Joanna Marcinkowska Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/joanna-marcinkowska/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Tue, 29 Oct 2024 06:42:58 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Joanna Marcinkowska Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/joanna-marcinkowska/ 32 32 Po co nam teatr? https://prolibris.net.pl/po-co-nam-teatr/ Tue, 29 Oct 2024 06:35:03 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14549 Joanna Marcinkowska

The post Po co nam teatr? appeared first on Pro Libris.

]]>

Joanna Marcinkowska

Po co nam teatr?

 

Samotność – cóż po ludziach, czym [teatr] dla ludzi?
Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
(parafraza fragmentu Wielkiej Improwizacji z III części Dziadów Adama Mickiewicza)

Mogłoby się wydawać, że po surrealistycznym czasie pandemii nie tak szybko nastąpi odrodzenie korzystania z kultury i chętny powrót widowni do sal teatralnych. Wszystko jednak zaczęło powracać do normalności stosunkowo szybko, ponieważ okazało się, że kontakt z żywym artystą jest niezwykle cenny, a przeżycia „przez szybę” (ekranów) jednak niezbyt interesują odbiorców na dłuższą metę.

W sezonie 2023/2024 odbyłam bardzo dużo podróży teatralnych. Pasjonuję się teatrem od ponad 20 lat. Mam wykształcenie teatrologiczne, a wieloletnia współpraca z „Dziennikiem Teatralnym” daje mi możliwość pisania recenzji o spektaklach w całej Polsce. Poza tym, jako że pracuję w teatrze, warto zwyczajnie „przewietrzyć głowę” i sprawdzić, co innego/ciekawego można zobaczyć na scenach innych teatrów. Wybór jest ogromny, bo właściwie gdzie nie spojrzymy – tam realizowany jest potencjalnie interesujący spektakl.

Inna rzecz jest taka, że staram się po prostu (w miarę możliwości) być na bieżąco z tym, co dzieje się aktualnie na scenach teatralnych w Polsce. W mojej opinii teatr w naszym kraju stoi na bardzo wysokim poziomie: jest różnorodny, nowoczesny, a podejmowane tematy są uniwersalne. Oczywiście, wybierając spektakle, dokonuję pewnej selekcji i skupiam się na rzeczach, które w mojej intuicji oraz według mojej wiedzy wydają się być najciekawsze czy najważniejsze. Nie da się być też wszędzie, bo często istotne wydarzenia dzieją się symultanicznie, w różnych miastach. Nie da się zobaczyć wszystkiego.

Co ciekawe – zauważyłam, że kiedy przyjedzie się do dużego miasta (jak Warszawa, Kraków, Poznań) i będzie się chciało spontanicznie pójść na jakiś spektakl, okaże się, że nie ma biletów. Oczywiście, można próbować dostać wejściówkę przed samym rozpoczęciem spektaklu, ale wiąże się to z niepewnością, czy w ogóle wejdziemy na spektakl. Wydawałoby się, że (stereotypowo) nikt do teatru nie chodzi i nadal jest to rozrywka dla elit. Nic bardziej mylnego.

Trzeba zauważyć, że w ostatnich latach zmienił się sam sposób ubierania się do teatru – jakkolwiek samo wyjście do teatru nadal jest pewnego rodzaju „świętem”, to jednak w operze wciąż obowiązują stroje wizytowe, natomiast w teatrze ubiór stał się o wiele bardziej „liberalny”. Ważne, żeby było schludnie, ale może być absolutnie „na luzie”. Teatr jest miejscem spotkania, dyskusji, randki, rozrywki, ale przede wszystkim – przeżycia.

Poprzednia władza miała ambicje niszczenia instytucji kultury – takich jak teatr – które uczą krytycznego myślenia, ale też twórczego spojrzenia na rzeczywistość. Zadania sobie wielu pytań na temat tego, co dzieje się wokół nas i próby indywidualnej odpowiedzi na nie. Zastanowienia się także, dlaczego taka a nie inna tematyka aktualnie nurtuje twórcę i w jak dużym stopniu związana jest z tym, co możemy obserwować na co dzień. Myślowy ferment, fundamentalne pytania i potem długie „nocne Polaków rozmowy” – to przecież niebezpieczne!

Można sobie zatem zadać pytanie: po co w ogóle jest teatr? Po co teatr w kraju, w którym spektakle wyprzedawane są z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem jak koncerty rockowe? Dlaczego informacja, że Krzysztof Warlikowski zaczął w Warszawie próby do nowego spektaklu rozpala część naszych obywateli podobnie jak ogłoszenie, że na Stadionie Narodowym zagra Metallica? Skala zainteresowania biletami będzie podobna: po kilku godzinach od startu sprzedaży będzie o nich można tylko pomarzyć.

Właśnie dlatego – jest potrzebny, ponieważ w ludziach jest głód sztuki. Teatr jest dodatkowo ulotny: film po latach będzie wyglądał dokładnie tak samo, będzie można go bez problemu odtworzyć. Rejestracja filmowa spektaklu nigdy nie będzie tym samym, co zobaczenie spektaklu na żywo. Choć tu można podać przykład transmisji na żywo musicalu 1989 w reżyserii Katarzyny Szyngiery, stworzonego w koprodukcji Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Sam spektakl robi furorę i jego transmisja w ramach odświeżonego po wyborach Teatru TV zgromadziła sporą widownię przed ekranami, co nie wpłynęło jednak na frekwencję na samym spektaklu, który nadal pozostaje jednym z hitów i „pozycji obowiązkowych”. W ogóle może warto zauważyć, że sama „reaktywacja” Teatru Telewizji spowodowała niemal „zryw narodowościowy”, bo nagle okazało się, że poniedziałkowy wieczór w większości przypadków ludzie spędzają przed ekranami telewizorów bynajmniej nie po to, żeby oglądać kolejny film sensacyjny, tylko właśnie spektakl teatralny. I nagle okazuje się, że są pokolenia, które właśnie na Teatrze Telewizji się wychowały, co jest swego rodzaju fenomenem.

Oczywiście, można zarzucić, że mówię tylko o zawężonej grupie teatromanów i co kogo teatr interesuje, jak za płotem jedna wojna, jeszcze dalej kolejna, a obok ludzie umierają w lasach. Nie chodzi o to, że ja tego nie zauważam, a twórcy teatralni mają to gdzieś – absolutnie! Teatr jest miejscem, które na bieżąco reaguje na to, co dzieje się wokół nas. Twórcy teatralni nie są zamkniętymi w bezokiennych najczęściej salach teatralnych, oderwanymi od rzeczywistości „zombiakami”. To wykształceni ludzie, którzy swoją sztuką, używając metafor, odnoszą się do świata i życia.

W polskim teatrze powstają produkcje, które odciskają swoje piętno na odbiorcy na lata. Wstrząsający spektakl Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję w reżyserii Mateusza Pakuły (koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie oraz Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach) podejmuje wciąż spychany na margines temat eutanazji ciężko chorych ludzi i „krucjaty” szpitalnej w walce o swoje zdrowie. Kontemplacyjne Balkony. Pieśni miłosne w reżyserii Krystiana Lupy (Teatr Polski w Podziemiu z Wrocławia) są o tym, że zawsze mamy do dyspozycji wycinek rzeczywistości, który zinterpretujemy według naszej wiedzy i doświadczenia. Elisabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (Nowy Teatr w Warszawie) to wielowątkowe, filozoficzno-egzystencjalne rozważania o naszym świecie i o tym, jak na niego wpływamy (mówiąc najogólniej). Brawurowy monodram Pogo w reżyserii Kingi Dębskiej (Teatr Polonia w Warszawie) uświadamia nieprawdopodobny koszt psychofizyczny pracy ratowników medycznych. Dotarłam też w końcu na fantastyczną Wierę Gran w reżyserii Barbary Sass do Teatru Kamienica w Warszawie, żeby otrzeć się o niełatwą historię niezwykłej artystki. Dosyć interesujące okazały się propozycje z mniejszych teatrów – Dzieje grzechu. Opowiedziane na nowo w reżyserii Darii Kopiec o tym, co robią z nami uczucia (Teatr im. J. Modrzejewskiej w Legnicy) oraz Miarka za miarkę w reżyserii Szymona Kaczmarka o intrygach władzy (Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie). Rozczarował mnie natomiast chaotyczny i niespójny Ulisses w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr Polski w Poznaniu).

Warto wspomnieć jeszcze o jednej, niezwykle istotnej rzeczy. Są w polskim teatrze spektakle, grane do dziś z przerwami, które mają już status klasyki/legendy, na których też widownia jest zawsze pełna. W sezonie 2023/2024 odbył się dwusetny pokaz Rodzeństwa w reżyserii Krystiana Lupy (Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, 28 lat po premierze), natomiast w Nowym Teatrze w Warszawie zagrano setny raz Anioły w Ameryce w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (spektakl gościnny TR Warszawa, 17 lat po premierze). Wrócił też kolejny raz (19 lat po premierze) Krum w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (koprodukcja TR Warszawa i Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, grana w Nowym Teatrze w Warszawie). Dodatkowo Narodowy Stary Teatr od kilku lat regularnie kończy sezon Weselem w reżyserii Jana Klaty, który również zbliża się do setki wystawień.

Znów można zadać pytanie – po co? Dlaczego te spektakle nie są „wygaszane” i wciąż wracają do repertuaru jak bumerang? Po pierwsze dlatego, że wyznaczają pewne nie tylko standardy, ale też są to swego rodzaju „kamienie milowe” na teatralnej drodze w naszym kraju. Po drugie – nie straciły na aktualności. Rodzinne piekiełko, brak akceptacji nieheteronormatywności, samotność dojrzałego człowieka czy współcześnie odczytany Wyspiański – te spektakle zachwycają do dziś, są wciąż polecane, a nawet mają swoich fanów! Podejrzewam, że takim wciąż wznawianym widowiskiem stanie się też wspomniany już musical 1989, który historię odczytuje i podaje w sposób oszałamiająco trafny i przemyślany. Do tego wszystkiego mamy (wcale nieskandalizujące!) Dziady w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie).

Kiedy na koncert do Krakowa przyjechał kilka lat temu Sting, bilety rozeszły się bardzo szybko. Prawie 70-letni muzyk w świetnej kondycji dał koncert, złożony właściwie z samych hitów. Starsi przyszli powspominać, młodsi – zobaczyć go na żywo. Póki mogą (ja też byłam jedną z tych osób). Spektakle mają to do siebie, że możemy zobaczyć je „tu i teraz”, na żywo, a ich twórcy są nadal wśród nas – korzystajmy z tego. Kiedy w czerwcu 2017 roku w Krakowie był koncert Linkin Park, nikt nie przypuszczał, że będzie to jeden z ostatnich ich występów przed samobójczą śmiercią ich wokalisty Chestera Benningtona. Co to ma wspólnego z teatrem? To, że w tym sezonie zmarło dwóch ważnych twórców teatralnych: reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Polskiego we Wrocławiu – Jan Szurmiej oraz aktor i reżyser Jerzy Stuhr. Jeden nie zrobi więcej spektakli, drugiego już nigdy nie zobaczymy na scenie. To, że jeśli interesuje nas jakaś dziedzina sztuka, szczególnie taka ulotna, jaką jest teatr – doświadczajmy go, póki możemy. Oglądajmy na żywo spektakle, które są dostępne „tu i teraz”, które tworzą przeżycia, ale też świadczą o artystycznych przemianach. Parafrazując klasyka: spieszmy się kupować bilety, tak szybko się rozchodzą!

The post Po co nam teatr? appeared first on Pro Libris.

]]>
Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) https://prolibris.net.pl/krotkie-przeblyski-nagle-iluminacje-fragment/ Mon, 28 Oct 2024 08:20:55 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14342 Joanna Marcinkowska

The post Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>

Joanna Marcinkowska

Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje

(fragment) 

Od pierwszych wersów możemy zauważyć, że podmiot liryczny w wierszu Ireny Dowgielewicz Stadion dla biedronki proponuje formę inwokacji. Całą swoją wypowiedź poświęci on pochwale ziemi jako wartości w jego życiu nadrzędnej. Rozszerzając tę myśl, będzie wypowiadał się nie tylko w swoim imieniu (świadczy o tym użycie czasowników w liczbie mnogiej: „wielbimy”, „obejmujemy”, „nazywamy”).

W kolejnych wersach zauważa kluczową rolę ziemi w funkcjonowaniu żywych organizmów: „dziedzictwo zwierząt” to również to, co my, ludzie odziedziczyliśmy po nich i jest to też niegasnąca ciekawość, dotycząca ich życia. Nadal poznajemy zwierzęta i ich zwyczaje, podobnie jak rośliny („carstwo wielogłowej kapusty i pąków lipowych”): podmiot zauważa, że mamy do czynienia z czymś na kształt kraju, rządzonego przez władcę absolutnego. Carstwo jest przecież nad królestwami i ma pod sobą królestwa wszystkich istot. Podmiot nazywa ziemię także „matką kamieni” – kamień jawi się jako coś ważnego, pewna podstawa istnienia. Wartość kamienia zauważyła już Wisława Szymborska w Rozmowie z kamieniem: „Chcę wejść do twego wnętrza/ rozejrzeć się dookoła/ nabrać ciebie jak tchu”. Wydaje się, że poznanie jego istoty gwarantuje prawdziwe przeniknięcie natury. Swoisty matriarchat w wierszu Dowgielewicz jest niemal rodem z Herberta i jego Kamyka: „kamyk jest stworzeniem/ doskonałym” – matka zawsze uważa swoje dziecko za doskonałe, stąd podmiot Stadionu podkreśla te twory natury.

Następnie podmiot kontynuuje określanie ziemi jako matki, która jest też opiekuńcza: „delikatna tkanina kurzu” określona jest tutaj niemal jako dar, który nas chroni, przykrywa, osłania. Tworzy barierę ochronną, taką jak wokół planety Ziemi warstwa ozonowa, niwelująca skutki ultrafioletowego promieniowania Słońca. Jednocześnie te dobra są zawieszone „na słonecznej smudze”, czyli zauważamy je tylko podczas krótkich przebłysków, chwil, w których doświadczamy nagłej iluminacji. Wtedy tajemnica przenika „złotawym drżeniem” na ulotnym promieniu światła. Dodatkowo to „drżenie” można uznać za gęsią skórkę, którą obserwujemy, kiedy dosięga nas promień światła.

Podmiot zwraca uwagę, że na ziemi człowiek stawia różne budynki i inne formy schronienia (mnóstwo jest przecież „głupawych domków i nadętych domiszcz”). Ziemia musi natomiast te wszystkie (czasem irracjonalne) pomysły unieść. Jednocześnie ziemia dla podmiotu lirycznego to „gospodyni węgla i uranu” – rozdaje elementy przetrwania, pozwala z nich korzystać. Ten fragment kojarzy się z jedną ze zwrotek Nienasycenia zespołu Coma: „Dawkujesz mi siebie/ Jak lek na przetrwanie rozłąki i westchnień/ Już nie mam cię prawie, bo giniesz A chciałbym cię więcej i więcej”. Zasoby naturalne, które wydobywamy z wnętrza ziemi, wydają się być nieskończone (i ludzie chcieliby, żeby takie były), jednak świadomość tego, że kiedyś ich zabraknie, sprawia, że podmiot chciałby ziemię udobruchać i przebłagać, żeby jako „gospodyni” dbała o ich wieczny dostatek.

Animizacja ziemi przez przyrównanie do „cierpliwego zwierzęcia” to deklaracja tego, że podmiot wie, iż miejsce, w którym żyje, jest oswojone, ujarzmione, a do tego potrafi znosić różne ekscesy, które serwują ludzie. Ziemia urasta w wyobraźni podmiotu do wielkiego, zielonego zwierzęcia, „obrosłego szczeciną trawy, świerków”. Tu znowu mamy odniesienie do ojczystej przyrody z Inwokacji epopei Adama Mickiewicza: „Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną/ Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych”. Zieleń przyrody to coś, co kojarzy się podmiotowi najlepiej: jest miękkie w dotyku jak sierść domowego zwierzęcia czy matczyne ubranie oraz miłe dla oka, przywołujące najlepsze wspomnienia.

Natura mówi prostym językiem: wszystkie jej zależności są logiczne, choć nie znamy nadal całości wewnętrznych powiązań. To sprawia, że ziemię „wielbimy, chwaląc bełkot własny” – jako ludzie mamy w sobie za dużo słów, a przy tym wciąż nie wszystko potrafimy nazwać i dobrze opisać […].

The post Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>
Minimum słów, maksimum smutku – o dwóch tomikach poetyckich Joanny Marcinkowskiej (Joanna Marcinkowska, Czarne motyle; Przebudzenia) https://prolibris.net.pl/kostrzewska-marcinkowska/ Wed, 15 Nov 2023 13:08:01 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=10809 Agata Kostrzewska

The post Minimum słów, maksimum smutku – o dwóch tomikach poetyckich Joanny Marcinkowskiej (Joanna Marcinkowska, Czarne motyle; Przebudzenia) appeared first on Pro Libris.

]]>

Minimum słów, maksimum smutku –
o dwóch tomikach poetyckich Joanny Marcinkowskiej

Joanna Marcinkowska, Czarne motyle, Ridero, [bez miejsca wyd.] 2021, 58 s.; taż, Przemilczenia,  Ridero, [bez miejsca wyd.] 2023, 81 s.

Co może nam dać porównanie dwóch tomików tej samej autorki? Jaki może być sens takiego podejścia? Taka analiza z pewnością pozwala dostrzec kształtujący się styl danej osoby. Zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy możliwość porównania debiutu i kontynuacji drogi twórczej. W przypadku obu wydawnictw autorstwa Joanny Marcinkowskiej – Czarnych motyli oraz Przemilczeń odnajdziemy punkty styczne, ale także różnice, dzięki którym buduje ona oryginalny rys swojej twórczości. Przyjrzyjmy się im zatem bliżej.

W 2021 roku ukazał się pierwszy tomik o tytule Czarne motyle. Okładkę zdobi czarno-biała fotografia górskiej, leśnej ścieżki (autorstwa Joanny Marcinkowskiej). Głównie w takiej kolorystyce poruszamy się w świecie słów podmiotu lirycznego, co uzupełniają także zdjęcia znajdujące się wewnątrz wydawnictwa. Natkniemy się tutaj na ogrom smutku i tęsknoty za drugą osobą. Przerażający brak przekłada się tu na krajobrazy, które tracą kolory i przejmują chłodem jak w wierszu Wdech: „skuty lodem ogród/ jutro jest nieprawdopodobne/ nie pamiętam koloru nieba/ wtedy nad naszymi głowami”. Samotność jest nie do zniesienia i powoduje reakcje całego ciała: „chcesz wiedzieć więcej/ popatrz na dłonie/ one drżą” (Oczy), „płuca zwinięte w rulon/ przeklęte uczucia” (Iluzja). Jaka jest ta poezja? Dojrzała, celna, intensywnie cielesna, ale także bardzo uniwersalna w swoim ascetycznym niemal przekazie. Ten zbiór wierszy wzrusza, odsyła do tematów trudnych, wartych przepracowania, powodujących reakcje tak psychiczne, jak i fizyczne. Obcując z tymi lirykami, nie raz zdarzy się pomyśleć, że przecież już kiedyś się to przeżyło, czuło ten lęk i ogłuszający ból rozstania czy bezsilność i ciężar trosk świata.

Natomiast w 2023 roku w ręce czytelników trafił drugi tomik o tytule Przemilczenia. Na szarej okładce widnieje kolorowa grafika przedstawiająca serce (zarówno ta, jak i wszystkie wewnętrzne grafiki są autorstwa BIOSME x BROCKI). Zdaje się ona zapraszać do świata nie tak pozbawionego kolorów, jak w przypadku pierwszego zbioru. Czy tak jest rzeczywiście? Podzielone na trzy części wydawnictwo opowiada o różnych stanach wewnętrznych, ale tym razem podmiot liryczny mówi głosem zarówno kobiecym, jak i męskim – „po prostu chciałem/ żebyś była obok/ ja też” (Spojrzenia). Powstaje ciekawa opowieść, odrobinę kronika, rodzącej się więzi, pełna również tęsknoty i lęku, będąca niekiedy gorzkim podsumowaniem kolei życia, jak w utworze Islandia: „o cierpienie/ nikt nie prosi każdy dostaje/ bez sensu”. Ponownie za pomocą minimum słów wyrysowane zostają emocjonalne krajobrazy, po których czytelnik porusza się niczym w pełnej wspomnień i uniwersalnych odczuć przestrzeni. Dominującym doświadczeniem jest tu ponownie chłód, ale są także chwile, w których sytuacja zmienia się diametralnie za sprawą bliskości, jak w wierszu Wyzwanie, gdzie liryczne „ja” mówi: „jak ze snu/ wynurzamy się z siebie/ woła nas ciepło i światło”. W zbiorze tym odnajdziemy, znaną już z poprzedniego, dojrzałość spojrzenia na świat, umiejętność oddziaływania na zmysły, a także wiele wzruszających i zmuszających do refleksji wersów.

Zestawiając te dwa tomiki, możemy zauważyć bardzo wiele zbieżności, ale także subtelne różnice (chociażby w doborze szaty graficznej, będącej ilustracyjnym uzupełnieniem dla słów autorki). Zapewne na pierwszy rzut oka w drugim możemy wyczuć odrobinę mniejszy ładunek smutku niż w pierwszym. W żaden sposób nie znaczy to jednak, że nowsze wydawnictwo jest utrzymane w dużo weselszym tonie. Tematyka obu jest zbliżona, ale to nie powoduje, że otrzymujemy te same opowieści. Przekazywane treści są zróżnicowane zarówno pod względem opowiadanych historii, jak i komponowanych obrazów i wrażeń emocjonalnych. To, co się tu powtarza, to zasada minimum słów dla wyrażenia maksimum treści. Warto także zauważyć, że w przypadku obu zbiorów metodą publikacji był self-publishing, co z pewnością pozwoliło na dużo szybsze wydanie oraz całkowitą swobodę w zakresie stworzenia szaty graficznej, na co nie zawsze pozwalają wydawcy działający pod konkretnym szyldem. Podjęcie się takiego zestawienia pozwoliło zauważyć, że w przypadku Joanny Marcinkowskiej mamy do czynienia z interesującą osobowością twórczą, która zaczyna konsekwentnie konstytuować swój sposób artystycznego wyrazu.

 

Agata Kostrzewska

Okładka książki przedstawiające las.
Okładka książki przedstawiająca serce.

The post Minimum słów, maksimum smutku – o dwóch tomikach poetyckich Joanny Marcinkowskiej (Joanna Marcinkowska, Czarne motyle; Przebudzenia) appeared first on Pro Libris.

]]>
Życie stawia ultimatum (Joanna Marcinkowska, Przemilczenia) https://prolibris.net.pl/przemilczenia/ Thu, 29 Jun 2023 19:49:29 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9947 Czesław Sobkowiak

The post Życie stawia ultimatum (Joanna Marcinkowska, Przemilczenia) appeared first on Pro Libris.

]]>

Życie stawia ultimatum

Joanna Marcinkowska, Przemilczenia, Wydawnictwo Ridero, [brak miejsca], 2023, 82 s.

W każdy wiersz, w poezję, wpisana jest zagadka bądź tajemnica. Poezja to nie jest przecież wyłożenie wszystkich spraw do końca przy pomocy słów i zdań. W gruncie rzeczy chodzi o język symboliczny, więc niedosłownie informacyjny. Poezja jest szyfrem. I niedomówieniem. Gdy mamy do czynienia z poezją ukształtowaną i poniekąd dojrzałą, to jej sekrety, czyli cele i źródła daje się odczytać skuteczniej i pełniej. Inaczej ma się rzecz z poetą kształtującym swój świat, dopiero jego meandry wyjawiającym. Dysponujemy wtedy tylko po części tym, co w jego duszy gra. Całość poetyckiego świata wstępnie się wyjawia. Tak właśnie ma się rzecz z wierszami Joanny Marcinkowskiej w zbiorze Przemilczenia, drugim w jej dorobku. Powiedziałbym, że cechuje go żywioł podmiotowych doznań, bowiem są to erotyki. Zarazem jest to poetyka dialogu, w nim się bowiem wszystko, co żywiołem nazywam, rozgrywa. I poza ten osobisty krąg tematyczny poetka raczej nie wychodzi. Mam wrażenie, że podmiot jest mocno uwikłany, zaangażowany w doznania płynące z relacji z drugą osobą. W wierszach mają miejsce nawroty, wręcz obsesyjnych sytuacji („rozległa samotność”) i przeżyć. Ich natarczywość i pragnienie odczuwania zmysłowego, koniecznego, wręcz zdumiewa. 

Nie są to jednak wiersze tkliwe ani łagodne, ale jest w nich umiejscowiona wspólna dla dwojga rzeczywistość. Nie łatwa ani prosta do objęcia. I „słowa nie znaczą / ale to / co pomiędzy nami”. Są „wzruszenia”. Nie znajdujemy zwrotów w stylu zwykłej fascynacji. Jest konieczność i żarliwość. Racje uczuć, które poetka przywołuje, rozgrywają się zdecydowanie, zarysowane ostrymi liniami. Można odnieść wrażenie, że dla sfery wspólnych spraw nie ma żadnej alternatywy. Nie ma innego świata, który mógłby się wydać równie ważny. Już pierwsze słowa, pierwszego wiersza brzmią tak: „każdy wieczór i poranek / ulepiony z bólu serca / utkany z krwi”. Podmiot akcentuje swoją wyjątkowość.  Musimy sobie wyobrazić skalę tego permanentnie trwającego stanu. Odległość pomiędzy ja i ty została w jej wierszach maksymalnie zminimalizowana. Nieobecność drugiej osoby rodzi krańcowy ból i zarazem skutkuje niemocą pojedynczego istnienia podmiotu. Pojawiają się obrazy krwi, czyli cierpienia. Poetka napisała i ułożyła tomik z wyznań bardzo mocnych, ostrych i obsesyjnie powtarzających się, dopominających się o obecność bliskiej osoby. Jej podmiotową przestrzeń wypełnia dyskomfort niespełnienia. Nie znajdzie tu czytelnik uwznioślających porównań i adoracji, albowiem celem nie jest egzaltacja. A realność „ekstremalnego” bycia. To jest często mocno odczuwany brak.  Poetka wtedy nie znajduje oparcia dla swoich emocji. Funkcjonuje w ciągłym kryzysowym napięciu, które potrafi przybierać również straceńczy wyraz.  Pojawia się obraz „czarnych chmur”, którymi podmiot „pluje”. Obecności pośrednich stanów uczuciowych tu jest raczej niewiele. Ulgę może przynieść jedynie sen, sen „O spokojnej krainie / przez którą szłam bez lęku”. Takie jest przeżywanie poetyckiego podmiotu. Osobność bycia, nie we wspólnocie z kimś bliskim, unicestwia więc możliwość funkcjonowania. Wtedy nawet światło „oślepia”, a muzyka „ogłusza”. Na normalną percepcję zwyczajnego świata pełnego różnorodnych tonacji raczej nie ma tu miejsca. Dlatego powiedziałbym, że jest to tomik dramatyczny. Nawet bardzo. Napisany jakby na jednej linii i w jednej tonacji. Istnienie podmiotu sprowadzone zostaje do obecności słowa i spojrzenia w oczy. Krańcowość uczuciowa przenika te wiersze. Nic tu nie może być umiarkowane, ale wręcz kategoryczne i ostatecznie straceńcze. Poniekąd chodzi o to, żeby „płakać tak / jak byś miał wypłakać życie”. Chodzi o to, by „mówić / aż zabraknie mi słów”. To natężenie i eskalacja cechuje szczególnie mocno część pierwszą zbiorku Joanny Marcinkowskiej. Poniekąd wynikł z sięgania do głębi swojego wnętrza i odczuwania każdego przeżycia jako niezwykle ważnego egzystencjalnie. Druga część zbiorku tymi ostrymi napięciami nie jest już tak silnie naznaczona. Mamy raczej do czynienia z uwolnieniem. Zapewne jest to efekt złagodnienia stanów uczuciowych. Dyskurs liryczny przybiera postać uproszczonej deklaratywności, więc już mniej krańcowo ważnej. Miejscami nawet jest schematyczny. Poetka daje wyraz swoim poglądom aniżeli wyrazistym nastrojom. Jeśli czytelnik może współczuć w pierwszej części poetyckiemu podmiotowi, to w drugiej będzie się zastanawiał nad trafnością poetyckich określeń i sprawnością warsztatową. Ten zbiorek stanowi dowód (nasuwa mi się taka refleksja), że waga opisywanych przeżyć dopiero wtedy uzyskuje swą literacką moc, gdy towarzyszy jej wysoki poziom artyzmu literackiego. Jest tak, że „życie stawia ultimatum” artyście. Książka ładnie wydana, co jest też ważne.

Czesław Sobkowiak

The post Życie stawia ultimatum (Joanna Marcinkowska, Przemilczenia) appeared first on Pro Libris.

]]>
My, dzieci bloków (Jolanta Fainstein, mama ma szorstkie ręce) https://prolibris.net.pl/my-dzieci-blokow/ Thu, 29 Jun 2023 17:14:07 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9796 Joanna Marcinkowska

The post My, dzieci bloków (Jolanta Fainstein, mama ma szorstkie ręce) appeared first on Pro Libris.

]]>
Obrazek przedstawia napis Recenzje i omówienia

My, dzieci bloków

Jolanta Fainstein, mama ma szorstkie ręce, Pro Libris, Zielona Góra 2023, 48 s.

Nie ma chyba w Polsce miasta bez blokowiska. Kiedyś odbyłam na ten temat długą dyskusję z przyjacielem i doszliśmy do wniosku, że to jest najbardziej efektywny sposób na umieszczenie wielu ludzkich mikroświatów na jak najmniejszej przestrzeni. Tak jest do dziś. Niegdyś wieżowce były budowane dalej od siebie, ale ludziom było do siebie bliżej. Dzisiaj bloki stawiane są obok siebie na wymaganą prawem budowlanym odległość, ale ich mieszkańcy żyją paradoksalnie daleko od siebie. Ale czy na pewno? Takie refleksje nachodzą człowieka po lekturze dramatu Jolanty Fainstein mama ma szorstkie ręce, wydanego nakładem Pro Libris – Wydawnictwa Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze.

mama ma szorstkie ręce to opowieść, której akcja dzieje się najprawdopodobniej właśnie w bloku. Podczas lektury miałam skojarzenie z hip-hopowym klimatem. Słucham dużo tej muzyki i zauważyłam, że pewne motywy zawarte w tym utworze można odnaleźć w tekstach raperów. Na tekturowej oprawie w kolorze wyblakłego różu i zieleni widzimy napisany ołówkiem tytuł oraz nazwisko autorki. Wzór w tle przypomina tapetę, jaką można było zobaczyć kiedyś na ścianach w każdym mieszkaniu. Napis jest jakby stworzony ręką dziecka, które starannie napisało każdą literę. Od razu nasuwa to skojarzenie z tagami na murach – podpisami, jakie zostawiają grafficiarze. Z tym, że ten napis umieszczony jest wewnątrz pomieszczenia, a nie na zewnętrznej ścianie. Taki swoisty „tag” ma coś przypominać, uświadamiać, zwracać na coś uwagę: mówi o pewnym fakcie. Zaznacza też obecność osoby piszącej na danym terenie. Dodatkowo mówi też o pewnej swojskości – jak rapuje Oliver Olson (w utworze Dom ft. Dedis): „Bo najlepiej to się czuję, gdy podjeżdżam tu na blok/ Wychowany w tej kulturze: tagi, mury to mój schron”.

Fainstein w swoim tekście przedstawia  ojca jako osobę nieobecną lub niedostępną, wiecznie zmęczoną, której często brak przyjaznych uczuć w stosunku do dzieci: „SYNEK: dlaczego mama jest ciepła a tata zimny?”. To także znajdziemy we wspomnianym utworze Olsona: „Dobra, brak mi taty, dla kumatych bala/ Dobra, trzymaj łapy od mych braci z dala/ Co dnia muszę swoje sprawy poukładać/ Palę definicję słowa równowaga”. Opisane rozchwianie emocjonalne postaci widzimy też w dramacie: dzieci bardzo reagują na emocje dorosłych, zauważają je: „DZIECI: jesteśmy takie nie do kochania”. Wydaje się, że wystarczyłoby kilka prostych rzeczy: zauważenie, przytulenie.

Cały dramat przypomina mi film w reżyserii Anny i Wilhelma Sasnalów Z daleka widok jest piękny. To opowieść o tym, że idealny obraz wsi zmienia się, kiedy przyjrzymy się mu z bliska. Samo słowo „mama” kojarzy nam się w większości przypadków pozytywnie: z opieką, ciepłem, bezpieczeństwem. Jednak okazuje się, że ręce tej mamy są szorstkie, spracowane, wcale nie takie przyjemne w dotyku. Dotyk, który powinien być („z definicji”) delikatny, wcale nie musi sprawiać tyle przyjemności, ile mogłoby się wydawać, że powinien. Ten dom nie zawsze jest ostoją, o czym opowiada TAPETA: „[…] 

Okładka książki "Mama ma szorstkie ręce". Przedstawia schody biegnące w górę od prawej do lewej strony, a potem od lewej do prawej. W tle jest tapeta z napisanym tytułem.

czas wieczorem wydłużał się/ mama smutniała/ kłótnie odbywały się w nocy nad ranem kiedy ojciec wracał/ kłótnie ciche piekące jak bąble po oparzeniu”.

W dramacie Fainstein didaskalia są szczątkowe. Tak jakby autorka nie chciała niczego sugerować. Na wstępie mamy wymienione postaci, ale brak jest jakiegokolwiek ich scharakteryzowania. Wszystko mamy sobie dopowiedzieć i „dowyobrazić” sami. Nie ma nawet tak naprawdę określenia miejsca akcji, jednak skoro jednymi z postaci są Boazeria i Tapeta (niemi świadkowie wydarzeń, przesiąkający emocjami bohaterów) – można przypuszczać, że rzecz dzieje się właśnie w bloku. Szczególnie, że później są mniej więcej opisane takie pomieszczenia jak „jasna kuchnia”. Ale tak naprawdę, jak czytamy u Fainstein, „pomieszczenia zamieniały się w zależności/ od sytuacji”. Ludzie mieli do dyspozycji małą przestrzeń, która musiała wystarczyć i być w miarę możliwości mobilna.

Dodatkowo w dramacie jedną z postaci jest też Chór – komentujący wydarzenia jak w greckiej tragedii, powtarzający najważniejsze wnioski, np. „mama gotuje/ gościom smakuje”. Cały utwór można potraktować jak metaforę niezrozumienia, daremnych często starań ludzi wobec siebie. Mimo tego, że jest to dramat, to dialogi napisane są niemal w formie białych wierszy. Jest w nich dużo przestrzeni do interpretacji: brak znaków przestankowych, które sugerowałyby nawet podział na zdania. Można odnieść wrażenie, że jest w nich dużo „powietrza”, symboliki. Daje to duże pole do popisu twórcom, którzy zdecydowaliby się przenieść ten utwór na scenę.

Jako motto dramatu widnieje cytat z Kordiana Juliusza Słowackiego o człowieku-aniele. Jednym z bohaterów utworu Fainstein również jest Anioł. Jednak w jego wypowiedziach czuć opiekuńczość połączoną z pewną szaleńczą desperacją: „ANIOŁ: sprzątam dom niezauważenie/ w mym sercu błąka się cierpienie” czy „zdejmij dres załóż szpilki/ pofarbuj włosy na kolor debilki/ jesteś tego warta”. To samo odnajdujemy w tekście rapera Miuosha (w utworze Byliśmy z płyty Ulice bogów): „Matka mówiła mi »każdy ma anioła na straży«/ mojego jest mi żal/ dawno się otruł”. Sami możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ten anioł z dramatu jest postacią realną (może nawet człowiekiem?), a w jakim stopniu przemęczoną częścią psychiki naszej lub rodziców.

mama ma szorstkie ręce Jolanty Fainstein to współczesny dramat o dzieciach z bloków, których wychowują ludzie właściwie niemający o tym pojęcia. Nie ma na to rady ani metody: ze wszystkimi sytuacjami trzeba radzić sobie na bieżąco, a w tym wszystkim są jeszcze emocje, które wpływają na codzienne funkcjonowanie członków rodziny. Wypowiedzi Chóru często mają formę dziecięcych wyliczanek czy krótkich bajek. Na koniec całość Chór komentuje dosadnie: „była sobie raz rodzina/ miała chatkę z masła/ a w tej chatce same dziwy/ pst iskierka zgasła”. Historia opowiedziana w dramacie wcale nie wydaje się archaiczna ani odległa. Wręcz odwrotnie – można odnieść wrażenie, że niezależnie od czasów nic się nie zmieniło. Trudności w porozumieniu między pokoleniami oraz nagromadzenie trudnych emocji między członkami rodziny jest cały czas takie samo. W tym samym duchu kończy swój utwór „PLEU” (pochodzący z EP-ki Wolna Europa) raper Indeb: „Nasi rodzice żyli w PRL-u, my dzisiaj żyjemy w PL-EU/ Inny ustrój, ten sam kraj, więcej perspektyw, wcale nie mniej problemów”.

Joanna Marcinkowska

The post My, dzieci bloków (Jolanta Fainstein, mama ma szorstkie ręce) appeared first on Pro Libris.

]]>
Od redakcji https://prolibris.net.pl/od-redakcji-84/ Mon, 26 Jun 2023 19:02:20 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=9021 Żyjemy w świecie kultu młodości. Kojarzy się nam ona z tym, co najbardziej pożądane – ze zdrowiem, urodą, sukcesem, witalnością...

The post Od redakcji appeared first on Pro Libris.

]]>

Od redakcji

Żyjemy w świecie kultu młodości. Kojarzy się nam ona z tym, co najbardziej pożądane – ze zdrowiem, urodą, sukcesem, witalnością. Jest też jednym z ważniejszych etapów w życiu człowieka. To wówczas kształtuje się charakter, psychika, rodzą się zamiłowania. To także czas nauki, nie tylko instytucjonalnej, ale także proces odkrywania siebie i rozpoznawania, jaki jest świat, jakimi prawami się rządzi. Często poznawaniu otaczającej rzeczywistości towarzyszy odkrywanie własnych pasji, predyspozycji, które bywają zabawą, chwilową fascynacją, często zaś są zapowiedzią przyszłej życiowej drogi.

Redakcja „Pro Libris” od początku istnienia ma szczęście współpracować z młodymi twórcami. Niektórzy z nich, wraz z Pismem, nabrali dojrzałości twórczej (m.in. Krzysztof Koziołek, Mirosława Szott, Przemysław Grzesiński, Andriej Kotin, Karol Graczyk, Marcin Mielcarek, Konrad Krakowiak). Jedni są z nami do dziś, inni poszli swoją drogą. Są też tacy, którzy debiutując w naszym kwartalniku, zajęli się profesjonalną działalnością krytycznoliteracką, by dzisiaj współtworzyć z nami „Pro Libris”.

Numer POSZUKIWANIA tworzą ludzie młodzi, także bardzo młodzi, począwszy od uczennicy szkoły podstawowej, poprzez licealistów, studentów, a skończywszy na badaczach literatury czy osobach już pracujących, a parających się pisaniem. Zgodnie z założeniem redakcyjnym tym razem publikujemy teksty twórców, którzy bądź to dopiero wkraczają w świat literatury, bądź też mają osiągnięcia, które warto promować i upowszechniać.

Do współpracy zaprosiliśmy znanego w kraju poetę, krytyka i animatora kultury Rafała Gawina, który w szkicu Wraca temat, ironia się tępi omawia najnowsze trendy w polskiej poezji. Mirosława Szott natomiast przygląda się autorkom i autorom z regionu lubuskiego, wskazując na ważne zjawiska w ich tworzeniu, także na aktywność literacką młodych. Z kolei Joanna Wawryk dokonała przeglądu dorobku wydawniczego środowiska studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego. Wśród autorów znajdują się poeci i prozaicy wyłonieni w regionalnych i ogólnopolskich konkursach, w tym w Konkursie na Debiut „Pro Libris”. Prace Patrycji Mierzejewskiej, Barbary Wauben-Czekalskiej, Ewy Franków, Barbary Czyżewskiej, Emilii Ćwik i Anny Cichej, najwyżej ocenione przez jurorów wspomnianego Konkursu, publikujemy w numerze. Łamy Pisma wypełniają ponadto utwory poetyckie Julii Kruszakin i Zofii Ścigaj, które znakomicie zaprezentowały się podczas finału 53. edycji Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Są także z nami młodzi autorzy, którzy kilkakrotnie publikowali w „Pro Libris”, a których rozwój obserwujemy z życzliwością i z podziwem: Marcin Mielcarek, Dorota Grzesiak, Julia Gwóźdź, Piotr Gulewski, Natalia Haczek, Joanna Nawlicka, Weronika Nawrocka, Joanna Marcinkowska i in. Warto ponadto sięgnąć do działu RECENZJE I OMÓWIENIA, w którym m.in. ocenie została poddana książka Jolanty Fainstein, debiutującej dramaturżki. Z kolei wytrawni krytycy starszego pokolenia – Czesław Sobkowiak i Robert Rudiak – zrecenzowali tym razem twórczość młodych autorek – Darii Walusiak i Joanny Marcinkowskiej.

Aby idei przewodniej tego numeru stało się zadość, do współpracy zaproszeni zostali uczniowie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zielonej Górze, których rysunki, obrazy i rzeźby zapewniły oprawę graficzną numeru.

Nie wszyscy twórcy zostali wymienieni z nazwiska, ale wszyscy stanowią nasz potencjał, który – mamy nadzieję – również Państwo docenią.

The post Od redakcji appeared first on Pro Libris.

]]>