czytelnik dalej decyduje, co się z nim stanie.

Dlatego uważam, że czytanie klasyków jest równie ważne, a może nawet ważniejsze niż wcześniej, bo przy obecnym zalewie treści publikowanych jako „powieści”, trafienie na prawdziwą perełkę jest coraz trudniejsze. Dlatego też apeluję – nie zapętlajmy się w czytaniu tylko i wyłącznie nowości, bo one nigdy by nie powstały, gdyby nie to, co zostało napisane wcześniej. A klasyka literatury gwarantuje czytelnicze doznania najwyższej jakości, obojętnie, w jakim kraju została opublikowana po raz pierwszy i jaki był jej pierwotny język. W końcu nie bez powodu niewiele dzieł z dawnych lat nadal jest publikowanych, nadal dostają nowe tłumaczenia, nadal znajdują się ludzie, którzy chcą o nich mówić, chcą je czytać i odkrywać na nowo.


* Medium pierwotnie skupione na dzieleniu się z pozostałymi użytkownikami zdjęciami i filmami.

Naszkicowane ołówkiem dwie siedzące postacie.

The post Klasyczna literatura rosyjska a współcześni czytelnicy appeared first on Pro Libris.

]]>
Od redakcji https://prolibris.net.pl/od-redakcji-84/ Mon, 26 Jun 2023 19:02:20 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9021 Żyjemy w świecie kultu młodości. Kojarzy się nam ona z tym, co najbardziej pożądane – ze zdrowiem, urodą, sukcesem, witalnością...

The post Od redakcji appeared first on Pro Libris.

]]>

Od redakcji

Żyjemy w świecie kultu młodości. Kojarzy się nam ona z tym, co najbardziej pożądane – ze zdrowiem, urodą, sukcesem, witalnością. Jest też jednym z ważniejszych etapów w życiu człowieka. To wówczas kształtuje się charakter, psychika, rodzą się zamiłowania. To także czas nauki, nie tylko instytucjonalnej, ale także proces odkrywania siebie i rozpoznawania, jaki jest świat, jakimi prawami się rządzi. Często poznawaniu otaczającej rzeczywistości towarzyszy odkrywanie własnych pasji, predyspozycji, które bywają zabawą, chwilową fascynacją, często zaś są zapowiedzią przyszłej życiowej drogi.

Redakcja „Pro Libris” od początku istnienia ma szczęście współpracować z młodymi twórcami. Niektórzy z nich, wraz z Pismem, nabrali dojrzałości twórczej (m.in. Krzysztof Koziołek, Mirosława Szott, Przemysław Grzesiński, Andriej Kotin, Karol Graczyk, Marcin Mielcarek, Konrad Krakowiak). Jedni są z nami do dziś, inni poszli swoją drogą. Są też tacy, którzy debiutując w naszym kwartalniku, zajęli się profesjonalną działalnością krytycznoliteracką, by dzisiaj współtworzyć z nami „Pro Libris”.

Numer POSZUKIWANIA tworzą ludzie młodzi, także bardzo młodzi, począwszy od uczennicy szkoły podstawowej, poprzez licealistów, studentów, a skończywszy na badaczach literatury czy osobach już pracujących, a parających się pisaniem. Zgodnie z założeniem redakcyjnym tym razem publikujemy teksty twórców, którzy bądź to dopiero wkraczają w świat literatury, bądź też mają osiągnięcia, które warto promować i upowszechniać.

Do współpracy zaprosiliśmy znanego w kraju poetę, krytyka i animatora kultury Rafała Gawina, który w szkicu Wraca temat, ironia się tępi omawia najnowsze trendy w polskiej poezji. Mirosława Szott natomiast przygląda się autorkom i autorom z regionu lubuskiego, wskazując na ważne zjawiska w ich tworzeniu, także na aktywność literacką młodych. Z kolei Joanna Wawryk dokonała przeglądu dorobku wydawniczego środowiska studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego. Wśród autorów znajdują się poeci i prozaicy wyłonieni w regionalnych i ogólnopolskich konkursach, w tym w Konkursie na Debiut „Pro Libris”. Prace Patrycji Mierzejewskiej, Barbary Wauben-Czekalskiej, Ewy Franków, Barbary Czyżewskiej, Emilii Ćwik i Anny Cichej, najwyżej ocenione przez jurorów wspomnianego Konkursu, publikujemy w numerze. Łamy Pisma wypełniają ponadto utwory poetyckie Julii Kruszakin i Zofii Ścigaj, które znakomicie zaprezentowały się podczas finału 53. edycji Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Są także z nami młodzi autorzy, którzy kilkakrotnie publikowali w „Pro Libris”, a których rozwój obserwujemy z życzliwością i z podziwem: Marcin Mielcarek, Dorota Grzesiak, Julia Gwóźdź, Piotr Gulewski, Natalia Haczek, Joanna Nawlicka, Weronika Nawrocka, Joanna Marcinkowska i in. Warto ponadto sięgnąć do działu RECENZJE I OMÓWIENIA, w którym m.in. ocenie została poddana książka Jolanty Fainstein, debiutującej dramaturżki. Z kolei wytrawni krytycy starszego pokolenia – Czesław Sobkowiak i Robert Rudiak – zrecenzowali tym razem twórczość młodych autorek – Darii Walusiak i Joanny Marcinkowskiej.

Aby idei przewodniej tego numeru stało się zadość, do współpracy zaproszeni zostali uczniowie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zielonej Górze, których rysunki, obrazy i rzeźby zapewniły oprawę graficzną numeru.

Nie wszyscy twórcy zostali wymienieni z nazwiska, ale wszyscy stanowią nasz potencjał, który – mamy nadzieję – również Państwo docenią.

The post Od redakcji appeared first on Pro Libris.

]]>
Pomimo – galeria obrazów o przemijaniu (Elżbieta Dybalska, Pomimo) https://prolibris.net.pl/nawrocka-pomimo/ Wed, 22 Feb 2023 19:24:53 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=7685 Weronika Nawrocka

The post Pomimo – galeria obrazów o przemijaniu (Elżbieta Dybalska, Pomimo) appeared first on Pro Libris.

]]>

Pomimo – galeria obrazów o przemijaniu

Elżbieta Dybalska, Pomimo, Organon, Zielona Góra 2022, 71 s.

Elżbieta Dybalska, zielonogórska poetka, niedawno wydała kolejny tomik poezji. Autorka opublikowała już trzy książki: Ślady miłości (2008), Bruzdy (2015) oraz Biały (2019). Oprócz tego, teksty Dybalskiej ukazują się w wielu publikacjach zbiorowych i antologiach, a ona sama jest członkinią zielonogórskiego Stowarzyszenia Jeszcze Żywych Poetów. Jej nowy tomik, zatytułowany Pomimo, to zbiór tekstów połączonych zmianą. Ten wątek spaja je, konstytuuje w świadomości odbiorcy, ale w przeciwieństwie do wielu tego typu zbiorów nie zalewa go nią, ponieważ w utworach autorki zmiana, a więc i strata, nierozerwalnie związana jest z przetrwaniem.

Wszystkie teksty, a zwłaszcza ostatni, składają się na apel o życie na przekór, pomimo wszystko. Autorka po raz kolejny wyciąga swoją liryczną dłoń do każdego, oferując pomoc i przebycie z nim poprzez lirykę wszystkich etapów żałoby. Jej celem zdaje się świadome unaocznienie pogrążonemu w smutku, że nawet w takich okresach świat wciąż pokazuje swoje piękno. Odbiorca ma tu do czynienia z opisami miejsc i uczuć zawartych w formie niezwykle barwnych obrazów, doskonale operujących kontrastem. Świetnie obrazuje to fragment wiersza Mamo!, w którym podmiot liryczny przeciwstawia czerwień szminki z łatwo blaknącą pamięcią: „Byś mi nie wyblakła jak pamięć / zostawiam ślad czerwonej szminki / na szybce”. Dzięki takiemu ujęciu tematu czytelnik nie tylko odnajduje się w nich, ale również zostaje porwany przez nastrój tekstów, ich ostrość i wymowność.

Wiersze stanowią pewnego rodzaju klisze obrazów – plastyczne opisy z fotograficzną dokładnością pokazują nie tylko możliwe do odnalezienia miejsca, ale też uczucia i znane, dobrze osadzone w pamięci obrazy. To właśnie te ostatnie poetyckie fotografie dopełniające stylistykę tomiku są wyjątkowo utylitarne, właśnie przez to, że pobieżnie wydają się zogniskowane na miejscach bliskich autorce, ale przez to, że są to miejsca codzienne, takie jak: ogród, trzypokojowe mieszkanie, pociąg, stają się bliskie każdemu odbiorcy. Nie brakuje w nich personalnych artefaktów, jednak te też należą do kategorii mocno powszechnych, tak częstych, że wpisują się w stereotypowy obraz miejsca. Pióro autorki nadaje jednak tym często irytującym elementom krajobrazu, jak ruchy pociągu, słoiki nie do wzięcia czy mrówki, cechy dopełniające urok doświadczenia. Dzięki temu artefakty stanowią dodatkowy realistyczny element pozwalający docenić podsunięty odbiorcy polaroidowy obrazek. Jednak w tym przypadku nie można mówić wyłącznie o fotorelacji, ponieważ oko „fotografa” nawykłe jest do poszukiwania piękna, więc nawet obrazy smutne mają w sobie elementy zachwytu, które skupiają ogniskową. Czytelnik tomiku jest niejako światłomierzem poprzez krótkość wyrazu – brak tu bowiem tekstów panoramicznych, stanowiących pełen obraz danego uczucia. Taki obraz pojawia się tylko w tekście Trzy pokoje. Czytelnik zostaje zmuszony do własnej aranżacji i określenia punktu skupienia. Autorka powoduje u odbiorcy poczucie wytrącenia z rzeczywistości, na moment zmieniając jego percepcję rzeczywistości. Mimo że tematem wiersza może wydawać się przestrzeń, to nie ona jest najważniejsza. Przestrzeń w tym wierszu przywołuje obrazy emocji i zapachów, ponieważ od opisu pomieszczeń autorka zgrabnie przechodzi do wspominania jej wewnętrznych przeżyć:

Drzwi z mosiężnymi klamkami

i dziurkami na klucze

przez nie jak przez judasza

podgapiało się życie

Przed świętami pamiętam

dużą misę pełną pączków

Teksty bez tytułów stanowią zapis myśli, idealnie wpasowujących się w tę obrazową wystawę, dając w ten sposób wrażenie nie tyle tomiku poetyckiego, co wycieczki po galerii fotograficznej, poświęconej jednemu artyście. Choć tematyka jest tu mocno zróżnicowana, to jednak możliwe jest wychwycenie osobistego stylu kadrowania, solaryzacji czy operowania przysłoną. W tomiku odnaleźć można zwyczajowe dla tej autorki motywy – światła, kamieni i ptaków, jednak otrzymują one głębsze niż dotychczas role, jak w wierszu Koperta z okienkiem. Tutaj autorka nadaje kamieniom wieloznaczność. Są tym, co jednocześnie trzyma rzeczywistość w miejscu i przytłacza ją – „łzy co sklejają zawsze za wcześnie / kamień dociska jej zawartość” – oraz świadectwem zmiany, która mogłaby się wydarzyć, nawet jeśli nie byłaby wyczekiwana – „Bruk głaskany historią / zmienia kamień w łagodność”. Same jaskółki pełnią w tomiku dodatkową funkcję, ponieważ ich rysunki przecinają niejako lotem koszącym poszczególne zbiory wierszy, zwiastując deszcz oczyszczających łez. Dodatkowo potęgują nasilone wrażenie obcowania z naturą w każdym tekście Dybalskiej, a ich symbolizm nasila przekaz utworów zawartych w tomiku.

Weronika Nawrocka

The post Pomimo – galeria obrazów o przemijaniu (Elżbieta Dybalska, Pomimo) appeared first on Pro Libris.

]]>
Nowe spojrzenie na Mickiewicza (Piotr Wierzbicki, Powrót do Mickiewicza) https://prolibris.net.pl/powrot-do-mickiewicza/ Wed, 22 Feb 2023 17:55:35 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=7595 Weronika Nawrocka

The post Nowe spojrzenie na Mickiewicza (Piotr Wierzbicki, Powrót do Mickiewicza) appeared first on Pro Libris.

]]>

Nowe spojrzenie na Mickiewicza

Piotr Wierzbicki, Powrót do Mickiewicza, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, 196 s.

Zakończony właśnie rok 2022 był Rokiem Romantyzmu Polskiego, patronowali mu między innymi Maria Konopnicka, Wanda Rutkiewicz, Józef Wybicki i Maria Grzegorzewska. To również w 2022 roku przypadła dwusetna rocznica pierwszego wydania Ballad i romansów Adama Mickiewicza, uważanych za początek polskiego romantyzmu. Z tej okazji, naturalnie, zainteresowanie tą epoką literacką wzrosło, a czytelnicy coraz chętniej sięgali zarówno po dzieła romantyczne, jak i po teksty mówiące o nich i analizujące je z różnych perspektyw. Mimo że zbiór esejów pod tytułem Powrót do Mickiewicza Piotra Wierzbickiego wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy ukazał się wcześniej, bo w 2020 roku, jest on przykładem świetnej książki, która może przybliżyć czytelnikowi postać polskiego wieszcza i pozwolić spojrzeć na niego innymi oczami.

Przez wielu romantyzm aż po dziś dzień uważany jest za najważniejszą literacką epokę dla Polski i Polaków, a niemożliwym jest mówić o polskim romantyzmie, nie wspominając o Adamie Mickiewiczu. To wtedy właśnie powstały jego dzieła, które czytane są aż do dzisiaj. Stanowią one nieodzowny element edukacji literackiej, jak i tradycję kulturową, na której wzoruje się wielu współczesnych pisarzy. Ponadto, są też przyczynkiem do wielu dyskusji i kontrastowania światopoglądowych idei, a faktem niezaprzeczalnym jest, zarówno według przeciwników, jak i zwolenników romantycznych myśli, że polska literatura wynika właśnie z nich – bo nawet polemizując z romantyzmem, mówi się o nim i odnosi się do niego.

Okładka książki. Dwie postacie narysowane jedną linią na białym tle. Kobieta i mężczyzna.

Adam Mickiewicz stanowi niezwykle ciekawą postać w historii literatury polskiej. Jest wieszczem narodowym, pisarzem-emigrantem, wzorem do naśladowania i fenomenem twórczym. Jego nazwisko znane jest każdemu dziecku od najmłodszych lat, bo, nieustannie powtarzane przez polonistów, krąży nad dziećmi jak koszmar senny. Pan Tadeusz i Dziady to sztandarowe arcydzieła poety, darzone niesłabnącą nienawiścią przez pokolenia najmłodszych Polaków od chwili ich poznania aż do samej matury, a prześladowanie przez polowanie na niedźwiedzia, Wielką Improwizację, Salon Warszawski bądź też przemianę bohatera romantycznego nigdy się nie kończy. Obowiązkowe lektury, składające się z dramatów i wierszy pisarza, często nawet nie są przez uczniów czytane – najmłodsi zdecydowanie wolą wybrać nawet najdłuższe streszczenie (choć, wiadomo, im krótsze, tym lepsze), byle tylko uniknąć kontaktu z niezrozumiałym już dla nich językiem Mickiewicza. Ożywianie przyrody i przedstawianie rzeczywistości przez pisarza stanowi dla nich zamkniętą na klucz tajemnicę, której większość nigdy nie zechce zgłębić ani zrozumieć.

W tym momencie niezwykle ciekawym doświadczeniem staje się czytanie o pisarzu z perspektywy innego pisarza. Taką możliwość daje wspomniany już wcześniej zbiór esejów Piotra Wierzbickiego pod tytułem Powrót do Mickiewicza. Jednak zbiór ten nie zawiera tylko tekstów o Mickiewiczu, jego autor prezentuje czytelnikowi również wybór oryginalnych tekstów wieszcza, a same eseje gęsto wspomagane są cytatami. Co więcej, pozycja wydana jest z dbałością o każdy szczegół, a jej okładka, szata graficzna i ilustracje doskonale pasują do treści. Wierzbicki w swoich tekstach przybliża czytelnikowi postać narodowego wieszcza i sprawia, że staje się on bardziej ludzki i przystępny w odbiorze. Mówi o jego życiu z innej perspektywy – pokazuje powody i kulisy powstawania arcydzieł czytanych przez Polaków po dwustu latach od ich pierwszej publikacji. Wierzbicki jest też w swoich ocenach bardzo krytyczny. Nie akceptuje poezji Mickiewicza jako wybitnej dlatego tylko, że „to Adam Mickiewicz”. Opowiada i daje powody, ale też krytykuje, gdy w eseju Obłęd mówi o Dziadach części IV: „Rozhisteryzowany wyrostek wtargnął na plebanię i zadręcza księdza historią swej męki. Straszy samobójstwem, wymachuje nożem, mądrzy się przy tym niesłychanie. Gdybyż to była satyra na manierę romantyczną! Niestety”. Autor esejów przybliża też czytelnikowi mniej znane poglądy wieszcza Polaków. Wspomina o tym, że Mickiewicz w prywatnych listach, tych, które nigdy nie miały zostać opublikowane, krytykował postawę Polaków dotyczącą rozbiorów, natomiast w tekstach przeznaczonych do publikacji przyjmował zupełnie inną postawę. Mówił o Mickiewiczu jako o strażniku wiary, ale też jako o krytyku Watykanu, który otwarcie potępiał duchownych oraz Kościół jako instytucję, ale mimo to nadal uważał cywilizację chrześcijańską za wzór cywilizacji idealnej. Postawa Mickiewicza wobec Kościoła była jednak zbyt innowacyjna dla ówczesnych Polaków, bo wymarzony przez poetę poziom chrześcijaństwo osiągnęło w kraju dopiero po jego śmierci. Wierzbicki porusza również kwestię kobiet w życiu poety. Mówi o tym, że dla Mickiewicza ideałem kobiety była kobieta poświęcająca się; żona i matka, gotowa, by złożyć ofiarę w imię godnego reprezentowania boku męża.

Spojrzenie na Mickiewicza z innej perspektywy, nie jak na wieszcza narodowego, ale jak na człowieka-pisarza, wymaga dojrzałości emocjonalnej i literackiej. Kontrastowanie ze sobą jego biograficznych przeżyć, prywatnych listów i tekstów przeznaczonych do publikacji daje całościowy obraz twórcy, z którego wyłania się postać niespodziewana, pełna szarości
i głębi. Tę właśnie głębię odbiera się jej, oceniając tylko i wyłącznie przez pryzmat okraszonych zachwytami, a prawie już niezrozumiałych dzieł poety.

Weronika Nawrocka

The post Nowe spojrzenie na Mickiewicza (Piotr Wierzbicki, Powrót do Mickiewicza) appeared first on Pro Libris.

]]>
Poezja i wymowne zbiegi okoliczności. O czytaniu „Jeszcze żywych” https://prolibris.net.pl/poezja-i-wymowne-zbiegi-okolicznosci-o-czytaniu-jeszcze-zywych/ Sun, 11 Dec 2022 13:27:15 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=5851 Weronika Nawrocka

The post Poezja i wymowne zbiegi okoliczności. O czytaniu „Jeszcze żywych” appeared first on Pro Libris.

]]>

Poezja i wymowne zbiegi okoliczności.
O czytaniu Jeszcze żywych

Mirosława Szott, Jeszcze żywi, Czytelnia Dramatu, Zatonie, 12 czerwca 2022

Dla wielu ludzi literatura i poezja stanowią tajemnicę, nad którą wielu innych zastanawia się, poświęcając jej swój czas i myśli. Nie mogą zrozumieć fenomenu słowa pisanego, emocji za nim się kryjących i burz, które potrafi wywołać. Z zewnątrz literatura może wydawać się niedostępna dla szerszego grona odbiorców, hermetyczna, tworzona przez doświadczenie smutku i rozpaczy. Tak właśnie uważa Michał – bohater dramatu Jeszcze żywi Mirosławy Szott. Czytanie sceniczne tekstu w reżyserii Andrzeja Nowaka odbyło się w Zatoniu w ramach Czytelni Dramatu w czerwcu 2022 roku. Pomysłodawcą cyklu jest dr Andrzej Buck, a koordynatorem – dr Janusz Łastowiecki. Było to jedno z tegorocznych wydarzeń Kozzi Film Festiwal.

Jedną z głównych postaci Jeszcze żywych jest Michał (w tej roli Robert Kuraś) – student, który trafia na spotkanie stowarzyszenia poetów, ponieważ chce rozdać ankiety. Dzięki odpowiedziom, które Michał ma nadzieję uzyskać, uda mu się odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę tylko nieszczęśliwi ludzie piszą poezję. Jednak nic nie przebiega tak, jak Michał sobie zaplanował – już w szatni spotyka jedną z poetek, Różę (Elżbieta Donimirska), która mówi do niego o poezji i poetach w sposób niezrozumiały. Kobieta prowadząca spotkanie, Tatiana (Tatiana Kołodziejska), ignoruje początkowo jego prośby dotyczące wypełnienia ankiet, a zamiast tego angażuje go w zadania, których wykonaniem zajmują się też pozostali piszący: Sonia (Anna Stasiak), Konrad (Artur Beling) oraz Joanna (Kinga Kaszewska-Brawer). Gdy w Michale irytacja rośnie coraz bardziej, nagle gasną światła, ponieważ nadciągnął orkan, który pozbawił miasto prądu i uniemożliwił bezpieczne wyjście z budynku. Zamknięci w pomieszczeniu poeci pozornie kontynuują swoje zadania, jednak chwilowe uwięzienie potęguje nastrój niepokoju i pozbawia ich poczucia komfortu.

Poeci postanawiają wykorzystać moment, aby wypełnić ankiety przyniesione przez Michała. Zdenerwowany Michał próbuje uciec, jednak najdalej, gdzie może się udać, jest korytarz – i tam właśnie dogania go Sonia. Rozmawiając z Sonią, Michał opowiada jej o ankietach i o tym, dlaczego zbudowane zostały właśnie w ten sposób. Gdy Sonia chce je zobaczyć ponownie, okazuje się, że zostały w sali. Michał wraca. Gdy wchodzi do pomieszczenia, jest świadkiem dziwnych zdarzeń, które wywracają jego życie do góry nogami. Z konwersacji poetów wynika, że od samego początku wiedzieli, kim on jest. Znali także jego ojca, który porzucił chłopaka lata temu, a za którym nieustannie tęskni. Usłyszane informacje burzą mury wokół Michała. Chłopak opowiada szczerze o swoich uczuciach Soni, po raz pierwszy nazywa je.

Ostatnia scena dzieje się po pięciu latach. Jest to spotkanie autorskie Michała. Jednak postawy poetów wobec literatury ulegają diametralnym zmianom. Wspominają oni ankietę Michała, zastanawiając się, jak teraz Michał by ją zrozumiał i odpowiedział na zadane przez samego siebie pytania z perspektywy literata. Dramat kończy się, gdy do chłopaka dzwoni telefon – to moment, który otwiera najważniejsze drzwi do interpretacji dramatu.

 

Tekst Jeszcze żywi stawia nas wobec dwóch problemów: skąd właściwie bierze się literatura oraz dlaczego ludzie zajmują się tworzeniem wierszy? Zadaje je jednak dużo głębiej niż bohater, ponieważ, dzięki przedstawionym postaciom, ilustruje różne podejścia do słowa pisanego. Ukazuje słowo jako sposób na autoterapię, jako próbę ucieczki oraz jednocześnie jako poszukiwanie. Poruszone przez poetów tematy, takie jak samotność i podróże, łączą się w całość, jednak nadal nie dają odpowiedzi… która, prawdopodobnie, nawet nie istnieje – bo literatura, dla każdego, może być zupełnie czymś innym.

Aktorzy odgrywający role poetów i Michała popisali się kunsztem i znakomitą interpretacją tekstu. Postacie, w które się wcielili, nabrały wymiaru rzeczywistych osób, a samo spotkanie, w którym poeci brali udział, niosło ze sobą głębię i wieloznaczeniowość. Sam zamysł Czytelni Dramatu wymagał od nich tego, by sztuka była czytana, nie było więc tutaj miejsca na naukę roli ani tekstu na pamięć, ale dzięki temu pojawiło się wspaniale wykorzystane miejsce na spontaniczne interpretacje i improwizacje.

W Jeszcze żywych niezwykle ważna jest także publiczność. Podczas czytania dramatu w Zatoniu aktorzy rozdawali widzom kartki oraz ołówki, tak aby oni również mogli poczuć się jak uczestnicy spotkania poetów. Następnie aktorzy zebrali odpowiedzi i rozmawiali o nich, improwizując i szukając znaczeń. Nad całością czuwał Andrzej Nowak, który jako reżyser i postać Narratora panował nad eksperymentalną częścią czytania. Niezwykłego uroku dodawał całemu wydarzeniu fakt, w jakim miejscu było ono zorganizowane. Aktorzy czytali tekst przed ruinami zamku, a oprawa muzyczna w wykonaniu Bogdana Stasiaka dodawała głębi przedstawieniu, wprowadzając zarówno publiczność, jak i aktorów w odpowiedni nastrój. Białe światło towarzyszyło im lub znikało w odpowiednich momentach… aż zniknęło całkowicie, czego powodem był – dokładnie tak jak w dramacie – nagły i niespodziewany brak prądu. Orkan, który uwięził poetów i Michała w bibliotece, również pozbawił ich prądu, dzięki czemu dał im nowe możliwości, spowodował kolejne pytania, ale też dał parę odpowiedzi oraz nowe spojrzenia. Niezrażeni awarią aktorzy grali swoje postacie nadal, choć zarówno w nich, jak i w publiczności tak wymowny zbieg okoliczności musiał pozostawić ślad. Literatura i poezja mają moc zatrzymywania świata i czasu. Przez chwilowy brak prądu świat w Zatoniu też został zatrzymany, dając możliwość analizowania tych samych pytań, z którymi musieli zmierzyć się bohaterowie Jeszcze żywych.

Weronika Nawrocka

The post Poezja i wymowne zbiegi okoliczności. O czytaniu „Jeszcze żywych” appeared first on Pro Libris.

]]>