Iwona Kusiak Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/iwona-kusiak/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Fri, 24 Jan 2025 08:41:59 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Iwona Kusiak Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/iwona-kusiak/ 32 32 W poszukiwaniu siebie. O Dramatiwkach Iwony Kusiak https://prolibris.net.pl/w-poszukiwaniu-siebie-o-dramatiwkach-iwony-kusiak/ Fri, 24 Jan 2025 07:58:41 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=15271 Miłosz Markiewicz

The post W poszukiwaniu siebie. O Dramatiwkach Iwony Kusiak appeared first on Pro Libris.

]]>

Miłosz Markiewicz

W poszukiwaniu siebie

O Dramatiwkach Iwony Kusiak

Zdobywca Nagrody Literackiej Nike 2021 za reportaż o Górnym Śląsku, Zbigniew Rokita, przygląda się w swojej ostatniej książce próbom konstruowania tożsamości miejsca, jakim są tzw. Ziemie Odzyskane. Jednym z obszarów geograficznych, który stara się zrozumieć, jest ziemia lubuska. I choć autor po mistrzowsku zagłębia się w skomplikowane losy ludzkie, co pokazują kolejne jego publikacje, ostatecznie nie potrafi odpowiedzieć na wiele pytań, które pojawiają się podczas jego podróży po krainie nazwanej przezeń Odrzanią. Książka kończy się licznymi znakami zapytania i uczciwym postawieniem sprawy przez autora, który ostatecznie przyznaje, że zbyt wiele jeszcze jest kwestii, których nie zrozumiał albo tematów, o których nie wie 

wystarczająco wiele, by poukładać je na mapie swoich rozważań. Wspomina na przykład, iż nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, „jakie konsekwencje ma życie na ziemi, […] która nigdy nie mogła się wypłakać, nigdy nie została do końca wysłuchana. Może nie ma to żadnych konsekwencji, a może ma ich wiele”[1].

Tym bardziej szkoda więc, że antologia dramatów Iwony Kusiak, opracowana przez Andrzeja Bucka, wydana nakładem Pro Libris – Wydawnictwa WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze, ukazuje się dopiero pod koniec 2024 roku. Rokita mógłby się bowiem od autorki wiele nauczyć, a już na pewno lektura jej utworów pozwoliłaby mu lepiej zrozumieć delikatną i poszarpaną materię lubuskiej tożsamości, jaką w swoich teatralnych tekstach ukazuje dramatopisarka (nawet jeśli nie wszystkie jej dramaty są lokalnie umiejscowione). Wspomniana książka to solidnie opracowany zbiór 13 utworów, częściowo wcześniej publikowanych w antologiach zbiorowych, częściowo wystawianych, ale nigdy wcześniej jeszcze nie zebranych w monograficznej książce.

I choć cztery z nich przeznaczone są dla najmłodszej publiczności, nie sposób ukryć, że interesująca Kusiak tematyka jest wyraziście obecna również w nich.

Dorobek artystyczny i zawodowy autorki jest niezwykle bogaty oraz różnorodny. Obejmuje zarówno sztuki wieloobsadowe, jak i monodramy (grane z powodzeniem również poza granicami kraju), utwory dla dorosłych, dzieci czy nawet tzw. naj-najów, a więc publiczności od pierwszego roku życia. A warto wspomnieć, że jej Baju, baju mój najnaju, zrealizowany na gorzowskiej scenie w 2009 roku to pierwszy spektakl dla takich widzów w województwie lubuskim. Nie dziwi więc, że po zakończeniu etatowej współpracy z Teatrem im. J. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim – gdzie w latach 2006-11 pełniła funkcję kierowniczki literackiej – i powrocie do rodzinnej Zielonej Góry, jeszcze wielokrotnie odnajdywała tam swoje miejsce już jako realizatorka.

Antologia sztuk teatralnych Dramatiwki pod redakcją i z przedmową Andrzeja Bucka zawiera utwory Iwony Kusiak pisane na przestrzeni kilkunastu lat – od Czekaj z 2007 roku, aż po najnowszy Marsz, marsz, który znalazł się na tzw. długiej liście dramatów nominowanych w 2024 roku do Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Te szerokie ramy czasowe pozwalają dostrzec przyjętą w zasadzie od samego początku autorskiej twórczości konsekwencję, z jaką dramatopisarka podchodzi do swoich postaci oraz podejmowanych tematów. Z pomieszczonych w publikacji tekstów wyłaniają się przede wszystkim trzy przestrzenie, stanowiące główne obszary zainteresowania Kusiak, bez względu na to, czy mówimy o utworach przeznaczonych dla dorosłej, czy młodszej publiczności. Są to więc: dramat rodzinny, silne kobiety oraz poszukiwania tożsamościowe. Nie oznacza to oczywiście, że wspomniane zakresy da się wyodrębnić i przypisać jednoznacznie do konkretnych utworów – wręcz przeciwnie, w każdym z nich wzajemnie się one przenikają. Dlatego też, choć postaram się je poniżej przybliżyć, należy mieć na uwadze, że zaproponowany podział ma jedynie charakter symboliczny, a jego celem jest pomoc w nawigacji przez złożoną twórczość autorki.

Dramaty rodzinne

Zielonogórska dramatopisarka doskonale odnajduje się w jednym z najważniejszych nurtów pisarstwa teatralnego, praktykowanym w zasadzie od samych początków istnienia gatunku. Opowieści o skomplikowanych losach rodzin, których członkowie nie potrafią się ze sobą porozumieć, a różniące ich systemy wartości prowadzą ostatecznie do tragicznych zdarzeń, znane były już w antycznej Grecji. W epoce nowoczesnej utwory o takiej tematyce zostały najpełniej rozwinięte przez autorów skandynawskich, takich jak Henrik Ibsen, czy rosyjskich, jak Anton Czechow. To właśnie z tego dziedzictwa umiejętnie czerpie Iwona Kusiak, osadzając przykładowo akcje swoich dramatów w zamkniętych wnętrzach domów/mieszkań już stojących (Beauty 3.0, Czekaj) czy nawet dopiero się budujących (Wiedźmy). Za każdym razem nie są to jednak przestrzenie przyjazne, do których wraca się z ulgą – wręcz przeciwnie, łatwiej z nich uciec i szukać swojego szczęścia gdzie indziej. W miejscu, które nie jest obciążone rodzinnymi traumami, niedopowiedzianymi historiami czy trudnymi relacjami. Bohaterki i bohaterowie (chociaż tych pierwszych jest zdecydowanie więcej) zamieszkujący w dramatach Kusiak tkwią w rodzinnych sytuacjach, które powinno się określać wprost jako toksyczne. Choć wiele jest w nich sentymentu, a nawet nostalgicznych opowieści o dobrych czasach czy wręcz prób naprawy – zarówno symbolicznej, jak i fizycznej, jak w przypadku Wioli, bohaterki utworu Beauty 3.0 – to jednak brak porozumienia pomiędzy poszczególnymi postaciami prowadzi je ostatecznie do zadawania sobie wzajemnie krzywdy.

Jest to sztuka niezwykle trudna i udaje się zaledwie nielicznym: zawrzeć w dialogach brak dialogu. Iwona Kusiak doskonale radzi sobie z tym wyzwaniem, czego najlepszym przykładem jest chyba Wege-nacja, a więc opowieść o braku porozumienia nie tylko na poziomie międzypokoleniowym, ale także (jeśli nie przede wszystkim) we własnym gronie rówieśniczym. Co warto zauważyć, tego rodzaju doświadczenia nie są obce nawet bohaterom i bohaterkom dramatów dla młodszej publiczności – doskonale wie o tym chociażby Begonia, główna postać utworu Owca odważna, która nie potrafi odnaleźć w rodzinie zrozumienia, gdy stwierdza: „Nie chcę być taka, jak wszyscy” (s. 334)[2].

Kobieta walcząca

Doświadczenie Begonii znane jest również innym bohaterkom twórczości dramatycznej Iwony Kusiak. Zarówno w tekstach oznaczonych w publikacji jako te dla dorosłych, jak i w tych dla dzieci większość postaci stanowią kobiety (nawet jeśli, jak to ma miejsce w przypadku dramatu Noso-rożek, same nie zdają sobie z tego sprawy). Wszystkie one borykają się z licznymi oczekiwaniami, jakie stawia przed nimi społeczeństwo, ale przede wszystkim nie poddają się – podejmują wyzwania, nawet jeśli od początku wiadomo, że będą skazane na porażkę. Pojawiające się na kartach kolejnych utworów kobiety są postaciami silnymi, nawet jeśli ich pozorny obraz zbudowany jest przede wszystkim na kruchości i bolesnych doświadczeniach. Znoszą je jednak, wierząc w siłę podejmowanych przez siebie działań, nawet gdy inni tę wiarę już stracili. Zazwyczaj poznajemy je w momencie, gdy zaczynają mierzyć się z konsekwencjami źle podjętych decyzji, które mogą mieć wpływ na kształt całego ich dalszego życia (Beauty 3.0, Wiedźmy czy No make up). To współczesne Antygony, które – zgodnie z tym, jak Søren Kierkegaard definiował współczesny tragizm – upadają pod ciężarem własnych czynów, ale są tego świadome. Dlatego też nie obwiniają za swoją sytuację żadnego fatum, a szukają przyczyn w sobie i próbują się z nimi mierzyć.

Poszukiwania te prowadzą je często do autokrytycznych refleksji, z których najbardziej poruszające są te wypowiadane przez bohaterki monodramu Nadbagaż:

Nie zostałam odpowiednio ukierunkowana, nikt mi nie powiedział, co mam robić, kim mam być. To nie do pomyślenia. Taka trauma, trauma na całe życie. Nie wybrali mi przyszłości. Nie pokładali we mnie nadziei, że zostanę prawnikiem, lekarzem, nauczycielem, księgową albo dentystką. Niczego mnie o mnie nie nauczyli. Co powinnam lubić, gdzie iść, czego się uczyć, do czego dążyć. Musiałam sama się tego dowiedzieć. Patologia w najczystszej postaci (s. 115);

oraz sztuki Wege-nacja:

Jestem niezadowoleniem z siebie. Niespełnieniem marzeń o sobie. Niezrealizowaniem. Bujaniem w obłokach. Wyobrażeniem o kimś innym. Nijakością bezproduktywną, bez właściwości, struktury i polotu. Bylejakością wtórną i pospolitością wrodzoną, nieuleczalną, niewyrastalną, niepodważalną. Zwyczajnością nagminną i brakiem oryginalności. Przeciętnością tak tragiczną, że już nic nie da się zrobić. Niewidzialnością. Nieodpowiedzialnością. Niezdecydowaniem. Wątpieniem. Przemijaniem. Marzeniem. Brakiem. Jedynakiem. I wrakiem (s. 157).

A jednak walczą. A jednak jest w nich nadzieja na lepsze jutro, nawet jeśli wiąże się ona z pogodzeniem z własnymi słabościami – tak jak w przypadku Agatki Piratki, bohaterki sztuki Noso-rożek, która nawet gdy dostała nowe okulary, „woli patrzeć na świat przez te potłuczone” (s. 326). Silne bohaterki, które kreuje w swoich tekstach Kusiak, odnajdują swoją siłę właśnie w tym, że potrafią z odwagą spojrzeć w lustro (jak postaci z Beauty 3.0), a ze swojej niedoskonałości uczynić broń przeciwko opresyjnej rzeczywistości. Doskonale podsumowuje to bohaterka monodramu No make up, gdy stwierdza w końcu, że „trzeba tylko przestać musieć. Przestać mówić: powinnam. Nie jesteś nic nikomu winna. Ani ja, ani ty, ani ty. Serio. Jesteś OK. Nawet w dresie, bez kawy na wynos, sztucznych rzęs i konta na insta. Bez faceta, psa do torebki i karnetu do siłowni. Poproszę wersję no make up od dzisiaj” (s. 148).

Kim jestem?

Ten typ świadomej postawy jest niezbędny w mierzeniu się z najważniejszym wyzwaniem, przed jakim stawia swoich bohaterów i bohaterki Iwona Kusiak – poszukiwaniem własnej tożsamości. W swojej relacji z podróży po tzw. Ziemiach Odzyskanych Rokita pisał: „Spotykałem […] ludzi, którzy wahali się, czy są już stąd, czy jeszcze znikąd”[3]. Takie poczucie braku, wyobcowania, a także próby oswojenia pustej przestrzeni (zarówno tej fizycznej, jak i społecznej) pojawiają się w dramatach zielonogórskiej autorki niejednokrotnie. Jej postaci nie wiedzą, gdzie są, kim i dlaczego. „Rodziców przywieźli do Polski po wojnie i kazali zostać. Ja się gdzieś w drodze urodziłam” – powie Halina z Wiedźm (s. 191). Nosorożec zaś, bohater(ka) utworu Noso-rożek, nie dość, że od samego początku nie wie, kim jest (s. 314), to jeszcze na końcu stwierdza: „nie wiem, skąd pochodzę. Muszę poszukać swojego miejsca na ziemi” (s. 327).

Owo poczucie zagubienia – tak tożsamościowego, jak i przestrzennego – najlepiej widać w dramacie Marsz, marsz, którego głównym bohaterem jest tłum, składający się jednak z poszczególnych jednostek, które bardzo chciałyby zaakcentować swoją autonomiczność. Chciałyby, ale nie potrafią. Porwane przez ponadczasowy ludzki prąd pozostają bezwolne, a końca ich wędrówki nie widać. „Celu nie ma, celu brak” (s. 84), „Po prostu marsz, marsz. Trzeba iść” (s. 106), „Idę z braku wyboru. Idę przypadkiem” (s. 107) – będą o sobie mówić. Zarówno tutaj, jak i w innych dramatach Kusiak nikt nie może się ostatecznie odnaleźć. Pozostaje jedynie poczucie niedokończenia, niedomknięcia. Nawet jeśli uczą się świata, nawet jeśli walczą o swoją przyszłość, to jednak pozostają w toksycznych relacjach, których nie potrafią zdefiniować, gdyż są one dla nich niewidoczne. Tożsamościowa pustka nie pozwala w pełni zapanować nad własnym losem.

*

Co ciekawe, w ostatecznym rozrachunku o wiele lepiej niż ludzie radzą sobie z powyższymi wyzwaniami zwierzęcy bohaterowie i bohaterki sztuk dla dzieci (Inne kaczątko, Noso-rożek, Owca odważna). Chcę więc wierzyć, że umieszczenie właśnie tych utworów na końcu antologii dramatów Iwony Kusiak ma znaczenie symboliczne, niemal ezopowe. Tkwimy w światach, które przecież sami dla siebie stwarzamy, a teatr jest od tego, żeby nam je pokazywać. Jeśli najmłodsza publiczność – a mocno wierzę, że tak właśnie jest – potrafi dostrzec stojące przed nią wyzwania, a jednocześnie znaleźć w tekstach autorki propozycje radzenia sobie z nimi, to być może uda im się uniknąć losu, który spotkał postaci ze sztuk dla dorosłych. W końcu, jak stwierdził Zbigniew Rokita podczas swoich podróży po Odrzanii: „Krainy istnieją bardziej lub mniej w zależności od tego, ile osób w nie wierzy”[4].

 


[1]  Z. Rokita, Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych, Kraków 2023, s. 37.
[2]  Ten i kolejne cytaty z dramatów Iwony Kusiak według wydania: I. Kusiak, Dramatiwki. Antologia sztuk teatralnych, Teksty wybrał, zredagował, przedmową i notą biograficzną opatrzył Andrzej Buck, Pro Libris – Wydawnictwo WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze, Zielona Góra 2024.
[3]  Tamże, s. 10.
[4]  Tamże, s. 240.

 

The post W poszukiwaniu siebie. O Dramatiwkach Iwony Kusiak appeared first on Pro Libris.

]]>
No make up https://prolibris.net.pl/no-make-up/ Tue, 22 Oct 2024 12:09:35 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14082 Iwona Kusiak

The post No make up appeared first on Pro Libris.

]]>

Iwona Kusiak

No make up

(fragment)

Byłam tak stęskniona, że po prostu do niego pojechałam. No, może nie tak po prostu, wzięłam w piątek wolne, fryzjer, paznokcie, depilacja, nowa bielizna, tysiąc złotych, nawet nie patrzę na debet na koncie, nieważne. Jadę do niego, bo go kocham. To się nie mogło tak po prostu skończyć po dziesięciu miesiącach wysłuchiwania o problemach zdrowotnych jego matki, no nie! Biorę ubera i jadę, mam na sobie… niewiele mam na sobie, kierowca wie o tym, bo czuję jego lubieżny wzrok w lusterku, ale rozbrajam go swoim uśmiechem. Jadę ubrana w miłość i nadzieję! Nie, nie uprzedzam go o swoim przyjeździe, wtedy nie byłoby niespodzianki. Kurwa, oczywiście pada, jak w angielskim filmie, ale ja nie jestem pieprzoną Bridget Jones z zeszłego stulecia, mogłam sobie tego fryzjera darować, ale co tam, huk, trudno, nieważne, nie ma znaczenia! Ważne, że jestem, że się przełamałam, że jestem gotowa na związek, na stag… na stabilizację, na obiady z ciotkami i kuzynami, na wybieranie zastawy stołowej albo może nawet psa, tak, pies to będzie dobry początek, to będzie cudowny początek! Pojedziemy w poniedziałek do schroniska i wybierzemy jakiegoś najbrzydszego, najbardziej samotnego psa na świecie, no może nie aż tak okropnego, ale takiego, który już stracił nadzieję, który już nie wierzy, że zostanie uratowany, że coś mu się należy od świata, coś więcej niż miska, świat zza krat i spacer raz dziennie, takiego, którego nikt nie chce, którego nikt nigdy nie wybrał! Znacie takie psy, ludzie się zatrzymują i patrzą, jaki bidulek, albo jaki słodziak, i czasem pogłaszczą, czasem nawet na spacer wezmą albo wpłacą na zrzutkę, ale jest niewybieralny, nikt nie chce zaryzykować takiego psa! I my damy mu siebie, wreszcie, damy mu dom, damy mu… uratujemy go!
„Co tutaj robisz?” – usłyszałam, więc od razu wypalam, że musimy adoptować psa, nawet teraz, zaraz, możemy tam od razu jechać i uratować jakieś zwierzę. „Masz gorączkę? Pijana jesteś?” Rzucam mu się na szyję, ale odsuwa się od mnie i patrzy… „Po co przyjechałaś?” Nic nie zrozumiał o tym psie ani o tej nadziei, a mi przez gardło nie może przejść to słowo na M, nagle wydaje się idiotyczne, śmieszne wręcz, banalnie śmieszne, więc i ja zaczynam się śmiać, bo stoję na progu, trochę na zewnątrz, a trochę w środku, a on mnie nie wpuszcza, jakby się droczył ze mną, to na pewno jakaś gra, więc ja też się zaczynam śmiać i zrzucam resztki godności, czyli mój camelowy, wełniany trencz za jedną wypłatę i jeszcze trochę, rzucam go jak kostkę do gry i czekam na jego ruch, bo ja już stoję na swoim polu, moja figurka już czeka, aż ktoś ją przesunie oczko dalej, albo dwa, albo trzy. Czy ktoś ma pieprzoną instrukcję obsługi? Bo on nie rusza swojego pionka, nic go nie rusza, ja go nie ruszam, czujecie, JA-GO-NIE-RUSZAM! Dobra, może on ma karną kolejkę, więc ja sama ruszam do przodu, do niego, zbliżam się, przywieram do niego, oplatam go nogami i rękami, bardziej rękami, bo inaczej bym upadła, ale wpijam się w niego z całej siły… i… i… „Nawet mi nie stoi, jak na ciebie patrzę”. Potknęłam się spektakularnie o swój płaszcz, bo jakżeby inaczej. Nawet nie podał mi ręki, ręki mi nie podał, słyszycie? Kurwa…
„Idź już, zanim… ” – powiedział, chrząkając znacząco, a ja to chrząknięcie znam, ono nic dobrego nie wróży, chrząkał tak na mnie i na innych, jak mu się coś nie podobało, jak ja mu się nie podobałam. Ręki mi nie podał, dżentelmen. „Nawet nie ma ci co tam stanąć!” – krzyknęłam, gdy zatrzaskiwał mi drzwi przed nosem. A ja stałam w strugach deszczu, bardzo filmowego deszczu, który tak pięknie ze mnie zmył cały makijaż oczekiwań, i tusz, i wszystko, wszystko, i zgasił moją pochodnię.
A myślałam, że po rozwodzie nikt już mnie nie zrani. Zaraz, to ja się zraniłam. Chciałam, żeby to był ten jedyny, wiecie. Chciałam dla niego… Nigdy więcej, słyszysz, kretynko?! Musiałam krzyczeć do siebie naprawdę, to nie był mój wewnętrzny głos, na pewno nie, bo jakaś para obejrzała się na mnie spod parasola. A wierzcie mi, ja nie mówiłam, ja wyłam! Ostatni raz wtedy upadłam, dosłownie, przed facetem. No, może jeszcze potem raz, ale to po pijaku, tak dosłownie, literalnie upadłam, więc to się nie liczy. Po pijaku się nie liczy. Chyba, że zaraz zmienię zdanie, na wizycie. To wtedy będzie się liczyło na całe życie.
Coś wtedy się jednak zmieniło. Ja zmieniłam życie pewnego psa, bo następnego dnia pojechałam do schroniska. Adoptowałam psa. Wirtualnie na razie. Wiem, że to jak zmiana tapety w komórce, ale zawsze coś. Prawda? Prawda?
Tadamm, tadamm, to ja, mistrzyni dram. Była mistrzyni, korony nie przekażę, bo nie ma czego. Fajnie mi wtedy to upokorzenie wyszło. Ostatni raz, ale profesjonalnie. Dobra jestem, nie? Wiem, że jestem. Żałuję, że nie zdawałam kiedyś do szkoły teatralnej. Poszłam do pracy jeszcze na studiach. A mogłam być każdego dnia, każdego wieczora KIMŚ innym.
Inną kobietą. Innym życiorysem. Inną możliwością. Innym wyborem.
Być kimś innym niż korposuką, idealnie perfekcyjną i atrakcyjną larwą, której nikt nie nauczył, jak stworzyć dom, bo jej matka była zajęta innymi dziećmi i kolejnymi dramatami. Być czasem po prostu dojrzałą kobietą, która zawsze spełniała życzenia innych. O założeniu rodziny, na przykład. Podstawowej komórki rodzinnej. Bo tak trzeba. O idealnym ciele według obowiązujących standardów. O pięknym życiu w mediach społecznościowych. Uśmiech! O zapominaniu o sobie, codziennie, porzucaniu siebie, kawałek po kawałku.
O rolach, które są naszym marzeniem, ale dostała je inna kobieta. Właściwie każda inna, tylko nie ty. O rolach, które ktoś nam przydzielił bez naszej wiedzy. Bez konsultacji. Bez castingu nawet! Po warunkach.
Być kimś innym niż wieczną dublerką, zawsze w gotowości. Albo na zastępstwie, czekając cały czas na swoje pięć minut. Całe życie czekam. Aż schudnę. Aż znajdę lepszą pracę. Aż urosną mi włosy do pasa. Aż odłożę na wkład własny. Aż znajdę porządnego faceta. Aż… aż…
Tylko się nie udław, zawołałaby moja terapeutka. Tylko się nie zachłyśnij! Tak na marginesie, to nie jest już moją terapeutką, zrezygnowała nie tylko ze mnie, alleluja, nie ja jedna zostałam porzucona, ale ze wszystkich pacjentek i pacjentów, żeby szukać siebie, bo się zgubiła. Odkryła w wieku… słusznym, że jednak woli szparki, jest lesbijką, i zakochała się w kobiecie. I dobrze! Bardzo jej kibicuję, ale to nie zmienia mojej sytuacji życiowej i tak już skomplikowanej jak instrukcja obsługi gry planszowej dla sześciolatka, dwanaście stron bitego tekstu, „ale ciocia prezent wymyśliła”, usłyszałam na święta. A sposoby użycia życia to nikt nie odważy się spisać?
Gdybym była aktorką, a widzicie, że byłabym naprawdę zajebistą, kto napisałby, kurwa, jakąś porządną rolę dla mnie, na miarę moich możliwości? No kto? On, tam w górze? Nikogo tam nie ma. Los? Przypadek? No kto? A wam kto wam pisze scenariusze? Rodzice? Partner? Dzieci? Szefostwo? Instagram? Tinder?
Najtrudniej chyba zagrać siebie.
Tak bez publiczności. Jakby nikogo nie było. Tylko ja i pusta scena.
O, zapomniałam, że w moim życiu jest jeszcze ważna postać zwana „pindą piętro niżej”. Mój katalizator zdarzeń. Bo jak wróciłam powoli do siebie z tego upokorzenia i trochę przestałam parzyć, to musiała mi o tym upadku przypomnieć ona, złośliwa matrona. Wiedziała, że się wyprowadził niedawno, kolejny, któryś z kolei zatrzasnął z hukiem drzwi za sobą. Tak głośno, że piętro niżej otworzyła szampana. I przy pierwszej okazji na korytarzu prychnęła do mnie: „oliwa sprawiedliwa”. Słucham? „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz” – burczy dalej i unosi dwa podbródki w geście zwycięstwa. Hola, hola, zagradzam jej drogę. I co jeszcze pani powie z księgi przysłów?
„Baba z wozu, koniom lżej!” – śmieje się i wzrusza pogardliwie ramionami matka pięciorga czy sześciorga, i tryumfuje, a jakże, bo ona prowadzi przykładne życie matki i żony, a ja…
Jeszcze jedno słowo…
„I co mi pani zrobi?” – purpurowieje wzorowa obywatelka. „A to pani zna? Kiedy mąż żony nie bije, to w niej wątroba gnije; a kiedy ją przechlasta, to w niej wątroba przyrasta?” – recytuję płynnie, a ona blednie. „Albo: Kiedy mąż do dziewiątej skóry dobija, wtedy dobra żona? To pani zna? Nie? To polecam lekturę, Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich, opracował Samuel Adalberg, Warszawa 1889-1894, zestawienie najbardziej seksistowskich i przemocowych przysłów”.
„Daj mi pani spokój… ” – stara się mnie ominąć, ale nie dam jej tej satysfakcji, o nie, nie po tym wszystkim. „Wiesz, dlaczego mój mąż odszedł, głupia krowo? Ten, który ci się kłaniał w pas i mówił grzecznie: dzień dobry? Wiesz, dlaczego, krowo?”
Dobra, powinnam powiedzieć: nazywanie cię krową jest obraźliwe dla tego zwierzęcia, ale klauzula sumienia mi nie pozwala, więc pozostałam przy głupiej, pizdę też sobie darowałam, bo kto wie, co ma między nogami? Tak, wiem, że to niepoprawne politycznie, ale przecież nie mówię, że jest grubą, głupią krową, chociaż trudno nie zauważyć jej gabarytów, więc liczę na waszą wyrozumiałość, bo ona naprawdę jest wkurzająca!

The post No make up appeared first on Pro Libris.

]]>