Katarzyna Krysińska Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/katarzyna-krysinska/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Thu, 05 Jun 2025 08:45:02 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Katarzyna Krysińska Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/katarzyna-krysinska/ 32 32 O wierszach „podszytych chwilą”. Tomasz Jastrun, Epoka wymierania https://prolibris.net.pl/o-wierszach-podszytych-chwila-tomasz-jastrun-epoka-wymierania/ Thu, 05 Jun 2025 07:55:34 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=16231 Katarzyna Krysińska

The post O wierszach „podszytych chwilą”. Tomasz Jastrun, Epoka wymierania appeared first on Pro Libris.

]]>

O wierszach „podszytych chwilą”

Tomasz Jastrun, Epoka wymierania, Wydawnictwo Austeria, Kraków – Budapeszt – Syrakuzy, 145 s.

Ascetyczna okładka ze skamieliną w centrum: Epoka wymierania[1]. Czas, w którym świat pustoszeje, wyludnia się. Z życia zostają szczątki organizmu, ślady aktywności – jakaś wewnętrzna, ważna warstwa istnienia (i nieistnienia?), szkielet, na którym opierało się to, co zewnętrzne, wręcz cielesne.

 

Ciało istnienia – przemijanie

Ludzkie ciało w poezji Tomasza Jastruna przedstawione jest z perspektywy „epoki wymierania”. Dzieci szybko dorastają, młodość naturalnie przechodzi w starość. Przemijanie obrazują tu więdnące kwiaty, dziewczęta, kobiety, żółknące książki, pożółkłe dłonie, pochylone grzbiety, zwijanie się płonącej kartki, ruiny, gasnąca uroda, ciemniejące oczy:

[…]
Brwi już nie fruną
Przycupnęły
Jak zmęczone ptaki
[…]
(Pociąg)

Młodość to zmysłowość, przed którą podmiot liryczny na wszelki wypadek „zasłania okno powieką” (Iskry), i pełnia (Do przychodzącej). To także piękno (Do przychodzącej) i słodycz (Daktyl), ulotność (Nieznajoma w słońcu).

Ważne są dłonie – to one dotykają czoła w gorączce (Dłonie), niosą dzieciom miseczki z mlekiem i miodem (Miseczki), pozwalają trzymać się życia (Oburącz). Za młodu chłodne, można z nich pić źródlaną wodę (Ręce), po latach ze starczymi plamami, jak „dwie stare jaszczurki” (Dłonie). Dwa różne wymiary ma także 

wiotkość. W młodości jest synonimem m.in. delikatności i kruchości (Jabłko), jak „Ta śliczna wiotka panienka/ Utkana z deszczu i słońca” (Po latach), w starości – oznaką słabości, jak zwiotczałe, „obwisłe” mięśnie (Szkatułka), a po śmierci – już tylko określeniem dla pozostałej w worku niebieskiej sukienki (Szafa po zmarłej).

Przemijanie ciała jest nieuchronne jak przemijanie istnienia, życia: „wszystko przepadło” (Planeta), pozostały „niewykorzystane okazje” (Przegapione). Czas – niemal jak pająk (bohater dwóch wierszy) tkający pajęczynę – plecie sieć:

[…]
Ucichła muzyka
I stałem w wielkiej ciszy
Na scenie autobusu
Siwy jak gołąb
Zaplątany w sieć
Którą uplótł czas
(Dyrygent)

Ten upływ czasu widoczny jest także na twarzy, w „obliczu starego człowieka” (Maska) – w „sieci zmarszczek” (W sieci):

[…]
Ten czas się jednak porusza
Pustoszy nas
Kruszy mury
I mchem porasta kamienie
(Łysina)

Wraz z upływem czasu ciało kurczy się, przygotowuje do odejścia, zniknięcia:

[…]
Przenosili góry i rzeki
A teraz do jednej małej walizki
Pakują swoje podwójne życie
I szykują się na nieistnienie
(Stare małżeństwo)

Na koniec życie mieści się w „małej ramce” (Kobiety) – nekrologu albo w „przelotnej myśli” (Wiadomość) – jak wiadomość o śmierci.

Nieistnienie – doskonałość czy pustka?

Śmierć jest granicą dla poznania. Podmiot liryczny stosuje określenia, takie jak ściana, szyba, szklana tafla. Jak mucha stuka w nie „szeptem i słowem” (Szyba), chcąc dostać się na drugą stronę. Za granicą istnienia próbuje rozpoznać doskonałość lub pustkę.

W strofach Wielkanocy niepokoi deklaracja niewiary i zaskakuje „nowe” credo:

Nie wierzę w zmartwychwstanie
Ileż rozpaczy w tej wierze
Wierzę w doskonałość nieistnienia
Nic nazwano bogiem
Bo lepiej gdy niepojęte ma imię
[…]

Ta „doskonałość” okazuje się jednak pustką, zapomnieniem, w którym „pusto i przestrzennie” (Iskry), a poprzedza ją „absurd jak graniczny słup” (Spotkanie po latach), „groza” i „bezsens istnienia” (Na sedesie). Umieranie staje się równoznaczne ze znikaniem, jak w drugim wierszu o tytule Iskry: „Zostają okulary/ I buty/ Które wiele przeszły”.

Życie ludzkie (i nie tylko ludzkie) ma wymiar skończoności – „Wystarczy westchnąć/ I znika bez śladu” (W oknie), jest jak spektakl odgrywany na scenie, choreografia ze wstępem i zakończeniem, taniec pająka-baletnicy:

[…]
Nie zabiję go
Na scenie życia
Każdy ma prawo odtańczyć
Swój taniec
Od początku do końca
(Pająk drugi)

Początkiem i końcem jest tu nicość (Łzy). Nieistnienie kojarzy się z głębokością i nieobecnością (Owady), cmentarzem:

Zmarli mają już wszystko z głowy
Żadnych zmartwień i niepokojów
Są doskonali w swoim nieistnieniu
[…]
(Cmentarz)

To połączenie przeciwieństw, zestawienie doskonałości i pustki obrazują także stare fotografie:

Na starych fotografiach
Jesteśmy cali po brzegi
Wypełnieni czernią i bielą
Wymownie milczący
Zamknięci jak kamienie
Jak kamienie głodni słów
Doskonali w nieobecności
(Fotografie)

Chwila jako szkielet

Zdjęcia są w pewnym sensie uchwyceniem przemijającej chwili, rodzajem granicy między istnieniem a nieistnieniem, podobnie jak pudełka wspomnień (Szczęśliwa chwila). Podmiot liryczny chciałby chwile przemijające zatrzymać, odzyskać:

[…]
Gdybym wiedział
Że moja młodość
Potrwa tylko chwilę
Mocniej bym ją trzymał
W zębach
Jak mięsną kość
(Kość)

Chwile jednak mijają nieuchronnie (Łzy, Niedawno). Poeta próbuje ocalić je uważnością, uchwycić, jak w wierszu Po deszczu:

Deszcz spadł
I suszy się
Na chodnikach
Mam sześć lat
Pachnie mi świat
Przyszłość
Prześwietlona słońcem
Na wylot.

Dzięki skupieniu na teraźniejszości w jakimś sensie przed przemijaniem ocalona zostaje miłość, zwłaszcza przywoływana wielokrotnie więź z synem (Planeta, Wahadło, Szept) – choć zmienia ona w czasie swój kształt:

[…]
Zaraz przestaniesz być dzieckiem
Więc trzymam mocno chwilę
Niech trwa zanim odfrunie
(Szept)

I to trzymanie chwili jest jak trzymanie chłopczyka za rękę przez ojca, jak próba zatrzymania nie tyle czasu, co miłości właśnie:

[…]
A przecież wiem
Że zawsze jest zawsze
Podszyte chwilą
(Planeta)

Jest w tych słowach wiersza niedowierzanie „zawsze”, nieufność wobec trwania, ale także nadzieja ukryta w chwili. Właśnie chwila może być warstwą życia, do której zbliżanie się jest odkrywaniem istoty rzeczy, „kości istnienia” (Kość), szkieletu, skamieliną, która pozostaje.

Chwil szczególnie cennych podmiot liryczny dotyka ostrożnie. Związane są one z miłością do dzieci[2] – na różnych etapach ich życia. Wiersze Jastruna są szukaniem złotego środka, jak nie przegapić tych momentów, które tworzą więź, nie roztrwonić, ale „donieść” jak naczynia z mlekiem i miodem, nie rozlewając, wycofując się w porę z nadmiaru opieki, rozpoznając zmienne potrzeby i nieostre granice między dzieciństwem a dorosłością (Miseczki). Miłość nie daje się objąć ani zagarnąć, istnienie wymyka się schematom. Poeta zdaje się przechadzać po przenikających się czasoprzestrzeniach: młodości i starości, przeszłości i przyszłości, wiosny i zimy, początku i końca, życia i śmierci, domu i ruin. Zmarli i żywi oraz ożywiona i martwa natura spotykają się w jakimś pośrednim wymiarze: w oczach syna odbijają się oczy ojca, a w nim oczy jego matki, i dalej – kolejnych przodków (Iskra), obok drzewa spadają jego suche liście (Udar), w chłopcu mieszka już starzec, w świeżym owocu czarne jabłko (Dwa jabłka), to co żywe, bujne, pierwsze jest zarazem zwiastunem nadchodzącego usychania, znikania. Przenikają się także bliskość i oddalenie, jak wzbieranie i opadanie wody, uczucia przeżywane są z różną intensywnością.

Oddech wierszy

Andrzej Walter w recenzji tomu Epoka wymierania koncentruje się na właściwościach kojących, „zamyślających”, uspokajających wierszy Tomasza Jastruna[3]. Ten wymiar łączy się z klimatem łagodności, stonowania, rodzaju nieinwazyjnego przepływu, który przywołują skojarzenia akwatyczne (jezioro, rzeki, morze, deszcz, zanurzanie się, przepływanie żaglowca) i związane z żywiołem powietrza (wiatr, ciemność, cisza, podmuch, oddech). Łagodność przemijania ujawnia się także w powtarzalności[4], która staje się jego potwierdzeniem, rejestracją, objawem – jak zanikająca i powracająca pamięć, myśli przefiltrowane przez upływ czasu.

W zbiorze Tomasza Jastruna „szemrze” (to słowo pojawia się też w wierszu Wielkanoc) przemijanie, znikają „iskry” (Iskry). Życie i trwanie nie są oczywiste, ale podmiot liryczny ufa chwili i ma nadzieję: „Przetrwać choćby w przypisie/ W książce o zatartym tytule/ W bibliotece bez kresu” (Co po mnie zostanie). W tytułowym wierszu poeta napisze:

Najpierw wymarły
Trylobity i amonity
[…]
A teraz wymierają
Moi znajomi
[…]
Znikają w błękicie
(Epoka wymierania)

Życie może wydawać się nietaktem (Nietakt). Jest jednak w takim odchodzeniu spokój i naturalny bieg rzeczy. Co innego w wierszu Ku granicom, jedynym, który został opatrzony wymowną datą: „Luty 2022 rok”:

Każda wojna
Jest blisko granicy
Na której stoisz
[…]
Wyjdziesz z tego cało
Ale zostaną w tobie
Na zawsze
Ranni i zabici
[…]

Zostanie także poezja, która granic dotyka (Szyba) i dotyka też cierpienia (Kamień). I rodzi się w ciszy: „słychać jak pracują/ serca wierszy”, i tą ciszą oddycha:

Tylko jeśli między słowami
Mieszka cisza
Wiersze oddychają
Jak dzieci wiosną
Jak jabłka jabłonią
Jak ryby błękitem wody
(Wiersze)

Katarzyna Krysińska

 


[1]  Z tego tomu pochodzą wszystkie cytowane w omówieniu fragmenty.
[2]  Zwraca na nią uwagę także Agnieszka Kostuch: Sen zamiast recenzji, htttps://e-elewator.org/e-e-10-agnieszka-kostuch [dostęp: 3.03.2025].
[3]  A. Walter, Poezja w wymiarze kojącym, https://pisarze.pl/2024/06/25/andrzej-walter-poezja-w-wymiarze-kojacym/ [dostęp: 3.03.2025].
[4]  O powtarzalności koncepcji pisania o przemijaniu zob. A. Kostuch, Sen zamiast recenzji, htttps://e-elewator.org/e-e-10-agnieszka-kostuch [dostęp: 3.03.2025].

The post O wierszach „podszytych chwilą”. Tomasz Jastrun, Epoka wymierania appeared first on Pro Libris.

]]>
O wierszach malowanych światłem. Czesław Sobkowiak, Kartka na stole https://prolibris.net.pl/o-wierszach-malowanych-swiatlem-czeslaw-sobkowiak-kartka-na-stole/ Thu, 05 Jun 2025 07:12:14 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=16199 Katarzyna Krysińska

The post O wierszach malowanych światłem. Czesław Sobkowiak, Kartka na stole appeared first on Pro Libris.

]]>

O wierszach malowanych światłem

Czesław Sobkowiak, Kartka na stole, Akwedukt – Oficyna Wydawnicza Klubu Muzyki i Literatury we Wrocławiu, Wrocław 2024, 84 s.

Najnowszy tomik poetycki Czesława Sobkowiaka rozświetlają obrazy Adama Bagińskiego. Malarzem jest tu jednak także poeta, który – podobnie jak autor akwareli – właśnie maluje swoje wiersze światłem. Synestezje przenikają Kartkę na stole, przeplatają się doświadczenia różnych zmysłów. Słowa nabierają kolorów i kształtów, łączą się z zapachem, dotykiem. Metafizyka, a nawet „refleksy mistyczne”[1] oraz światło i rozświetlenia cechują twórczość obu wspomnianych artystów i o twórczości każdego z nich dałoby się powiedzieć:

Są dziwnym zamyśleniem bez jednej skargi barw
Każda jest inna bo zajęta bardzo różnie obłokami
Nieustannym wołaniem piękna na szorstkim papierze
(Bagiński)

Temu światłu towarzyszą oddziałujące na zmysł wzroku blask, lśnienie, iskrzenie się, a przede wszystkim kolory.

Pory roku – czytanie kolorów

Zima to księga, baśnie, leśny krajobraz, oszronione drzewa, mroźne powietrze na policzkach. To też decyzja, by tej zimy zakosztować:

Wyjdę na śnieg i popatrzę jak biało się odmienia
[…]
Przeczytam tę biel co napisała do mnie płatkami”
(Napisała zima)

Wiosna wyłania się dyskretnie: w kwitnących kasztanach, trawie, ptasim świergocie, kwiecie akacji. Najbujniej reprezentowane są lato i jesień. Lato jest niebieskie (Południe), to duszne powietrze, burze, żniwne pola, czerwiec i tętniący lipiec, wakacje, bławatki, motyle. Akcentami jesieni są urodzaje ziemi, krągłe dynie, cienie, „liście na śmierć podeptane” (Akcent), rozsypane ich barwy. Właśnie dyni poeta poświęca cały wiersz. Jak zauważa Mirosława Szott we wstępie do zbioru: „Wystarczy popatrzeć i ujrzeć jej prostotę, uczyć się od niej czerpania z natury: promieni, cieni, wody. I brać przykład z miąższu, pestek oraz twardej skóry”. Sobkowiak maluje ten owoc ziemi tak:

 

[…]
Dynia to jest ze snu prostota idąca do ludzi
Nikomu nie odmawia zbioru wysokiego światła
Trwania blasku pośród ciężarów i przeciwieństw
Ten blask czytamy i opowiadamy bez obawy
[…]
(Dynia)

I choć nie wszystkie kolory są w poezji autora bezpośrednio nazwane, nie sposób nie widzieć tu barw urodzaju i przemijających pór roku. Tomik otwiera wiersz Czerwień i ten wyrazisty kolor sam w sobie „jest światłem i buduje światło” (Czerwień). Poeta docenia jednak także barwy subtelne, również pełne światła, jak błękit w utworze Bagiński:

Twoje znaki potwierdzają światło i ile może być nieba
Swoimi znakami nie jedynie świat ustalasz ale i nadzieję
Nie dla siebie zostawiasz adres tego błękitu na sztaludze.

Ogród kontemplacji – szukanie głosu i milczenia

Trochę to wiersz, w którym poeta obiecuje:

[…]
Będziemy rozmawiać
O zwykłych sprawach, kolorach
Osobach zdarzeniach drzewach
Patrzeć na ogród
[…]

I tak się dzieje. Jednak zbiór wierszy jest także „próbą medytacji”[2], można by nazwać go ogrodem kontemplacji. Intensywności patrzenia towarzyszą intensywność rozmyślania i słuchania. Podmiot liryczny czeka na takie momenty: „I znowu cisza będzie ze mną rozmawiać/ A ja wsłucham się nocą w jej dobre szepty” (O nic więcej). Szukając głosu – szuka zarazem milczenia, i odwrotnie, podobnie jak w Norwidowskiej refleksji: „cisza jest głosów zbieraniem”[3]. W Zdaniu z wnętrza z milczenia rodzi się „wspólne zdanie”, a w innym utworze: „Mamy do powiedzenia te same niewielkie rzeczy/ Które rosną obok odkrywane małymi krokami” (Mamy do powiedzenia) – niczym właśnie rośliny w ogrodzie myśli, z których z kolei wyrastają słowa.

Osoba mówiąca próbuje dotrzeć do istoty poezji, szuka poetyckiego głosu: „Nie wiem co robić żeby głos mógł być nowy i wielki/ A zwyczajny dzień nie zmieniał się w czegoś brak” (Nowi). Następnie idzie drogą ciszy jeszcze dalej:

[…]
Zbieram słowa do modlitwy
Co się da jeszcze wyszeptać
I niekoniecznie usłyszeć odpowiedzi
W jaką stronę wiedzie milczenie
(Akcent)

„Pojedyncze krople”

Nazwa techniki malarskiej i wykonywanych nią obrazów – „akwarela”, wywodzi się z francuskiego słowa „aquarelle” – „wodnisty” i łacińskiego „aqua” – woda. Dla akwareli charakterystyczny jest delikatny efekt, pewna przezroczystość, która uwydatnia fakturę papieru. Uzyskiwany jest on właśnie przez dodawanie wody.

W Kartce na stole wodą m a l u j e także Sobkowiak. Woda jest tu niezbędna do wzrostu owoców ziemi, pozwala „obmyć ciało z potu i kurzu” (Inny to czas), ukryta w deszczu, blasku kałuży, w szklance na stole, wilgotnej ziemi. W niej podmiot liryczny ogląda niebo, znajduje kamienie (Zeszyt). Docenia zarówno jej nieskończoność, tajemnicę, jak i „pojedyncze krople” (Można), jak w tytule jednego z wierszy ufa, że „wystarczy kropla”:

Cały drży w niej poranek
Promień na liściu jak opowieść
Dowiesz się tego samego
Co wyświadcza ocean światła
I więcej się dowiesz
(Wystarczy kropla)

Uwagę zwraca też ostatni wiersz-akwarela: Rzeka, dedykowany Odrze. Malarskość opisu łączy się tu z poetyckością wody, podmiot liryczny przystaje „nad jej poezją” – w zdziwieniu, skupieniu, zapatrzeniu…

Niepokój kartki

„Poezja to próba absolutnego, wyczerpującego przeżycia, doświadczenia świata i siebie w tym świecie. W każdym jego ludzkim wymiarze”[4] – zauważa we wstępie do tomiku Mirosława Szott; „Niczego nie ominiesz/ Jeśli ma być poezja” (Nie ominiesz) – czytamy w wierszu. Jest tu więc także miejsce na niepokój. To doświadczenie związane jest z tytułowym stołem, przy którym siada podmiot liryczny i z leżącą na nim kartką. Jakie niepokoje na niej zapisuje?

W Czerwieni może to być niemożność uchwycenia wszystkiego: „[…] nie policzę ani zanotuję do końca/ Nie zmierzę swoją miarą wielkiego obszaru”. W utworze O ludzką biedą jest podobna niemoc określenia wieczności, która „odsłania się i nie odsłania”. Podmiot liryczny przyznaje się do swoich „kłopotów w poetyckiej sferze” (Duszno), gdy siada przy biurku, niepokój „przebija go” (Tętni lipiec). Praca przed komputerem (Duszno), próba „ocalania poezji w nocy” (Późno), zapisywanie zeszytu (Zeszyt), wysłanie do kogoś kilku słów mailem (Napisała zima), skreślenia (Nad) i „rozmowa o zwykłościach” układają się w całość jak elementy twórczego procesu i prowadzą do poetyckiego Credo:

Napisać
Tak żeby ktoś
Kto nie zna miary poezji
Zatrzymał kroki
I patrzył zdumiony

Żyć
W każdej sytuacji
Nie jak ociężali
Ale z wiedzą
Że nie można krzywdzić.

W poezji Sobkowiaka jest też miejsce na niespokojną refleksję o „nowych młodych”, którzy „śmieją się w twarz” (Nowi) z tego, co dawniej było poważane, i o tych, którzy „mylą się”:

[…]
Miejsce chcą mieć puste
W pustce stawiają domy
A także mylą się
Że można bez miłości
(Mylą się)

Może to m.in. do nich kierowany jest apel z utworu Nie:

Nie zabierajcie blasku łące topolom strumykowi
Który darń karmi i światło oddaje kamieniom
Nie zaciemniajcie widoków ziemi ani snów
Nie zamyka się drzwi do własnego domu
Ktoś kiedyś przyjdzie i o to będzie pytał

Racja liścia zapachu lawendy ma być
A nie obojętnienie na kolor szelest i dotyk
Czemu życie ma się wyzbywać życia
Nie liczcie godzin jakbyście pili piołun
Choć i piołun potwierdza że jest prawdziwy.

Zbiór Kartka na stole to także rejestracja ciężaru, bezradności, cieni (Ciału ciężko), zagubienia, trudu, bezsenności, bólu (Kartka na stole). A jednak ciągle jest tu nadzieja malowana światłem: „Jeszcze zaczerpnąć i nieść daleko w walizkach/ Pogubione światła z każdej litery wyszarpane”.

Katarzyna Krysińska

 


[1]  C. Sobkowiak, O akwarelach Adama W. Bagińskiego, [w:] tegoż, Kartka na stole, Wrocław 2024, s. 77.
[2]  M. Szott, Trzy próby medytacji, [w:] C. Sobkowiak, dz. cyt., s. 5-10.
[3]  C. K. Norwid, Laur dojrzały, [w:] tegoż, Vade-mecum i pozostałe wiersze z lat 1865-1883, wybór i oprac. J. F. Fert, Warszawa 2022, s. 95.
[4]  M. Szott, dz. cyt., s. 6.

The post O wierszach malowanych światłem. Czesław Sobkowiak, Kartka na stole appeared first on Pro Libris.

]]>
„[…] ukryty rozwlekałbym chwile”… Przemijanie w wierszach Łukasza Nicpana z tomu Apel wieczorny Łukasz Nicpan, Apel wieczorny https://prolibris.net.pl/ukryty-rozwlekalbym-chwile-przemijanie-w-wierszach-lukasza-nicpana-z-tomu-apel-wieczorny-lukasz-nicpan-apel-wieczorny/ Mon, 27 Jan 2025 08:10:10 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=15476 Katarzyna Krysińska

The post „[…] ukryty rozwlekałbym chwile”… Przemijanie w wierszach Łukasza Nicpana z tomu Apel wieczorny Łukasz Nicpan, Apel wieczorny appeared first on Pro Libris.

]]>

„[…] ukryty rozwlekałbym chwile”…
Przemijanie w wierszach Łukasza Nicpana
z tomu Apel wieczorny

Łukasz Nicpan, Apel wieczorny, Nova Veda, Warszawa 2024, 90 s.

Jeśli „głowa starego człowieka to strych” (jak czytamy w Mysim psalmie Łukasza Nicpana z tomu Apel wieczorny[1]), to z czym porównać głowę poety? Może z kuchnią albo restauracją, w której „dania jak metafory” nasycają „zmysł piękna” (Szef kuchni)? Choć – jak twierdzi poeta w wywiadzie z Elżbietą Isakiewicz[2] – „W poezji metaforą może być nawet oschłość, zderytmizowany prozaizm, bo poezja cała jest metaforą jako forma przybierająca rozmaite formy, jako nastawienie, skupienie na języku, podejście do języka”[3].

Ukrycie, dyskrecja bibułki 

Może jednak przestrzenią, w której kiełkuje poezja, byłaby piaskowa plaża w słońcu, jak w wierszu Plażowe kosze? Podmiot liryczny wspomina tu siebie przesiadującego jako dziecko w plecionych koszach. Ówczesna tęsknota za dorosłością wydaje się po latach błędem, którego dojrzały człowiek już by nie popełnił. Raczej liczyłby na to, że czas ominie jego kryjówkę:

siedziałbym w koszu jak myszka pod miotłą
i tak ukryty rozwlekałbym chwile
w godziny długie jak leniwe fale.

Próbie ukrycia się przed czasem, znalezienia schronienia przed jego upływem towarzyszy paradoksalnie schowanie się w czasie, zrośnięcie się z nim w nieuchronnym przemijaniu, które przenika m.in. wiersz Starość:

[…] tak w ciebie wrosła wcieliła się cała
że kiedy idziesz idzie stary człowiek
a kiedy siadasz stary człowiek siada

i tak już będzie po kres waszych dni
twoich i jej, starości twej rodzonej.

Takie zespolenie się w jedno z upływającym czasem przynosi atmosferę ciszy, spokoju. A dopełnia się w równie łagodnej śmierci, zobrazowanej w wierszu Bibułka:

[…] po śmieci chciałbym zlecieć jak ptak
albo jak zlatuje lotnia

osiąść na morzu wśród błękitnych fal
i zatonąć jak tonie bibułka
cicho dyskretnie roztopić się w wodzie
bez szmeru bez plusku bez buntu.

Przemijanie i śmierć wybrzmiewają w tomiku w sposób subtelny, bez intensywnych, dramatycznych uczuć. Szczególną rejestracją tego spokoju mogą być postacie grabarzy, którzy „są ludźmi pracy nie ludźmi rozpaczy” (Grabarze). Jak zauważają Mirosława Szott i Józef Baran w rozmowie na temat wiersza Grabarze, utwór ten mówi „o przemijaniu, ale bez przemijania”[4], „neutralizuje grozę śmierci i pogrzebu, a także przywraca rzeczowość”[5]. To „obejście tematu, zajrzenie za kulisy”[6].

Rozwlekanie chwili

Poeta znajduje także inne sposoby na negocjacje z czasem – „rozwlekanie chwil”, rozciąganie ich. Dzieje się to poprzez uważność i wrażliwość na drobiazgi: zapachy i smaki grzybów, ryb, ziół, serów, warzyw – na codzienne „zwykłe rzeczy wysiane na długiej wstędze” (Szef kuchni) jak produkty wystawione na „targu” życia.

Wydłużanie czasu dokonuje się poprzez zdjęcia – utrwalony w takiej formie moment uruchamia całą historię, która się za nim kryje. Przykładem mogą być wiersze Fotografia rodu czy Rusz się – utwór o miłości, przemijaniu, ruchu, bezruchu, tonięciu, z wymownym fragmentem:

[…] porusz się przecież
ta chwila nie stała
jak wmurowana.

Autor przywołuje także wspomnienia i wydarzenia historyczne czy z rodzinnej kroniki (Rodzinna kronika, Niebieskie ptaki, Stacja Bobry, Apel wieczorny, Ma famille, Duch w serdaku itp.). Przykładem koncentracji na detalu i plastycznego ujęcia jest fragment wiersza Sopot:

[…] ospały obłok
potrącony przez mewę zwinął się jak ślimak
schowałby się do muszli jeśliby ją miał.

Wydłuża się nie tylko czas przeszły, ale także teraźniejszy – przez przywoływanie i obrazowanie sytuacji aktualnych, takich jak pandemia (Dziady w pierwszym roku pandemii, Ewakuacja) czy wojna na Ukrainie (Inwazja, Do tego wiersza, Wolontariuszka, Tyłem do okna).

Rozwlekaniu chwili sprzyja również skupienie się na dylematach, możliwościach, różnych wersjach, scenariuszach życia – jak w wierszu K2:

Wspinam się od osiemnastu lat – mówi młoda kobieta
[…]
ale chcę być matką, czy to się da pogodzić?

Jeszcze inną odpowiedź na pytanie, jak opierać się upływowi czasu – słowu „wtedy”, które „długą igłę wbija” (Płonąca ćma) – przynosi wiersz Rozejrzyj się:

rozejrzyj się
po to jest życie
rozejrzyj się
przed odejściem.

Dom i Kosmos

Rozglądanie się dotyczy zarówno tego co, blisko, jak i tego, co odległe. Podmiot liryczny obserwuje i rejestruje elementy przyrody, np. drzewa (Zgodnie), ćmę (Płonąca ćma), tarsjusza (Tarsjusz), mysz (Mysi psalm) czy tytułowy Widok Tatr z Turbacza zimą.

Poeta przygląda się także domowi i jego elementom. Uwagę zwraca strych – „zagracony” i „pachnący słonecznym kurzem czy rozsypaną wiązką listów pajęczyną” (Strych) lub „przeszyty słońca strzałą” (Mysi psalm), ale też szpary okien (Dziady), kwiaty w oknach (Kwiaty w oknach) czy schody, podłogi (Druga starość). Dom wydaje się zrośnięty z człowiekiem, jak on podlegający prawom przemijania: „Starzejemy się razem z domem” (Druga starość). W wierszu Powieść jest też np. „pokój dziecinny z lękami” i okno jako otwarcie się na świat.

Charakterystyczna jest tu wielość podejmowanych motywów, ich niejednorodność. Jak zauważa Józef Baran w laudacji na temat innego tomiku Łukasza Nicpana – Do czytającej list[7], autor Apelu wieczornego jest „poetą natury i kultury”[8]. Cechuje go także „dwu-optyczność”: „spojrzenie z wysokości planety i motylka”[9]. Skupienie się na drobiazgach łączy się w najnowszym zbiorze z podjęciem „pytań egzystencjalnych i eschatologicznych związanych z naturą człowieka, świata, Kosmosu”[10].

Przekłada się to na różnorodność bohaterów. Są nimi – co ciekawe – zarówno piłka do siatkówki na bezludnej wyspie (Wilson), jak i sam Bóg, a może nie-Bóg czy Bóg, którego nie ma (Pamięć, Wiersz wielkanocny), o którym mowa w wywiadzie z Łukaszem Nicpanem w „Nowych Książkach”[11]. Może to być także po prostu Bóg ukryty i nieuchwytny, jak w wierszu A w grobie same tylko płótna:

Nagle ujrzymy samej prawdy twarz

tę, która znika gdy się ją poznaje.

Wieczór, ostatni guzik

Tomik Apel wieczorny odsyła do wiersza o tym samym tytule, w którym wspominane po latach zbiórki w dwuszeregu na wędrownych obozach „otwierały noc i całe późniejsze życie”. Wieczór staje się tu synonimem otwierania nowych perspektyw, nowych jakości. Taka optyka koresponduje z patrzeniem na przemijanie i starość jak na pełnię, dojrzałość i szczęście. Zatem liryka senioralna Łukasza Nicpana to nie tylko obrazy świata, który gaśnie (Pies na pomoście, Wdowy), słabości (Niemoc starcza, Mumifikacja), samotności (Ciemne włoski), kruchości i niepogody (Tyłem do okna), ale także nadal „szczenięcej radości” (Laureat), trwałej miłości (Żonie, Szczęście), zachwytu (Epilog). Wieczór nie jest tu brakiem światła, lecz dojrzałością, jak w wierszu Wypalony:

[…]
wypalony jako mężczyzna nigdy nie byłem dojrzalszy

teraz mogę cię przyjąć wielka nocy rozlana na wszechświat
jak się powinno przyjmować tak znakomitego gościa.

Apel wieczorny to „ostatni guzik” (Do greckiego posągu), na który zapina się życie. To epilog istnienia pachnący kawą, stygnącą na ogrodowym stole. Przed zmrokiem na krzaku dzikiej róży błyszczą krople, błyszczą także minuty, „gdy się jest szczęśliwym mimo schyłku lat” (Dzika róża).

Wieczór życia to także zachód słońca, w którym się można rozmiłować – i o tym także ten zbiór wierszy jest… pieśnią (Pieśń o zachodzie słońca).

 

Katarzyna Krysińska

 


[1]  Ł. Nicpan, Apel wieczorny, Warszawa 2024.
[2]  Najpierw pojawia się rytm. Z Łukaszem Nicpanem rozmawia Elżbieta Isakiewicz, „Nowe Książki” 2024, nr 9.
[3]  Tamże, s. 8.
[4]  J. Baran, M. Szott, Czytelnia jednego wiersza: Nicpan. Z Józefem Baranem rozmawia Mirosława Szott, „Śląsk” 2024, nr 12, s. 28.
[5]  Tamże.
[6]  Tamże.
[7]  Ł. Nicpan, Do czytającej list, Warszawa 2013.
[8]  Z fragmentu laudacji Józefa Barana na uroczystości wręczenia Nagrody Poetyckiej im. Krystyny i Czesława Bednarczyków za najlepszy tom wierszy roku 2013.
[9]  Z listu Józefa Barana do Łukasza Nicpana, po lekturze jego tomu wierszy Domowa księga rodzaju. „Migotania. Gazeta Literacka” 2017, nr 1.
[10]  Z fragmentu laudacji…
[11]  Najpierw pojawia się rytm…, s. 6. 

 

The post „[…] ukryty rozwlekałbym chwile”… Przemijanie w wierszach Łukasza Nicpana z tomu Apel wieczorny Łukasz Nicpan, Apel wieczorny appeared first on Pro Libris.

]]>
„Zanim przyjdzie ukojenie” Zmagania w wierszach Anety Długołęckiej z tomu Pierwszy tatuaż (Aneta Długołęcka, Pierwszy tatuaż) https://prolibris.net.pl/zanim-przyjdzie-ukojenie-zmagania-w-wierszach-anety-dlugoleckiej-z-tomu-pierwszy-tatuaz-aneta-dlugolecka-pierwszy-tatuaz/ Wed, 30 Oct 2024 11:08:22 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14777 Katarzyna Krysińska

The post „Zanim przyjdzie ukojenie” Zmagania w wierszach Anety Długołęckiej z tomu Pierwszy tatuaż (Aneta Długołęcka, Pierwszy tatuaż) appeared first on Pro Libris.

]]>

„Zanim przyjdzie ukojenie”
Zmagania w wierszach Anety Długołęckiej z tomu Pierwszy tatuaż

Aneta Długołęcka, Pierwszy tatuaż, Związek Literatów Polskich Oddział w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wielkopolski 2024, 56 s.

Świat zamknął się tu w chorobie… Pierwszy tatuaż[1] Anety Długołęckiej wpisuje się w nurt współczesnej poezji kobiet dotykającej tego niepoetyckiego tematu. Nawiązują do niego w zróżnicowany sposób – by wspomnieć tylko kilka wyrazistych przykładów – Anna Świrszczyńska, Halina Poświatowska, Ewa Lipska, a także autorka lubuska: Beata Patrycja Klary-Stachowiak, redaktorka tomiku[2]. Artystycznym świadectwem zmagań z nowotworem jest też zbiór poznańskiej twórczyni Emilii Waśniowskiej Nie obrażam się na Boga[3], której inny z tomików zwraca uwagę znaczącym tytułem Oswajam strach[4].

U Anety Długołęckiej oswajanie strachu przekształca się – jak zauważa sama autorka – w „oswajanie raka”: „rozmawiam z nim po nocach/ trzeba się poznać” (mówi się o oswajaniu strachu). Nowotwór staje się upersonifikowanym bohaterem wierszy: nie tylko dwuznacznie „złośliwy”, ale też „wzburzony” (mówi się o oswajaniu strachu), zachłanny: „jak fala chce zabrać wszystko” (mówi się o oswajaniu strachu), rywalizujący z człowiekiem w wyścigu z nierównego startu i bez ustalonych reguł (gotowi?), zjadający marzenia (wyhodowałam pasożyta).

Relacja z nowotworem to jeden z wielu aspektów szczególnego funkcjonowania podmiotu lirycznego, który doświadcza choroby. Oprócz figury pacjenta ważna jest tu charakterystyczna przestrzeń i „medyczne” sytuacje.

„Z tykającą bombą”

Chora ujawnia swoje relacje z rakiem – „tykającą bombą”, ale także z Bogiem, bliskimi (mamą i tatą), innymi ludźmi, których spotyka, z medycznym personelem oraz z samą sobą. „Wybawicielem” jest tu raczej lekarz (np. saper – chirurg), nie Bóg, z którym „już […] nie po drodze”. Pacjentka przyznaje się do niewiary (na pogrzeby chodzę częściej), jednak element nadziei wnoszą choćby pielęgniarki – kobiety, które łączy z podmiotem lirycznym „chemia silna jak niejedno uczucie” (p. Agnieszka). Niemożność modlitwy, ale także początkowa trudność w proszeniu o pomoc czy o zrozumienie innych ludzi wydają się raczej wyrokiem niż wyborem, podsumowanym gorzkimi słowami: „zdrowy chorego nie zrozumie/ tego nawet chory nie rozumie” (nie jestem terrorystką).

Podmiot liryczny „krzyczy do wewnątrz” (krzyczę do wewnątrz), nie wierzy w zrozumienie, nie chce pocieszenia. Samej sobie zdaje się odmawiać czułości i zgody na strach, żal, złość czy smutek, a przynajmniej próbuje ukryć je przed wzrokiem bliskich (nie będę przy tobie płakać) – „za ciemnymi okularami” (krzyczę do wewnątrz) kryje „smutek w oczach” (szybkie golenie u fryzjera) i huśtawkę emocji, w obawie przed oceną (humor ciągle skacze). Wraz z urodzinowym tortem „przełyka gorzkie myśli” (kolejny rok zaliczony).

Dojmujący jest tu ból, który każe „zaciskać zęby” (czekam na wyrok) i pięści. To „ból brzucha” (dwie chemie), „ból całego ciała/ jakby ciężka grypa” (po zmianie menu) – fizyczny, dosłowny, silny, paradoksalnie przypominający: „żyję” (ból przypomina). To także promieniujący ból wspomnień – „może fantom/ jak po obcięciu ręki” (nie ma już nic). Pomimo „bólu powszedniego” (skończyło się życie w biegu) chora chce żyć, choć nie jest to raczej pragnienie płynące z akceptacji, lecz buntu. Przed walką z rakiem i osaczającym strachem podmiot liryczny uzbraja się w szorstkość: „Człowiek to tylko głupie zwierzę” (skończyło się życie w biegu), „pseudo-kobieta”, „jeszcze bardziej płaska” (znowu odwiedziła mnie) i „obca” (rano wstaję ze słowami) – wyrazi poetka dręczący niepokój. Tylko nieśmiało przebija nadzieja na przyjmujące spojrzenie na siebie: „może kiedyś spojrzę w lustro/ i nie ucieknę” (rysuje dwa kółka) i subtelna obietnica: „przyjdzie ukojenie” (szybkie golenie u fryzjera), jak w wierszu już niedługo spadnie:

już niedługo spadnie
kamień z serca
przestanie uwierać przy leżeniu
nie mieścić się w staniku
silikon wypełni dziurę
pierś będzie miękka
prawie normalna
tylko w lustrze
powracać będą wspomnienia.

„Sterylne otoczenie”

Drugim ważnym wątkiem poezji Anety Długołęckiej z debiutanckiego tomiku jest charakterystyczna przestrzeń, w której dokonuje się chorowanie: szpital i pomieszczenia lekarskie oraz dom. Miejsca te znajdują się w opozycji do tego, co zewnętrzne, żywe, pełne zieleni:

marzę o ławce
pod oknem
wystawionej na promienie
z widokiem na wiosnę
zieleń zalecana na uspokojenie
marzę o ruchu
nogi rower auto
wszystko pożądane
byle przed siebie
do przodu
w końcu ruch to zdrowie
(marzę o ławce).

Z zielenią natury kontrastuje tu „sterylność”, bezbarwność: „białe ściany przesiąknięte bólem/ strachem oczekiwań” (białe ściany przesiąknięte).

Okazuje się, że istnieje przestrzeń charakterystyczna dla choroby – „nowe ścieżki” (jedna chwila), nowe miejsca, inne niż w marzeniach (wyhodowałam pasożyta). Jest wśród nich szpital, są sale i korytarze z wyszorowaną podłogą, „wypełnione pomocnymi dłońmi (białe ściany przesiąknięte bólem), w tym Oddział Chirurgii Onkologicznej (pierwszy dzień na OCO* leniwy). Zarówno w szpitalu, jak i w domu szczególną rolę odgrywa łóżko, w którym „poduszka elektryczna to najlepszy przyjaciel” (po zmianie menu). Sen jest tu zaburzony, noce nieprzespane. Choroba panoszy się też w łazience, „która musi być pod ręką” (po zmianie menu), daje o sobie znać w lustrze: obcością (rano wstaję ze słowami; rysuje dwa kółka), niepokojem, smutkiem (szybkie golenie u fryzjera).

Przestrzenią chorowania jest także droga: „wożenie” przez tatę, zapewne np. na badania lekarskie (nie będę przy tobie płakać), wizyty u fryzjera (szybkie golenie u fryzjera), przejazdy na radioterapię:

[…]
z punktu A do punktu B
pierwszy to miejsce azylu

i codziennych zmagań
drugi daje szansę na jutro
razi promieniami porakowy stan
[…]
(ostatnio specjalizuję się w przejazdach).

Ważną cechą wierszy Długołęckiej jest poczucie wyobcowania:

miał być czepek
do ochrony włosów
koronawirus zabrał możliwość
jedyne towarzystwo przy chemii
to maseczka i rękawiczki
uśmiech widoczny tylko w oczach
z nikim się nie spotykam
trzeba siedzieć w domu lub szpitalu
zasłużony obiad w restauracji
nie jest możliwy
ani ciastko na pocieszenie w kawiarni
(miał być czepek).

Jak zauważa Joanna Grądziel-Wójcik: „Wiersze szpitalne rysują zwykle przestrzeń otwarcie nieprzyjazną i wyobcowującą […]. Równocześnie – nacechowaną, nieobojętną, zmuszającą bohaterki do przewartościowań własnego życia i stawiania pytań o wciąż umykający, nieczytelny sens, nawet jeśli miałyby pozostać bez odpowiedzi […]”[5]. Co więcej: „Wchodząc w świat wierszy szpitalnych, wkraczamy nieuchronnie w strefę przejściową – dosłownie i metaforycznie – między życiem a śmiercią, bytem a nieistnieniem, codziennością a jej zaprzeczeniem, psyche a somą, indywidualnym a uniwersalnym, lecz także między życiem a literaturą, przeżyciem (bólu, strachu, samotności) a jego wyrażalnością, chwilowością a utrwalającym ją zapisem”[6]. Przyglądając się przestrzeni w wierszach Anety Długołęckiej, warto także powtórzyć za badaczką doświadczenia szpitala w kobiecej twórczości, że: „Do szczególnie naznaczonych […] miejsc w szpitalu, wpisujących w doświadczenia osobiste poetek i prowokujących do pytań o sens i tożsamość, należą z pewnością szpitalne korytarze i okna, a także sala operacyjna, prowadząca w głąb ciała”[7].

„Pierwsza runda”

Trzeci motyw wierszy Anety Długołęckiej to zmagania z rakiem, walka, charakterystyczne sytuacje, badania, zabiegi medyczne. Poetka przywołuje pobieranie krwi z „bawiących się w chowanego” żył (połowa cyklu) i wkłucia, kroplówki, wlewy chemii, skoki leukocytów, huśtawkę nastrojów, wypadanie i golenie włosów, ból brzucha, leczenie bakterii, mdłości, zgagę, ból całego ciała, badania USG, rezonans magnetyczny, radioterapię. Mowa tu także o zdjęciach i malowaniu „kropkowych tatuaży”. Podmiot liryczny przyznaje:

[…]
lepiej się czuję jako obserwator
teraz leżę
i pozwalam naciskać spust
dobrze że uśmiech niepotrzebny
na zawołanie słabo wychodzi
aparat strzela w jedną stronę
na okaleczoną pierś
nikt nie patrzy
na zastygłą twarz
(w ciągu ostatnich dni).

Ważnym elementem walki z rakiem jest w tomiku „rozcinanie” i „naprawianie” na bloku operacyjnym Oddziału Chirurgii Onkologicznej. Jego wyobrażenie przynosi już wiersz na piersi noszę ładunek:

[…]
saper umówiony
pewny swej wiedzy i umiejętności
potnie klatkę
wyciągnie
zostanie pustka ziejąca strachem.

Wątek operacji, zabiegu pełni szczególną funkcję. „Sytuacja fizyczna na stole operacyjnym okazuje się egzystencjalną, czasem też metafizyczną lub religijną”[8]. Podobnemu celowi służą w wierszach lubuskiej debiutantki metafory tekstylne i poetyckie wykorzystanie właściwości ubioru: „w białej koszuli jak suknia panny młodej” (od rana gulgocze pusty brzuch), „zmienić białą sukienkę/ na codzienne ciuchy” (ból przypomina). Pisze o tym Grażyna Bokszańska, według której: „Ubiór […] posiada zdolność przenoszenia uwagi […] w świat idei, wartości, stanów emocjonalnych, przeżyć i poglądów. Staje się znakiem i na tej zasadzie odsyła do przedmiotów i stanów innych niż on sam”[9].

Ważne także, że: „W geście otwarcia ciała, dokonującym się często za pomocą specjalistycznego języka, zostaje przywołana opozycja między tym, co zewnętrzne i powierzchowne, a odsłoniętym (ponieważ pozbawionym kulturowej osłony) wnętrzem, uznanym za bardziej wartościowe i autentyczne”[10]. Mastektomii towarzyszy w tomiku Długołęckiej rekonstrukcja usuniętego gruczołu. Związany z protezą – sztuczną, silikonową piersią tytułowy „tatuaż” zarazem coś odsłania i zakrywa. Jest znakiem, który odsyła do historii choroby, do przeżytego doświadczenia. W wierszach lubuskiej poetki jest „rysunkiem straty”, a zatem formą zmiany ciała, ale także formą osobistej ekspresji i elementem kulturowym, pewnego rodzaju wyrazem przynależności do określonej grupy społecznej: kobiet, które doświadczyły choroby nowotworowej, zwłaszcza raka piersi. W ten sposób „pierwszy tatuaż” staje się znakiem „pierwszej rundy”, walki, zmagań i pytań o sens, a także niepokoju i wciąż żywej pamięci – „zanim przyjdzie ukojenie”…

Katarzyna Krysińska

 


[1]  A. Długołęcka, Pierwszy tatuaż, Gorzów Wielkopolski 2024.
[2]  Te oraz wiele innych nazwisk przywołuje Joanna Grądziel-Wójcik w artykule „Na stole operacyjnym”. Doświadczenie szpitala we współczesnej polskiej poezji kobiet, „Anafora” 2016, t. 3, nr 1, s. 39-60.
[3]  E. Waśniowska, Nie obrażam się na Boga, Poznań 2004.
[4]  Taż, Oswajam strach, Poznań 2001.
[5]  J. Grądziel-Wójcik, dz. cyt., s. 45.
[6]  Tamże, s. 41.
[7]  Tamże, s. 46.
[8]  Tamże, s. 51.
[9]  G. Bokszańska, Ubiór w teatrze życia społecznego, Łódź 2004, s. 56.
[10] J. Grądziel-Wójcik, Wiersze „podszyte ciałem” w najnowszej poezji kobiet. Appendix, [w:] tejże, Przymiarki do istnienia. Wątki i tematy poezji kobiet XX i XXI wieku, Poznań 2016, s. 50.

 

The post „Zanim przyjdzie ukojenie” Zmagania w wierszach Anety Długołęckiej z tomu Pierwszy tatuaż (Aneta Długołęcka, Pierwszy tatuaż) appeared first on Pro Libris.

]]>
„Zobaczyć naprawdę” – tajemnica twarzy, latarni i róży w poezji Anny Urbaniak (Anna Urbaniak, Światłocienie: sublimacje) https://prolibris.net.pl/zobaczyc-naprawde-tajemnica-twarzy-latarni-i-rozy-w-poezji-anny-urbaniak-anna-urbaniak-swiatlocienie-sublimacje/ Thu, 04 Jul 2024 06:41:31 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=13800 Katarzyna Krysińska

The post „Zobaczyć naprawdę” – tajemnica twarzy, latarni i róży w poezji Anny Urbaniak (Anna Urbaniak, Światłocienie: sublimacje) appeared first on Pro Libris.

]]>

„Zobaczyć naprawdę” – tajemnica twarzy, latarni i róży w poezji Anny Urbaniak

Anna Urbaniak, Światłocienie: sublimacje, Wydawnictwo MAjUS, Zielona Góra 2023, 67 s.

Twarz – część naszego ciała, której nie widzimy bezpośrednio, jedynie w lustrze. A zarazem najbardziej wyeksponowana i „objawiająca” wnętrze osoby. Mówi się, że jest obrazem, zwierciadłem ludzkiej duszy. Stanąć „twarzą w twarz” to spotkać się w bezpośredniej bliskości – z Bogiem, z samym sobą, z drugim człowiekiem, a może jeszcze z jakimś zwierzęciem, stworzeniem. To ujawnić, otworzyć „drugi świat” (Moja samotność[1]) i „tak się po prostu pokazać drugiemu” (*** „Żeby tak nie bać się…”).

W poezji Anny Urbaniak tajemnica twarzy odsyła do rzeczywistości duchowej, o której mowa w motcie tomiku: „Świat ducha jest wspaniały, bogaty, nie można go utracić, zubożyć. Można go zawsze odzyskać na nowo, nie uciekając się do cudu” (Béla Hamvas). Światłocienie. Sublimacje ukazują proces ponownego odkrywania tej przestrzeni, to – jak pisze autorka Słowa wstępnego Agnieszka Urbaniak – „zapis drogi […], intymnej podróży w głąb siebie, służącej temu, by podjąć próbę zrozumienia własnego życia, przeszłych i obecnych relacji z innymi, zbudowania własnego świata na nowo”[2]. To odzyskiwanie dzieje się poprzez odsłanianie tego, co ukryte za zasłoną i zdejmowanie masek.

Twarz, zasłona, maska

„Epifania twarzy nie jest objawieniem wszystkiego wszystkim, lecz objawieniem prawdomównego wybranemu”[3] – to słowa ks. Józefa Tischnera z Filozofii dramatu. Prawdomówność, szczerość wierszy Anny Urbaniak przekonuje. „Potwierdzeniem” intymnych przeżyć są czarno-białe ilustracje autorstwa samej poetki oraz Maryny Kapustiny Parkhomenko, które na dłużej zatrzymują przy słowach, sytuacjach, poetyckich obrazach. Poszczególne utwory wraz z grafikami tworzą mocne sploty i składają się na skondensowaną – jak „wieczory gęste od myśli” (Nasza historia) – całość, w której nie ma elementów przypadkowych i błahych.

Co wiemy o tej twarzy, którą podmiot liryczny próbuje – „idąc za radą poety” (Ćwiczenia z Różewicza) – „opisać bez lustra” (Ćwiczenia z Różewicza)? Czy jest (może umownie?) „półwieczna”, czy ma „rzadkie brwi”, „opadnięte powieki”, „nieme oczy patrzące w złą stronę” i „usta pełne wahania, zaciśnięte nie w porę” (Ćwiczenia z Różewicza)? Czy „zapodziała się jej radość”, „nie godzi się na codzienność”, „szuka siebie od nowa”, „ucieka od smutku”, „rozdaje siebie po trochę” i „odsłania pustkę, która boli” (Straty)? Czy płyną po niej „strumienie łez”, „drżą wargi” (Instrukcja żałobna)? Czy „przełyka skrycie łzy” (Niemoc), „patrzy oczyma dziecka z ukrycia rozliczając i wymierzając karę za krzywdy” (Kara), „odwraca wzrok od tego, co niechciane” (Niechciane), „ucieka od siebie” (Biegnąc)?

A może, jak w wierszu Taka jedna:

[…] wdzięczy się do wszystkich,
niby przy okazji (póki czas).
Śliczna buzia – wstrętna gęba
udaje kogoś lepszego.
Uśmiecha się na zawołanie,
czyta okładki i nagłówki,
robi mądre i głupie uwagi.
Wydyma usta,
wciska swój uśmiech w każdego,
do oczu i do gardła – niezmordowanie.
Drzemie w niej potężna siła,
ofiary pierwotna potrzeba – przetrwanie.
Ucieknie się do kłamstwa i do zdrady,
podepcze Twoje świętości,
potem bez wstydu i wahania
złoży pocałunek na Twoim czole,
słodko niczym anioł[4]

Może tej twarzy „niepewne usta łapią powietrze”, a może tej twarzy wcale „nie ma” (Ćwiczenia z Różewicza)…?

Jaka jest prawda o osobie, którą odsłania opisywane przez zielonogórską poetkę oblicze? Co jest twarzą, co zasłoną, co maską? Kiedy i dlaczego podmiot liryczny zaleca samemu sobie: „Kamienną przywdziej twarz” (Odwet)? W wierszu Twarze dochodzi do głosu trudna refleksja Tischnera: „Zasłona jedynie skrywa twarz, maska kłamie”[5]:

Pożyczam od innych twarze
Jestem mistrzynią udawania
w teatrze życia,
które nie chce być moim

Jestem w kolorze szyby
i wstydzę się tego grania
Jak zrzucić wygodne maski
i przestać być tylko na niby?[6]

Z wiersza wyłania się także podobna myśl z Filozofii dramatu: „[…] ludzka bieda to również bieda nieprawdy, konieczności skrywania się i zasłaniania”[7]. Koresponduje ona także z wyznaniem podmiotu lirycznego: „Jest mnie dwie, a może nawet sześć” (*** „Jest mnie dwie…”] i odbija się w wierszu Między nami, w którym „zasłona” pojawia się literalnie – a wraz z nią znowu wstyd, „uciekanie spojrzeniem” (Między nami):

Jakaś dziwna zawisła zasłona
przykładamy do niej ucho
uciekamy spojrzeniem
i zastygamy w pół gestu

Utkana z rozczarowań
słychać przez nią bicie serca
i słowa na końcach języka

Jest cienka i gęsta
przesącza się przez nią samotność
i światło powoli przenika[8].

Odpowiedź na niepewność

Tymczasem, idąc dalej drogą rozważań Tischnera, „twarz to ludzka prawda”[9], a nawet „ślad Transcendencji”[10]. Co więcej: „Twarz jest osadzona na krzyżu istnienia”[11]. Zatem: „Nie ma […] objawienia twarzy bez jakiegoś krzyża w jej tle. Ale twarz nie jest odbiciem krzyża, lecz raczej wcieleniem chwały płynącej ze sposobu, w jaki człowiek ustosunkowuje się do swojego krzyża”[12]. Dlatego krzyż, pewien „bagaż” przeszłości, naznaczonej „syndromem eurosieroty”[13], trudnymi relacjami (Kara, Do mamy, Odwet, Na krawędzi jesieni), różnego rodzaju stratą (Sen, Straty, Hiacynta i Maja, Instrukcja żałobna, Niemoc), samotnością (Moja samotność), brakiem (Dychotomia nasza), niepewnością (Idę, Droga), ciemnością, mrokiem, nocą, która „podpełza cicho do stóp/ i szczerzy zęby złośliwie” (Chciałabym), ustępuje ostatecznie miejsca spotkaniu z Bogiem, przywołanemu przez poetycki obraz bicia dzwonów (Odpowiedź):

Czyste bicie dzwonów
wdarło się na scenę zwycięsko
niespodziewanie
w środku pracy, jasnego dnia.
A zatem wszystko jest, jak ma być?
Przemawiasz niespodziewanie,
w odpowiedzi na niepewność,
że jesteś i tak…[14]

Odpowiedź na niepewność, jaką jest doświadczenie obecności Boga „i tak” (Odpowiedź), pozwala na wyznanie wiary w „Jedynego Boga, który wieczność darmo rozdaje” (Wyznaję), dostrzeżenie Nieba i jego „posłańców” (Posłańcy), na kontemplowanie wizerunku Jezusa (Kupiłam sobie Jezusa), na zaufanie do Dekalogu, także dodatkowego, spóźnionego, stworzonego z uwzględnieniem własnych potrzeb, ran i nadziei podmiotu lirycznego (Dekalog spóźniony). Doświadczenie światła pozwala też na powrót do wspomnień, nie tylko trudnych, ale i budujących (Pamiętam, Prawdziwe dzieci), do prawdy, która ostatecznie wyzwala i pozwala iść odważnie naprzód, jak w wierszu Idę, pomimo spotkania z „dzikimi psami” i „powarkiwaniami złych oczu”.

„Zbawcze światło” morskich latarni

Ciemność, którą przeniknięte są wiersze Anny Urbaniak, ustępuje także miejsca „zbawczemu światłu” (Latarnie), przywołanemu obrazem latarni morskiej. Ten motyw – podkreślony ilustracją na okładce oraz wewnątrz tomiku – choć pojawia się tylko w jednym wierszu, zdaje się pełnić ważną rolę. Dochodzi w nim do głosu zderzenie światła i ciemności, bowiem latarnie zapala się przecież właśnie wtedy, kiedy zapada mrok i noc. Latarnia odzwierciedla antynomiczność świata – jest „strażnikiem ciemności”, który „sączy” światło w „ocean nicości” (Latarnie). W ten sposób staje się metaforą tytułowych „światłocieni”.

Zarówno noc, jak i przebijające przez nią światło można odnieść do życia duchowego. Mrok zawiera w sobie przeżyte straty, rany, żałobę, pustkę, nicość, śmierć, poczucie braku sensu, niemoc. Istnieje jednak możliwość „sublimacji” – w tym przypadku wydaje się nią przekierowanie trudnych emocji na twórczość, co przynosi efekt terapeutyczny. To, co wypowiedziane, może zostać przemienione, tak jak wypłakane łzy mają szansę wyschnąć[15]. Co więcej, strata może przerodzić się w oddanie, dar – o czym pisze ks. Krzysztof Grzywocz w „Zeszytach Formacji Duchowej”, zatytułowanych Przesłonięte światło. Depresja a życie duchowe[16]. Noc może okazać się wręcz „inną formą światła”[17], bo z niej wyłania się postać Boga jako Światła prawdziwego[18], pozwalającego „zobaczyć naprawdę” (Ćwiczenia z Różewicza). W ten sposób wiara staje się przewodnikiem, drogowskazem, prowadzącym do bezpiecznej przystani. Orientację w przestrzeni ułatwiają także inne „punkty”, jak dobre relacje, nadzieja, „lekcje”, z których wyłania się sens trudów. Te znaki jak latarnie morskie oświecają ścieżki życia, pozwalają unikać niebezpieczeństw w trudnych warunkach i przy słabej widoczności.

Założyć „różany ogród”

Boża obecność jako odpowiedź na niepewność sprawia także, że „wdzięczność/ Zakwita przy grobie/ Na Wielki Piątek” (Wielki Piątek), a trwoga (Sami), obawy czy zmartwienia (Nasza historia) nie wykluczają nadziei i radości „małego nieba” (Nasza historia).

Wspomnianą nadzieję w poezji Anny Urbaniak przywołuje róża. Choć można mówić o wielu znaczeniach tego motywu w literaturze, warto zauważyć, że w symbolice chrześcijańskiej róża odnosi się m.in. do miłości Boga, męczeństwa, przebaczenia, zmartwychwstania[19]. Róża odsyła także do wieczności, kruchości, piękna, dziewczęcej niewinności, przemijania[20]. Jej znamiennym elementem są kolce, które ukazują nierozłączność szczęścia i cierpienia[21].

Róża w twórczości zielonogórskiej poetki ma jednak także znaczenie szczególne, związane z utraconą córką. Autorka poświęca jej kilka wierszy: Sen, Hiacynta i Maja, Instrukcja żałobna. Wiersz Hiacynta i Maja obrazuje proces przeżywania tej bolesnej straty:

Rozmawiamy tak mało o Tobie
choć serca nabrzmiałe od słów,
nosimy każde z osobna.

Posadziliśmy kremową różę
jakoś na jesieni
czasem zaglądając, jak rośnie,
nim opadły liście,
zrobiło się zimno
i poszarzał świat.

Nawet imię każde dało Ci swoje.
Wciąż prawie nie mówiąc o Tobie,
wróciliśmy na wiosnę,
patrząc chciwie,
czy się zazieleni.
Jakbyś była Różą –
każdy pączek karmi nas nadzieją,
więc dbamy o ten kwiat
przy pustym grobie[22].

Z kolei w wierszu Nasza historia motyw róży pojawia się w innym kontekście, padają tu bowiem słowa o pragnieniu założenia „różanego ogrodu” – który np. we francuskiej Powieści o Róży z XIII wieku symbolizuje ziemski raj[23]. Ale i tu niepokój, który się wkrada: „czy będziemy jeszcze umieli/ cieszyć się razem tym samym” (Nasza historia), może być związany z przeżytą przez dwoje rodziców stratą ukochanego dziecka. Ogród pełen róż kojarzy się także z Tajemniczym ogrodem Frances Hodgson Burnett. W powieści tej ujmuje sposób przedstawienia natury. Bliskość przyrody wpływa uzdrawiająco na ciało i ducha, nie dziwi więc, że ogrodnictwo – jak choćby wspomniane w wierszu sadzenie kremowej róży – może mieć znaczenie terapeutyczne.

Pomimo smutku, którym przeniknięty jest tomik Anny Urbaniak, siła nadziei i ufność dochodzi do głosu. Cieniom towarzyszy światło. By uwierzyć, że „każdy pączek” posadzonej przy pustym grobie róży „karmi […] nadzieją” (Hiacynta i Maja), a „kwiat zakwita w ziemi jałowej” (Instrukcja żałobna) oraz że spełni się marzenie: „założę różany ogród” (Nasza historia), potrzeba jednak czasu i zgody na to, by „serce było sercem” (Instrukcja żałobna), na światłocienie, dychotomię, na czarno-białe, na współistnienie dobra i zła, na pełnię i pustkę, radość i ból. Ta akceptacja i zaufanie do Boga i życia otwiera na doświadczenie, o którym pisał w swojej poezji Karol Wojtyła:

Więc w mroku jest tyle światła,
ile życia w otwartej róży,
ile Boga zstępującego
na brzegi duszy[24].

Katarzyna Krysińska

 


[1]  Wszystkie cytowane i omawiane wiersze pochodzą z tomiku Anny Urbaniak pt. Światłocienie. Sublimacje, Zielona Góra 2023.
[2]  A. Urbaniak, Słowo wstępne, [w:] A. Urbaniak, Światłocienie…, dz. cyt., Zielona Góra 2023, s. 9.
[3]  J. Tischner, Rozdział I. Wydarzenie spotkania, [w:] tegoż, Filozofia dramatu, Kraków 2006, s. 22.
[4]  A. Urbaniak, Taka jedna, [w:] tejże, Światłocienie…, dz. cyt., s. 34.
[5]  J. Tischner, dz. cyt., s. 57.
[6]  A. Urbaniak, Twarze, [w:] tejże, Światłocienie…, dz. cyt., s. 29.
[7]  Ks. J. Tischner, dz. cyt., s. 63.
[8]  A. Urbaniak, Między nami, w: tejże, Światłocienie.., dz. cyt., s. 49.
[9]  Ks. J. Tischner, dz. cyt., s. 63.
[10]  Tamże, s. 20.
[11]  Tamże, s. 64.
[12] Tamże.
[13] A. Urbaniak, Słowo wstępne, [w:] A. Urbaniak, Światłocienie…, dz. cyt., s. 9.
[14] A. Urbaniak, Odpowiedź, [w:] tejże, Światłocienie…, dz. cyt., s. 42.
[15] K. Grzywocz, Przesłonięte światło. Depresja a życie duchowe, „Zeszyty Formacji Duchowej” 33/2006, s. 35.
[16] Tamże, s. 74.
[17] Tamże s. 81.
[18] Tamże, s. 74.
[19] Róża, [w:] W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 2015, s. 363.
[20] Tamże, s. 362-363.
[21] Tamże, s. 364.
[22] A. Urbaniak, Hiacynta i Maja, [w:] tejże, Światłocienie…, dz. cyt., s. 21.
[23] Róża, [w:] W. Kopaliński, dz. cyt., s. 365.
[24] K. Wojtyła – Jan Paweł II, Pieśń o Bogu ukrytym. Poezje, Warszawa 1998, s. 45.

 

The post „Zobaczyć naprawdę” – tajemnica twarzy, latarni i róży w poezji Anny Urbaniak (Anna Urbaniak, Światłocienie: sublimacje) appeared first on Pro Libris.

]]>
„Wiersz bez kropki”… Nieskończoność w poezji Elżbiety Dybalskiej https://prolibris.net.pl/wiersz-bez-kropki-nieskonczonosc-w-poezji-elzbiety-dybalskiej/ Thu, 21 Mar 2024 09:46:47 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=12403 Katarzyna Krysińska

The post „Wiersz bez kropki”… Nieskończoność w poezji Elżbiety Dybalskiej appeared first on Pro Libris.

]]>

Katarzyna Krysińska

„Wiersz bez kropki”…

Nieskończoność w poezji Elżbiety Dybalskiej

„Kropki nie postawię…” (Kropka), „Kropki nie stawiam…” (W pociągu) – pisze Elżbieta Dybalska w tomikach Bruzdy[1] i Pomimo[2]. Zbiór Ślady miłości[3] przynosi frazę o „książce bez ostatniej strony” (Kroplówka), a Biały[4] tajemniczą „białą przestrzeń dotkniętą słowami” (Tyle). Z wierszy wyłania się człowiek jako „dzieło nieskończone” (Ty i ja). Jest on stworzony w równie nieskończonym świecie, na obraz i podobieństwo Boga. Także bezkres kosmosu odsyła do nienazwanego i niewyrażalnego sacrum.
Chciałabym przyjrzeć się tym dwóm wymiarom nieskończoności w twórczości lubuskiej autorki: duchowej tajemnicy człowieka (i jego nieśmiertelności) oraz bezkresowi kosmosu, natury.

Nieskończoność jako duchowa tajemnica człowieka

W filozofii romantycznej istnieje interesująca alegoria ludzkiego życia: „Życie jest mostem, na którym przechodzi nieskończoność, stając się skończonością, narodziny i śmierć są początkiem i końcem tego mostu. To, że nieskończone staje się doczesne, a doczesne staje się nieskończone, jest filozoficzną esencją, jest solcystjum [tj. letnim lub zimowym przesileniem dnia z nocą], nec plus ultra boskiej mądrości i wszechmocy”[5].
W poezji Elżbiety Dybalskiej życie ludzkie wpisuje się w nieskończoność jako droga do nieśmiertelności i fragment wieczności. Sygnałami tej nieograniczoności są tutaj: cisza, biel, pamięć (wspomnienia), trwanie, odradzanie się i przekazywanie życia.
Cisza jako duchowa przestrzeń w człowieku to obszar tajemnicy, nieodgadnionego milczenia, „niewypowiedzianych słów”, „niezapisanych kartek” – jak w wierszu *** „W polu widzenia…”. Cisza Absolutna lub święta (Cisza), noworoczna (Los), cmentarna (*** „Odnajdziesz mnie…”) jest nie tylko przez istotę ludzką doświadczana, odczuwana, słyszana, ale i sama „słyszy” (Moja cisza), „pozwala sercom słyszeć ich rytm” i „nuci kolędę” (Święta), „wyśpiewuje słowa miłości” i przemawia (Wymowna cisza). Cisza „trwa” w człowieku (*** „we mnie…”) i ratuje od „ulewy słów”, przynosi spokój (Świat na dłoni).
Ciszy jako figurze nieskończoności towarzyszy w poezji autorki biel[6], symbolizująca czystość, niewinność – kolor aniołów. Przywołuje ona duchowy pierwiastek w człowieku. „Biały” to nie tylko tytuł tomiku z 2019 roku, ale też ważny motyw we wszystkich zbiorach lubuskiej poetki, najmniej może w Śladach miłości. Biały obrus (Puste miejsce), biały puch (Los), porcelanowy talerzyk (Biały), biała kartka (Wszystko jest możliwe), róża (*** „za białą różą…”), chusteczka (Biała chusteczka) to tylko niektóre przykłady. W wierszu Wszystko jest możliwe „biel się zmienia w niebieskość”, a kolor niebieski[7] (a szczególnie odcień błękitu) przywodzi na myśl nieskończoność, trwanie, niebo – o którym jeszcze będzie mowa w kontekście bezkresu wszechświata.
Kolejny aspekt pierwiastka nieskończoności w człowieku to wspomnienia. W twórczości Dybalskiej znajdziemy liczne świadectwa pamięci, np. o mężu (List do męża), mamie (Mamo!), ojcu (Pamięci Ojca), Emilce (Requiem), o tych, których już nie ma wśród żyjących (Puste miejsce). Wspomnienia są tu cennym skarbem, który można „schować za pazuchę” (Zaproszenie) albo w szufladzie (Biała chusteczka) czy w skrzyni (*** „wyrasta w polu…”). Łączą się z tęsknotą, trwaniem, miłością (Pamięci Ojca), są formą spotkania – jak w motcie wiersza Syzyfem jestem, pozwalają trwać (Wymowna cisza). Ich znakami mogą być fotografie (Wymowna cisza), kurhany (O… popatrz!), cmentarna cisza (*** „Odnajdziesz mnie…”), ale też kwiaty, np. niezapominajki – jak w wierszu Rabatka życia, poświęconym rodzicom poetki. Nieskończoność ludzkiego życia, trwanie we wspomnieniach obrazuje utwór Wszystko i nic z tomu Biały:

garsteczka wspomnień
odrobina dobra
gruda ziemi po nas
szczyptą miłości
poprawiamy świat
pamięć wyrośnie zielenią[8].

Pamięć to sposób na zbliżenie się do nieśmiertelności i wieczności, dlatego poetka zachęca:

spinaj strzępy wspomnień przekonań
czytaj biel zdarzeń
wznieś się do chmur
wejdź na skałę najwyższą
zadziw siebie
stań wysoko i spytaj
co ważne było
jest
będzie[9]

Widać tu przenikanie się przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, podobnie jak w utworze Chwil parę, w którym „wieczność” przeplata się z „wczoraj” i „dziś”.
Dzięki zachowaniu w czyichś myślach, pozornie „skończone” życie ludzkie staje się mostem ku nieskończoności. Dopełnieniem tej prawdy jest u Dybalskiej świadomość trwania dzięki przekazywaniu życia. Wymownym przykładem takiego odradzania się życia, zradzania się wciąż na nowo, trwania jest wiersz Kroplówka, w którym „życiodajny deszczyk/ pada do żyły […]” i trzy pokolenia kobiet rozmawiają przez telefon o nowym życiu:

[…]
Wnuczka – babci
córka – mamie
powiedziała
jestem w ciąży
A ty babciu czekaj[10].

Nieskończoność jako bezkres kosmosu, natury

Drugim obszarem, w którym ujawnia się nieskończoność u Elżbiety Dybalskiej, jest bezkres kosmosu i natury, którego sygnałami są m.in.: niebo, bezmiar wód i piasku, ruiny.
Sklepienie niebieskie, stworzony przez Boga firmament to jedna z wyrazistych figur nieskończoności. Poetka upodobała sobie paradoksalne „niebo w kałuży” – ten motyw występuje w wierszach Chwil parę oraz Moje miejsce na ziemi. Ten drugi utwór warto przytoczyć w całości, ponieważ obrazuje różne wymiary kosmosu, takie jak: łąka, piasek, kamyk, odsłania pełnię i różnorodność natury:

pod stopą
cały świat
majowa łąka
gorący piasek
i biały kamyk
niebo w kałuży
wokół horyzont
deszcz dolewa łez ziemi
całuje mnie słońce
takie to moje miejsce
słyszę ciebie[11].

Nieskończoność nieba, jego bezkres obrazują także Widoki. Zaciera się tam „styk ziemi i nieba”, gdyż „pamięć i zaćma nie wymaga horyzontu”. W wierszu W drodze miłość „ścieli pod stopą/ niebiańskie łąki”, a w Kluczu żurawim niebo jest „utopione studni”, co może potęgować wrażenie jego głębi.
Jeszcze inne figury nieskończoności natury, kosmosu, ukazujące także piękno, nieokreśloność, tajemniczość, to bezkresna woda: ocean, morze, rzeka (Biała kartka, Blaski i cienie, Naga prawda, *** „za białą różą…”, Ars poetica, Ziemia nad Oceanem, *** „Suknia skropiona…”), występujące także z motywem niezliczonych ziaren piasku (Biała kartka, *** „na ziarnku piasku…”, Moje miejsce na ziemi, *** „Suknia skropiona…”, *** „W klepsydrze…”).
Szczególną rolę w twórczości Dybalskiej pełni obraz ruin. To symbol, który ma bogatą tradycję przedstawiania w sztuce. Tam też: „Ruiny obrazujące »przechodzenie między wiecznościami«, zagrożenie śmiercią i rozdarciem odsłaniają tragiczne dysonanse, stając się niekiedy kreacją rozpadu osobowości. […] Ruina […] Wyraża katastroficzność istnienia, jak i wiarę w możliwość pozaziemskiego bytu, nieskończoność trwania. […] Ruinę zrównywano z Absolutem, tajemnicą, wiecznością i transcendencją”[12].
U lubuskiej poetki motyw ruin pojawia się w wierszach: W parku, Wiatr zasiał z tomu Biały oraz w utworze Herb ze zbioru Pomimo. Łączy się on ściśle ze wspomnieniem, z którym jest utożsamiany: „ruina pozostaje wspomnieniem” (W parku). Powtarzające się elementy tego charakterystycznego pejzażu, takie jak park-las z zasianymi przez wiatr drzewami i bluszcz składają się na poetycką fotografię pałacu w Zatoniu i stają się świadkami historii. Ważne są tu także kolumny, które podtrzymują niebo, podobnie jak w wierszu Kolumny świątyni kamienne słupy „podtrzymują błękit nieba” i w ten sposób łączą ziemię z nieskończonością oraz z sacrum, a „ruina staje się świątynią” (Wiatr zasiał).
Idea nieskończoności w poezji Elżbiety Dybalskiej przybiera różne kształty. W swoim szkicu przedstawiłam wybrane z nich, ukazujące zarówno nieśmiertelność człowieka, jego duchową tajemnicę, jak i bezkres kosmosu, natury. Te dwa wymiary spotykają się i zawierają w nieskończoności sacrum, równie tajemniczej jak „wiersz bez kropki” (Kropka).

 


[1]  E. Dybalska, Bruzdy, Zielona Góra 2014.

[2]  Taż, Pomimo, Zielona Góra 2022.

[3]  Taż, Ślady miłości, Zielona Góra 2008.

[4]  Taż, Biały, Zielona Góra 2019.

[5]  B. Trentowski, Podstawy filozofii uniwersalnej. Wstęp do nauki o naturze, przeł. M. Żułkoś-Rozmaryn, przejrzał i przypisami opatrzył J. Garewicz, wstępem poprzedził A. Walicki, Warszawa 1978, s. 656, [za:] M. Strzyżewski, Romantyczna nieskończoność. Studium identyfikacji pojęcia, wstęp i opracowanie materiału ikonograficznego A. Markuszewska, Toruń 2010, s. 156.

[6]  O symbolice bieli zob. Biały, [w:] M. Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, tłum. bp K. Romaniuk, Poznań 1989,
s. 25-26.

[7]  O symbolice koloru niebieskiego zob. W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 2006, s. 22-23.

[8]  E. Dybalska, Wszystko i nic, [w:] Biały, dz. cyt., s. 38.

[9]  Taż, *** „oko i ciało…”, [w:] Biały, dz. cyt., s. 80.

[10] Taż, Kroplówka, [w:] Pomimo, dz. cyt., s. 34.

[11] Taż, Moje miejsce na ziemi, [w:] tejże, Biały, dz. cyt., s. 27.

[12] M. Strzyżewski, dz. cyt., s. 277-278.

Tomasz Daiksler,Evviva l'arte (2)

The post „Wiersz bez kropki”… Nieskończoność w poezji Elżbiety Dybalskiej appeared first on Pro Libris.

]]>