Halina Bohuta-Stąpel Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/halina-bohuta-stapel/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Thu, 04 Jul 2024 12:55:06 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Halina Bohuta-Stąpel Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/tag/halina-bohuta-stapel/ 32 32 Epizod https://prolibris.net.pl/epizod/ Fri, 28 Jun 2024 10:52:18 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=13297 Halina Bohuta-Stąpel

The post Epizod appeared first on Pro Libris.

]]>

Halina Bohuta-Stąpel

Epizod

Najbliższą istotą dla człowieka staje się drugi człowiek w chwili, kiedy obaj zrzucają z siebie skorupę różniących ich wyznań i poglądów, kiedy obcują z sobą wyłącznie jako istoty o czysto ludzkich słabościach.

Szalom Asz, Mąż z Nazaretu, s. 37.

 

Nurt Narwi nie jest narowisty, Narew jest leniwa i obojętna na wszystko i na wszystkich. Wlecze się szarą wstęgą między łąkami i nic jej nie obchodzi, co wyprawiają dwunogie istoty tratujące trawę po jej obu brzegach swoimi bosymi stopami. Albo stopami uzbrojonymi w żołnierskie buciory. Albo stopami owiniętymi burą onucą.
Jeszcze podczas pierwszych dni tego lata młodzież wiejska i chmara dzieciaków mąciły nurt rzeki beztroską kąpielą i pluskaniem, za nic mając dochodzące od wschodu pomrukiwania dział i trwającą kolejne lato okupacyjną rzeczywistość. Ale ostatnie wieczory i ranki są inne, cisza przysiada nad brzegiem Narwi jak wiejska szeptucha i zda się zaklinać rzeczywistość. Ale spłoszona umyka jak bezradny wiejski znachor, który widzi, że nie zdoła rozprawić się z tym nawracającym choróbskiem, jakim zawsze była i jakim jest wojna.
Rosjanie przegonili Niemców na zachodni brzeg, a sami rozłożyli się na wschodnim. Obie strony respektują nocną ciszę, a i pobliska wioska też szykuje się do snu, płytkiego snu, nerwowego snu, mąconego troską o jutro.
Lipcowy dzień pachnie zbożem, a noc dławi się spóźnionym jaśminem i wczesną lipą, które także, jak i ta leniwa rzeka, za nic mają okupacyjną rzeczywistość i ich kwietna biel zda się nie dostrzegać bezsensu ludzkich poczynań. A ludzkie poczynania zawierają się w trzasku krótkich rozkazów – nie strzelać, czekać. Z zachodniego brzegu słychać: Jawohl! – a na wschodnim mówią: Tak, toczno.
Ludziska z wioski nie boją się ruskich, bo i mowa ich jakaś taka prawie swoja, choć i na Niemców nie narzekali, bo obyło się bez gwałtów i przemocy, tylko kwatery trzeba było im uszykować, no i zapewnić żarcie. Sońka musiała wyszykować najlepszą w chałupie izbę dla tego ich dowódcy, ale gorzej było z jedzeniem, bo to przednówek, zboże stoi w słońcu i pokornie czeka na sierpniową rzeź, a zapasy zeszłorocznej mąki kończą się, więc jedyne dostępne pożywienie to mleko albo maślanka. Bo taki Niemiec to ani spojrzy na zalewajkę na lebiodzie. Ten dowódca to przysłał najpierw swojego adiutanta, żeby obgadał wszystko, co i jak, choć ten adiutant to ma gębę taką jakąś jakby nie nordycką. Rozsiadł się na ławie i obserwuje krzątaninę obu kobiet.
Sońka do matki:
Mamu, a gdzie poszewki z bawełny, bo jak te lniane go w dupę pogryzą, to jeszcze nas gotowi rozwalić…
Olga zaciska usta i wyciąga ze skrzyni białą, bawełnianą pościel.
Na!
Sońka wymienia siano, kuksańcami upycha je równomiernie w brzuszysku siennika.
– A może będzie maślankę jadł? Czort jewo podieri… – ni to pyta, ni to głośno myśli.
– A bo ja wiem? Toż oni chyba nie nauczone kuszat’ takie nasze frykasy! Ale my tak sobie jak i im tylko kartoszki nagotujem, maślanką polejem – ot i wsio! – Olga ledwie tłumi irytację.
– A będzie taki jeden z drugim chciał to jeść? – W głosie Sońki nie brzmi troska, lecz ledwie skrywany strach.
No i wtedy odzywa się ten adiutant.
– Maszlanka i Kartoffeln to topsi, to baldzo, baldzo topsi! Tak jeść, jeść – a potem srać!
Sońka prycha śmiechem, Olga posyła jej grom karcącego spojrzenia, a ten Niemiec o wyglądzie młodego Yeti leci dalej:
– Ja byla ze Szlonsk, verstehen? Ja ze Szlonsk, moja Mutter byla polska!
I do Sońki:
– Ty moja Schwester, a ten Krieg to baldzo, baldzo żle…
Sońka aż poczerwieniała, ma ochotę przywalić mu rondlem w ten kanciasty łeb.
– A nasz sobaka jest twoja „szwester”, szkopie, a nie ja – mruczy pod nosem, ale tak, żeby to tylko Olga usłyszała, a nie ta szkopska małpa.
No a potem Niemcy poszli sobie za rzekę, a przyszli ruskie, a ci to nawet rosół z lebiody jedli i nie narzekali. No, może z tym „poszli” to trochę nie tak – Rosjanie katiuszami przegonili Niemców, ale wioskę wzięli bokiem, chałupy stoją nienaruszone, nawet odłamkami niedraśnięte.
A teraz jedni i drudzy siedzą po obu stronach rzeki już trzeci dzień. Jednych od drugich oddziela tylko sina wstęga Narwi i jak cisza wieczorna zapada, to ruskie słyszą brzęk niemieckich menażek. A kolację dla ruskich przynoszą w nosiółkach wioskowe dzieciaki. Sońka prowadzi ich całą chmarę i tylko palec do ust ściśniętych w ciup przykłada, nakazując ciszę, bo choć Niemcy podczas „gościny” w wiosce nikogo nie skrzywdzili, to jednak to wredne szkopy. A siedzą tak blisko, choć za rzeką, zaledwie na odległość strzału.
Ruskie chłepcą rosół z lebiody, zapijają maślanką. Ot, zakurit’ chocziet sia. Ale nie lzia, ogniki papierosów mogą sprowokować Niemców, choć to wieczór.
Bo tak dla zasady wiadomo, że jeśli ma coś być, to zawsze rano. Bo do ataku to zawsze rano, bo wtedy widoczność lepsza. No i wieczorem, przed porannym atakiem, dowódca zawsze rozdziela po ćwiartce wódki na łebka. Zawsze wieczorem, zawsze po kolacji, jakąkolwiek postną ta kolacja jest.
Sońka zbiera pospiesznie naczynia, bo tego wieczoru wóda idzie w obieg. Cieszą się nią tylko młodziki, co to prochu jeszcze nie wąchali, ci bardziej doświadczeni przez wojnę nalewają ją do musztardówek i piją z ciężkim westchnieniem, atmosfera zaczyna nasiąkać wonią podłego alkoholu, rozlewanego po stakanczikam. I wtedy zza rzeki, z jej zachodniego brzegu, dochodzi do ruskich zawołanie, wykrzyczane z twardym, obcym akcentem:
Wanka, Wanka, daj zakuryt!
Ruscy już sobie golnęli, Sońka wie, że lepiej jest teraz niepostrzeżenie się ulotnić, ale niemiecka zaczepka skierowana do Rosjan tak ją zaskakuje, że przygarnąwszy do siebie gromadkę dzieci, zatrzymuje się i ciekawie nadstawia ucha.
Szmerek i chichoty poszły po ruskich okopach.
No to teraz kolej na Rosjan.
Hans, Hans, bitte rauchen!
I tu rechot podchmielonych mężczyzn okopanych na wschodnim brzegu Narwi.
Mija kilka sekund i Sońka z przerażeniem dostrzega lecący w kierunku ruskich stanowisk niewielki przedmiot. Granat! – pierwsze, co jej przychodzi na myśl, więc instynktownie wtula głowę w ramiona i usiłuje objąć ramionami całą gromadkę zaskoczonych dzieciaków.
Ale to nie granat, Rosjanie rozpakowują „przesyłkę” – papierosy. W ładnym pudełku, pachnące, zawinięte w mocny papier, całość dociążona niewielkim polnym kamykiem. Rosjanie owijają papierem garść machorki i wraz z kamykiem przerzucają na zachodni brzeg, a potem śpiewają rzewnie na kilka głosów, zaciągając się „trofiejnymi” papierosami:

                         Wieczernij zwon, wiczernij zwon,
                         kak mnoga dum zawodit on…

A nad ranem rozpętało się piekło. Front walk przewalający się to na jedną, to na drugą stronę rzeki nie oszczędził wioski. Ludzie pochowali się do piwnic, ziemianek – gdzie kto mógł, a dźwięk moździerzy rżnął powietrze na strzępy, przy wtórze rechotu erkaemów.
Sońka i Olga razem z innymi babami uciekły do chałupy Bondarczuków, bo ta była podpiwniczona. I ta cudza piwnica zdawała się być bezpieczniejszym schronieniem przed świstem kul niż ich własny dom, czyli tak zwana piatistienka z klepiskiem.
Ludzie stłoczeni w piwnicy oświetlonej tylko nikłym ognikiem świeczki trwają w milczeniu, przerywanym tylko czasem westchnieniami: „Hospodi, pomiłuj” lub „Boże ty mój” w zależności od tego, czy ktoś chodzi do cerkwi, czy do kościoła.
A jak wreszcie wszystko ucichło, jak cisza znów podeszła pod próg i ludzie zaczęli przełazić przez umieszczony w podłodze właz z piwnicy do izby, oczom ich ukazał się dziwny widok. W izbie tej, w dwóch jej krańcach, pod ścianami, siedziało dwóch przerażonych chłopców, takich coś koło osiemnastki. Obaj byli ranni, bo krew nasączyła lewy rękaw jednego, a ten drugi podwinął pod brodę prawą nogę i ściskając ją, usiłował zatamować krwotok. Obaj mieli na sobie strzępy mundurów. Dwóch różnych mundurów. Dwóch wrogich sobie mundurów. I tylko te mundury ich różniły. Byli tej samej postury, obaj jasnowłosi, obaj niebieskoocy. Obaj dziecięco przerażeni.
– Ano, Sońka, ruskiego trzeba opatrzyć! – decyduje stary Bondarczuk.
Dziewczyna rozejrzawszy się pobieżnie dookoła i nie znalazłszy niczego, co mogłoby sprawdzić się jako bandaż, drze rąbek swojej kretonowej sukienki i opatruje ranę na ramieniu Rosjanina. Niemiec patrzy na nią błagalnie, ale stary Bondarczuk spluwa na podłogę:
– A szkopowi soli posypać na ranę, ot co!
Po ludziach wyłażących z piwnicy idzie szmerek, ale Sońka urywa drugi kawałek sukienki, podchodzi do Niemca i opatruje go tak samo dokładnie jak Rosjanina.
– Zabrać im giwery, nichaj idut k’jebieni matieri, do swoich. – Stary Bondarczuk podnosi z podłogi broń, odrzuconą na bok przez obu chłopaków.
– Ot, ty durak! – Olga puka się w czoło. – Toż jak oni wrócą do swoich bez broni, to czapa!
Bondarczuk marszczy brew, skrobie się w poorane zmarszczkami czoło, ale Olga już człapie do niego i nadstawia fartuch.
Anu, dawaj! – dyryguje głosem tak stanowczym, jak stanowczy jest charakter poleskich bab.
Bondarczuk opróżnia magazynek pepeszy i mausera, naboje sypią się na podołek Olgi niczym fasola, kobieta aż przysiada pod ich ciężarem.
Anu – paszli, czort was padieri! – warczy stary, rzucając broń pod nogi młodzików. Chłopcy łapią się każdy za swoją i na oślep, jak wypuszczone z klatki króliki, kuśtykają w zarośla za domem. Każdy w swoją stronę.

 

The post Epizod appeared first on Pro Libris.

]]>
Relacja z Gali Literackiej ZLP i TMZG WINNICA https://prolibris.net.pl/gala-zlp/ Mon, 15 Jan 2024 16:17:35 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=11417 Halina Bohuta-Stąpel

The post Relacja z Gali Literackiej ZLP i TMZG WINNICA appeared first on Pro Libris.

]]>
Halina Bohuta-Stąpel

Relacja z Gali Literackiej
ZLP i TMZG WINNICA

Święto lubuskiej literatury – Gala Literacka, zorganizowana przez Związek Literatów Polskich Oddziału Zielona Góra oraz Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry WINNICA – znów było fetowane w gościnnych
progach Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze.

W piątkowy wieczór (24 listopada 2023) literaci z różnych kręgów twórczych przybyli do Sali im. Jana Muszyńskiego, by spotkać się i pogratulować zasłużonym kolegom odznaczeń, nagród i nominacji, wręczanych przez prezesów obu organizacji oraz urzędników państwowych. Nie zabrakło także gości z zewnątrz – jak co roku pojawiła się dziennikarka z Gdańska Anna Sobecka, dr Urszula Małgorzata Benka, literaturoznawczyni i poetka z Wrocławia, zaszczycił nas też swoją obecnością Dinesh Musalekar – prezes zielonogórskiej firmy LUMEL, producent elektroniki oraz odlewów, sponsor druku kwartalnika „Pasje Literackie”.

Zaczęło się uroczyście od wspólnego odśpiewania hymnu państwowego, a dalej poszło dość wartko dzięki temu, że laudacje i podziękowania mieściły się w rozsądnych ramach czasowych.

Całość była przeplatana występami Danuty Urbańskiej, lubuskiej piosenkarki i malarki. Podczas imprezy promowano książki i czasopisma dotyczące naszego regionu, w tym wspomniane wyżej „Pasje Literackie” oraz
książkę red. Anny Sobeckiej Dedykacje dla A.K. Waśkiewicza, powieść Marcina Mielcarka Nad górą wschodzi zielone słońce oraz książkę autorstwa dr. Roberta Rudiaka Helikon Lubuski zawierającą studia, szkice i recenzje krytycznoliterackie. Wręczano odznaczenia, nagrody i nominacje w kilku kategoriach.

I tak, Zofia Mąkosa została laureatką „Winiarki” w kategorii indywidualnej, a nagrodą zespołową „Winiarki” uhonorowano Stowarzyszenie Forum Art.

Nagrodę Literacką im. Andrzeja K. Waśkiewicza, przyznawaną przez zielonogórski Oddział ZLP, otrzymał poeta, prozaik, krytyk literacki – Czesław Sobkowiak. Obok niego do wyróżnienia nominowani byli: Grażyna Rozwadowska-Bar, Maria Jolanta Fraszewska oraz Marcin Radwański. Nagrodę wręczyła Anna Sobecka – wdowa po pisarzu, niegdysiejsza dziennikarka zielonogórskiej rozgłośni radiowej.

Podczas spotkania ogłoszono zwycięzcę Konkursu Literackiego o Tematyce Zielonogórskiej. Została
nim Katarzyna Grabias-Banaszewska (opowiadanie Spinka). Nominacje do nagrody otrzymali także: Maria
Jolanta Fraszewska oraz Arkadiusz Stosur. Po raz piąty zielonogórscy literaci przyznali także Laur im. Janusza
Koniusza, który w dziedzinie literatury otrzymali Urszula Małgorzata Benka z Wrocławia oraz Krzysztof Jeleń z Głogowa. Statuetki wręczała córka J. Koniusza – Donata Wolska. Gala stała się okazją do uhonorowania dr. Włodzimierza Kwaśniewicza Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz dr. Roberta Rudiaka Brązowym Krzyżem Zasługi. Po oficjalnej części spotkania nastąpiła ta luźniejsza, integracyjna, przy poczęstunku. W uroczystości wzięli udział nie tylko literaci z kręgu ZLP, ale także ze Stowarzyszenia Jeszcze Żywych Poetów oraz niezrzeszeni, lecz literacko zaangażowani, a także ci członkowie Towarzystwa Miłośników Zielonej Góry „WINNICA”, którzy kochają nasze miasto, a to przywiązanie do regionu i jego stolicy okazują na sposoby równie ważne, acz inne niż literackie – fotografując lub idąc tropami historycznymi, zgłębiają jego przeszłość. Uroczystość uświetniono wystawą prac malarskich Danuty Urbańskiej.

Za rok poznamy nowe wydawnictwa książkowe i kolejne numery „Pasji Literackich” oraz pisma „na WINNICY” (organ prasowy TMZG WINNICA), nowych beneficjentów nagród, a ponadto planujemy: spotkania literackie w Salonie Słowa (Regionalne Centrum Animacji Kultury, sponsor „Pasji Literackich” oraz wszelkich
poczynań twórczych, jak np. spotkania autorskie, biesiady artystyczne organizowane przez ZLP), wieczorki autorskie w Café Pro Libris w gmachu WiMBP w Zielonej Górze, warsztaty twórcze organizowane w filiach
WiMBP (ul. Kokosowa i os. Pomorskie) oraz mnóstwo nieformalnych spotkań, okraszonych literackimi
klimatami.

Artyści stoją na scenie.

The post Relacja z Gali Literackiej ZLP i TMZG WINNICA appeared first on Pro Libris.

]]>