Esej Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/category/esej/ Lubuskie Czasopismo Literackie Pro Libris Tue, 29 Oct 2024 13:22:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://prolibris.net.pl/wp-content/uploads/2022/09/cropped-ProLibris2-32x32.png Esej Archives - Pro Libris https://prolibris.net.pl/category/esej/ 32 32 Teatr to podróż https://prolibris.net.pl/teatr-to-podroz/ Tue, 29 Oct 2024 13:20:52 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14661 Michalina Majkowska

The post Teatr to podróż appeared first on Pro Libris.

]]>

Michalina Majkowska

Teatr to podróż

Teatr to niekończąca się podróż po krainie rozmaitości. Niekiedy trafia się rejs po spokojnym, bezkresnym morzu, a innym razem prawdziwa wyprawa w kosmos na inną planetę. Doświadczając sztuki teatru, nigdy nie jest się w miejscu. Zawsze gdzieś się zmierza. Oglądając spektakle, przenoszę się mentalnie lub rzeczywiście wyjeżdżam, aby doświadczyć tej magii. Każde widowisko jest inne. W odmienny sposób oddziałuje na moją duszę i ciało. Często jest to uczta zmysłów, wręcz synestezja, ale zdarza mi się też poczuć przytłoczenie czy zbytnie artystyczne naddanie. Słowem: każda sztuka niesie coś nowego.

Niebywałym przeżyciem był spektakl kierowany do najmłodszych odbiorców PRZY PRZY Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze w reżyserii Piotra Soroki. Okazuje się, że gesty potrafią więcej niż słowa, a delikatność światła i muzyki (którą stworzył Szymon Tomczyk) koi ciało lepiej niż najlepszy zabieg w salonie SPA. Wyświetlane na białej scenie kolory odpowiadały emocjom, budowanym przez muzykę, a ubrani w beżowe kostiumy aktorzy dookreślali ten obraz (kostiumy i scenografia: Adam Królikowski). Stworzona na scenie aura dopełniała przesłanie sztuki: dotyk i bliskość to podstawa egzystencji. Aktorzy (Joanna Wąż-Stasiewicz i Paweł Wydrzyński) bawili się ciałem i w choreografii ułożonej przez reżysera stworzyli niepowtarzalny obraz dziecięcej szczerości. Oglądając to niedługie przedstawienie, odpłynęłam na miękkiej chmurce w krainę buddyjskiej medytacji i kompletnego relaksu. Zupełnym przeciwieństwem tych odczuć była sztuka (również Lubuskiego Teatru) Pałac w reżyserii Roberta Kurasia (na podstawie powieści Wiesława Myśliwskiego). Niesamowite, jakie wrażenie wywarł na mnie ten spektakl. To był metafizyczny labirynt, który oszałamiał nadekspresją. Główny bohater wprowadził mnie w zawiłość swoich odczuć. Od pragnienia bycia w tytułowym pałacu – świecie bogactw i przepychu, po znalezienie się po drugiej stronie lustra i odkrycie jego ciemnej strony, która nigdy nie była zwykłemu człowiekowi dostępna. Robert Kuraś, który wciela się w rolę głównego bohatera – Jakuba, odmalował freudowski obraz człowieka. Widziałam, jak id (instynkt i pragnienia) przejmuje panowanie nad superego (zasadami, które nas porządkują w kulturze) i ego (chłodnym realizmem). Scenografia (zaprojektowana przez Adama Królikowskiego), choć prosta, jest idealnie dobrana do głównej myśli spektaklu. Ogromny kryształowy żyrandol zwisający nad sceną to miniatura pałacu, a jego szkiełka to zwierciadła odbijające kalejdoskop uczuć Jakuba. Do tego gra Magdy Kuraś, która wciela się w role kobiece (Jaśnie Pani oraz służących, chłopek), dopełniła mistyczny klimat spektaklu. Swoim głosem i scenicznymi ruchami stworzyła oprawę dla podróży w głąb ludzkiej psychiki, która nie zawsze jest taka przyjemna, jakbyśmy chcieli. Zbudowano czar pałacu – miejsca abstrakcyjnego, nieokreślonego na mapie świata, gdzie zło kłębi się w kątach jak zaległy kurz.

Takie wewnętrzne podróże sprzyjają samoświadomości, ale warto przecież i prawdziwie wędrować. Miałam okazję obejrzeć Piątą stronę świata Teatru Śląskiego w Katowicach w reżyserii Roberta Talarczyka. Nie można sobie wyobrazić lepszej wizytówki Śląska niż właśnie ten spektakl. Znakomita gra aktorów, wypracowana mimika, rytmiczne ruchy sceniczne (za które odpowiada Katarzyna Kostrzewa) do akordeonowej muzyki (Przemysław Sokół) stworzyły prawdziwie śląski obraz. Sztuka jest jak lekcja historii w pigułce, ale nie nudna, na ostatniej lekcji, w ciepły piątkowy dzień. To spójna, wciągająca opowieść falująca w rytmie tożsamości kulturowej. Nie była potrzebna bogata scenografia (projektu Ewy Sataleckiej), aby opowiedzieć tak złożone losy mieszkańców Śląska, a zapadnie sceniczne dodały dynamizmu całej narracji. Podobnie efektownie wykorzystano ruch sceny w sztuce Pijacy w reżyserii Barbary Wysockiej. Obracająca się scena wirowała wraz z aktorami jak karuzela, potęgując ekspresję weselników, którzy niczym w filmie powtarzali swoje gesty (ruch sceniczny: Cezary Tomaszewski). Wciąż (niestety) aktualny tekst, XVIII-wiecznego twórcy Franciszka Bohomolca, w nowoczesny sposób jest realizowany na deskach Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Aktorzy na tle blokowiska z lat 90. XX wieku (scenografia: Magdalena Musiał) i ubrani we współczesne kostiumy zręcznie posługiwali się oświeceniowym tekstem. Gorzki wydźwięk sztuki okraszony został komizmem, przez co tragizm alkoholizmu nie ciążył na odbiorcy, ale pozostawiał pole do refleksji nad uzależnieniem, które niezaprzeczalnie niszczy człowieka i całe jego otoczenie. Niesamowitą postacią jest Roztropski (Roman Gancarczyk), który jak samo jego imię mówi, stara się być głosem rozsądku w świecie wiecznego upojenia. Do tego jeździ na wózku inwalidzkim, mimo że wcale nie potrzebuje, a na kolanach ma pluszowego kota, który przerywa jego racjonalne uwagi pojedynczymi miauknięciami. Ten spektakl warto zobaczyć dla kunsztownej gry aktorów i znakomitej adaptacji Barbary Wysockiej, gdyż historia sama w sobie przypomina pijaną Zemstę Aleksandra Fredry, ale zrealizowana w ten sposób nie nudzi, tylko bawi.

Teatr dostarcza całą gamę emocji. To niekończąca się wędrówka w kulturze, historii i po umyśle człowieka. Jak w górach: od szczytu, po dolinę i do schroniska. Uniesienia, zaskoczenia i odloty, a wszystko to na deskach teatru. Każdy spektakl pozostawia ślad w odczuciu i umyśle odbiorcy.

 

The post Teatr to podróż appeared first on Pro Libris.

]]>
Fantastyka naukowa na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze https://prolibris.net.pl/fantastyka-naukowa-na-deskach-lubuskiego-teatru-w-zielonej-gorze/ Tue, 29 Oct 2024 10:50:14 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14625 Piotr Prusinowski

The post Fantastyka naukowa na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze appeared first on Pro Libris.

]]>

Piotr Prusinowski

Fantastyka naukowa na deskach
Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze

 

9 grudnia 2023 roku Scena Kameralna Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze rozjarzyła się nieziemskim blaskiem w tonacji głębokiego, ciemnego błękitu, z miejsca przywołującym skojarzenia z bezmiarem kosmicznej przestrzeni. To wrażenie pogłębiały obłoki sztucznego dymu, które pod wpływem tego oświetlenia zamieniły się w obłoki międzygwiezdnego pyłu, do tego dochodziły projekcje autorstwa Sebastiana Siepietowskiego, wyświetlane na dwóch okręgach przypominających odległe planety. Plamy fluorescencyjnej farby mieniły się na zawieszonych pod sufitem sznurach niczym wielobarwne mgławice, a choinkowe lampki układały się w coś na kształt gwiazdozbioru. Oprócz scenografii zaprojektowanej przez Dominikę Chochołowską-Bocian, odzwierciedleniu nieskończoności Wszechświata służyła także muzyka Pauliny Derskiej, utrzymana w stylistyce ambient, oparta na kojących brzmieniach elektronicznych, wzbogaconych o elementy etniczne.

Ta nastrojowa, efektownie zrealizowana audiowizualna impresja wprowadzała najmłodszych widzów oraz ich rodziców lub opiekunów w świat spektaklu, który miał wówczas swoją prapremierę na deskach zielonogórskiej sceny. Jeszcze zanim wybrzmiały jakiekolwiek słowa, nie ulegało wątpliwości, że Pop! w reżyserii Magdaleny Młynarczyk jest przedstawieniem wpisującym się w ramy fantastyki naukowej – gatunku stosunkowo rzadko obecnego w teatrze, nie tylko zielonogórskim i nie tylko polskim, a chyba jeszcze rzadziej w spektaklach dla dziecięcej widowni. Zdaniem Andrzeja Niewiadowskiego i Antoniego Smuszkiewicza, formą prezentacji bardziej odpowiednią dla tej formy twórczości pozostaje – obok filmu – słuchowisko radiowe, ponieważ „nie wymaga bezpośredniej prezentacji, odwołuje się do wyobraźni słuchacza i dlatego częściej i z większym powodzeniem może wykorzystywać konwencję fantastyki naukowej”; teatr natomiast „z całą bezwzględnością ujawnia imitacyjny charakter świata przedstawionego i niszczy atmosferę fantastyczności”[1]. Założenie to można uznać za cokolwiek dyskusyjne w świetle faktu, że niezależnie od obranej konwencji – realistycznej lub fantastycznej – sceną teatralną zawsze w mniejszym lub większym stopniu rządzi pewna umowność, determinowana samym charakterem tej formy wypowiedzi artystycznej.

O potencjale fantastyki naukowej w tym aspekcie świadczył już międzynarodowy sukces, jaki odniosła sztuka Karela Čapka R.U.R. (1920), gdzie po raz pierwszy użyto słowa „robot”. Mimo to – jak konstatuje Marek Dybizbański – „estetyka science fiction nigdy właściwie nie wykształciła własnej odmiany dramatu i nie zadomowiła się w teatrze – z kilkoma wyjątkami traktowanymi przeważnie jako potwierdzenie reguły”[2]. Nie oznacza to jednak, że wśród tych „wyjątków” nie pojawiały się – również na gruncie polskim – dzieła znaczące i artystycznie wartościowe. W okresie międzywojennym wyróżniał się dramat Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Kochanek Sybilli Thompson (1926), którego autorka – choć zastosowana przez nią futurologiczna rekwizytornia w dużej mierze nie oparła się próbie czasu – z zaskakującą celnością przewidziała wiele cywilizacyjnych, ekonomicznych, politycznych i obyczajowych tendencji XXI wieku (z tego zapewne względu sztuka po wielu latach nieobecności powróciła na scenę w roku 2015, w „odświeżonej” inscenizacji pt. Kto się boi Sybilli Thompson?, przygotowanej przez Ulę Kijak z warszawskiej Grupy Artystycznej Teraz Poliż). Z początku sporadycznie (Eden w reżyserii Andrzeja Rozhina, prem. 10 września 1970 w Teatrze Lalki i Aktora w Lublinie), a później nieco częściej sięgano do twórczości najwybitniejszego polskiego pisarza science fiction ery nowożytnej, Stanisława Lema. Spośród nowszych scenicznych adaptacji jego prozy Niezwykły lot pilota Pirxa w reżyserii Jerzego Machowskiego (prem. 25 lutego 2017 w Teatrze Miejskim w Gliwicach) spotkał się z żywiołowym przyjęciem dziecięcej publiczności. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat niejednokrotnie przenoszono na scenę jego najsłynniejszą powieść Solaris (wcześniej adaptowaną jedynie w formie słuchowisk radiowych), po raz pierwszy na deskach warszawskiego Teatru Rozmaitości (Solaris. Raport w reżyserii Natalii Korczakowskiej, prem. 2 października 2009), ostatnio zaś w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (reż. Marcin Wierzchowski, prem. 19 czerwca 2020). Znacznie rzadziej na polskich scenach goszczą natomiast utwory zagranicznych klasyków gatunku: Jan Klata podjął się realizacji Trzech stygmatów Palmera Eldritcha według Philipa K. Dicka w Starym Teatrze w Krakowie (prem. 14 stycznia 2006), a Jakub Roszkowski wyreżyserował w gdańskim Teatrze Wybrzeże spektakl Stalker według powieści Arkadija i Borysa Strugackich Piknik na skraju drogi (prem. 18 maja 2012).

W ciągu ponad siedemdziesięciu lat działalności zielonogórskiego teatru w obrębie ziem polskich żadna spośród znanych powieści fantastycznonaukowych nie doczekała się scenicznej adaptacji, co nie znaczy, że science fiction była na tutejszej scenie zjawiskiem nieobecnym. Pierwszym utworem w tej konwencji, jaki został zaprezentowany na deskach Państwowego Teatru Ziemi Lubuskiej (jak go wówczas nazywano), był Powrót Adama Leszka Proroka, nieco już dziś zapomnianego pisarza, eseisty i dramaturga, swego czasu silnie związanego z życiem kulturalnym regionu (m.in. jako recenzent teatralny magazynu „Nadodrze” i członek Komitetu Porozumiewawczego Pisarzy Ziem Zachodnich). Wychodząc z założenia, że „komedia – wszelkiej maści – jest dziś najbardziej ponętną teatralną szansą”, autor stawiał pytanie: „Czemuż więc komedia nie miałaby towarzyszyć wielkiej dobie przekroczenia przez człowieka jego dotychczasowych granic kosmicznych?”[3]. Warto w tym kontekście podkreślić, że zielonogórska prapremiera sztuki w reżyserii Marii Straszewskiej miała miejsce 24 czerwca 1961 roku; zaledwie dwa miesiące wcześniej Jurij Gagarin – jako pierwszy człowiek na orbicie okołoziemskiej – stał się bohaterem zbiorowej wyobraźni. Trudno dziś ocenić artystyczną jakość powstałego przedstawienia, ale z komercyjnego punktu widzenia stworzenie spektaklu „na czasie” zapewne się opłaciło: „Kurier Poznański” informował, że „Powrót Adama zarówno w Zielonej Górze, jak też w innych miejscowościach Ziemi Lubuskiej został przyjęty żywo i życzliwie przez publiczność”[4].

Tytułowym bohaterem swojego utworu Prorok uczynił właśnie kosmonautę, który powraca do domu z międzygwiezdnego wojażu. Okazuje się, że w efekcie tzw. paradoksu relatywistycznego Einsteina, trzymiesięczna podróż trwała równowartość sześciu ziemskich dekad. Podczas gdy jego dzieci są już staruszkami, Adam Hust (Henryk Machalica) pozostaje młodym mężczyzną, jakim był w momencie startu swojej rakiety, a jego własna prawnuczka (Halina Winiarska) jest teraz niemal jego rówieśniczką…

Wszystko to prowadzi do wielu komicznych perypetii, które zajmują autora dalece bardziej niż naukowa ekstrapolacja, co zresztą sam podkreślał: „Powrót Adama nie rości sobie prawa do popularyzacji wiedzy kosmonautycznej, nie sili się także wyrokować o charakterze i upodobaniach ludzi XXI wieku. Nasi dalecy potomkowie na pewno będą inni niż rodzina Hustów i jej przyjaciele”[5]. Twórcy nie zlekceważyli jednak możliwości, jakie daje gatunkowy sztafaż science fiction. W didaskaliach autor sugeruje, że sceneria przyszłościowego wnętrza da się stworzyć w granicach teatralnej umowności:

Przestronne wnętrze. Abstrakcja w architekturze, w stroju i umeblowaniu. Lampy o niecodziennych kształtach, lub skryte dyskretnie źródła światła rozproszonego. Sprzęty oryginalnej formy i niewiadomego przeznaczenia. Głośnik, tafla telewizora i telefon, ukryte w ścianie. Na stoliczku podręczny, domowy magnetofon. Raz po raz rozlegają się przejmujące, ale raczej przyjemne tony muzyki elektronowej[6].

Projekt scenografii autorstwa Kazimierza Wiśniaka nie pozostawia wątpliwości, z jakim gatunkiem mamy do czynienia, choćby ze względu na obecność ciał niebieskich, kosmodromu oraz fotonowej rakiety Adama, mknącej ku gwiazdom. Ten sam artysta zaprojektował również futurystyczne kostiumy, przywołujące skojarzenia ze strojami komiksowych bohaterów albo postaci z ówczesnego kina SF (z dzisiejszej perspektywy rozbrajająco naiwnego).

Mimo swojej lekkiej, humorystycznej formuły, w warstwie treściowej Powrót Adama niesie ze sobą pewne refleksje, dotyczące przetrwania elementarnych ludzkich wartości w stechnicyzowanym i emocjonalnie wyjałowionym społeczeństwie przyszłości, zahaczając tym samym o problematykę, którą już od dawna poruszali w dojrzalszej formie przedstawiciele „poważnej” literatury SF. Leszek Prorok chciał „jedynie zwrócić uwagę na dwie sprawy: na kłopoty i trud, jakie czekają nas jeśli przemiany w psychice i nawykach myślenia mają nadążyć za rozwojem techniki, a także na to, iż w najwspanialszej nawet cywilizacji technicznej nie należy rezygnować z pełnej kultury uczuć, które już dzisiaj ludzie powierzchowni skłonni są skazywać na pozorną lub faktyczną banicję”[7].

W innej stylistyce – pełnej sarkastycznego humoru, pod którym skrywało się autentyczne przerażenie – przedstawiał „szok przyszłości” Władimir Majakowski, autor do dziś wzbudzający kontrowersje, uwikłany w mechanizmy funkcjonowania totalitarnego ustroju. Choć ten radziecki futurysta dość rzadko bywa wymieniany w szeregu autorów SF, to jednak jego najsłynniejsze sztuki teatralne można z powodzeniem zaliczyć do groteskowo-katastroficznej odmiany tego nurtu. Pierwsza na zielonogórskiej scenie była Łaźnia w inscenizacji znanego scenografa Antoniego Tośty (prem. 9 listopada 1961), ale prawdziwym wydarzeniem stała się późniejsza Pluskwa w reżyserii ówczesnej dyrektorki Lubuskiego Teatru, Krystyny Meissner (prem. 30 stycznia 1982). Autor zawarł w swojej sztuce satyryczny obraz ery NEP-u, którą w dużej mierze uosabia główny bohater, Prisypkin (Krzysztof Krupiński). Zginąwszy w cokolwiek osobliwych okolicznościach, zostaje po latach odnaleziony w wielkiej bryle lodu. Rozmrożony i sztucznie przywrócony do życia, budzi się w „nowym wspaniałym świecie” roku 1979 (utwór powstał w 1929), jeszcze gorszym niż ten, którego on sam był przedstawicielem – świecie, który już bardziej przeraża, niż śmieszy. Ta wizja przyszłości daje się interpretować jako spełnienie wizji stalinowskich „inżynierów dusz ludzkich”: to rzeczywistość odhumanizowana, zautomatyzowana, odarta z uczuć i emocji, poddana absolutnej kontroli.

W momencie zielonogórskiej premiery, która przypadła na czas stanu wojennego i postępującej degeneracji PRL-owskiego systemu, sztuka Majakowskiego nieoczekiwanie nabrała niepokojącej aktualności, o czym pisał Czesław Sobkowiak na łamach „Nadodrza”:

Pokolenie z roku 1979 usiłuje dowiedzieć się czegoś o własnej przeszłości, próbuje zobaczyć własny ideowy pierwowzór. Dlatego postanawia się wskrzesić zamarzniętą istotę. Wstrząsający jest ów proces reanimacyjny. Jakże silne skojarzenia budzi nieznany Majakowskiemu obraz szpitala, w którym obróbce poddany zostaje Prisypkin. Jego tragedia dopiero teraz nabiera realnych kształtów. Jakże dziwnie znajome wydają się być sceny telewizyjne, ich sztuczność i manipulacja. W rezultacie Prisypkin doświadczony torturą szpitalnych ankiet i wywiadów stwierdza: „Nie dlatego zostałem odmrożony, by mnie teraz zasuszyli”. Zupełnie zignorowane są jego autentyczne pragnienia i marzenia. Raczej pluskwie ofiarowano wolność i życie, nobilitowano ją do rangi przedmiotu godnego szacunku. Jego samego zamknięto w klatce. Taka oto jest kondycja intelektualna przyszłości. I tu widownia współczuje Prisypkinowi. Doznaje bowiem poczucia pewnej tożsamości. Jeśli scenografię (Jorge Reina) pierwszej części znamionuje bogactwo, to tutaj podkreśleniu ulega sterylność, jałowość ludzkiego bytowania. Diagnoza społeczna jest aż nazbyt trafna. […][8]

Ostrzegając przed zagrożeniami, jakie może nieść ze sobą przyszłość, fantastyka naukowa częstokroć – w sposób jawny lub metaforyczny – poszukiwała źródeł tych problemów w bolączkach współczesnego świata. Tak było w przypadku Pluskwy, a nawet tak bezpretensjonalnego, rozrywkowego spektaklu jak Powrót Adama. Nie inaczej dzieje się we wspomnianym na wstępie przedstawieniu dla dzieci, zatytułowanym Pop! Bohaterkami tej sztuki, napisanej przez Miłosza Broniszewskiego w oparciu o pomysł reżyserki Magdaleny Młynarczyk, są dwie sympatyczne kosmitki (Romana Filipowska i Małgorzata Polak), mieszkanki planety zwanej Popkorlandią, zbudowanej z ziaren kukurydzy, które w wyniku postępującego gwałtownie ocieplenia klimatu zaczynają pęcznieć i eksplodować, coraz bardziej uprzykrzając życie mieszkańcom planety. W związku z tą sytuacją obie posłanniczki obcej cywilizacji, pod każdym względem różniące się od ludzi[9], przybywają na Ziemię z nadzieją na to, że właśnie tutaj uda im się znaleźć nowy dom dla siebie i swoich ziomków. W tym celu muszą znaleźć wspólny język z Ziemianami, zgodnie z interaktywną formułą spektaklu reprezentowanymi przez dziecięcą publiczność. Sądząc po spontanicznych reakcjach widowni, bohaterki radzą sobie pod tym względem całkiem dobrze.

Posługując się formą bajki ubranej w kostium SF, twórcy przedstawienia w nienachalny sposób uświadamiają najmłodszym widzom wagę problemów związanych z gwałtownymi zmianami klimatycznymi. Uczą ich również tego, jak istotna jest potrzeba wzajemnego kontaktu, zrozumienia dla odmienności i różnorodności. W dobie najzupełniej ziemskich konfliktów i postępującej migracji ludności kwestia ta nie dotyczy bynajmniej tylko relacji z istotami pozaziemskimi.

Nie jest to pierwszy zielonogórski spektakl dla dzieci, wykorzystujący konwencję fantastycznonaukową w celach o charakterze wychowawczym i edukacyjnym. Dużo wcześniej Andrzej Rettinger wyreżyserował lalkową Planetę Ma Sa Ru na podstawie tekstu Bogusławy Konstanty i Barbary Łukasiewicz (prem. 22 stycznia 1971), gdzie w dość pomysłowy sposób powiązano fantastyczną fabułę z przesłaniem dotyczącym konieczności przestrzegania reguł bezpieczeństwa na drodze. Jak tłumaczy jeden z bohaterów:

[…] nieoczekiwany rozwój cywilizacji i techniki spowodował, że na naszej planecie pojawiły się pojazdy mechaniczne, a wraz z nimi mechaniczna śmierć. Nasi uczeni znaleźli jednak sposób. Powstały fabryki, nie wytwórnie, ba całe kombinaty. Cały nasz przemysł nastawił się na produkcję duplikatów. […] Prawie wszyscy mieszkańcy naszej planety wyginęli, a ich miejsce zajęły automaty i stały się najważniejsze. Aż tu nagle pojawił się na naszej planecie przybysz z Ziemi i wprowadził zasady przestrzegania przepisów drogowych. A co za tym idzie nie było już wypadków. Zbuntowane automaty uwięziły go, gdyż to zagroziło ich interesom. Nie byłyby potrzebne[10].

Warto zwrócić uwagę, że sztuka wykorzystywała motywy znane już wcześniej w fantastyce naukowej, ale wśród najszerszych rzesz odbiorców spopularyzowane znacznie później, dzięki takim amerykańskim filmom jak Terminator (1984) Jamesa Camerona czy Matrix (1999) rodzeństwa Wachowskich.

Choć w Lubuskim Teatrze nie zrealizowano jak dotąd zbyt wielu spektakli wpisujących się w ramy gatunkowe SF, to jednak każdy z nich wniósł coś do historii zielonogórskiej sceny, wzbogacając jej repertuar o tematykę futurologiczną, która – wbrew obiegowej opinii – może znaleźć interesujące artystyczne odzwierciedlenie w przełożeniu na język teatralnych środków wyrazu.


[1]  A. Niewiadowski, A. Smuszkiewicz, Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej, Poznań 1990, s. 262.
[2]  M. Dybizbański, O teatrze science fiction kilka uwag, „Przestrzenie Teorii” 2007, nr 7, s. 217.
[3]  L. Prorok, Wyznanie przed podniesieniem kurtyny, [w:] Powrót Adama [program], red. Z. Giżejewski, Zielona Góra 1961, s. 6.
[4]  Sztuka poznańskiego autora na lubuskiej scenie, „Głos Wielkopolski” 1961, nr 160, s. 7.
[5]  L. Prorok, dz. cyt.
[6]  Tenże, Powrót Adama. Komedia w 3 aktach z prologiem i epilogiem [scenariusz], Zielona Góra, s. 6.
[7]  Tenże, Wyznanie…, dz. cyt., s. 6.
[8]  C. Sobkowiak, Pluskwaspektakl czytelny, „Nadodrze” 1982, nr 1, s. 6.
[9]  Na scenie obie aktorki noszą czapki, dzięki którym mają upodobnić się do pozaziemskich istot o żółtych i zielonych głowach z wielkimi, wyłupiastymi oczami. Z tego względu – na co zwraca uwagę Agata Kostrzewska – „przypominają odrobinę kultowego kosmitę E.T.” z filmu Stevena Spielberga (1982), archetypiczną wręcz postać poczciwego i dobrodusznego przybysza z innej planety (zob. A. Kostrzewska, Kosmiczne poszukiwania, „Dziennik Teatralny Zielona Góra”, 12 grudnia 2023, http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/kosmiczne-poszukiwania.html [dostęp: 24 sierpnia 2024]).
[10]  B. Konstanty, B. Łukasiewicz, Planeta Ma Sa Ru [scenariusz], Zielona Góra 1971, s. 25.

 

The post Fantastyka naukowa na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze appeared first on Pro Libris.

]]>
Szkoła Słowa https://prolibris.net.pl/szkola-slowa/ Tue, 29 Oct 2024 10:37:18 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14611 Małgorzata Stachowiak-Schreyner

The post Szkoła Słowa appeared first on Pro Libris.

]]>

Małgorzata Stachowiak-Schreyner

Szkoła Słowa

 
Garderoba

Ta złota, elżbietańska sukienka jest jedną z najstarszych. Chyba jest już pełnoletnia. Ola, która grała w niej Blankę w Poskromieniu złośnicy, ma dwóch całkiem sporych już synów. Była śliczną, drobną blondyneczką i przez to zawsze lądowała jako drobna postać – Blanka, narzeczona Scrooge’a w Opowieści wigilijnej, elf w Śnie nocy letniej. Teraz jej miejsce zajęła ośmioletnia siostrzenica Blanki – Iga – delikatna blondyneczka…

Czarna peleryna z wielkim kapturem była dla tych, którzy chcieli, a bali się. Czasem przez rok przychodzili „tylko popatrzeć”, a kiedy już wystarczająco mocno chcieli, a nadal zbyt mocno się bali – na początek kariery trafiali w czarną pelerynę jako niemy i niewidoczny spod niej Duch Wigilijnej Przyszłości, a potem już jakoś szło.

W biało-granatowym mundurku w Wiele hałasu o nic Bartek oświadczył się swojej dziewczynie, w szarym biegał, strzelając z kija jako Marcin Kabat (Igraszki z diabłem Jana Drdy). Wtedy chyba pierwszy raz w życiu nie pomylił tekstu, tak bardzo chciał dorównać swojemu poprzednikowi, Danielowi. Daniela za to jest czarny cylinder w pajęczynki. Bardzo miał dość dorocznego przywdziewania go do roli ducha Marleya. Ostatni raz był nim, kiedy Róża wyjeżdżała na stałe do Londynu. Róża była fantastyczną Fiokłą w Ożenku. Nigdy nie bała się być na scenie brzydka – jej Fiokła na scenie miała wielki, wypchany tyłek.

To szlafrok Hugh Heffnera – tak nazywały go dzieciaki. Ebenezer Scrooge nosił go przez większość scen Opowieści wigilijnej. Najpierw Ebenezer – Oskar, dziś już ksiądz Oskar, potem Kuba. Kuba był dla mnie wielką szkołą nieoceniania książki po okładce. Na pierwszym spotkaniu tekst scenariusza sylabizował, do dziś mówił w jakiejś swojej własnej gwarze z przesuniętym akcentem – na scenie był tak charyzmatyczny i wiarygodny, że ludzie nie potrafili oderwać od niego wzroku. Czy był wiktoriańskim Scrooge’em czy Kaziukiem z Konopielki, czy zbójem Sarką-Farką.

Kostiumy idą ze mną, jak album ze zdjęciami – od dwudziestu lat przybywają kolejne, jak kolejne fotografie. Przeprowadzają się w kolejne miejsca. Z Domu Kultury do Liceum Pileckiego, potem do Sulechowskich Lochów, z Lochów w depozyt do nowosolskiego Terminus A Quo – a teraz do szkoły, gdzie prowadzę kółka teatralne. W każdej rzeczy zapisana jest historia grupy literackoteatralnej Szkoła Słowa – Scena Słowa. W każdej zapisane są wspomnienia moich teatralnych dzieci. Moich dzieci na zawsze. Jestem Pani Matka.

Teatr się w moje życie wprosił. Sam ewoluował z warsztatów literackich, a potem je połknął. Moja pierwsza trójka wystraszonych gimnazjalistów pojawiła się, kiedy doskonale pamiętałam własne wydeptywanie ścieżek z plikiem nagradzanych na ogólnopolskich konkursach wierszy i odbijanie się od ścian – nieznanego amatora. Potem szum wokół mojego tomiku, też wydanego jako nagroda w konkursie i wyróżnienie za debiut wiele zamkniętych drzwi pootwierały. Z jakąś dziką determinacją postanowiłam, że będę dla tych dzieciaków tym, czego mnie samej zabrakło – wsparciem. W sumie to nie jest dobre słowo. Wsparcie ma w sobie jakiś melodramatyzm… Zostałam osobą z misją ułatwiania młodym tego, co da się ułatwić. Potem okazało się, że podstawą jest słuchanie i pozwolenie im na realizowanie siebie. To, jak wspaniałe spektakle i koncerty wyłoniły się z prób wyglądających jak Armagedon, nawet dla mnie, jest trudne do uwierzenia.

Panią Matką przezwała mnie ekipa pierwsza. Zaczęło się od tego, że pracownicy SDK ilekroć się na nią skarżyli, tytułowali ją per „Twoje dzieci” i tak już zostało. A dzieci nie były grzeczne. Oj nie! Nie były też spokojne, więc trzeba było energicznych i komicznych sztuk, by przypadkiem Hamlet nie wybuchnął śmiechem na scenie, albo żeby nie miał białych adidasów, albo… Nie, reszta niech zostanie tajemnicą. Pięć lat temu zdobyłam się na refleksję podsumowującą pracę teatru. Zaktualizuję więc tylko ten cytat z samej siebie jak poniżej.

Historia o tym, jak dwa (w sumie już trzy) pokolenia nastolatków
nie zjadły jednego słoika kiszonych ogórków

Z której strony by nie patrzeć, to jest piętnasty (za chwilę dwudziesty) wrzesień Szkoły Słowa, która z założenia miała być warsztatami literackimi, wymyślonymi, gdy ukazał się mój debiut książkowy i narobił trochę szumu. Jako że głupia byłam i głupia umrę, zadeklarowałam w SDK, że za pierwszy rok zajęć nie wezmę grosza, albowiem nie wiadomo, czy me wysiłki edukacyjne warte tego będą… Przyszłam pierwsza, potem ówczesna współprowadząca, potem trójka dość wystraszonych gimnazjalistów. Po drodze każdy od pracowników SDK usłyszał: TYLKO NIE ZJEDZCIE OGÓRKÓW! Okazało się, że w sali przygotowano jakąś cudaczną ekspozycję, która miała wyruszyć do miasta partnerskiego. Było tam dużo albumów kół łowieckich z powklejanymi zdjęciami pozabijanych zwierzątek i ogromny słój ogórków kiszonych…

Nikt nie zjadł ogórków, ale zawsze było coś, co tak jak one jakoś większą uwagę zajmowało niż to, co jest w naszym mieście najcenniejsze – CUDOWNI, UTALENTOWANI, MŁODZI LUDZIE!

Prowadziłam zajęcia i na trawniku, i w schowku na szczotki, kiedy nie było innej opcji, a ich było coraz więcej i więcej, a potem kiedy nie dali się rozsypać złym ludziom i wiatrom – powstało stowarzyszenie Stella Polaris. Przez te lata mamy laureatów ogólnopolskich konkursów i przeglądów, mamy dziesiątki spektakli i koncertów (ba, nawet musical!), konkursy, potyczki, warsztaty… Mamy tych (np. nowosolską artystkę i ceramiczkę Adę, poznańskiego animatora i reżysera Daniela i wielu innych), którzy wybrali kulturę, jako swoją drogę i szarpią się, kopiąc pustynię łyżeczką jako i ja, świadomie i dobrowolnie. Mijający czas niczego nie ułatwia… Zawsze jest za mało pieniędzy, za mało czasu, za dużo ważniejszych spraw i rachunków, ale jeśli przez ten czas udało mi się sprawić, że jałowy system edukacji w tych kilkudziesięciu wolnych duchach nie dał rady zgasić ognia… to znaczy, że było warto… że ciągle jestem ciekawa, czy gdzieś przetrwało to pomarańczowe alternatywne prześcieradło (?) prawdy objawionej.

Z czasem kończy się para w gwizdku. Najzwyczajniej brakuje energii, by po raz nasty kopać się z koniem np. o transport na spektakl, miejsce na darmowe przecież zajęcia, środki na kostiumy itp. Czuję, że dojechałam do zakrętu ze znakiem ograniczenia prędkości z napisem 50. Dzieci nie brakuje, w szkolnych kołach mam ich prawie czterdziestkę, brakuje po prostu siły, za często waliłam głową w mur bez skutku. Myślę, że „moje dzieci” wiedzą, że kiedy wrzucam hasło: robimy Opowieść wigilijną!, to znaczy, że tęsknię i chcę ich zobaczyć. Mam nadzieję, że one też tęsknią: za sceną, za sobą nawzajem i za mną na ostatku. Nic mnie tak nie wzruszyło jak słowa Marcina – jednego z tych, którzy zaczynali od czarnej peleryny – „Spędziłem w tym teatrze najlepszy czas mojego życia”. Młodych, utalentowanych ludzi nadal jest mnóstwo – wystarczy stworzyć dla nich przyjazną przestrzeń. Sądzę, że przez te dwadzieścia lat choć tyle mi się udało. Kiedy moje domowe dzieci były małe, podczas wakacji czytaliśmy teatralne Lato Muminków. Przytoczę ich fragment do zapamiętania na koniec tych wynurzeń: „Teatr to nie jest salon ani przystań dla statków. Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, dlatego że tam pokazuje się ludziom, jakimi są, jakimi pragnęliby być, jakimi mogliby być, gdyby mieli odwagę”. Po to warto wygnać dzieciaka na zajęcia teatralne – bez odwagi żyjemy tylko namiastką własnego życia. No i jak mówią do człowieka „Pani Matko”, to też chyba jakiś sukces jest…

 

The post Szkoła Słowa appeared first on Pro Libris.

]]>
Terminus A Quo https://prolibris.net.pl/terminus-a-quo/ Tue, 29 Oct 2024 10:18:06 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14592 Edward Gramont

The post Terminus A Quo appeared first on Pro Libris.

]]>

Edward Gramont

Terminus A Quo

 
O sobie w trzeciej osobie (ćwiczenie)

Brodacz i skandalista teatralny, wizjoner, mistrz pióra i twardej ręki reżyserskiej. Pisał i tworzył, tworzył i pisał, aż się zapisał. Powiadają, że miewał sny o sztuce, że śnił na jawie – miewał takie sny (potwierdzam). To wszystko działo się i nadal (o zgrozo!) się dzieje w mieście magicznym, jakim jest Nowa Sól vel Stary Cukier, gdzie uwięziony między biegunami N–S Edward Gramont wykuł swój wehikuł nieskończoności. Pomagali mu w tym początkowo anonimowi tragarze, później znani tu i ówdzie szerpowie sceniczni i obsceniczni, którzy próbowali dźwignąć z posad bryłę swego świata, swej nierzeczywistej rzeczywistości. Tak to mniej więcej widzę!

Moc

Od czego się zaczęło? Co powoduje, że wciąż i wciąż zagłębiam się w zawiłości twórcze sztuki teatralnej? Czy też skąd czerpię energię? – te pytania sprowadzają się do jednego podstawowego stwierdzenia, że stoi za tym moc trudna po poznania i zwerbalizowania. Ta moc owładnęła moją postacią i nie opuszcza. Skąd przyszła i jak się pojawiła – niestety nie da się tego określić. W takim razie historia będzie niekompletna, ale ważne, że zapisała się liczbą zrealizowanych spektakli, dokonanych przedsięwzięć, dni i godzin spędzonych na twórczości, bo to zaświadcza, że moc była i nadal jest. Jaką ma postać ta moc, co w sobie skrywa, to wszystko jest do odkrycia przez wnikliwych badaczy. Ja jedynie zaświadczam, usiłując pisać historię, że istotą sprawczą Teatru TERMINUS A QUO jest moc tworzenia.

Nasionko

Gdybym w tym miejscu napisał datę 4 stycznia 1976… Napisałem. No to wszystko jasne: jest początek, początek! Nasionko już jest, które jeśli ma siłę zakiełkować – zakiełkuje – no i zakiełkowało gdzieś w wiosce Zakęcie pod Nową Solą, w mieszkaniu Sylwii Stępień. Pytałem ją, siebie, czy jest możliwe, by zaistniał teatr. Podaliśmy sobie ręce. To był nasz ślub. Tak się stało. Podobała mi się ta matka przyszłych poczęć. Przyprowadzę ci na sznurku wszystkich chętnych – powiedziała. Przyprowadziła trzy osoby: Irenę, Bożenę i Kazię. Taki dziewczyński tercet. Ale dobra nasza – jest kapela – no to szafa gra; tylko teraz jak ją nastawić, co grać, i kto ma decydować? Nie było łatwo. Po dobrej chwili, jakiejś półtorej godziny, staliśmy wciąż pod ścianą w punkcie wyjścia, ilość dróg – ułożona naprędce sterta książek przerażała mnie. To był fakt niepodważalny. Z tego nic nie wyjdzie – skonstatowałem. Chwilę potem pędziłem na swoim ulubionym rowerze typu tandem (innego nie miałem) do domu, do domu, do domu, gdzie leżał sobie egzemplarz miesięcznika „Nowy Wyraz”, a w nim paliwo napędowe, bez którego ani rusz nie poszlibyśmy do przodu. No i to się zaczęło zatrybiać, jak tylko dotknęliśmy magicznych strof Jacka Gulli i jego Poematu o zbawieniu świata, obszernego poematu zalegającego na kilkunastu stronach. W ruch poszedł ołówek, który zakreślał poszczególne fragmenty i dopisywał imię osoby, która miała to przetrawiać. Tak powstał pierwszy scenariusz tego teatru.

Rozpoczęły się próby, by spektakl mógł zaistnieć i wtedy nieoczekiwanie po trzech miesiącach nastąpił rozwód z Sylwią, która pociągnęła za burtę, bez koła ratunkowego – Bożenę. Załoga została szybko uzupełniona i tak na pełnym morzu można było dostrzec Czesławę i Mirosława. Pogoda była raczej wiosenna i tak w pamiętne popołudnie 4 czerwca 1976 roku doszło do pierwszej premiery: Poemat o zbawieniu świata w reżyserii Edwarda Gramonta. Zaś zespół aktorski stanowili: Kazimiera Gesek, Irena Kasprzak, Czesława Soroczyńska, Mirosław Czernicki, Edward Gramont. Entuzjazm po spektaklu, który trwał dwie godziny i dwadzieścia minut, był tak wielki, że drugie tyle wypełniły podniecone rozmowy aktorów, kierownika domu kultury: Jerzego Szyndera i Mirosława Pietkiewicza, studenta UAM w Poznaniu. Wszyscy prześcigali się w komplementowaniu zjawiska, które właśnie zaistniało. Teatr wystąpił pod nazwą: Teatr poezji ZDK „Odra”. Irena Kasprzak wkrótce nie miała sobie równych w kreowanych postaciach, grając dynamicznie i wyraziście spektakle z kontestacyjną nutką, jak Ameryka, Biała wyspa, Poemat o zbawieniu świata, Prosto w twarz, Szkoła czarownic z brawurowo wykonanym tekstem Jamesa Joyce’a Anna Livia Plurabelle, czy też w moim autorskim spektaklu Modlitwa. Czesława Soroczyńska tworzyła postacie bardziej klasyczne; była stonowana, niemniej dramatyczna i budująca świetne nastroje, grając klasycznie w spektaklach Wariat i zakonnica czy Kobieta i mysz.

Repertuar (ach to dopiero są hocki, klocki: ach, ach, ach)

Zaczęło się świetnie, awangardowo, nowocześnie. Można powiedzieć, że teksty Jacka Gulli nie tylko zainspirowały mnie, ale także wyznaczyły kierunek twórczości TERMINUS A QUO. Poemat o zbawieniu świata ewoluował przez wiele lat, doczekawszy się aż pięciu wersji.

Wśród najważniejszych zrealizowanych przedsięwzięć wymienię tylko najważniejsze:
–    spektakle sceniczne: Abraxas; Adiafora; Amnestia; Anna Livia, Gotha Potwór; Antygona; Boski Fidel Castro; Derwisze; Do końca; Dziewczyna z żyletkami; Elektra; Fazy; Głowa zdrajcy; Historia Niesfornej Dziewczynki; Król Lear; Macario; Mara Wariatka; Mgła; Mistyfikacje; Modlitwa; Narzędzia Tortur; Nie do mówienia; Nowa Sztuka Zakopiańska; O ruchu i nieporuszeniu Douve; Pieśń Awrejmełe; Prosto w twarz; Przebudzenie; Ristić; Ruchawy zapalec; Same; Sceny symultaniczne; Sister Kate; Skowyt; Solo Głupiego Pastucha; Spokojnie; Spotkanie; Sublimat; Syndrom Ucieczki; Sysi; Sześcionóg; Szkoła Czarownic; Tangali – baśń brazylijska; Trans-Atlantyk; Trzciny; Trzy białe konie i Julia; Tyrania; Ukrzyżowanie Manekina; Usta/lenia; Usuwanie Alejandry; W Labiryncie Poszarpanych Skał; W ogrodzie Edenu; Wachlarze wyobraźni; Wariat i Zakonnica; Wieczny Odpoczynek; Wielka Woda; Wniebowzięcie; Wygnańcy; Zabawa w czekanie na zabawę; Zawołanie; Ziemia Jałowa; 832 upadki Lubomira Charliego.
–    monodramy: Altazor; Ataraksja; Bachanie; Biję na alarm; Cesarzowa Meksyku; Fiszki Psychowienia; Ja Ediczka; La malcastree; Liteti, manoli, hipete; Marzenka zagra nam na skrzypcach; Noc nie jest dziewicą; Stara Kastylijka; Węzeł Gordysjki.
–    spektakle plenerowe: GO!; Kraina Ułudy; Laski; Noc Kupały; Noc Świętojańska; Parada; Radżas; Smocza Łódź; Szelestnica; Wesele Łużyckie; Winne.

Aktorzy

W zbiorze aktorów, którzy zapisali się mocno na kartach twórczości tego teatru, widnieją oprócz mnie takie postacie jak: Eliasz Gramont, Cezary Molenda, Konrad Gramont, Irena Kasprzak, Magdalena Budzyniak, Adriana Boś, Agata Wojtkowiak, Agnieszka Buczkowska, Tomasz Michniewicz, Zdzisław Grabowski, Katarzyna Mikołajczak, Michał Kasprzak, Katarzyna Brzoza, Aneta Sznajdrowska, Marta Chorążyk, Katarzyna Peca, Wiesław Majos, Joanna Brzoza, Magdalena Teszner, Natanael Gramont, Marzanna Jasińska, Katarzyna Turok, Justyna Stasik, Agnieszka Brzóz, Jakub Kapral, Krzysztof Swereda, Anna Młynarczyk, Kinga Nowak, Marta Rudziakowicz, Joanna Miniach (Pałka), Tomasz Foltyn, Przemysław Kubicki, Agata Remfeld, Kamil Ksiądzyk, Aleksandra Samborska, Agnieszka Małecka, Natalia Baik, Agnieszka Szczepanik, Magdalena Różczka, Agnieszka Kołodyńska, Jarosław Bitner, Dorota Niemycka-Baturo, Sylwia Adamczak, Katarzyna Rybarczyk, Kinga Kaczmarek, Marek Cholewa, Robert Kunysz, Barbara Trzeciak, Marek Pisarczyk, Paweł Stawarz, Jakub Osypiński,

Paweł Kutny, Daniel Kalinowski, Dominik Złotkowski, Marlena Lis, Adrian Żukotyński, Patrycja Gandera, Anna Hofman, Joanna Bratuś, Agata Staszewska, Małgorzata Peca, Ewelina Szymańska, Sławomir Żarski, Sławomir Dębowicz, Tomasz Rybarczyk, Karol Kolba, Marek Wawrzyniak, Halina Lech, Emilia Kałuska, Anna Pukajło, Michał Bonicki, Ada Bednarek, Piotr Lewkowicz, Wiesław Majewski, Piotr Osypiński, Kazimiera Wiśniewska, Adrianna Kołpak, Nikola Bielska, Karolina Leszczyńska, Katarzyna Kuraczycka, Natalia Jedyńska, Monika Chojnacka, Bartosz Siudak, Jerzy Pruski, Katarzyna Jagiełło, Karol Mirowicz, Józef Talarczyk, Julita Łyko, Damian Kołtko, Andrzej Tokarski, Marta Brych, Wawrzyniec Teuerle, Czesława Soroczyńska, Małgorzata Paszkier, Jadwiga Bendowska, Alicja Chyżak, Waldemar Buśko, Aurelia Kaniewska, Katarzyna Arciszewska, Zbigniew Knaszak, Danuta Gąsiorek, Zuzanna Galor, Andrzej Palto, Justyna Dywańska i wielu innych.

Kogo tam jeszcze niesie

To może być zagadka, pytanie bez odpowiedzi, jak z tym powiedzonkiem o wilku… nosił wilk razy kilka… Zanim pojawiły się tytuły spektakli, zanim pojawiły się próby z aktorami, to przecież bywały chwile pełne ekscytacji i marzeń, podróży w nieznane, wędrówki po lasach. Lech Szokarski opowiadał o festiwalu teatru otwartego we Wrocławiu, Jerzy Szynder o Tatrach, a ja szukałem wektorów twórczych w poezji dla siebie. To mnie jarało – teatr i turystyka, czułem, że drzemie we mnie wulkan.

Idylla się skończyła

Tak nagle, tak niespodziewanie, że aż niewiarygodnie. Ledwie maszyna zaczęła dobrze działać, a tu krach – nagły stop, i to nie ze strony aktorów, a ze strony władz fabryki, Nowosolskiej Fabryki Nici, przy której teatr był doklejony. Partyjni aktywiści dostrzegli zło ideologiczne, które niekorzystnie mogło wpływać na załogę, na młodzież, na publikę. Bezpośrednim impulsem, który sprowadził szykany na moją głowę – jak się wydaje – było zaproszenie Teatru – Grupy Franciszkańskiej, który działał przy kościele pw. św. Antoniego, a który prowadził ksiądz Adam Białek.

Przeskok – Wniebowzięcie

13 maja 2024 – Ogród sztuk. Biblioteka Miejska im. Edwarda Stachury w Nowej Soli, koło pergoli wedle platana, dwóch młodzieńców (Natanael Gramont, Szymon Patrzykąt) zajadle walczy na materacach, obrzucając się dość obficie mąką, na przemian wyrzucając przy tym konwulsyjnie teksty Edwarda Stachury z książki Siekierezada albo zima leśnych ludzi, słońce oświetla plac walki i ludzi zgromadzonych na tę okoliczność. Wśród pergoli przechadza się dostojnie, później pochylając się nad wyczerpanymi walką młodzieńcami, piękność teatralna – Kinga Kaczmarek, która też sączy tekst Edwarda Stachury Się (trudno od niej oderwać wzrok). Chwila trwa wiecznie, Eliasz Gramont filmuje spektakl, Karol Kolba robi fotki, Tomek Michniewicz i Irena Kasprzak siedzą na krzesełkach wśród widzów. Idylla.

 

The post Terminus A Quo appeared first on Pro Libris.

]]>
Czym jest moja Itaka? https://prolibris.net.pl/czym-jest-moja-itaka/ Tue, 29 Oct 2024 07:16:04 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14559 Natalia Sztegner

The post Czym jest moja Itaka? appeared first on Pro Libris.

]]>

Natalia Sztegner

Czym jest moja Itaka?

Wojna toczyła się we mnie, odkąd pamiętam. Bój pomiędzy nieokiełznanym Pragnieniem Twórczej Wolności a potężnym Strachem Przed Byciem Ocenianą powodował ogromne straty w moim wnętrzu. Rozjemcą w tym trudnym i bolesnym konflikcie stała się grupa herosów – Lubuska Siła Krytyczna, z dowódczynią Joanną Marcinkowską na czele. Biała flaga powiewała na wietrze przez dwa lata. W tym czasie Pragnienie i Strach żyły obok siebie bez wyraźnie zaznaczonej hegemonii. Nie przeszkadzały sobie wzajemnie. Zapanował względny spokój. Za sprawą delikatnych niczym promienie porannego słońca sugestii Lubuskiej Siły Krytycznej postanowiłam opuścić neutralny grunt zniszczony dotychczasowymi walkami dwóch przeciwstawnych sił i ruszyć na poszukiwanie swojej Itaki niczym mitologiczny Odyseusz.

Swoją tułaczkę rozpoczęłam od przekroczenia krainy Lubuskiego Teatru. Przemierzając kilometry korytarzy, dotarłam aż na balkon – Balkon Ordona w reżyserii Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak-Wolak. Była to fascynująca historia o typowo polskiej rodzinie z najbardziej polskimi cechami. Niczym we fraszkach Krasickiego duet PiK uwypuklił i obśmiał wady naszych rodaków. Ten tragikomiczny spektakl delikatnie zburzył mur, który oddzielał mnie od prawdziwego celu mojego istnienia, którego tak szukałam. Był przepięknym i lekkim początkiem drogi do szczęścia o dosyć gorzkawym posmaku.

Z tym nieprzyjemnym smakiem fałszywej pobożności i patriotyzmu na języku ruszyłam w dalszą podróż. Dopłynęłam do brzegu. Znalazłam się w wielobarwnej zwierzęcej krainie Papugi, Koali, Sowy i innych futrzanych przyjaciół lasu. Była to przestrzeń w Teatrze Lalek, która została wykreowana podczas spektaklu Niezwykłe odkrycie papugi w reżyserii Dominiki Walo i Bartosza Jędrasia. Kolorowa scenografia i kostiumy dostarczyły moim oczom prawdziwej soczystej uczty, natomiast muzyczny koncert, jaki zaserwowała widzom dzielna Papuga, nakarmił mój zmysł słuchu. Tytułowy ptak pochwycił mnie za dłoń i pomógł rozbudzić tę dziecięcą ufność w lepszy świat.

Kolejnym punktem mojej podróży była wizyta w Chorzowie. Klimatyczny Teatr Rozrywki pochłonął mnie bez reszty. Po przekroczeniu progu tego budynku znalazłam się w… klasztorze? Ogromna scena. Rozbudowana scenografia, która przeistaczała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Balansowałam pomiędzy klubem nocnym, komisariatem, aż na dłużej zostałam pomiędzy śpiewającymi siostrami zakonnymi. Taki wachlarz emocji dostarczył mi musical Zakonnica w przebraniu wyreżyserowany przez Michała Znanieckiego. Po raz pierwszy moje zmysły mogły chłonąć tak potężne widowisko, które swoją historią przypominało intrygujący kryminał Agathy Christie. Z wypiekami na twarzy i nowymi pokładami energii mogłam powrócić do murów rodzimego Lubuskiego Teatru.

Z mojego wnętrza wymazywałam Strach. Mój umysł otulało zapomnienie. Swoją cieniutką warstwą amnezji kawałek po kawałku okrywałam mojego najgroźniejszego przeciwnika. Chciałam, aby zapadł w sen zimowy i nigdy się już nie obudził. W taką senną, pokrytą mgłą krainę mogłam przenieść się podczas premiery sztuki Pałac w reżyserii Roberta Kurasia. Z lekką niepewnością i jeszcze nie do końca uśpionym we mnie strachem przyjęłam zaproszenie, aby odwiedzić to miejsce. Surowy wystrój, światło nadające klimat tajemniczości i on… mężczyzna leżący pod żyrandolem w pozycji embrionalnej. Przepadłam w tym świecie. Nie chciałam z niego wychodzić. Błądziłam po zakamarkach pałacu i, odwiedzając emocjonalnie każde z pomieszczeń, dowiadywałam się coraz więcej o sobie. Chłonęłam każde słowo bohatera Jakuba niczym gąbka. Potrzebowałam tych słów, jak spragniony wędrowiec na pustyni. Był to balsam na moje pokiereszowane i wystraszone wnętrze.

Po tym doświadczeniu moje postrzeganie sztuki uległo przeobrażeniu. Uwolniłam z ciemnego pokoju Kreatywność, która niczym pies zerwany ze smyczy próbowała odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Moje myśli biegały od jednego obejrzanego spektaklu do drugiego. Próbowałam wszystko ułożyć w całość. Zgłębiałam i przerabiałam w sobie to, co dał mi w tym sezonie Lubuski Teatr. Po zburzeniu muru, który oddzielał mnie od lepszego, nowego świata, chciałam się tam dostać czym prędzej. Wsiadłam w pociąg i dotarłam. Stolica. Miasto obce, nieznane mi dotychczas. Siedząc w fotelu na widowni Nowego Teatru, czułam się jak Kordian na szczycie Mount Blanc. Nad mgłą, pośród gór moje oczy mogły nasycić się widokiem fenomenalnych Aniołów w Ameryce w reżyserii mistrza Krzysztofa Warlikowskiego. Kilka godzin duchowej uczty. Szczyt teatru w Polsce. I ja. Wolna. Twórcza Wolność została rozbudzona w pełni. Strach zapadł w najdłuższy sen zimowy, o jakim człowiek jest w stanie pomyśleć. Powrót do Lubuskiego Teatru był inny. Był przepiękny. Mogłam wrócić, chwycić za długopis i pisać. Tworzyć to, czego w grupie Lubuska Siła Krytyczna uczyłam się od wielu miesięcy. Stworzyć namacalny dowód emocji i przeżyć, które zawdzięczam teatrowi.

Dopłynęłam do swojej Itaki. Kurtyna.

The post Czym jest moja Itaka? appeared first on Pro Libris.

]]>
Po co nam teatr? https://prolibris.net.pl/po-co-nam-teatr/ Tue, 29 Oct 2024 06:35:03 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14549 Joanna Marcinkowska

The post Po co nam teatr? appeared first on Pro Libris.

]]>

Joanna Marcinkowska

Po co nam teatr?

 

Samotność – cóż po ludziach, czym [teatr] dla ludzi?
Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
(parafraza fragmentu Wielkiej Improwizacji z III części Dziadów Adama Mickiewicza)

Mogłoby się wydawać, że po surrealistycznym czasie pandemii nie tak szybko nastąpi odrodzenie korzystania z kultury i chętny powrót widowni do sal teatralnych. Wszystko jednak zaczęło powracać do normalności stosunkowo szybko, ponieważ okazało się, że kontakt z żywym artystą jest niezwykle cenny, a przeżycia „przez szybę” (ekranów) jednak niezbyt interesują odbiorców na dłuższą metę.

W sezonie 2023/2024 odbyłam bardzo dużo podróży teatralnych. Pasjonuję się teatrem od ponad 20 lat. Mam wykształcenie teatrologiczne, a wieloletnia współpraca z „Dziennikiem Teatralnym” daje mi możliwość pisania recenzji o spektaklach w całej Polsce. Poza tym, jako że pracuję w teatrze, warto zwyczajnie „przewietrzyć głowę” i sprawdzić, co innego/ciekawego można zobaczyć na scenach innych teatrów. Wybór jest ogromny, bo właściwie gdzie nie spojrzymy – tam realizowany jest potencjalnie interesujący spektakl.

Inna rzecz jest taka, że staram się po prostu (w miarę możliwości) być na bieżąco z tym, co dzieje się aktualnie na scenach teatralnych w Polsce. W mojej opinii teatr w naszym kraju stoi na bardzo wysokim poziomie: jest różnorodny, nowoczesny, a podejmowane tematy są uniwersalne. Oczywiście, wybierając spektakle, dokonuję pewnej selekcji i skupiam się na rzeczach, które w mojej intuicji oraz według mojej wiedzy wydają się być najciekawsze czy najważniejsze. Nie da się być też wszędzie, bo często istotne wydarzenia dzieją się symultanicznie, w różnych miastach. Nie da się zobaczyć wszystkiego.

Co ciekawe – zauważyłam, że kiedy przyjedzie się do dużego miasta (jak Warszawa, Kraków, Poznań) i będzie się chciało spontanicznie pójść na jakiś spektakl, okaże się, że nie ma biletów. Oczywiście, można próbować dostać wejściówkę przed samym rozpoczęciem spektaklu, ale wiąże się to z niepewnością, czy w ogóle wejdziemy na spektakl. Wydawałoby się, że (stereotypowo) nikt do teatru nie chodzi i nadal jest to rozrywka dla elit. Nic bardziej mylnego.

Trzeba zauważyć, że w ostatnich latach zmienił się sam sposób ubierania się do teatru – jakkolwiek samo wyjście do teatru nadal jest pewnego rodzaju „świętem”, to jednak w operze wciąż obowiązują stroje wizytowe, natomiast w teatrze ubiór stał się o wiele bardziej „liberalny”. Ważne, żeby było schludnie, ale może być absolutnie „na luzie”. Teatr jest miejscem spotkania, dyskusji, randki, rozrywki, ale przede wszystkim – przeżycia.

Poprzednia władza miała ambicje niszczenia instytucji kultury – takich jak teatr – które uczą krytycznego myślenia, ale też twórczego spojrzenia na rzeczywistość. Zadania sobie wielu pytań na temat tego, co dzieje się wokół nas i próby indywidualnej odpowiedzi na nie. Zastanowienia się także, dlaczego taka a nie inna tematyka aktualnie nurtuje twórcę i w jak dużym stopniu związana jest z tym, co możemy obserwować na co dzień. Myślowy ferment, fundamentalne pytania i potem długie „nocne Polaków rozmowy” – to przecież niebezpieczne!

Można sobie zatem zadać pytanie: po co w ogóle jest teatr? Po co teatr w kraju, w którym spektakle wyprzedawane są z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem jak koncerty rockowe? Dlaczego informacja, że Krzysztof Warlikowski zaczął w Warszawie próby do nowego spektaklu rozpala część naszych obywateli podobnie jak ogłoszenie, że na Stadionie Narodowym zagra Metallica? Skala zainteresowania biletami będzie podobna: po kilku godzinach od startu sprzedaży będzie o nich można tylko pomarzyć.

Właśnie dlatego – jest potrzebny, ponieważ w ludziach jest głód sztuki. Teatr jest dodatkowo ulotny: film po latach będzie wyglądał dokładnie tak samo, będzie można go bez problemu odtworzyć. Rejestracja filmowa spektaklu nigdy nie będzie tym samym, co zobaczenie spektaklu na żywo. Choć tu można podać przykład transmisji na żywo musicalu 1989 w reżyserii Katarzyny Szyngiery, stworzonego w koprodukcji Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Sam spektakl robi furorę i jego transmisja w ramach odświeżonego po wyborach Teatru TV zgromadziła sporą widownię przed ekranami, co nie wpłynęło jednak na frekwencję na samym spektaklu, który nadal pozostaje jednym z hitów i „pozycji obowiązkowych”. W ogóle może warto zauważyć, że sama „reaktywacja” Teatru Telewizji spowodowała niemal „zryw narodowościowy”, bo nagle okazało się, że poniedziałkowy wieczór w większości przypadków ludzie spędzają przed ekranami telewizorów bynajmniej nie po to, żeby oglądać kolejny film sensacyjny, tylko właśnie spektakl teatralny. I nagle okazuje się, że są pokolenia, które właśnie na Teatrze Telewizji się wychowały, co jest swego rodzaju fenomenem.

Oczywiście, można zarzucić, że mówię tylko o zawężonej grupie teatromanów i co kogo teatr interesuje, jak za płotem jedna wojna, jeszcze dalej kolejna, a obok ludzie umierają w lasach. Nie chodzi o to, że ja tego nie zauważam, a twórcy teatralni mają to gdzieś – absolutnie! Teatr jest miejscem, które na bieżąco reaguje na to, co dzieje się wokół nas. Twórcy teatralni nie są zamkniętymi w bezokiennych najczęściej salach teatralnych, oderwanymi od rzeczywistości „zombiakami”. To wykształceni ludzie, którzy swoją sztuką, używając metafor, odnoszą się do świata i życia.

W polskim teatrze powstają produkcje, które odciskają swoje piętno na odbiorcy na lata. Wstrząsający spektakl Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję w reżyserii Mateusza Pakuły (koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie oraz Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach) podejmuje wciąż spychany na margines temat eutanazji ciężko chorych ludzi i „krucjaty” szpitalnej w walce o swoje zdrowie. Kontemplacyjne Balkony. Pieśni miłosne w reżyserii Krystiana Lupy (Teatr Polski w Podziemiu z Wrocławia) są o tym, że zawsze mamy do dyspozycji wycinek rzeczywistości, który zinterpretujemy według naszej wiedzy i doświadczenia. Elisabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (Nowy Teatr w Warszawie) to wielowątkowe, filozoficzno-egzystencjalne rozważania o naszym świecie i o tym, jak na niego wpływamy (mówiąc najogólniej). Brawurowy monodram Pogo w reżyserii Kingi Dębskiej (Teatr Polonia w Warszawie) uświadamia nieprawdopodobny koszt psychofizyczny pracy ratowników medycznych. Dotarłam też w końcu na fantastyczną Wierę Gran w reżyserii Barbary Sass do Teatru Kamienica w Warszawie, żeby otrzeć się o niełatwą historię niezwykłej artystki. Dosyć interesujące okazały się propozycje z mniejszych teatrów – Dzieje grzechu. Opowiedziane na nowo w reżyserii Darii Kopiec o tym, co robią z nami uczucia (Teatr im. J. Modrzejewskiej w Legnicy) oraz Miarka za miarkę w reżyserii Szymona Kaczmarka o intrygach władzy (Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie). Rozczarował mnie natomiast chaotyczny i niespójny Ulisses w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr Polski w Poznaniu).

Warto wspomnieć jeszcze o jednej, niezwykle istotnej rzeczy. Są w polskim teatrze spektakle, grane do dziś z przerwami, które mają już status klasyki/legendy, na których też widownia jest zawsze pełna. W sezonie 2023/2024 odbył się dwusetny pokaz Rodzeństwa w reżyserii Krystiana Lupy (Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, 28 lat po premierze), natomiast w Nowym Teatrze w Warszawie zagrano setny raz Anioły w Ameryce w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (spektakl gościnny TR Warszawa, 17 lat po premierze). Wrócił też kolejny raz (19 lat po premierze) Krum w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (koprodukcja TR Warszawa i Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, grana w Nowym Teatrze w Warszawie). Dodatkowo Narodowy Stary Teatr od kilku lat regularnie kończy sezon Weselem w reżyserii Jana Klaty, który również zbliża się do setki wystawień.

Znów można zadać pytanie – po co? Dlaczego te spektakle nie są „wygaszane” i wciąż wracają do repertuaru jak bumerang? Po pierwsze dlatego, że wyznaczają pewne nie tylko standardy, ale też są to swego rodzaju „kamienie milowe” na teatralnej drodze w naszym kraju. Po drugie – nie straciły na aktualności. Rodzinne piekiełko, brak akceptacji nieheteronormatywności, samotność dojrzałego człowieka czy współcześnie odczytany Wyspiański – te spektakle zachwycają do dziś, są wciąż polecane, a nawet mają swoich fanów! Podejrzewam, że takim wciąż wznawianym widowiskiem stanie się też wspomniany już musical 1989, który historię odczytuje i podaje w sposób oszałamiająco trafny i przemyślany. Do tego wszystkiego mamy (wcale nieskandalizujące!) Dziady w reżyserii Mai Kleczewskiej (Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie).

Kiedy na koncert do Krakowa przyjechał kilka lat temu Sting, bilety rozeszły się bardzo szybko. Prawie 70-letni muzyk w świetnej kondycji dał koncert, złożony właściwie z samych hitów. Starsi przyszli powspominać, młodsi – zobaczyć go na żywo. Póki mogą (ja też byłam jedną z tych osób). Spektakle mają to do siebie, że możemy zobaczyć je „tu i teraz”, na żywo, a ich twórcy są nadal wśród nas – korzystajmy z tego. Kiedy w czerwcu 2017 roku w Krakowie był koncert Linkin Park, nikt nie przypuszczał, że będzie to jeden z ostatnich ich występów przed samobójczą śmiercią ich wokalisty Chestera Benningtona. Co to ma wspólnego z teatrem? To, że w tym sezonie zmarło dwóch ważnych twórców teatralnych: reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Polskiego we Wrocławiu – Jan Szurmiej oraz aktor i reżyser Jerzy Stuhr. Jeden nie zrobi więcej spektakli, drugiego już nigdy nie zobaczymy na scenie. To, że jeśli interesuje nas jakaś dziedzina sztuka, szczególnie taka ulotna, jaką jest teatr – doświadczajmy go, póki możemy. Oglądajmy na żywo spektakle, które są dostępne „tu i teraz”, które tworzą przeżycia, ale też świadczą o artystycznych przemianach. Parafrazując klasyka: spieszmy się kupować bilety, tak szybko się rozchodzą!

The post Po co nam teatr? appeared first on Pro Libris.

]]>
Dramaty, dramatki, dramatiwki https://prolibris.net.pl/dramaty-dramatki-dramatiwki/ Mon, 28 Oct 2024 12:24:35 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14462 Andrzej Buck

The post Dramaty, dramatki, dramatiwki appeared first on Pro Libris.

]]>

Andrzej Buck

Dramaty, dramatki, dramatiwki

1.

Dokonując przeglądu badań pod kątem literatury związanej z lubuskim pisarstwem dramaturgicznym, należy oprzeć się na kilku dosłownie wydawnictwach. W 1998 roku w Oficynie Wydawniczej AND ukazały się Dramatki Artura Belinga i Marka Zgaińskiego. Po kilkunastoletniej przerwie, w roku 2011 pojawiła się na rynku wydawniczym Antologia dramatu lubuskiego[1] wydana sumptem Pro Libris – Wydawnictwa WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze. W 2022 ukazało się wydanie drugie, poprawione i uzupełnione[2]. Pomysł wydania w 2023 roku kolejnej antologijnej publikacji, tym razem pod tytułem Antologia dramatu zielonogórskiego, wynikał z faktu, że coraz liczniejsza grupa rodzimych pisarzy sięgała w swojej twórczości do tego gatunku. Możemy tu zaobserwować zjawisko – jak to określał prof. Kazimierz Wyka w swojej książce Różewicz parokrotnie – procesu „zmiennika gatunkowego” w pisarstwie chociażby takich autorów jak Jolanta Fainstein (Balony), Paulina Korzeniewska (Migdałki), Mirosława Szott (Czekając na śnieg) i inni.

W przywoływanych dramaturgicznych antologiach znajdujemy też teksty napisane i inscenizowane wcześniej, aby przypomnieć lubuską historię omawianego gatunku (Prawdziwe oblicze Piotra Kłucińskiego i Janiny Etner czy Ocalenie Ireny Kubickiej i Alicji Zatrybówny). Podjęta inicjatywa zebrania dorobku dramaturgicznego w formie antologii nawiązywała do podobnych przedsięwzięć, jakie miały miejsce w dotychczasowej historii lubuskiego ruchu wydawniczego i myśli krytycznoliterackiej. W roku 1976 Andrzej K. Waśkiewicz wydał nakładem Wydawnictwa Poznańskiego almanach młodej poezji lubuskiej zatytułowany Moment wejścia[3]. Potem ukazały się kolejne antologie poezji, m.in. pod redakcją Czesława Markiewicza (Rozpoznani spośród. Almanach młodej poezji zielonogórskiej[4]) i Małgorzaty Mikołajczak (w 2001 roku – Mieszkam w

wierszu, współredaktorką tego tomu była Beata Mirkiewicz; w 2006 roku – Od słowa do słowa). Zamysł ten, jeśli idzie o poezję, był kontynuowany przez Małgorzatę Mikołajczak i Mirosławę Szott, które opracowały na zlecenie Wydawnictwa Pro Libris kolejny zbiór wierszy pt. Znów wystawimy twarz do słońca. Antologia lubuskiej poezji 2006-2022 (Pro Libris 2023). Przypomnijmy także, że w 2011 roku wydano zbiór I wspomnisz, i pomyślisz o mnie… jako Pamiątkową księgę wierszy członków ZLP w Zielonej Górze 1961-2011[5]. Gorzej bywało z prozą. Wspominam tu jedynie antologię prozy pisarzy Ziemi Lubuskiej pt. Zielone krajobrazy, wydaną w Poznaniu w 1975 roku pod redakcją Andrzeja K. Waśkiewicza[6]. Notacja innych antologii lubuskich to jednak zajęcie dla bibliografów.

Prezentowane w niniejszym artykule rozważania dotyczą przede wszystkim dramatów ze wskazanych wyżej antologijnych wydawnictw prezentujących dorobek lubuskiej dramaturgii, niemniej jednak trudno nie odnieść się do ważnych kontekstów okołodramaturgicznych – lubuskich, zielonogórskich, historycznych, gatunkowych czy dotyczących samych autorów.

A jakie były początki?

2.

Historia gorzowskiego i zielonogórskiego dramatu zaczyna się tuż po zakończeniu działań wojennych. Już w 1945 roku powstała sztuka teatralna w czterech odsłonach zatytułowana Prawdziwe oblicze autorstwa Piotra Kłucińskiego i Janiny Ertner. Jej genezę (premiera w lutym 1946 roku w Teatrze Miejskim) opisał Mieczysław Turski w książce wspomnieniowej Takie to były czasy[7]. W roku 1995, z inicjatywy Zdzisława Piotrowskiego, w WiMBP im. Cypriana Norwida odbyło się czytanie tego historycznego tekstu w reżyserii Ludwiny Nowickiej[8]. Przez dwa wieczory występowała Doraźnie Dobrana Grupa Amatorów (uczniowie z LO nr 1, grali: Jadwiga Nowicka, Karol Lubiatowski, Krzysztof Rataj, Grzegorz Walków, Radosław Mytkowski i Dawid Szep), w spotkaniu uczestniczyła Bronisława Luboch – jedyny świadek i uczestnik premiery w 1946 roku.

Na marginesie: „Gazeta Lubuska” w numerze z 22 stycznia 1998 roku opisała jubileusz Janiny Ertner[9], który odbył się w Lubuskim Teatrze. Przygotowano czytanie fragmentów Prawdziwego oblicza oraz prezentację spektaklu Lubuskiego Teatru Dziady w reżyserii Adama Orzechowskiego[10].

18 lutego 1961 roku w Lubuskim Teatrze dyrektor i reżyser, Marek Okopiński, wystawił sztukę Ireny Kubickiej i Alicji Zatrybówny zatytułowaną Ocalenie. Rzecz dzieje się jesienią 1946 roku w powiatowym miasteczku nad Odrą. Dziewięć postaci tworzy nieco dydaktyczną i propagandową anegdotę (Piotr Bacewicz, Róża, Janusz, Paweł Rebelka, On, Romaszkiewiczowa, Czerpakowa, Gertruda, Annemarie). Autorki były dziennikarkami pracującymi w prasie zielonogórskiej (Irena Kubicka[11] – przez wiele lat w dwutygodniku społeczno-kulturalnym „Nadodrze”, Alicja Zatrybówna jako publicystka „Gazety Zielonogórskiej” i „Gazety Lubuskiej”). Warto dodać, że przy realizacji scenicznej tekstu pracował ówczesny kierownik literacki PTZL Stanisław Hebanowski, a w spektaklu grali m.in. Henryk Machalica, Halina Winiarska, Zdzisław Giżejewski czy Halina Lubicz. Co ciekawe, utwór ukazał się później, w 1962 roku w ramach wydawnictwa Biblioteka Repertuarowa Centralnej Poradni Amatorskiego Ruchu Artystycznego jako reportaż sceniczny[12], w opracowaniu dramaturgicznym i z uwagami scenicznymi Janusza Nowackiego (scenografia Jerzy Gorazdowski). Wydanie zawierało uwagi inscenizacyjne, scenograficzne oraz projekty kostiumów i dekoracji.

Również w twórczości takich literatów lubuskich jak Andrzej K. Waśkiewicz, Janusz Koniusz czy Zdzisław Morawski znajdziemy teksty z pogranicza dramatu i słuchowiska radiowego[13]. Pierwszego z nich przypomniał w cyklu „Czytelnia Dramatu” Lubuskiego Laboratorium Książki Biblioteki Norwida dr Janusz Łastowiecki, adaptując dla potrzeb sceny utwór Ciemność.

Janusz Koniusz z kolei był autorem scenariuszy do słuchowisk radiowych. W „Dialogu” (1993, nr 6) publikował Pod szczęśliwą gwiazdą. Słuchowiska według Koniusza zrealizowano m.in. w rozgłośniach: Zielona Góra, Katowice i Warszawa. Wśród nich znalazły się: Zabawa w porcie (Teatr Polskiego Radia Rozgłośnia PR w Zielonej Górze, premiera 25 sierpnia 1971; reżyseria: Zbigniew Solecki; realizacja akustyczna: Zygmunt Galek; obsada: Pałys – Jan Ibel, Madera – Ryszard Zieliński, Kwamo – Cyryl Przybył, Werner – Jerzy Glapa, Elisabeth – Daniela Zybalanka); Pięciu (Teatr Polskiego Radia, premiera 26 sierpnia 1977, reżyseria: Henryk Rozen; realizacja akustyczna: Wojciech Truszczyński; obsada: Sztygar – Marian Kociniak, Bryła – Andrzej Siedlecki, Bartosik – Kazimierz Kaczor, Czapla – Franciszek Pieczka, Wieczorek – Jan Jeruzal); Chołodziec (Teatr Polskiego Radia Rozgłośnia PR w Zielonej Górze, premiera 15 sierpnia 1976; reżyseria: Jerzy Glapa; realizacja akustyczna: Zygmunt Galek, Zdzisław Ellman; obsada: Ojciec – Jerzy Śliwa, Matka – Kazimiera Starzycka–Kubalska, Tadeusz, ich syn – Roman Talarczyk, Gość – Hilary Kurpanik); Pod szczęśliwą gwiazdą (Teatr Polskiego Radia Rozgłośnia PR w Katowicach, premiera 5 grudnia 1993; reżyseria: Beata Kasztelaniec, realizacja akustyczna: Jacek Kurkowski; obsada: Ojciec – Jacenty Jędrusik, Matka – Joanna Budniok-Machera, Córka – Agata Witkowska, Chłopiec – Jerzy Połoński); Żeby niebo było gwiaździste (Teatr Polskiego Radia, premiera 2 listopada 1980; reżyseria: Jan Zelnik; realizacja akustyczna: Alina Langiewicz; obsada: Mężczyzna – Tomasz Zaliwski, Kobieta – Teresa Lipowska, Dziewczyna – Ilona Kuśmierski, Chłopiec – Cezary Kwieciński).

Książnica gorzowska imienia Zbigniewa Herberta posiada w swoich zbiorach teksty dramaturgiczne prozaika Zdzisława Morawskiego, co z pieczołowitością zarejestrowała Krystyna Kamińska[14].

W archiwum Zdzisława Morawskiego, jakie od 2018 r. znajduje się w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im Zbigniewa Herberta, sztuki teatralne stanowią duży zespół. Nie są one datowane, trudno więc ustalić, w jakiej kolejności były pisane. […]. Żadna [ze sztuk] nie była drukowana w całości, na łamach „Nadodrza” opublikowano jedynie fragmenty „Marii Prety” i „Wilczych Dołów”. Zdzisław Morawski interesował się życiem teatralnym Gorzowa i miast sąsiednich, pisał recenzje najpierw do „Stilonu Gorzowskiego”, potem „Nadodrza” i innych pism.

3.

Ważne dla lubuskiej twórczości dramaturgicznej okazały się lata dziewięćdziesiąte…

Kolejnym lubuskim autorem o skłonnościach dramaturgicznych był wówczas Jan Kurowicki – filozof, krytyk literacki i poeta. Pan Kepler raczy umierać to tytuł monodramu wydanego przez oficynę Pro Libris WiMBP im. Cypriana Norwida w 1997 roku. Utwór opowiada o ostatnich godzinach życia wielkiego astronoma niemieckiego XVII wieku, w których z przeraźliwą dramatycznością pojawiają się pytania o ludzki sens kosmosu i tragedię życia oraz umierania. Tłem monodramu jest epoka Keplera, lecz pytania i próby odpowiedzi mają charakter uniwersalny. Wspomniany tekst Jana Kurowickiego wystawił 8 września 1997 roku Lubuski Teatr w reżyserii Artura Belinga.

W roku 1998 ukazała się z kolei nakładem Oficyny Wydawniczej AND Andrzeja Bucka antologia dramatów Artura Belinga i Marka Zgaińskiego pt. Dramatki (cztery sztuki), zawierająca następujące teksty: Zastępstwo, Zdechł kanarek, Miłość na telefon, Peep show czyli zastępstwo drugie.

Nadmieńmy, że tekst autorów Zdechł kanarek wystawił Krzysztof Prus 1 lutego 1997 w Lubuskim Teatrze za dyrekcji Piotra Bogusława Jędrzejczaka, z muzyką Marka Zgaińskiego i w oprawie scenograficznej Artura Belinga[15]. Później (16 kwietnia 2000 roku) na afiszu teatru pojawił się jeszcze inny tekst z antologii – Miłość na telefon w reżyserii Artura Belinga z muzyką Marka Zgaińskiego i scenografią autorów[16]. Beling jest też autorem tekstu Aktor-Reaktor wystawionego na scenie Teatru im. J. Osterwy we Wrocławiu.

4.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy wymienionych wyżej – Marku Zgaińskim i Arturze Belingu.

Marek Zgaiński od 2011 prowadzi w Poznaniu (wspólnie z Joanną Nawrocką) Mój Teatr, gdzie wystawił kilka monodramów swojego autorstwa. Publiczności teatralnej dał się poznać jako dramaturg, w latach 90. ubiegłego wieku, wystawiając w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze trzy tytuły napisane wspólnie z Arturem Belingiem: Zastępstwo (nagroda za debiut na Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Toruniu, 1995), Zdechł kanarek, Miłość na telefon.

Mój Teatr[17] jest teatrem utrzymującym się wyłącznie ze sprzedaży biletów. Ponad 20 spektakli Zgaińskiego, ówcześnie wystawianych, obejrzało łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób. Dramaturg jest też autorem słuchowisk zrealizowanych w Teatrze Polskiego Radia oraz w Radiu Merkury i Radiu Zachód. Jego reportaże i realizacje akustyczne publikowane były we wszystkich publicznych rozgłośniach radiowych w kraju.

Artur Beling natomiast od lat prowadzi z Beatą Beling zielonogórski Teatr Rozrywki Trójkąt (wcześniej oboje pracowali w Lubuskim Teatrze, tu zresztą Beata Beling debiutowała w inscenizacji Zbigniewa Lisowskiego Iwona księżniczka Burgunda Witolda Gombrowicza). Artur Beling kontynuuje twórczość dramaturgiczną pod pseudonimem Gunnar Hayen, stąd obecność w Antologii z 2022 roku dramatu Gra na krawędzi. Autor napisał też dramat Trzy świnki (premiera 26 listopada 2015 w Teatrze Rozrywki Trójkąt), który został opublikowany w Antologii dramatu zielonogórskiego.

5.

Niektóre zamieszczone w antologiach teksty były często wystawiane w lubuskich teatrach, a ich autorzy związani są, bądź byli w przeszłości, z regionem, który określamy terminem Ziemia Lubuska czy obecnym województwem lubuskim.

I tak na przykład w roku 2006 Ireneusz Kozioł pojawił się w Lubuskim Teatrze z propozycją wystawienia któregoś ze swoich dramatów. Dyrektor Teatru wybrał na debiut dramaturgiczny Kozioła tekst Spuścizna[18]. 24 marca 2006 rozpoczął się 8. Przegląd Współczesnego Dramatu. Na początek odbyła się prapremiera Spuścizny Ireneusza Kozioła, w reżyserii Piotra Łazarkiewicza, ze scenografią Katarzyny Sobańskiej i muzyką Antoniego Łazarkiewicza. Premiera została przygotowana i była grana w ramach Sceny Młodej Reżyserii i Nowej Dramaturgii.

Z kolei drugi tekst Ireneusza Kozioła zatytułowany Pokropek[19], który wszedł do repertuaru Lubuskiego Teatru (premiera prasowa 27 lutego 2007, premiera 24 marca 2007), powstał w ramach „mechanizmu zamówienia”. Kozioł został zaproszony przez ówczesnego dyrektora teatru do napisania dramatu inspirowanego historią Zielonej Góry, dodajmy: nieznaną bądź mało znaną. Utwór został przed premierą wydrukowany w miesięczniku „Dialog”[20] (historię Pokropka opisuję w tekście zamieszczonym w części Antologii dramatu lubuskiego z 2022 roku zatytułowanej Varia[21]). Obydwa dramaty wyreżyserował Piotr Łazarkiewicz.

Najbardziej natomiast rozpoznawalnym współczesnym dramaturgiem lubuskim jest Iwona Kusiak. Czekaj ukazało się na łamach miesięcznika „Dialog”, a Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie (2 marca 2008) wprowadził tekst do repertuaru.

Kusiak dzięki współpracy z reżyserem Jackiem Głombem, który został przez Jana Tomaszewicza zaproszony do wyreżyserowania tekstu inspirowanego historią Gorzowa, napisała dramat Zapach żużla[22] (Edward Jancarz, tragicznie zmarły żużlowiec gorzowskiej Stali, stał się spiritus movens scenariusza autorki). W gorzowskim Teatrze Osterwy Jacek Głomb wystawił też tzw. opowieść lokalną Stilon – najlepszy ze światów Katarzyny Knychalskiej. Premiera miała miejsce 12 marca 2016 roku. Dramatem, który – pomimo próby realizacji scenicznej w przestrzeni miasta – nie znalazł jeszcze szansy realizacji teatralnej, jest Obudzone miasto Wojciecha Śmigielskiego. To tekst również napisany na zamówienie, tym razem władz miasta Zielona Góra. Obudzone miasto w jubileuszowej realizacji Roberta Czechowskiego (30 maja 2011) jako myśl teatralna Wojciecha Śmigielskiego zostało – ze szkodą dla tekstu i jego inscenizacji – zdominowane udziałem w inscenizacji Teatru Klinika Lalek z Wolimierza. W konsekwencji wszechobecne w inscenizacji olbrzymie lalki stały się jedynym atutem zorganizowanej przestrzeni przez reżysera. Tekst Śmigielskiego biegł jedynie z offu w poetyce dźwiękowej, dosyć stereotypowej, przypominającej dawne posiedzenia partyjne. Umieszczenie świata przedstawionego dramatu w rzeczywistej przestrzeni zdarzeń – obok dawnego Domu Katolickiego – mogło stać się atutem inscenizacji. Nastąpiło napełnienie przestrzeni miejskiego placu teatralną lalką i maską oraz offowym, zwielokrotnionym w swej dynamice, głosem. Całość uzupełniały nawiązania do Kantorowych ławek. Zresztą, jeśli przeczytamy ideę inscenizacji zapisaną we Wprowadzeniu przez autora tekstu, to przekonamy się, że jest ona nieco odmienna od tej, którą zaproponował reżyser. Podczas pracy nad wydaniem Antologii dramatu lubuskiego z 2022 roku, poszerzonym i uzupełnionym, udało się natomiast przekonać Przemysława Grzesińskiego (byłego sekretarza literackiego Lubuskiego Teatru) do wyrażenia zgody na zamieszczenie jego tekstu zatytułowanego Po prostu Leon po prostu. Premiera tego tytułu odbyła się w Lubuskim Teatrze 3 kwietnia 2011 roku. Grzesiński dołączył w ten sposób do grupy lubuskich dramaturgów. Przez ostatnie lata (do roku 2022) swoją obecność w środowisku teatralnym Zielonej Góry zaznaczył też Lech Mackiewicz, aktor filmowy i teatralny, reżyser, scenarzysta i tłumacz. Mackiewicz zrealizował m.in. spektakle: Małgośka z Zielonej (scen. i reż.; 2015); autorski spektakl Ja Ciebie też (scen. i reż.; 2015, potem powstała wersja filmowa); Tennessee Williams, Szklana menażeria (tłum. i reż., 2016) oraz Ja i Beatrix – monodram (2016); Ojej, kobieta (scen., 2016); Bóg mordu (2018); Kamienie w kieszeniach (2020). Był bohaterem cyklu „Lubuskie konotacje” podczas 7(11) edycji Kozzi Film Festiwal. Festiwal Filmu, Teatru i Książki 2021. W ramach cyklu, 15 września w Pałacu Książęcym w Zatoniu odbyło się czytanie jego sztuki Nie jesteś moim Abbą z muzyką w wykonaniu Baru Bejzy, przygotowane w ramach specjalnego festiwalowego wydania „Czytelni Dramatu”. Ponadto dramatem Jeszcze żywi debiutowała w tomie Mirosława Szott, poetka i badaczka literatury, autorka tomiku Pomiary Zamku i prozy poetyckiej Anna oraz monografii Czytanie miejsca. Poezja lubuska w perspektywie geopoetyki. Młodsze pokolenie, tekstem Bohater i kobieta reprezentuje Marek Krukowski, spadkobierca różewiczowskiego myślenia o dramacie teatralnym. Prezentowane dramaty Krukowskiego i Szott miały już próby czytane w ramach „Czytelni Dramatu” – inicjatywy Andrzeja Bucka i Janusza Łastowieckiego[23] (koordynator cyklu). Próby te odbywały się w Bibliotece Norwida i w Parku Książęcym w Zatoniu[24]. Poniżej prezentuję pełną listę czytań, które odbywały się w latach 2021-2024:

Wrzesień 2021 / Zatonie: Eljot em / Lech Mackiewicz, Nie jesteś moim Abbą Listopad 2021: Stefan Grabiński, Warkocz Amelii Grudzień 2021: Jerzy Górzański, Kogut na Księżycowej drodze Styczeń 2022: Borbála Szabó, Lekarz na telefon Luty 2022: Ireneusz Iredyński, Trybunał Marzec 2022: Natalia Błok (Haтaлкa Блoк), Przez skórę Kwiecień 2022: Anna Wakulik, Dziki zachód Maj 2022: Marek Krukowski (harry kowalski), Bohater i kobieta Czerwiec 2022 / Zatonie: Waldemar Matuszewski, Nie chcę matki piękniejszej od mojej Czerwiec 2022 / Zatonie: Mirosława Szot, Jeszcze żywi Wrzesień 2022: Seweryn Goszczyński, Król zamczyska Październik 2022: Halinka Bohuta-Stąpel, Świat według Kayli Listopad 2022: Andrzej K. Waśkiewicz, Ciemność Styczeń 2023: Jolanta Fainstein, Mama ma szorstkie ręce Marzec 2023: Artur Beling, Trzy świnki Kwiecień 2023: Michał Banaszak (tomik Exit), Zgasić światła świata (scenariusz M. Szott) Maj 2023: Mariusz Babicki, W poszukiwaniu damy PIK Wrzesień 2023: Jerzy Niemczuk, Meneliada, czytanie i reż. Marek Sitarski Październik 2023: Paulina Korzeniewska, Migdałki Listopad 2023: Jon Fosse, Letni dzień Grudzień 2023: Seans radiowy ze słuchowiskiem Joanny Kulmowej, Aniołowie się radują Styczeń 2024: Otta Pavel, Bajka o Rasce Marzec 2024 Anna Burzyńska, Malarka zwłok Kwiecień 2024: Jolanta Fainstein, Balony Czerwiec 2024: Alicja Łukasik-Ścigaj, Dni powszednie (czyli materiał do zbudowania dramatu rozpisanego na dwa głosy)

Z działań teatralnych natomiast warto także wspomnieć o Przeglądzie Współczesnego Dramatu REWIZJE, festiwalu, który w latach 1999-2007 odbywał się w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze i promował polską dramaturgię współczesną, w tym zielonogórską[25].
6.
Zebrane we wcześniej wydanych Antologiach dramatu lubuskiego (2011 i 2022) i Antologii dramatu zielonogórskiego teksty i ich autorzy pokazują, że tak jak badacze i krytycy literaccy piszą i mówią o poezji i prozie lubuskiej, tak można używać pojęcia dramat i dramaturg lubuski. Oczywiście są to jedynie kategorie porządkujące pojawiające się zjawiska w literaturze i teatrze. W dobie globalizacji powinniśmy pamiętać o względności prób regionalizacji literatury, a w tym również dramatu. Niemal wszystkie zawarte we wspomnianych i przywoływanych wydawnictwach teksty powstały współcześnie, ich autorzy są w większości czynnymi dramaturgami, a także pracują w teatrach. Tekst dramatu najczęściej traktowany jest jako partytura teatralna, a ukazujące się antologie dramatu jako zbiór możliwych do wykorzystania partytur[26]. Antologie to także próba utrwalenia niewątpliwego dorobku literackiego środowiska. Dramaty lubuskie, jeśli idzie o ich klasyfikację tematyczną, są bardzo zróżnicowane. Mamy tu teksty, których genezy i inspiracji dopatrywać się należy w dramacie Przemysława Wojcieszka Made in Poland wystawionego w 2004 roku w teatrze legnickim przez autora. Anegdota tzw. blokowiska, a też i przestrzeń inscenizacji, dawnego supersamu, zainaugurowały nowy nurt w polskim teatrze. We wspomnianym nurcie mieści się publikowany w pierwszym wydaniu tekst Czesława Markiewicza. Z kolei Spuścizna Kozioła korzysta z inspiracji dramaturgii brytyjskiej i niemieckiej zapoczątkowanej w polskim teatrze inscenizacjami Sary Kane (Oczyszczeni) czy Shopping and Fucking Ravenhilla. Roman Pawłowski określił ją w wydanej przez siebie antologii[27] mianem „pokolenia porno”. Ale są również dramaty inspirowane historią regionu, czy jak to często się określa, dziejami małej ojczyzny. Taki charakter ma tekst Pokropek Ireneusza Kozioła oraz Obudzone miasto Wojciecha Śmigielskiego. Przywracają one naszej pamięci rok 1960, czyli tzw. Wydarzenia Zielonogórskie, porównywane często przez historyków do Wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Inny z kolei, ale mieszczący się w omawianej kategorii, tekst Zapach żużla sięga do biografii tzw. ikon regionu, osób nieprzeciętnych, ich życiorysu. W tym nurcie mieści się też Stilon czy Papusza. Mariusz Puchalski (pseudonim Wisława Szekspyra), aktor Teatru Nowego w Poznaniu, trafił do Lubuskiego Teatru jako autor tekstu do spektaklu kabaretowego Dyrektor kazał zrobić kabaret[28]. Powstał wtedy Kabaret Pod Leonem Lubuskiego Teatru, który działał w Salonie Artystycznym Stańczyk. W pierwszym wydaniu Antologii pomieściłem też groteskę CHamlet, czyli co się dzieje w państwie duńskim, napisaną także dla Kabaretu Pod Leonem Lubuskiego Teatru. Doświadczenia Mariusza Puchalskiego kontynuuje obecnie Halina Bohuta-Stąpel[29]. Opracowała Legendę o świdnickich dębach oraz napisała słowa i skomponowała muzykę do towarzyszącej jej ballady. Przetłumaczyła też z języka niemieckiego teksty zielonogórskiego twórcy kabaretowego Ottona Juliusa Bierbauma. Spod jej pióra wyszedł także scenariusz filmowej komedii muzycznej pt. 33 minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi, opartej na oryginalnym tekście XIX-wiecznego śląskiego twórcy, dramaturga, aktora i poety romantyzmu Karla von Holteia (1798-1880) oraz tłumaczenie utworu scenicznego. Wydanie limitowane zawiera wstęp tłumaczki, prolog, przekład oraz piosenki, ich zapis nutowy. Tekst zrecenzował regionalista Stanisław Rogala. Halina Bohuta-Stąpel jest też autorką dramatu Świat według Kayli, spektakl familijny (12 scen), który zamieszczono w Antologii dramatu zielonogórskiego. Warto wspomnieć o jeszcze jednym tekście okolicznościowym, pełnym humoru dialogowanym zapisie historii Lubuskiego Teatru autorstwa Edwarda Mincera z okazji 50-lecia powstania sceny zawodowej w Zielonej Górze[30]. Tekstem, zamieszczonym w pierwszym wydaniu Antologii, który nie trafił na deski sceniczne, jest utwór O Wandzie, która chciała Niemca, autorstwa znanego zielonogórskiego poety, prozaika i krytyka literackiego Czesława Markiewicza. Nie oznacza to jednak, że tekst ten nie trafił do rąk reżysera i kto wie, czy gdyby nie przedwczesna śmierć Piotra Łazarkiewicza, bo o nim mówimy, nie znalazłby się na scenie. W roku 2007, podczas 9. edycji Festiwalu Współczesnego Dramatu Rewizje.pl, w ramach prowadzonych tam cyklicznych otwartych prób czytanych, Piotr Łazarkiewicz przeprowadził taką próbę. Janusz Łastowiecki w recenzji pierwszego wydania Antologii upomniał się o obecność jeszcze innych, konkretnych tekstów w zbiorze, pisał:

Myślę też, że znalazłoby się jeszcze dwóch autorów, których można by tutaj uwzględnić. Zwłaszcza że Andrzej Buck rozszerza pojęcie „dramatu lubuskiego” w posłowiu o „tekst powstały na zamówienie instytucji kultury, która ma swoją siedzibę na Ziemi Lubuskiej”. Brakuje mi w tym zbiorze lekkiego tonu z dramatów Marka Zgaińskiego. Nie ma wybitnej realizacji Zabijania Gomułki według prozy Pilcha w reż. Jacka Głomba czy najnowszej Trash story Magdy Fertacz w reżyserii Marcina Libera (z tym, że ta sztuka miała swoją premierę w lubuskim teatrze dopiero w 2012, niemniej od 2008 roku istniejąca już w post-niemieckiej świadomości lubuskich widzów teatralnych)[31].

Warto zastanowić się nad powyższymi sugestiami. Adaptacja Tysiąca spokojnych miast Jerzego Pilcha (premiera za dyrekcji Andrzeja Bucka: 21 kwietnia 2007, później w Legnicy) wymagałaby z pewnością nie tylko zgody autora adaptacji Roberta Urbańskiego, ale i spadkobierców Pilcha. Trash story z kolei również zasługuje na uwagę ze względu na procesy adaptacyjne pogranicza i ludności tu mieszkającej. W programie wydanym z okazji premiery Trash story Magdy Fertacz w reżyserii Marcina Libera czytamy:

Tematem naszego przedstawienia jest pamięć. Pamięć o tych, którzy mieszkali tu przed nami. Mieszkali w domach, w których teraz mieszkamy MY. ICH już nie ma. Zostały ślady: listy, fotografie, przedmioty codziennego użytku, meble, domy i groby. Ta historia nie jest osobna, historia jest wspólna. Pamiętajmy o tym[32].

Cytowany tam jest fragment sztuki, który dopełnia i uzasadnia sugestię recenzenta:

Ten dom jest przeklęty… na grobach sobie życie układać… Ojciec kopał… za budą… chciał ziemi trochę do podsypania pomidorów… jakąś szmatę wyciągnął… potem całe ciało… malutka taka blondyneczka…, ojciec do lasu wyniósł… świeczkę mama zapaliła. Nie mogliśmy zapomnieć. Nie da się zapomnieć… A zapomnieliśmy[33].

7.

Antologia dramatu zielonogórskiego nawiązywała do poprzednich zbiorów zawierających teksty dramaturgiczne zielonogórskich autorów. Jeszcze raz podkreślamy, że dominuje tu twórczość Iwony Kusiak, zielonogórzanki, mieszkającej w Zielonej Górze, choć jej sztuki wystawiał poza Płockiem i Czeskim Cieszynem przede wszystkim teatr gorzowski.

W zbiorze znalazł się tekst Jolanty Fainstein Mama ma szorstkie ręce (dramat w II aktach, publikowany też w samodzielnym wydawnictwie), nominowany w gliwickiej Nagrodzie Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza. To najważniejszy debiut dramaturgiczny w ostatnim czasie. 

Jego czytanie miało miejsce 12 stycznia 2023 roku w „Czytelni Dramatu” Biblioteki Norwida.

Ten tekst, wydany przez Wydawnictwo Pro Libris, recenzowała w kwartalniku „Pro Libris” Joanna Marcinkowska[34]. W styczniu 2023 roku w „Czytelni Dramatu” został przeczytany drugi akt dramatu. Czytanie reżyserował Zdzisław Wardejn, a wystąpili
aktorzy: Elżbieta Donimirska, Janusz Młyński, Joanna Koc, Ewa Dobrucka, Daniel Zawada, Artur Beling, Beata Beling. Muzykę na żywo realizował Jakub Gościniak. Nowy projekt autorki, zatytułowany Balony, potwierdza zarówno budowaną przez nią pozycję jako dramaturga, jak i indywidualny sposób kształtowania przestrzeni dramaturgicznej.

Lech Mackiewicz, aktor i reżyser, pracował w Lubuskim Teatrze, obecnie jest zatrudniony w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pracował też m.in. w Teatrze im. Jaracza w Łodzi i Teatrze Dramatycznym w Warszawie. W 1985 roku, przebywając w Australii, założył własny teatr Auto Da Fe, którego spektakle były grane na międzynarodowych festiwalach. Pisze i wystawia swoje sztuki zarówno w języku angielskim, jak i polskim. Jego dramaty były publikowane i wystawiane w Australii. W antologiach opublikowane zostały dwa teksty jego autorstwa, Do Ciebie mówię, Dzień dziecka.

Gunnar Hayen (właściwie Artur Beling) z kolei jest autorem dramatu Trzy świnki, który jest już po próbie czytanej w „Czytelni Dramatu” Lubuskiego Laboratorium Książki (22 marca 2023), a premierę miał w 2015 roku (26 listopada) w Teatrze Rozrywki Trójkąt w reżyserii autora (obsada: B. Beling, M. Weigelt, A. Beling, S. Krzywiźniak, M. Wasilewski).

Paulina Korzeniewska (Lubuski Wawrzyn Literacki 2016) w 2006 ogłosiła arkusz poetycki Tu można tylko latać, a w 2011 – debiutancką książkę Usta Vivien Leigh. W 2022 roku nakładem Wydawnictwa Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu ukazał się tom Mnie. Migdałki zaś to jej debiut dramatyczny.

Halina Bohuta-Stąpel, o której pisałem wcześniej w kontekście Antologii dramatu lubuskiego (2022), jest autorką dramatu Świat według Kayli, spektakl familijny (12 scen) prezentowanego w antologii. Również ten tytuł miał swoją premierę w formule próby czytanej w „Czytelni Dramatu” LLK Biblioteki Norwida (czytali: Elżbieta Donimirska, Beata Beling, Robert Kuraś, Artur Beling, Władysław Edelman).

Konrad Pruszyński natomiast, ze sztuką Akcja Hiacynt, reprezentuje młodsze pokolenie dramaturgów lubuskich (1997). Fragmenty dramatu publikował w kwartalniku „Pro Libris” (2023 nr 3/84, s. 87-92). Wcześniej w „Pegazie Lubuskim” 2022, nr 4 (Brothers in Love). Autor jest aktorem, dramaturgiem i teatrologiem, twórcą Teatru Mostów, współpracuje z Teatrem Modrzejewskiej w Legnicy i Teatrem Osterwy w Gorzowie. Debiutancką premierą Konrada Pruszyńskiego była sztuka Jestem czysty w reżyserii Bogumiły Jędrzejczyk (2021). W repertuarze teatralny znalazły się teksty: Romantyczki (2023) i WERTER.PL (2023).

W nurcie propozycji z Antologii dramatu lubuskiego, które reprezentowała twórczość aktora Teatru Nowego w Poznaniu, reżysera i autora tekstów kabaretowych Mariusza Puchalskiego, mieści się tekst Haliny Bohuty-Stąpel Romea i Julii tragedia prawdziwa.

Odrębną propozycją jest scenariusz Mirosławy Szott Zgasić światła świata oparty na poezji laureata Wawrzynu Literackiego 2022 w kategorii poezji, Michała Banaszaka. Dokładniej chodzi o tom EXIT (w roli Boga wystąpił Edward Gramont, w roli Pasażera – Wojciech Romańczyk, muzyka – Andrzej Izdebski, reżyseria dźwięku – Janusz Łastowiecki, światło – Jakub Bartusz).

8.

Na tzw. rynku lubuskiej dramaturgii pojawiają się nieustannie nowe nazwiska. Takim spektakularnym przykładem jest wspomniany debiut dramaturgiczny Jolanty Fainstein, która w 2022 roku zaistniała sztuką Mama ma szorstkie ręce[35]. Z drugiej strony, pojawiają się nowe tytuły w ugruntowanej literacko i teatralnie twórczości Iwony Kusiak (Wiedźmy, Marsz, marsz, Owca odważna, No make up). Także znakomity Baszert, wystawiony w gorzowskim Teatrze im. Juliusza Osterwy, został napisany przez zielonogórzankę. Warto odnotować, że w 2024 roku Teatr Osterwy wystawił najnowszy monodram Iwony Kusiak No make up, napisany specjalnie dla aktorki Karoliny Miłkowskiej (w reżyserii Magdy Skiby).

Ale to nie koniec listy lubuskich dramaturgów. W „Czytelni Dramatu” debiutują kolejne nazwiska, np. Alicja Łukasik-Ścigaj dramatem Dni powszednie, czyli materiał do zbudowania dramatu rozpisanego na dwa głosy w reżyserii Lecha Mackiewicza. Ta urodzona w 1993 roku w Gorzowie Wlkp. absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego w 2010 roku zadebiutowała tomikiem Przebudzenie, za który otrzymała wyróżnienie w kategorii debiut w konkursie Lubuski Wawrzyn Literacki. Alicja Łukasik-Ścigaj jest też laureatką kilku innych nagród: w 2020 roku zdobyła pierwsze miejsce w konkursie Pisanie Dobre na Chandrę w kategorii „proza” za opowiadanie Jasieczki/więzy krwi; dwukrotnie znalazła się w półfinale
Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, a w 2017 roku została nagrodzona za Dni powszednie w konkursie dramaturgicznym Metafory Rzeczywistości organizowanym przez Teatr Polski w Poznaniu. Publikowała w antologiach i czasopismach kulturalnych, w tym w czasopiśmie „Dialog”. Dramat Alicji Łukasik-Ścigaj Dni powszednie, czyli materiał do zbudowania dramatu rozpisanego na dwa głosy to utwór opowiadający o doświadczeniu pokoleniowym, jakim jest przeprowadzka z małej miejscowości do dużego miasta, próbie odnalezienia się w nowych warunkach. Bohaterki na początku są zachwycone wszystkim. Niestety z czasem przestają się cieszyć, a wstyd przed powrotem w rodzinne strony nie pozwala im na przeprowadzkę. Niemożność odnalezienia się w nowym miejscu powoduje, że kobiety coraz częściej odwiedzają szpitale psychiatryczne.

Na dostrzeżenie zasługuje także inny autor, który objawił się jako dramaturg. Mam tu na myśli byłego redaktora „Politechnika”, prozaika Andrzeja Sienkiewicza. Opracował on dramat Kocina w śmietanie[36], którego fragment został opublikowany w kwartalniku „Pro Libris”.

9.

Świadomie zrezygnowałem w przywoływanych publikacjach z zamieszczania interpretacji publikowanych dramatów, pozostawiając to przyszłym inscenizatorom i reżyserom, a też widzom i krytykom teatralnym. Swoje refleksje pomieściłem na portalu e-teatr, a także w innych wydawnictwach, m.in w artykule Dramat lubuski w poetyce przestrzeni otwartej i postindustrialnej[37], a ich przedruki zgromadzono m.in. w tomie Teatr małej ojczyzny[38].


[1]  Antologia dramatu lubuskiego, teksty wybrał, posłowiem i notami biograficznymi opatrzył A. Buck, Zielona Góra 2011.
[2]  Antologia dramatu lubuskiego, wydanie II, uzupełnione, pod red. A. Bucka, Zielona Góra 2022.
[3]  Moment wejścia. Almanach młodej poezji Ziemi Lubuskiej, red. A.K. Waśkiewicz, Poznań 1976.
[4]  Rozpoznani spośród. Almanach młodej poezji zielonogórskiej1976-1996, red. C. Markiewicz, Zielona Góra 1997.
[5]  I wspomnisz, i pomyślisz o mnie…, red. J. Koniusz i R. Rudiak, Zielona Góra 2011.
[6]  Zielone krajobrazy: antologia prozy pisarzy Ziemi Lubuskiej, red. A.K. Waśkiewicz, Poznań 1975.
[7]  M. Turski, Takie to były czasy, Zielona Góra 1973.
[8]  kid, Prawdziwe oblicze – odsłona druga, „Gazeta Lubuska” 1995, nr 45 z 20 lutego.
[9]  syl, Benefis pani Janiny, „Gazeta Lubuska” 1998, nr 18, s. 16.
[10]  https://bip.zielonagora.pl/system/obj/71766_REJESTR.pdf [dostęp: 30 grudnia 1997].
[11]  Z. Łukaszewicz, Irena Kubicka, [w:] Mój alfabet albo prztyczki i potyczki, Warszawa – Zielona Góra 1993, s. 97-99.
[12]  I. Kubicka, A. Zatrybówna, Ocalenie, Warszawa 1962.
[13]  J. Łastowiecki, Specyfika odbioru słuchowiska radiowego (na przykładzie polskich realizacji gatunku), Toruń 2019.
[14]  Zob. „Bibliotekarz Gorzowski” 2021, nr 2, s. 4-15.
[15]  „Zeszyty Teatralne” 1997, nr 207.
[16]  „Zeszyty Teatralne” 1997, nr 234.
[17]  Zob. www.mojteatr.pl.
[18] „Zeszyty Teatralne” 2006, nr 265.
[19]  „Zeszyty Teatralne” 2007, nr 273.
[20]  „Dialog” wrzesień 2006, nr 9.
[21]  A. Buck, Dramat lubuski w kontekście rekonstrukcji historii i przestrzeni lokalnych, „Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach” 2015, nr 3296: Teatr historii lokalnych w Europie Środkowej, s. 105-124; tegoż, Teatr małej ojczyzny. Szkice do dziejów Lubuskiego Teatru 1951-2010, Zielona Góra 2021.
[22]  Program do premiery I. Kusiak, Zapach żużla (marzec 2010).
[23]  J. Łastowiecki, „Przez wieś ojca i matki boskiej ceglanej”, czyli reanimacja zielonogórskiego teatru wyobraźni, „Pro Libris” 2023, nr 5 (86), s. 77-81.
[24]  Tegoż, Czytelnia dramatu – kilka słów o cyklu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im Cypriana Norwida w Zielonej Górze, „Filologia Polska” 2023, s. 273-278.
[25]  A. Buck, Teatr „małej Ojczyzny”. Szkice do dziejów Lubuskiego Teatru 1951-2010, Zielona Góra 2019, s. 429-442.
[26]  Por. Z. Raszewski, Partytura teatralna, [w:] Wprowadzenie do nauki o teatrze. Dramat – teatr, t. 1, red. J. Degler, Wrocław 1976.
[27]  Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski w wyborze Romana Pawłowskiego, red. H. Sułek, Kraków 2006; R. Pawłowski, Dramaturgia niemoralnego niepokoju, [w:] tamże, s. 5-11; Pokolenie Porno i inne niesmaczne utwory teatralne. Antologia najnowszego dramatu polskiego w wyborze R. Pawłowskiego, wstęp R. Pawłowski, Kraków 2004.
[28]  I. Kiec, Dyrektor kazał zrobić kabaret! Pod Leooooooonem!, [w:] tejże, Wyprzedaż teatru w ręce błazna i arlekina czyli o kabarecie, Poznań 2001.
[29]  Szacun, panie Jurandot! Ballady podwórkowe na wesoło, Zielona Góra 2018.
[30]  50 lat minęło… szopka pióra Edwarda Mincera, red. A. Buck, Zielona Góra 2001.
[31] J. Łastowiecki, Obywatele świata z odzysku, „Pro Libris” 2013, nr 1 (42).
[32] „Zeszyty Teatralne” 2014, nr 307.
[33] M. Fertacz, Trash Story, fragment sztuki.
[34]  Por. J. Marcinkowska, My, dzieci z bloków, „Pro Libris” 2023, nr 3, s. 133-135.
[35]  J. Fainstein, Mama ma szorstkie ręce. Dramat w II aktach, Zielona Góra 2023.
[36]  Zob. „Pro Libris” 2024, nr 2 (88), s. 47-52.
[37]  A. Buck, Dramat lubuski w kontekście rekonstrukcji historii i przestrzeni lokalnych, „Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach” 2015, nr 3296: Teatr historii lokalnych w Europie Środkowej, s. 105-124.
[38]  Tegoż, Teatr małej ojczyzny. Szkice do dziejów Lubuskiego Teatru 1951-2010, Zielona Góra 2021.

The post Dramaty, dramatki, dramatiwki appeared first on Pro Libris.

]]>
Podróż przez krąg życia (fragment) https://prolibris.net.pl/podroz-przez-krag-zycia-fragment/ Mon, 28 Oct 2024 09:01:18 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14390 Estera Stupeń

The post Podróż przez krąg życia (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>

Estera Stupeń

Podróż przez krąg życia

(fragment)

Stadion dla biedronki. Intrygujące. Co wspólnego ma stadion z biedronką? Kto buduje takie obiekty i w jakim celu? Czyżby to wytwór człowieka miał służyć wytworowi przyrody? Zazwyczaj sytuacja jest odwrotna. Pytania te nasuwają się już po pierwszym spojrzeniu na tytuł utworu Ireny Dowgielewicz – Stadion dla biedronki, skłaniając do zagłębienia się w wiersz. Ciekawość sama niesie poprzez kolejne wersy i strofy, by rozwikłać zagadkę stadionu dla biedronki.

Utwór ten to monolog człowieka, który ma odwagę widzieć więcej – to, czego inni zdają się nie dostrzegać lub od czego celowo odwracają wzrok. Co ciekawe, jego adresatką nie jest tytułowa biedronka. Wiersz rozpoczyna się zwrotem do Ziemi. W każdym kolejnym wersie Autorka używa swojego poetyckiego pędzla, by jak najbardziej precyzyjnie namalować w głowie odbiorcy jej obraz. Ziemia to „ojczyzna ludzi, dziedzictwo zwierząt, carstwo wielkogłowej kapusty i pąków lipowych, matka kamieni, szczodra rodzicielka delikatnej tkaniny kurzu”. Wszystkie te określenia kojarzą się z pięknem, troską, wrażliwością. Są podniosłe i dumne. Wskazują, jak ważne i różnorodne funkcje, formy i role przyjmuje Ziemia, jak również uświadamiają, jak duży szacunek i dbałość jej się należą.

Niestety, czytając dalsze wersy, dociera się do smutnej prawdy. Ludzie biorą od Ziemi więcej, niż oddają jej w zamian. Opierają szczęście i wizerunek na rzeczach, przedmiotach. Pragną posiadać. Zagarniają jej przestrzeń kawałek po kawałku. Jak dobra, opiekuńcza piastunka pozwala dzieciom na zabawę, tak Ziemia pozwala jednak na budowę ich „głupawych domków i nadętych domiszcz”. To „tolerancyjna gospodyni węgla i uranu”, która mimo faktu, że pierwiastki te są dla niej szkodliwe, nie wyprasza ich. Wręcz przeciwnie, jako dobra pani swego domu pokornie znosi ich niebezpieczne właściwości. Mimo wielu krzywd, niczym „cierpliwe zwierzę, które można ranić i głaskać”, nieustannie z głęboką ufnością ofiarowuje wszystko to, co ma najlepsze.

Na szczęście, oto jest ktoś, kto wreszcie dostrzegł tę nierówną relację: „ciebie wielbimy chwaląc bełkot własny, ciebie obejmujemy w naszych łożach ciasnych […] ciebie stroją uczeni, mianując pogody”. Podmiot liryczny zdaje się być zawiedziony tym, co obserwuje. Kolejnymi, hucznie oklaskiwanymi, przemówieniami utartych frazesów, które Ziemię chwalą, a jednocześnie nie przynoszą większych zmian na lepsze. Zwraca uwagę, że ludziom wydaje się, iż gromadząc przedmioty, zdobywają świat na własność. Mają go we własnych rękach, kształtując rzeczywistość, a tymczasem nadmiar rzeczy powoli ich przytłacza. Zamiast poczucia szczęścia, doprowadza wreszcie do uczucia pustki. Co więcej, ludzie wciąż wydają się próbować konkurować z Ziemią – ulepszają technologie, odczytują sygnały. Starają się iść krok przed naturą, by zdobyć przewagę nad jej zjawiskami. […]

Stadion dla biedronki niejako zabiera nas w podróż przez krąg życia – rodzimy się, łączymy z naturą, wpływamy na nią, niszczymy ją, a później stajemy się jej elementem. W ostatecznym rozrachunku to ona wygrywa jeden do zera.

Utwór ten pozostawia słodko-gorzki smak. Jego przesłanie można odczytywać na wiele różnych sposobów. Z jednej strony jest to wyraz wdzięczności dla Ziemi – za to, że otwiera ramiona i swój dom dla człowieka, obdarzając kolejne pokolenia bezwarunkowym zaufaniem. Raz po raz wybacza błędy i daje kolejne szanse na ich naprawę. Skłania także do refleksji nad tym, co tracimy, pozornie zyskując, zmuszając do zetknięcia się twarzą w twarz z pytaniem: czy opamiętanie przyjdzie we właściwym momencie? Wreszcie zachęca, by zwolnić i cieszyć się pięknem natury, póki ma się na to czas – życie jest bowiem kruche i nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek stanie się kolejnym stadionem dla biedronki.

 

The post Podróż przez krąg życia (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>
Czy to żart? (fragment) https://prolibris.net.pl/czy-to-zart-fragment/ Mon, 28 Oct 2024 08:27:49 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14352 Kamila Sadlak

The post Czy to żart? (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>

Kamila Sadlak

Czy to żart?

(fragment)

[…] Wiersz skłania do naszkicowania następującego obrazu: Ziemia to planeta, która daje schronienie ludziom. Ci z kolei, dzięki swojemu zaangażowaniu, przyczyniają się do tego, że Ziemia staje się dziedzictwem dla zwierząt, które odnajdują tu bezpieczeństwo i opiekę. Ponadto zwraca się uwagę na inne aspekty istnienia owej planety – dzięki korzystnym warunkom atmosferycznym wzrastają tu rośliny, z ziemi „wyrastają” kamieniste wzgórza. Uosobiona Ziemia-rodzicielka, płodna, gdyż zsyłająca człowiekowi tak wiele dóbr, otula ziemię delikatną warstwą kurzu, widoczną w promieniach letniego słońca. Ta część wiersza (idąc tropem, by wydzielić w utworze trzy zróżnicowane pod kątem merytorycznym segmenty) bez wątpienia ma charakter pochwalny i budzi w czytelniku bliskie skojarzenia z ideą franciszkanizmu.

Część druga, daleka od wcześniejszej nieco idyllicznej, akcentuje inne oblicze człowieka. Przedstawiciel Homo sapiens nie jest już tylko szczęśliwym, wdzięcznym, pomnażającym dary Stwórcy stworzeniem – jawi się także jako czynnik degradujący Ziemię. W jaki sposób? Stawia „głupawe domki” i „nadęte domiszcza”, zapominając o ludzkim przywileju miłości, zrozumienia oraz empatii. Użyte epitety sytuują człowieka w niezbyt korzystnym świetle. Jakże przeciwnie jawi się tu jego wizerunek w stosunku do tego, który zaprezentował Czesław Miłosz w wierszu Dar.

Podmiot liryczny jest częścią większej zbiorowości (ojczyzny, narodu), włącza siebie w to grono, używając pierwszej osoby liczby mnogiej. Jednocześnie dokonuje czegoś na kształt spowiedzi, wskazując na swego rodzaju przewinienia społeczeństwa względem Ziemi. Mowa nie tylko o bełkocie (niedostatecznym wykorzystaniu rozumu przez człowieka, być może mętnej, pijackiej mowie), lecz także o grzeszności cielesnej, którą konotują „ciasne łoża”. Rzeźba młodych chłopców przywodzi na myśl ponadczasowy topos człowieka artysty (mitologicznego Prometeusza, stwarzającego człowieka z gliny). Co ciekawe, podmiot liryczny wyłamuje się z grona ludzi uczonych, pozostaje niejako zdystansowany. Świadczą o tym słowa: „ciebie stroją uczeni, mianując pogody” – pierwsza osoba liczby mnogiej zostaje zastąpiona osobą trzecią.

Wieńczące wiersz dwa wersy końcowe stanowią kwintesencję utworu. W nich bowiem zawiera się wyczekiwana puenta – i to jakże zaskakująca! Summa summarum, Ziemia czyni z człowieka „stadion dla biedronki”. Na tym etapie, podczas pierwszego spotkania z tekstem Dowgielewicz, czytelnik może czuć się zdezorientowany. Cóż to bowiem ma znaczyć: człowiek stadionem dla biedronki. Czy to żart? Koncept poetki robi wrażenie i mimo żartobliwego wydźwięku, po przemyśleniu wzbudza raczej smutek. Człowiekowi przeznaczony jest nieuchronny los, gdyż – jak głosi Księga Rodzaju Starego Testamentu – „jesteś prochem i w proch się obrócisz” (Rdz 3, 19)[1]. Od wieków wykorzystywany topos vanitas, umiłowany zwłaszcza przez twórców romantycznych oraz barokowych, zostaje przez polską poetkę wyeksploatowany, otwierając tym samym nieskończenie wiele nawiązań.

Na zakończenie trzeba również wspomnieć o tropie interpretacyjnym, który narzuca pierwszy wers. Trudno nie powiązać tych słów z niełatwym do zidentyfikowania gatunkowego filozoficznym tekstem Antoine’a de Saint-Exupéry’ego pt. Ziemia, planeta ludzi. W pięknym, widzianym oczami bohatera poetyckiego Dowgielewicz świecie Ziemia – pasmo traw, świerków i Karpat – jest tą, której bohaterowie powiastki filozoficznej szukają. „Czuliśmy się zagubieni w przestrzeni międzyplanetarnej, wśród stu niedostępnych planet szukaliśmy jedynej planety prawdziwej, naszej planety, jedynej, gdzie były bliskie nam krajobrazy, przyjazne domy, kochani ludzie”[2]. Szukali planety, tej ojczyzny ludzi, tego dziedzictwa zwierząt, o którym pisała Dowgielewicz.


[1]  Księga Rodzaju, [w:] Pismo Święte Nowego i Starego Testamentu, Gliwice 2002, s. 9.
[2]  A. de Saint- Exupéry, Ziemia, planeta ludzi, przeł. W. i Z. Bieńkowscy, Wrocław 1996, s. 17.

The post Czy to żart? (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>
Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) https://prolibris.net.pl/krotkie-przeblyski-nagle-iluminacje-fragment/ Mon, 28 Oct 2024 08:20:55 +0000 https://prolibris.net.pl/?p=14342 Joanna Marcinkowska

The post Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>

Joanna Marcinkowska

Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje

(fragment) 

Od pierwszych wersów możemy zauważyć, że podmiot liryczny w wierszu Ireny Dowgielewicz Stadion dla biedronki proponuje formę inwokacji. Całą swoją wypowiedź poświęci on pochwale ziemi jako wartości w jego życiu nadrzędnej. Rozszerzając tę myśl, będzie wypowiadał się nie tylko w swoim imieniu (świadczy o tym użycie czasowników w liczbie mnogiej: „wielbimy”, „obejmujemy”, „nazywamy”).

W kolejnych wersach zauważa kluczową rolę ziemi w funkcjonowaniu żywych organizmów: „dziedzictwo zwierząt” to również to, co my, ludzie odziedziczyliśmy po nich i jest to też niegasnąca ciekawość, dotycząca ich życia. Nadal poznajemy zwierzęta i ich zwyczaje, podobnie jak rośliny („carstwo wielogłowej kapusty i pąków lipowych”): podmiot zauważa, że mamy do czynienia z czymś na kształt kraju, rządzonego przez władcę absolutnego. Carstwo jest przecież nad królestwami i ma pod sobą królestwa wszystkich istot. Podmiot nazywa ziemię także „matką kamieni” – kamień jawi się jako coś ważnego, pewna podstawa istnienia. Wartość kamienia zauważyła już Wisława Szymborska w Rozmowie z kamieniem: „Chcę wejść do twego wnętrza/ rozejrzeć się dookoła/ nabrać ciebie jak tchu”. Wydaje się, że poznanie jego istoty gwarantuje prawdziwe przeniknięcie natury. Swoisty matriarchat w wierszu Dowgielewicz jest niemal rodem z Herberta i jego Kamyka: „kamyk jest stworzeniem/ doskonałym” – matka zawsze uważa swoje dziecko za doskonałe, stąd podmiot Stadionu podkreśla te twory natury.

Następnie podmiot kontynuuje określanie ziemi jako matki, która jest też opiekuńcza: „delikatna tkanina kurzu” określona jest tutaj niemal jako dar, który nas chroni, przykrywa, osłania. Tworzy barierę ochronną, taką jak wokół planety Ziemi warstwa ozonowa, niwelująca skutki ultrafioletowego promieniowania Słońca. Jednocześnie te dobra są zawieszone „na słonecznej smudze”, czyli zauważamy je tylko podczas krótkich przebłysków, chwil, w których doświadczamy nagłej iluminacji. Wtedy tajemnica przenika „złotawym drżeniem” na ulotnym promieniu światła. Dodatkowo to „drżenie” można uznać za gęsią skórkę, którą obserwujemy, kiedy dosięga nas promień światła.

Podmiot zwraca uwagę, że na ziemi człowiek stawia różne budynki i inne formy schronienia (mnóstwo jest przecież „głupawych domków i nadętych domiszcz”). Ziemia musi natomiast te wszystkie (czasem irracjonalne) pomysły unieść. Jednocześnie ziemia dla podmiotu lirycznego to „gospodyni węgla i uranu” – rozdaje elementy przetrwania, pozwala z nich korzystać. Ten fragment kojarzy się z jedną ze zwrotek Nienasycenia zespołu Coma: „Dawkujesz mi siebie/ Jak lek na przetrwanie rozłąki i westchnień/ Już nie mam cię prawie, bo giniesz A chciałbym cię więcej i więcej”. Zasoby naturalne, które wydobywamy z wnętrza ziemi, wydają się być nieskończone (i ludzie chcieliby, żeby takie były), jednak świadomość tego, że kiedyś ich zabraknie, sprawia, że podmiot chciałby ziemię udobruchać i przebłagać, żeby jako „gospodyni” dbała o ich wieczny dostatek.

Animizacja ziemi przez przyrównanie do „cierpliwego zwierzęcia” to deklaracja tego, że podmiot wie, iż miejsce, w którym żyje, jest oswojone, ujarzmione, a do tego potrafi znosić różne ekscesy, które serwują ludzie. Ziemia urasta w wyobraźni podmiotu do wielkiego, zielonego zwierzęcia, „obrosłego szczeciną trawy, świerków”. Tu znowu mamy odniesienie do ojczystej przyrody z Inwokacji epopei Adama Mickiewicza: „Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną/ Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych”. Zieleń przyrody to coś, co kojarzy się podmiotowi najlepiej: jest miękkie w dotyku jak sierść domowego zwierzęcia czy matczyne ubranie oraz miłe dla oka, przywołujące najlepsze wspomnienia.

Natura mówi prostym językiem: wszystkie jej zależności są logiczne, choć nie znamy nadal całości wewnętrznych powiązań. To sprawia, że ziemię „wielbimy, chwaląc bełkot własny” – jako ludzie mamy w sobie za dużo słów, a przy tym wciąż nie wszystko potrafimy nazwać i dobrze opisać […].

The post Krótkie przebłyski, nagłe iluminacje (fragment) appeared first on Pro Libris.

]]>